O co i jak walczymy?
„W czasie komunizmu Kościół był ostoją wiary katolickiej, a jednocześnie społeczeństwa obywatelskiego i polskiej tożsamości narodowej.
Po śmierci Jana Pawła II polski Kościół stał się bardziej zamknięty i nacjonalistyczny.
Teraz nastąpił swoisty sojusz tronu i ołtarza.
Kościół stał się zupełnie niewiarygodny dla społeczeństwa obywatelskiego w Polsce”.
Andrzej Miszk (16.04.2016).
Zmierzch kościoła
Polacy sądzili, że uczestnicząc w ostatnich wyborach dokonują wyboru parlamentarzystów. Okazało się, że wybrali króla Polski. Absolutnego. I dwór. I dodatkowo: aktem wyborczym dali lukratywne posady setkom oligarchów partyjnych i tysiącom ich braci i sióstr i znajomków. Królem został Kaczyński, a namaścił go reprezentant kościoła „katolickiego” Tadeusz Rydzyk. Zamiast programu gospodarczego pojawił się Mateusz Morawiecki, zapowiadając, że program dopiero stworzy.Czy nie czujecie się oszukani w sposób fundamentalny? Ja się tak czuję. To jest właśnie sytuacja, którą określamy idiomem: jedno wielkie oszustwo. Czy jest to więc zgodne z prawem? Sądzę, że – zgodnie z formułą Radbrucha – narusza to moralność i sprawiedliwość „w rażący sposób”, a więc ten stan nie może korzystać z przywileju legalności. Sam formalny akt głosowania był legalny, jednak niemal wszystko inne i to, co nastąpiło potem jest już bezprawiem.
Z kolei obecny kryzys wokół Konstytucji, Trybunału i nocnych ustaw, wynikający z łamania prawa przez PiS, Kaczyński zaplanował świadomie, aby potem zaproponować „społeczeństwu” – jako sposób na uniknięcie katastrofy – kompromis: nową Konstytucję.
Ciekawe: kiedy i jak będzie chciał ją nam narzucić? Konstytucję, która wprowadzi zasady jego prymitywnej ideologii: połączenia nacjonalizmu z „katolicyzmem”. Używam tego ostatniego słowa w cudzysłowie, bo w nauce Jana Pawła II wyrażenie to jest oksymoronem. Polski papież też byłby dzisiaj zapewne obywatelem „drugiego sortu”, niewątpliwie potępiłby kaczyzm, jako zwyczajny faszyzm, oparty na fundamentalizmie religijnym.
Dlaczego tak sądzę?
Mało kto wie, że kwintesencja obecnego państwa polskiego, zawarta w artykule 1 Konstytucji, wywodzi się bezpośrednio z myśli JP II. W dyskusji parlamentarnej w 1995 roku nad tym przepisem ustrojodawca wskazał wprost na społeczną naukę Kościoła jako źródło normy. Tadeusz Mazowiecki konsultował jej treść z episkopatem, który kierował się jeszcze wtedy nauką Jana Pawła II. A ustrój, który – wbrew konstytucyjnej woli narodu – wdraża teraz PiS z Kościołem, to radykalna odwrotność demokratycznych i wolnościowych ideałów tamtej koncepcji. Niestety, koncepcji JP II nie znają dziennikarze, ani większość prawników. Nie znają jej wyborcy. Nie znają posłowie PiS. Artykuł 1 ma oczywiście charakter laicki, ustalony przez racjonalnego ustawodawcę. Konstytucja i wynikające z niej prawo, to strefa zastrzeżona dla rozumu (fakt, że ktoś przestrzega prawa ze względu na wiarę w Boga, to już jest sprawa pozaprawna).
Na czym więc polega to pisowskie bezprawie i świętokradztwo w jednym?
Artykuł Pierwszy to tylko jedno lakoniczne zdanie: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. A więc państwo polskie jest „dobrem wspólnym”. Pojęcie dobra wspólnego torowało sobie drogę do jurydyzacji przez setki lat, a jego obecne znaczenie, to efekt dyskursu między egzegezą Biblii i humanistyczną, laicką filozofią (być może właśnie ta otwartość i dyfuzja myśli stanowi o widocznej przewadze cywilizacji Zachodu nad Islamem?).
Obowiązująca aktualnie wersja sformułowana została w ramach społecznej nauki kościoła przez Jana XXIII: „Dobro wspólne obejmuje całokształt takich warunków życia społecznego, w jakich ludzie mogą pełniej i szybciej osiągnąć swą własną doskonałość”. Wymaga to oczywiście dalszej wykładni.
Idiom „dobro wspólne” oznacza harmonizację rozwoju społeczeństwa realizowaną według najwyższych standardów i najlepszej wiedzy, z poszanowaniem godności jednostki. Dobro wspólne ma dwa oblicza: chroni jednocześnie dobro zbiorowe, czyli całą wspólnotę obywatelską, jak również prawa do wolnego rozwoju każdego pojedynczego człowieka. Mieści się tu ochrona godności człowieka, ale także ochrona i racjonalne gospodarowanie wspólnymi zasobami, w skład których wchodzić może wiele dóbr – od środowiska naturalnego do wartości duchowych jak wiedza i zaufanie.
Zasadniczym elementem struktury „dobra wspólnego” jest jednak jednostka obdarzona nienaruszalną przez państwo godnością – która chroniona jest przez najważniejszą normę Konstytucji (art. 30). Sędzia profesor Mirosław Granat w książce „Dobro wspólne. Teoria i praktyka” tak to ujmuje: „Obie te zasady prawne, jak i wartości, które stoją za nimi, są ze sobą związane. Nie mogę sobie wyobrazić prawa, które byłoby uznawane za wyrażające zasadę dobra wspólnego, a które jednocześnie gwałciłoby godność człowieka. W uznaniu dla dobra wspólnego urzeczywistnia się także uznanie dla godności człowieka”. A profesor Marek Piechowiak, w monografii „Dobro wspólne jako fundament polskiego porządku konstytucyjnego”, przywołując definicję Kanta, tak to widzi: „To na mocy art. 1 i zawartej w nim klauzuli dobra wspólnego godność współokreśla każdy element Rzeczpospolitej. Człowiek nie może być nigdy traktowany jedynie jako środek, ale powinien być traktowany zawsze zarazem jako cel każdego elementu Rzeczpospolitej”.
Jest to naprawdę rewolucyjne, głęboko humanistyczne ujęcie relacji jednostka – państwo. W wersji odwróconej jako „wspólne dobro” pojęcie to występowało w sanacyjnej Konstytucji kwietniowej. Ale jego znaczenie było właśnie odwrotne: oznaczało dominację państwa nad jednostką. To jedna z cech faszyzmu.
Sensem istnienia państwa polskiego jest więc troska o rozwój każdej jednostki. Państwo nie jest lewiatanem, nie jest leninowskim narzędziem panowania klasy robotniczej ani faszystowskim narzędziem panowania „narodu”. III Rzeczpospolita jest instrumentem służącym do rozwoju człowieka. Warto o tym pamiętać, bo kaczyzm we współpracy z Kościołem wyraźnie usiłują zmienić nam te relacje i wrócić do modelu panującego w PRL-u, gdzie partia, wykorzystując państwo dominowała nad jednostką.
To dlatego Tadeusz Mazowiecki mógł z czystym sumieniem zaproponować na posiedzeniu Komisji Konstytucyjnej w 1995 roku umieszczenie dobra wspólnego jako pierwszej zasady polskiego porządku konstytucyjnego. To dlatego zaakceptowali to przedstawiciele lewicy Kwaśniewski i Cimoszewicz. Tak to podsumowuje profesor Mirosław Sadowski w książce „Godność człowieka i dobro wspólne w papieskim nauczaniu społecznym”: „Przesłanie zawarte w poglądach papieskich nie jest nauczaniem swoiście katolickim, lecz czymś, co stanowi o godności i wolności człowieka jako takiego, ma zatem w pełni uniwersalny, ponadreligijny charakter”. To dlatego dobro wspólne wprowadzone zostało do polskiej konstytucji w drodze pełnego konsensusu. Jest to bowiem wspólny fundament nowoczesnej lewicy, chrześcijańskiej myśli społecznej, konserwatyzmu i liberalizmu. Różnice pojawiają się na wyższym poziomie szczegółowości.
Dobro wspólne jako idealny stan rzeczy, będący wzorcem konstytucyjnym, określane jest przez konstytucjonalistów jako „zasada zasad”. Sądzę, że to jest największa pamiątka jaka nam została po Janie Pawle II. Relikwia rozumu. Żywy pomnik intelektualny i obowiązujące prawo. Prawo, którego nie przestrzega PiS i Kościół. W przeciwieństwie do martwych pomników-bałwanów, jest w tym artykule konstytucji aktywna i racjonalna obecność ducha JP II. Państwo polskie nie może być więc dominującym nad ludźmi organem Prezesa, a musi być wartością instrumentalną, służącą tworzeniu najlepszych warunków rozwoju jednostki.
Pisowskie nocne ustawy przywracają dominującą rolę państwa nad jednostką, a nowa tajemnicza Konstytucja zapewne wprowadzi elementy państwa wyznaniowego. Otwarta na człowieka konstrukcja państwa, oparta na koncepcji JP II, zastąpiona zostanie wersją faszystowską forsowaną przez PiS. Kaczyński ustawił się w polskiej polityce jako obrońca Kościoła. Nie jest to jednak z całą pewnością kościół JP II, a jakiś inny, który idąc na współpracę z dyktaturą wyrzekł się JP II. Nie jest więc nic wart. Nic.
Pytania do Trybunału
Przepisy konstytucji muszą być zwięzłe, regulując jednocześnie rozległe obszary rzeczywistości. To trudny do spełnienia ideał. Artykuł 1 jest więc także typowo lakoniczny, ale kryje w sobie bogatą treść i strukturę. Norma określająca jednym zdaniem cały porządek państwa i społeczeństwa siłą rzeczy musi być ogólna. Odkodowanie jej treści nie jest łatwe. Cztery książki na ten temat, które tu przytaczam, to tysiąc czterysta stron. Za tym krótkim zdaniem, jakby ekstraktem cywilizacji i kultury Zachodu, kryje się wyjątkowo głęboka, rozbudowana wiedza, sięgająca korzeniami filozofii greckiej, prawa rzymskiego, myśli chrześcijańskiej i filozofii oświeceniowej. Widać w niej też wyraźne ślady zmagań z totalitaryzmem. Mimo tego prof. Piotr Winczorek jako ekspert Komisji Konstytucyjnej w 1995 roku stwierdził, że dobro wspólne to „termin dający się wyraźnie prawnie określić”.Wiemy więc na pewno, że formuła dobra wspólnego, wymaga, aby władze tworząc i stosując prawo miały przede wszystkim na względzie rozwój osoby ludzkiej, jej samorealizację i doskonalenia. Ustrój państwa i programy wyborcze partii muszą być dostosowane do tej zasady. Ale określenie zakresu tej normy, zadanie, które pozostawił nam Jan Paweł II, a zatwierdził racjonalny ustawodawca, nie zostało jeszcze w pełni wykonane. Od niedawna mamy dość solidną monografię dobra wspólnego, wspomnianą wyżej, której autorem jest prof. Marek Piechowiak. Pojawiło się kilka innych pozycji i liczne artykuły prawno-filozoficzne. Sądzę, że Trybunał Konstytucyjny mógłby już pomóc nam w dookreśleniu tego pojęcia. Dotychczas jednak nie miał wiele możliwości, aby wyjaśnić je w sposób pogłębiony.
Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył do Trybunału pisowskie nocne ustawy: o służbie cywilnej, o mediach publicznych, o prokuraturze i zapewne zaskarżał będzie kolejne. Wnioski są dobrze uargumentowane – nocna robota posłów znajdzie się zapewne w koszu. To, czego mi jednak brakuje we wnioskach Rzecznika, to właśnie argumentów o niezgodności ustaw Kaczyńskiego z art 1 i 30 Konstytucji.
Najwyższy czas zaangażować Trybunał, aby dokonał pełnej rekonstrukcji normy „dobra wspólnego”, „godności” i „bezpośredniego sprawowania władzy” w odniesieniu do najważniejszych spraw o wadze ustrojowej.
Wykładnia celowościowa nie pozostawia wątpliwości, że ustrojodowca przewidywał rolę art.1 jako wzorca ustroju i funkcjonowania państwa. M. Drozdek, przedstawiciel „Solidarności”, tak to ujął na posiedzeniu Komisji Konstytucyjnej w 1995 roku: „Jest to więc ogólna dyrektywa do konstrukcji wszystkich instytucji państwowych. Pod tym kątem można oceniać ich działanie. Jest to kryterium oceny działania instytucji państwowych. Z doświadczenia wiemy, iż w historii bardzo często zdarzało się, że różne instytucje emancypowały się spod roli instytucji obywatelskich. (…) Zapis o dobru wspólnym ma temu przeciwdziałać.”
Ale nad pełną wykładnią dobra wspólnego – sugeruje sędzia profesor Marek Zubik – powinniśmy jeszcze pracować: „Z pewnością zasługuje na odkrycie swojego pełnego znaczenia na gruncie rozwiązań Konstytucji z1997 r., która dała jej tak wyraźną normatywną podstawę”. („Dobro wspólne: problemy konstytucyjnoprawne i aksjologiczne”, pod red. Waldemara J. Wołpiuka).
Trzeba więc zadać sędziom pytania o podstawy ustroju Polski, który na naszych oczach zamienia się w faszyzm. W procesie dookreślania ustrojowego znaczenia dobra wspólnego mogą brać udział podmioty uprawnione do występowania przed Trybunałem, na przykład posłowie opozycji, ale także sądy i obywatele. Pierwszym celem wniosków i zapytań do TK byłoby wyznaczenie partiom politycznym ich miejsca w porządku konstytucyjnym. Trybunał, mając podstawy w formie wniosków czy zapytań, mógłby potrudzić się i wytyczyć granice władzy partii, ostatecznie uwolnić media publiczne od polityków, określić konieczność dobrego zarządzania i administrowania wspólnymi sprawami, pozbawić partie wpływu na zatrudnianie i zwalnianie w służbie publicznej, spółkach i mediach. Partia nie może być agencją zatrudnienia dla lojalnych członków.
Należałoby też przyjrzeć się polityce wyborczej PiS, w kontekście ich działań niezgodnych z publikowanymi wcześniej programami. Należy określić standard programu wyborczego, który powinien być zgodny z art 1. W tym kontekście wybory powinny być konkursem, w którym wybiera się przede wszystkim porządne, precyzyjne i jasno sformułowane programy rozwoju. Tu nie powinno być miejsca na marketing polityczny, reklamy, manipulacje i spindoktorów. Każdy program wyborczy powinien być traktowany jako prawny wyraz aktualizacji dobra wspólnego. Partia w świetle art 1 powinna skoncentrować się na działalności w sferze władzy ustawodawczej i nie może czerpać jakichkolwiek korzyści z aktywności w innej sferze – uwzględniając oczywiście wymogi ustroju parlamentarno-gabinetowego, a więc prawo formowania rządu.
Sądzę, że funkcjonujący obecnie ustrój oligarchii partyjnej, jako władza grupy członków partii i ich rodzin nad reszta społeczeństwa, znajduje się w fundamentalnej sprzeczności z Konstytucją, z ideą demokracji, a także z nauką społeczną Kościoła JP II. Sądzę, że ustrój, który implikuje Konstytucja RP w art. 1 i 4, to system, który powinien spełniać warunki opisane w modelu demokracji liberalnej deliberatywnej, uzupełnionego o elementy demokracji bezpośredniej. Dopiero połączenie cech tych form demokracji w jeden system sprawowania władzy spełni wymogi art 1 Konstytucji. Określona w art. 4.2 forma „bezpośredniego sprawowania władzy” powinna współistnieć z demokracją przedstawicielską, tworząc równowagę polityczną i możliwość realnej kontroli poczynań partii politycznych.
Warto w tym miejscu przytoczyć wykładnię dobra wspólnego profesora Piechowiaka: „Pojęcie ją obejmujące można wzbogacać, dodając kolejne elementy treści, prowadząc refleksję nad jego strukturą, relacjami do innych pojęć, jego genezą (w tym np. językowymi i historycznymi uwarunkowaniami kształtowania pojęcia), sposobem oddziaływania na inne pojęcia”. Strategia rozwoju demokracji w Polsce powinna więc zacząć się od dookreślenia art. 1 i 4. Artykuły te zawierają normy, które można zrozumieć i dookreślić, sięgając do innych źródeł – w tym przypadku jest to filozofia, nauka prawa i nauki społeczne. (Rozwinięcie tego tematu przygotowujemy w ramach seminarium „Demokracja w Konstytucji”, o czym poniżej).
Prawo do oporu
Powstaje więc naturalne pytanie, czy mamy pokornie porzucić demokrację określoną przez JP II na rzecz miazmatu Kaczyńskiego i obskurantyzmu Rydzyka? Państwo typu zachodniego zastąpić wersją wschodnią? Sądzę, że – parafrazując tytuł ostatniej książki profesora Balcerowicza – trzeba bić się z PiS o Polskę w strukturach kulturowych, gospodarczych i militarnych Zachodu, o godność, o dobro wspólne, o Konstytucję.
Można powiedzieć, że artykuły 1 i 30 mają moc nadzwyczajną – są bezwzględnym nakazem dla państwa, w tym dla rządzącej większości. Ani prawo ani funkcjonariusze nie mogą naruszyć tych norm. Jeżeli państwo je łamie, każdy obywatel ma prawo – wynikające z przepisów prawa, a także, w przypadku osób wierzących, z katolickiej nauki – do nieposłuszeństwa lub oporu. W skrajnych sytuacjach także do oporu niezbrojnego, ale twardego – jak strajk, czy odmowa płacenia danin i podatków (np. abonamentu RTV na pisowskie media). Teoria mówi nawet o prawie do oporu zbrojnego.
Jednak środki te mogą być podjęte dopiero po wyczerpaniu innych metod powstrzymania władzy przed łamaniem prawa. Sądzę, że opozycja polityczna jak i KOD stosują już te pokojowe środki; na razie bezskutecznie, ale mają one znaczenie prawne ze względu na ewentualną – zgodną z prawem – dalszą intensyfikację oporu. Opór musi się bowiem odbywać zgodnie z pewnymi regułami prawa, a jego formy muszą być dobrze przemyślane.
Za zgodne z prawem uznane zostaną tylko takie metody, które są odpowiedzią na łamanie prawa przez państwo, a ich celem jest naprawa porządku konstytucyjnego. Opór nie może mieć charakteru czynów kryminalnych czy terrorystycznych. A obywatel musi mieć też świadomość, że władza łamiąca prawo, przeciwko której występuje, może go ukarać – co wprawdzie będzie bezprawne, ale może zostać wykonane ze względu na przemoc jaką dysponuje państwo. Każda taka decyzja musi więc być podejmowana indywidualnie i świadomie.
I co najważniejsze: zasada godności wiąże także stawiających opór. Jak stwierdza Leszek Buller, specjalista z zakresu bezpieczeństwa publicznego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, „cywilne nieposłuszeństwo ma swoje prawne granice, które są wyznaczone przez zasadę godności osoby ludzkiej, dobra wspólnego i prawa człowieka” („Dobre państwo” pod red. W. Kieżuna i J. Kubina). Opór powinien być więc dobrze uzasadniony prawnie i poparty przez znaczącą część opinii publicznej. Sądzę, że w aktualnej sytuacji w Polsce warunki te są spełnione: niemal cały świat prawniczy potwierdza łamanie prawa przez oligarchię pisowską, a poparcie KOD-u w sondażach przewyższa znacznie poparcie PiS-u. Opór powinien mieć jednak także widoki na skuteczność, a więc powinien być dobrze zorganizowany, a jego skutki nie powinny przynieść większych szkód niż rządy PiS-u.
*Poruszone w artykule tematy konstytucyjne i ustrojowe zamierzamy rozwinąć w ramach seminarium: „Demokracja w Konstytucji. Potencjał reform demokratycznych zgodnych z Konstytucją RP”, organizowanego przy Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Terminy i miejsce nie zostały jeszcze ustalone. Zainteresowanych udziałem lub przekazaniem uwag proszę o kontakt: semidemo2016@gmail.com\
*Więcej na temat konstytucyjnego pojęcia godności pisałem w artykule
Waldemar Sadowski: Oni mają siłę, my – godność
*Deklaracja: jestem wolnym autorem; nie reprezentuję i nie jestem członkiem żadnych partii politycznych, organizacji pozarządowych ani biznesowych; nie reprezentuję KOD, ani nie jestem we władzach tej organizacji (uczestniczę w manifestacjach).
i bądź tu człowieku mądry…
http://www.sott.net/image/s15/315388/large/5a188098572004df7dd51cc49ea0eb.jpg
Polecam książkę Davida Yallopa “Potęga i chwała. W mrocznym sercu Watykanu Jana Pawła II”. Tezy Autora są w jawnej sprzeczności do tej książki. Namawiam do prześledzenia nominacji JPII w polskim Kościele. To, co się dzisiaj dzieje, to w dużej mierze Jego (JPII) dzieło. Miliardy (kilkadziesiąt), które wydaliśmy na KK w wolnej Polsce zamiast na edukację długo się nam będą odbijać czkawką.
Proszę czytać uważnie. To jest tekst o wykładni Konstytucji. Ta książka nic tu nie wnosi.
@hazelhard
Hubertus Mynarek nie pozostawia wątpliwości odnośnie JPII.
Szkodnik jakich niewielu świat nosił na grzbiecie.
Obserwowałem ten pontyfikat z dala od Polski, traktował nas jak przygłupów. Dawał iluzję odnowy swoim wyznawcom, obiecywał im poprawę codziennej egzystencji a tak naprawdę dbał aby klasa bajarzy której przewodził powiększyła swój majątek i wpływy polityczne.
Manipulował naszym społeczeństwem bez żadnych wahań, Polska była tylko środkiem dla jego politycznych ambicji.
Chodziło o przechwycenie Rosji i podporządkowania Cerkwi Watykanowi. To było najważniejsze i dalej jest..
Żaden interes Polski nie był ważny a jak był, to wyłącznie przy okazji. To co dzieje się obecnie w Polsce jest “zasługą” jego niezwykle długiego pontyfikatu. Zdemoralizował świadomie polskie społeczeństwo i został ogłoszony wzorem do naśladowania czyli świętym, dla tłuszczy, do którego modlili się i modlą.
Panie Magog, wstydź się Pan.
Czegoś równie wstrętnego i podłego dawno nigdzie nie czytałem. To z Urbana, czy z Faktów i Mitów?
No, ale tutaj, na portalu SO z pewnością zyska Pan wielu gorących zwolenników.
*
Bardzo rzetelny, obiektywny i wyważony artykuł Pawła Smoleńskiego w dzisiejszej e-GW o “Łupaszce”. A pod spodem – śmierdzące bagno forumowe, tym razem wypełnione obrzydliwym hejtem lewackim i postkomuszym. Najgorsze prawicowe brukowce nie powstydziłyby się takiego natężenia nienawiści, kłamstwa i podłości.
*
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że przeciw PIS-owi są tak różne i tak wrogie sobie środowiska, że PIS może spokojnie robić co chce, bo nikt mu tej władzy nigdy nie odbierze.