Red. Grzegorz Miecugow w „Innym punkcie widzenia” rozmawiał z chirurgiem prof. Markiem Szczepkowskim. Poruszyli m.in. temat pakietu onkologicznego. Profesor, chwaląc sam pomysł, miał zastrzeżenia do pakietu.
Nie sprawdzono czy wdrożenie tego pakietu nie odbędzie się kosztem innych specjalności. Warto byłoby najpierw przetestować działanie pakietu w ograniczonym zakresie, czego nie zrobiono.
Nieznana jest kalkulacja – ile będzie kosztowało pełne stosowanie tego pakietu. Opierając się na wyliczeniach konsultanta krajowego chirurgii ogólnej (85% guzów nowotworowych operowane jest na oddziałach chirurgii ogólnej) można przeprowadzić taką orientacyjną kalkulację:
– Diagnostyka jednego pacjenta aż do rozpoznania choroby kosztuje około 1700 zł.
– Aby stwierdzić 1 przypadek choroby trzeba przebadać 15 pacjentów podejrzanych o chorobę nowotworową.
– Co roku w Polsce zapada na nowotwory 150.000 osób.
1700x15x150.000 daje około 4 mld zł. To są koszty samego wykrycia choroby, a jeszcze do tego dochodzą koszty leczenia.
Prawdopodobnie całkowita suma przekracza możliwości finansowe służby zdrowia jeśli nie zabierze się pieniędzy z innych specjalności.
* * *
Wszystko się rozmywa. Najbardziej emocjonujące wiadomości medialne z czasem bledną i ulegają zapomnieniu, a politycy, którzy byli ich bohaterami, jak gdyby nigdy nic wracają na scenę i dalej nas pouczają o tym co dobre a co złe.
Słuchając np. pana Marka Jurka, którego niezłomność zasad i przywiązanie do religii katolickiej są tak podkreślane i cenione przez pracowników mediów, jakoś nie mogę zapomnieć o tym że pojechał swego czasu złożyć hołd Pinochetowi – odpowiedzialnemu za morderstwa i tortury tysięcy Chilijczyków. Widocznie nauki Jezusa dotyczące miłości bliźniego i wybaczania nawet wrogom nie obejmują ludzi lewicy, przynajmniej w umyśle tego standardowego polskiego katolika.
Pani Maria Czubaszek, której dowcip lubię, parokrotnie półżartem wyrażała żal, że pana Hofmana na stanowisku rzecznika PiS zastąpił pan Mastalerek, bo pana Hofmana oglądało się lepiej. Także wielu dziennikarzy wyraża ten pogląd już bez żartu i mają nadzieję że pan Hofman jeszcze wróci. Mnie nie brakuje pokazów chamstwa i cynizmu jakie urządzał pan Hofman i wolę mniej agresywne krętactwo pana Mastalerka. Ale liczy się show i dlatego zaprasza się do mediów każdego, nawet skompromitowanego polityka, żeby tylko się działo.
Głośna sprawa z zegarkami pana Nowaka została sprowadzona do jakiegoś nieporozumienia – ot nie wpisał zegarka do swojego oświadczenia majątkowego, a przecież np. Janusz Palikot zapomniał wpisać że ma samolot. Tylko że to są dwie różne sprawy. Pan Palikot nabył samolot za własne pieniądze w czasach kiedy był przedsiębiorcą, a panu Nowakowi zarzucano, że pojawiał się z bardzo drogimi (kilkoma różnymi) zegarkami w czasach kiedy był politykiem, ministrem. Tego rodzaju drogie rzeczy mogą sugerować, że otrzymał je w prezencie jako łapówkę za załatwienie komuś jego biznesowej sprawy. Ale jakoś ten wątek zanikł i wszystko skupiło się na nieszczęsnym niedopatrzeniu wpisania jednego zegarka. Prokuraturze nie przeszkadzało to, że pan Nowak podawał kolejno coraz to inne wersje dotycząc zegarka. Najpierw opowiadał, że nie wpisał go do oświadczenia, bo pożyczył go od kolegi biznesmena. Potem że zegarek dostał od żony, a zapomniał go wpisać. Potem, że zegarek kupił dla niego kolega, bo sam Nowak nie chciał pokazywać się w sklepie. Na dowód pokazał rachunek z 8 marca 2011 roku. Tu okazało się, że redakcja, która sprawę ujawniła, posiada zdjęcia, na których pan Nowak ma na ręku ten zegarek tydzień wcześniej zanim – według niego – został kupiony.
A inne zegarki? A to takie zabawy kolegów polityków i biznesmenów, że wymieniają się na jakiś czas drogimi zegarkami.
Kolegom z polityki, jak się od czasu do czasu dowiadujemy, brakuje Nowaka i kto wie czy po okresie kwarantanny nie wróci do nich.
* * *
Cat-Mackiewicz w książce „Stanisław August” pisał: – Ciekawe jest, że Polska – dająca sobie Rosji narzucać prawa, królów i politykę – nie uznawała tytułu cesarskiego, przywłaszczonego sobie przez Piotra Wielkiego, i wciąż nazywała cesarzy rosyjskich tylko carami, co ciągle budziło różne komplikacje, najzupełniej zbędne. Ale tak u nas stale – hierarchia ważności, spraw politycznych stoi zawsze na głowie, poświęca się sprawy najważniejsze dla spraw w ogóle nie mających żadnego znaczenia, dla jakiegoś głupiego frazesu.
To chyba tradycja polskiej polityki – drażnić rosyjskich władców. Polska nie może zaszkodzić Rosji, ale stara się ją drażnić.
Ileż to kombinacji wymyślono aby tylko nie zaprosić Putina na obchody rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, a przy okazji podważyć udział Rosjan w wyzwalaniu tego obozu. Pan Schetyna przypisał wyzwolenie obozu Ukraińcom. Prof. Łagowski proponuje, aby idąc dalej tym torem (wspieranym przez prezydenta Komorowskiego), ustalić, który z żołnierzy na pomniku „czterech śpiących” jest Ukraińcem i jego tylko zostawić, a resztę usunąć. Kto wie, czy „patrioci”, którzy nie mają poczucia humoru, nie podchwycą takiego pomysłu.
Sprawa pomnika też stała się ważnym elementem walki politycznej i podkreślania, że Armia Czerwona nie przyniosła wyzwolenia z niewoli (a przynajmniej nie tylko), ale nowe zniewolenie. Wielu „patriotów” protestuje przeciwko pozostawieniu tego pomnika braterstwa broni żołnierzy polskich i radzieckich.
Obawiam się, że na fali nowej „polityki grobowej”, kiedy postuluje się usunięcie z cmentarzy grobów politycznie nieodpowiednich osób, następnym postulatem oszołomów będzie weryfikacja 600.000 grobów żołnierzy radzieckich, którzy zginęli wyzwalając Polskę. To trudne ambitne zadanie, bo trzeba będzie ustalić narodowość, a także przynależność partyjną poległych. Nie każdy z nich zasłużył na przywilej leżenia w polskiej ziemi.
Strach pomyśleć co się stanie jeśli w przyszłości nasze stosunki z Ukrainą się pogorszą i trzeba będzie ustalać banderowską przeszłość niektórych poległych żołnierzy.
* * *
Przywykliśmy już do rasistowskich napisów i rysunków na ścianach. Nawet kiedy policji uda się złapać sprawców, co ma miejsce rzadko, to ich działania traktowane są jako posiadające małą szkodliwość społeczną. Nie udaje się też złapać sprawców napadów na ciemnoskórych cudzoziemców czy mieszane polskie małżeństwa. Natomiast mocno nagłaśniane są takie przypadki, które mają miejsce w innych krajach.
Najwięcej w tej sprawie robią Niemcy. Łapią sprawców, delegalizują partie nazistowskie czy rasistowskie, protestują w licznych marszach przeciwko przypadkom szowinizmu i złego traktowania imigrantów, zresztą jest tak nie tylko w Niemczech.
Tymczasem w Warszawie, w centrum miasta, w sąsiedztwie Punktu Info dla Migrantów stale pojawiają się na ścianach rysunki i napisy takie jak „SS”, „White Power”, „Potniemy was”, „Zaje…my was lewackie k…”. Działacze kampanii HejtStop zamalowują je, ale niemal natychmiast pojawiają się nowe. Policja nie wpadła na pomysł żeby zaczaić się na sprawców, złapać i potem pociągnąć ich do odpowiedzialności – niechby zapłacili za zniszczenia, jak ci którzy podpalali tęczę na Pl. Zbawiciela.
Ale niech ktoś się odważy powiedzieć, że wśród Polaków są rasiści, że Polacy nie są tolerancyjni – o, to już jest szkalowanie wspaniałego narodu.
* * *
Sąd ponownie przekazał prokuraturze sprawę Antoniego Macierewicza, aby ta ustaliła czy w czasie kiedy weryfikował on raport w sprawie Wojskowych Służb Informacyjnych, był funkcjonariuszem państwowym, czy osobą prywatną.
Prosty umysł nie pojmie tych subtelności prawniczych, bo wydaje się, że osoba prywatna nie mogła mieć dostępu do najtajniejszych materiałów wywiadu, a jeśli miała, to albo ktoś za to odpowiada, albo uzyskała ten dostęp nielegalnie, a więc już powinna siedzieć.
Okazuje się, że można rozpieprzyć wywiad wojskowy, ujawnić jego tajemnice i podać nazwiska agentów, ale prawo nie widzi w tym żadnego przestępstwa.
* * *
Wszyscy są strasznie oburzeni, że mistrzostwo świata w szczypiorniaku zdobył Katar. Po pierwsze, drużyna Kataru składa się nie z rodowitych Katarczyków ale z kupionych piłkarzy z różnych krajów. Po drugie, są zastrzeżenia do bezstronności sędziów.
Jakoś nikt się nie dziwił kiedy swego czasu czarnoskóry piłkarz Olisadebe otrzymał błyskawicznie polskie obywatelstwo, a także kiedy u różnych piłkarzy, przydatnych w kadrze piłkarskiej, szukano tzw. polskich korzeni.
Sport już dawno przestał być szlachetną walką o zwycięstwo najlepszego. Na porządku dziennym są afery dopingowe i stały wyścig między sportowcami i lekarzami wykrywającymi różne formy dopingu. Sport to ogromne pieniądze, przede wszystkim dla organizatorów. Jeszcze mój przyjaciel pamięta czasy kiedy żeglarstwo było sportem uprawianym dla przyjemności, gdzie spędzało się dużo czasu szykując sprzęt na lato, a pieniądze się wykładało własne. To se ne wrati, chyba że uprawia się dyscypliny którymi nie interesują się media.
PIRS



„Wszyscy są strasznie oburzeni, że mistrzostwo świata w szczypiorniaku zdobył Katar. ”
.
No nie wiem. Mistrzostwo zdobyła Francja.
Ale rząd dokooptował sobie popisowego (POPIS! – śmiesznie wyszło) Kamińskiego aka Misiek i będzie wspaniale!
.
A pan Rostowski skutecznie uwali reformy, które miał zamiar wprowadzać Janusz Lewandowski. I będzie jeszcze lepiej!
Dodajmy z kronikarskiego obowiązku, że ów Kamiński, (razem z red. Wołkiem i wymienionym w tekście Jurkiem) był z hołdowniczą wizytą u Pinocheta.
w sprawie Kataru, Olisadebe i innych Perquisow:
.
Chciałem zwrócić uwagę, że
1. drobna różnica jest
Olisadebe w związku małżeńskim z Polką, obywatelstwo i tak by dostał, chociaż pewnie nie tak ekspresowo.
Wyszukiwanie polskich korzeni było możliwe, bo one były, a nie zostały wymyślone. W przypadku Katarczyków z byłej Jugosławii ciężko o takie.
2.
To nie jest tak, że „nikt się nie dziwił”. Było sporo zastrzeżeń, kiedy obywatelstwo otrzymywał Oli. Podnoszono choćby kwestię innego czynnego, grającego wtedy w Polsce (dla Widzewa Łódź) piłkarza – Andrieja Michalczuka, urodzonego w ZSRR Ukraińca – od 12 lat grającego w Polsce (10 lat dla Widzewa, z ogromnym wkładem w jego sukcesy) bezskutecznie się o obywatelstwo starającego.
Perquis, Obraniak, Cionek itd. często nazywani są „farbowanymi lisami” a reprezentacja Polski z nimi w składzie reprezentacją PZPN, a nie Polski. Nie wszędzie (na pewno nie w TVP, która chce na mecze reprezentacji jak najwięcej osób przed odbiorniki przyciągnąć) ściąganie niePolaków do reprezentacji spotyka się z oburzeniem. Ale jednak jest bardzo duże kibicowskie środowisko, któremu to przeszkadza i które z wielką radością przyjęło odrodzenie kadry, zwycięstwo z Niemcami tuż po tym, jak się z „farbowanymi lisami” pożegnano.
Nie jest więc tak, że w Katarze to oburza, a w Polsce wszyscy przymykają oczy. Podobno sam prezes PZPN, Zbigniew Boniek, ma nieprzychylny stosunek do upolszczania Niemców, Francuzów itp.
Z drugiej strony nie pamiętam, żeby powoływanie do kadry koszykarzy „Józka” (Joe McNull, Amerykanin – gracz Śląska Wrocław) wzbudzało takie emocje.
Chodziło mi o komentarze w telewizji i w gazetach a nie o postawę takiego czy innego działacza. Zwykle łatwiej się widzi źdźbło w oku bliźniego a zapomina…
Katar po prostu doszedł do ściany wystawiając reprezentację z samych „nabytków”. To jest jednak jakieś przekroczenie granicy, choć ma pan rację, nie oni ten trend zaczęli i też wypadałoby się walnąć w klatkę piersiową.
*
Co do grobów żołnierskich to mam nadzieję, że pańska prognoza się nie sprawdzi, bo w ostatnich latach zauważyłem ciekawe zjawisko. Coraz więcej osób z byłego ZSRR nawiązuje kontakty z Polakami celem odnalezienia grobów swoich bliskich. Sam mam z tym do czynienia i widzę, że te kontakty przeradzają się z czasem w bardzo życzliwe znajomości, są podtrzymywane itd.
A młode chłopaki wdrożone go cmentarnych poszukiwań naprawdę potrafią prześcignąć Indianę Jonesa 🙂 I to jest bardzo fajne.
No, ale oni chyba nie są patriotami.
Tych ludzi od niszczenia grobów nie nazwałbym patriotami, nawet w cudzysłowie. (pomijając, że ten styl używania cudzysłowu mnie brzydzi, coś jak używanie na drodze sygnału ostrzegawczego dla wyrażenia własnej złości, albo przestrachu.) To osobniki o wypaczonym światopoglądzie, nie opartym na żadnym spójnym systemie moralnym. Pozwala im to, jak przed trzystu – i więcej – laty, odmówić komuś człowieczeństwa, bo toczyliśmy wojnę z ich władcami, albo mają po prostu inny nos, albo kolor skóry. Czterdzieści lat temu zobaczyłem we wrocławskim Zoo górę granitowych nagrobków z niemieckiego cmentarza. Jako budulec dla rozbudowy nowych wybiegów dla zwierząt. Nie staram się tego zapomnieć, choć właśnie ten fakt policzkuje moje uczucia patriotyczne. Tolerancja dla takich zachowań obraża mnie i poniża. Bo oni przyklejają własną etykietkę na moim własnym czole, tylko dlatego, że nie mogę się ich wyprzeć. Czy rzeczywiście? Może w końcu napiszemy nową wersję tego co polskie i niepolskie i wyrzucimy ich poza nawias, albo przynajmniej na margines, jak meneli i kryminalistów? Inaczej IPN znów rozkwitnie nowymi barwami i zapaszkami.
W pełni podzielam ten pogląd.
Mam problem z patriotyzmem. Jest to termin uważany za bezwarunkowo dobry i chroniony jako świętość, więc oczywiście większość ludzi uważa się za patriotów i specjalnie nad tym nie zastanawia.
Za Wikipedią: Patriotyzm – postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar; pełna gotowość do jej obrony, w każdej chwili. Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, a także gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Patriotyzm oparty jest na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością.
Ważne w patriotyzmie jest pojęcie Ojczyzna. Dla kogo lub czego miałbym poświęcić życie i zdrowie? Przed czym (poza zbrojnym atakiem z zewnątrz) miałbym ojczyzny bronić?
Jeśli ktoś mówi niewygodne prawdy o moich rodakach to nie czuję się w obowiązku oburzać. Obce są mi też reakcje typu „wiemy, że jest źle, są świństwa, ale najważniejsze żeby się cudzoziemcy o nich nie dowiedzieli, bo będzie wstyd”.
Mój patriotyzm jest raczej ogólnoludzki i wspierałbym i bronił tego, co uważam za człowieczeństwo, bez względu na pochodzenie, rasę czy przynależność ludzi. Moją ojczyzną jest cała Ziemia i źle się czuję kiedy nawet w odległych od Polski miejscach dochodzi do aktów zła.
Nawet jeśli idzie o sport, to chciałbym by wygrywali najlepsi, a nie żeby moja drużyna wygrała za wszelką cenę, dzięki jakimś niedopatrzeniom sędziego czy machlojkom, mimo że jest słabsza od drużyny przeciwnika. Nie umiem się cieszyć z takiego zwycięstwa.
Dziwi mnie namiętna identyfikacja kibiców z drużynami klubowymi, w których grają przecież wynajęci sportowcy, często sprowadzeni z zagranicy, a po sezonie sprzedawani do innych klubów. A już zupełnie niezrozumiałe są dla mnie tzw. ustawki, kiedy kibice jednej drużyny umawiają się na prawdziwe bitwy z kibicami innej drużyny, kalecząc się i zabijając. Tu słowo „patriotyzm” jest samousprawiedliwieniem dla ograniczoności i zdziczenia ludzi, którzy po prostu pragną takich mocnych wrażeń i wyładowania nienawiści, dla której poszukują jakiegokolwiek obiektu.
Chciałbym żeby mądrość i dobre uczucia były udziałem rodaków, wśród których żyję i żeby wyrażały się w rządzeniu i stanowionych tu prawach. Nie czuję się w obowiązku bronić głupoty czy draństwa tylko dlatego że to są nasze draństwa.
– Kiedy zagranica krytykuje rząd, wszyscy powinni się z nim solidaryzować – powiedział niedawno marszałek Sikorski. Ręce opadają jak się słyszy coś takiego. To jest jakiś immunitet dla rządzących. Jeśli tak sądzą również w innych krajach to nigdy nie będzie zmian na lepsze.
– [patriotyzm] charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste. Ale kto ma określać, które cele są ważne dla ojczyzny?
Wydaje się, że każdy z nas ma swoją własną ojczyznę, nawet jeśli jej sobie dokładnie nie definiuje. I bliżej mi do tych którzy podzielają moją postawę i rozumienie świata niż do tych którzy uważają się za patriotów i głośno nawołują do podporządkowania się ich rozumieniu tego pojęcia.
@PIRS
Od pewnego czasu zastanawia mnie inna jeszcze odmiana gorliwego niby-patriotyzmu (szowinizmu?), mianowicie rytualne dociekanie w mediach na początku każdej tragicznej wiadomości mającej miejsce gdziekolwiek – czy wśród dowolnej większej, najlepiej spektakularnej katastrofy byli… nie daj panie boże, polscy obywatele.
Sorry, powinno być tak:
Od pewnego czasu zastanawia mnie inna jeszcze odmiana gorliwego niby-patriotyzmu (szowinizmu?), mianowicie rytualne dociekanie w mediach na początku wiadomości o każdej, mającej miejsce gdziekolwiek, tragicznej, najlepiej spektakularnej katastrofie – czy wśród ofiar byli… nie daj panie boże, polscy obywatele.
Od pewnego czasu zastanawia mnie inna jeszcze odmiana gorliwego niby-patriotyzmu (szowinizmu?), mianowicie rytualne dociekanie w mediach na początku każdej tragicznej wiadomości mającej miejsce gdziekolwiek – czy wśród dowolnej większej, najlepiej spektakularnej katastrofy byli… nie daj panie boże, polscy obywatele.
No, teraz oczywiście druga część zbędna!
@jotbe_x
Był taki fajny rysunek Andrzeja Mleczki – spiker czyta wiadomości: Wczoraj miał miejsce koniec świata; wśród ofiar nie było Polaków.
Ciekawie ten problem ujęła kwestia, która padła w 'AmbaSSadzie’ Juliusza Machulskiego (szkoda, że film trochę zmarnował ciekawy dramaturgicznie pomysł): – Źli ludzie popsuli nam patriotyzm.
PIRSie,
ale ja nie biegałem przepytywać Bońka czy innych działaczy na okoliczność pozyskiwania dla reprezentacji Polski Obraniaka. Ani też nie wymyśliłem terminu „farbowane lisy” czy „reprezentacja PZPN” w miejsce reprezentacja Polski.
Wiem to z mediów właśnie.
Zgadzam się z twierdzeniem, że łatwiej źdźbło u bliźniego niż belkę we własnym oku zobaczyć. Ale zwracam uwagę, że bezkrytyczni wobec własnych praktyk jednak nie byliśmy. One się spotykały ze sporą krytyką na łamach mediów. Tu znów zaznaczę – nie TVP. TVP miało interes w tym, żeby wszelkie krytyczne uwagi pod adresem reprezentacji PZPN (że użyje tego terminu) tłumić, żeby budować pozytywną atmosferę, żeby zwiększyć oglądalność.
No i druga rzecz – Obraniak to jednak nie jest typowe francuskie nazwisko. Polanski nie niemieckie. Cionek nie portugalskie. Boenisch sie w Polsce urodził. O Olisadebe pisałem wcześniej. Jednak to źdźbło jest u nas a belka w Katarze.