Ludzie w Polsce ciągle teraz pytają jedni drugich – co będzie? Początek roku to dobry czas na prognozy, a pole do fantazjowania mamy dziś rozległe: od „Gwiezdnych wojen”, gdzie mieszkańcy galaktyki masowo przechodzą na ciemną stronę mocy – jak żartował Jerzy Baczyński w noworocznej „Polityce”, przez radosne okrzyki dziennikarzy dotychczas opozycyjnych: tej walki po prostu nie można przegrać, do poglądów odmiennych – tak prowadzonej wojny nie da się wygrać.
Stawiam na tę ostatnią opcję.
Prawda, że walkę z prawem poniekąd już wygrali. Podziwu godne jak łatwo dało się wykorzystać demokratyczne zapisy do niedemokratycznych celów. Historia zna oczywiście takie precedensy, totalitaryzm nieraz korzystał przecież z demokratycznych instrumentów. Mamy za sobą doświadczenia komuny, która też – lepiej albo gorzej – ale korzystała z zapisów demokratycznego prawa. Nam naiwnym wydawało się jednak, że tu i teraz to już nie jest możliwe. A tu proszę – głosowanie raz i już demokratycznie wybrana większość ma monopol na media. Głosowanie dwa i jest monopol na obsadzanie urzędów państwowych.
Na szczęście te „demokratyczne głosowania” to jeszcze za mało żeby przerobić Polaków na pokornych i przestraszonych, a właśnie to jest potrzebne, żeby mieć pełną władzę. Żyje jeszcze pokolenie które pamięta jak to się i w PRL-u robiło – na początku był terror i strach, potem wygrywał ten co liczył głosy. Ale nie ten czas, nie ten naród. Dlatego z okazji Nowego Roku przewiduję, że naszym orłom się nie uda.
Jestem dość osamotniona w tej nadziei, dookoła jest więcej wyznawców poglądu, że ekipa pod wodzą Prezesa – zjednoczona, owiana duchem „dobrej zmiany” da radę przeobrazić kraj i ludzi na swoją modłę. A kiedy już przeobrazi, to tak skutecznie, że długo nie da sobie odebrać zwycięstwa. Robią oni wiele, żeby zostało wrażenie mądrej i przemyślanej drogi, która musi prowadzić do zwycięstwa. Po zwycięstwie mamy żyć w kraju wolnym od obcych wpływów i wyzysku obcego kapitału. Pieniądze mogą do Polski płynąć, byle by nie odpływały. Zyski zostaną w kraju i będą nas wzbogacać. Kto nie chce, niech nie inwestuje.
Ma się udać, bo poza tym że zmienią kadry kierownicze i przejmą media, będą też rozdawać pieniądze i nie tylko na dzieci. Od hojności państwowej kasy zależni są przecież nie tylko ci co żyją z budżetu państwa – wielu grupom społecznym można dawać dotacje, fundować stypendia, np. niezależnym twórcom, o ile będą głosić słuszne wartości. Przejęli państwo w dobrym stanie, jest z czego skubać. A kiedy większość społeczeństwa przekona się do dobrej zmiany, można będzie zrobić następny krok – cenzura w jakiejś formie, zaglądanie obywatelom do duszy i wymiatanie z niej brudnych myśli.
Tak planują. Ja wróżę jednak przy nowym roku, że poślizgną się na jakiejś skórce od banana. Nie wiem kiedy i jak, ale myślę że przed następnymi wyborami.
Może i przygotowali się starannie do lekcji, ale są dwa istotne, pozamaterialne powody, które pozwalają wątpić w ich sukces. Po pierwsze mają silną opozycję, której nie zdołali (nie zdążyli?) przymknąć, a opozycja będzie przeszkadzała w „dobrej zmianie”, która kłóci się z demokracją. Po drugie – tempo zmian, którym się szczycą, może być klęską, łykają „sukcesy” tak szybko że łatwo się zadławić. I wreszcie motywacja – energii dodają im kompleksy, a to nie jest dobry doradca.
Długo trwali w upokorzeniu porażki, a nienawiść do tych co wygrywali rosła. Można powiedzieć, że tak jest zawsze, jednak tu długie życie w cieniu przeciwnika, cenionego w kraju i na świecie wytworzyło kompleks gorszego dziecka. Ten kompleks, pielęgnowany i podsycany wyzwalał energię do działania. Ale to nie była zwykła rywalizacja konkurenta do władzy. Bo nie tylko o stanowiska się rozchodziło, także o to żeby zrzucić z siebie piętno tego gorszego, mniej słuchanego i rozumianego w świecie, odpychanego w Europie.
Zazdrościli powodzenia „pieszczoszkom” postkomuny, nagradzanym, cytowanym. Mówią, że chcą teraz lepiej urządzić kraj, ale tak się zawsze mówi. Podejrzewam, że najbardziej nakręca ich do działania potrzeba wyzwolenia się z tamtego kompleksu.
Dobrze to widać na medialnym podwórku – do „robienia porządków” w publicznym radiu i telewizji wysyła się tych samych ludzi, którzy 10 lat temu czyścili do dna radio i telewizję, nie oszczędzając nawet audycji muzycznych. Kiedy PiS stracił władzę po dwóch latach, to z kolei PO ich wyrzucała, teraz zapewne wrócą. Ciekawe ile razy można się tak bawić kosztem widzów i słuchaczy?
Kiedy już zwolennicy Prezesa dorwą się znowu do głównych dzienników telewizji publicznej i publicznego radia, to co narodowi powiedzą?
Może odpowiadając na protesty Unii Europejskiej, zaniepokojonej tym co się w Polsce dzieje, głosem Tomasza Sakiewicza z „Gazety Polskiej” wyjaśnią im że „jest to bezczelna próba utrzymania dominacji nad Wisłą”. Omawiając protesty w polskich miastach, o ile je w ogóle zauważą, powiedzą że to jaskrawy dowód manipulacji tych, których naród odsunął od koryta.
Ale to drobiazgi. Przed nimi poważniejsze zadanie medialne – prostowanie „zakłamania” najnowszej historii Polski. Rzecz w tym, że główni bohaterowie walki o wolność z peerelowską władzą nigdy nie należeli do obozu Prezesa. Nowe media będą więc musiały podjąć trud malowania historii na nowo. Trzeba będzie wytłumaczyć narodowi, kto tak naprawdę obalał „czerwonych”, a kto ich popierał i naród zdradził. Trzeba będzie tworzyć nowych bohaterów.
Manewr muszą dobrze opracować, żeby nie przegiąć. Bo tak się składa, że żadnego niemal z tych nazwisk jakie wolny świat przyswoił sobie po polskim przełomie, nie ma między zwolennikami rebelii robionej obecnie pod sztandarem Prezesa. Sam Prezes niczym się w tamtych gorących czasach nie wyróżniał, niczego nie dokonał, nigdy Go nawet nie aresztowano, czego do dziś nie potrafi przeboleć. Trudno go wykreować na bojownika, ale można na ofiarę. Bo taki Michnik, Kuroń, Modzelewski, Frasyniuk, nie mówiąc już o Wałęsie, zagarnęli dla siebie sławę bohaterów walki z komunizmem, a Prezesa pominęli.
Co z tego, że byli za komuny prześladowani i siedzieli w więzieniach? Co z tego że potrafili ruch protestu przekuć w wielką „Solidarność”, kiedy potem, zamiast wyrżnąć czerwonych siedli z nimi do stołu i podzielili się władzą. Z Okrągłego Stołu, najbardziej udanego, bo bezkrwawego manewru politycznego w polskiej historii, zrobiono zdradę narodową. Ci którzy niczym się nie narażali legalnej władzy w PRL-u wolność podaną im na talerzu nazwali zdradą narodową. Nie umieli, a raczej nie chcieli docenić tego, że miliony Polaków, w różnym stopniu powiązanych z aparatem peerelowskiej władzy, dzięki zgodzie przy Okrągłym Stole nie stało się wrogami nowego porządku.
A co zrobić w mediach publicznych z takimi znanymi w świecie zachodnim Polakami jak Bartoszewski, Brzeziński czy Nowak-Jeziorański? Żaden z nich nie powiedział dobrego słowa na temat działalności Prezesa, przeciwnie, zawsze mówili o tej polityce źle. Trzeba będzie bardzo starannie dobierać słowa w tych nowych mediach publicznych, żeby z jednej strony się nie ośmieszyć przed światem – bo to są nazwiska powszechnie szanowane, a z drugiej pamiętać jak źle o PiS-ie mówili. A co zrobić z legendą Wałęsy? Jedynym Polakiem obok Jana Pawła którego cały świat zna i podziwia, a którego zwolennicy Prezesa unurzali w błocie?
Tak to jest, kiedy zawiść staje się motorem działania i tworzenia. Rafał Ziemkiewicz, publicysta dotychczas niepokorny napisał po masowych demonstracjach Polaków w obronie zagrożonej demokracji: „Miło się patrzy jak wczorajsi gwiazdorzy i królowie życia zgrywają męczenników i niepokornych nawet jeśli trzeba przy tym znosić bezczelnie profanowane przez wycirusów poprzedniej władzy symboli oporniki czy hymnu narodowego”.
„Świnie zawsze kwiczą kiedy są odpędzane od koryta” – komentował elegancko ten sam facet. Jest bardzo dobrym przedstawicielem tych wszystkich zbuntowanych co się nie załapali do „głównego nurtu”. Walczy on z tym nurtem całą siłą swojego talentu, a największym wrogiem Polski do zwalczania jest Adam Michnik. W ciągu tych ośmiu czy dziewięciu lat kiedy Michnik siedział w więzieniach Ziemkiewicz był już dorosły, ale do więzienia się nie zbliżał, pisał sobie spokojnie opowiadania futurystyczne, myślę że nawet tych oporników nie profanował bo… były zakazane. Ale teraz, jego zdaniem, to nie ma nic do rzeczy. Michnika nie rozgrzesza więzienie, bo z Kiszczakiem, który go tam wsadził usiadł do stołu, żeby rozmawiać. Na tym wrednym Michniku, który w wolnym kraju umiał stworzyć najbardziej czytaną w Polsce gazetę, Ziemkiewicz musiał zarobić niezłe pieniądze i nie powinien narzekać na swoje koryto. Jednak nie jest w „głównym nurcie” i chociaż oni mają swoje gazety, swoje radio, swoją telewizję, to wszystko nic – ciągle nie są w głównym nurcie.
Teraz zaświtała im wreszcie nadzieja.
A kiedy już tak prognozujemy, to podejrzewam, że jest to nadzieja płonna – nie będą w głównym nurcie, nawet kiedy już wszystkie posady w mediach publicznych pozajmują a Gazecie Wyborczej zabiorą ogłoszenia. Bo zawiść to nie jest trwałe tworzywo do budowania autorytetów.
Agnieszka Wróblewska



Ci dotychczasowi „niepokorni” będą w głównym nurcie, ale to będzie główny nurt w rynsztoku. Śmierdzącym rynsztoku. I tak ich po latach historia oceni.
Ten Ziemkiewicz to jest mój kłopot. Bo przecież jest inteligentny (co oczywiście nie wyklucza głupoty.) Więc przecież on musi czuć te niemiłe zapachy spod przyłbic swoich towarzyszy walki, tych przerośniętych „Włatców Móch” i pytać się, który z nich jest Czesiulek (ten Zombie).
*
Serial „WM” lubiłem. Bo był jakimś odbiciem, całkiem udatnym, naszej rzeczywistości. Co nie znaczy bym polubił jego bohaterów. Może z wyjątkiem utalentowanej Pani Higienistki i cmentarnych Pijaczków Pośmiertnych. Myślę, że na naszych licznych średniowyższych uczelniach napisano już na ten temat parę prac, których nikt nie przeczyta (podobnie jak, kiedyś – moich – magisterskiej i doktorskiej.) Ale również wielki Isaac Asimov włożył kiedyś do swej pracy doktorskiej (z chemii) 20 dolarów i co pięć, później 10 lat odnajdywał je w środku.
*
Ci Włatcy Móch w międzyczasie podrośli. Znajdziemy ich we wszystkich dzisiejszych partiach. Czesio oczywiście nie podrósł, ale znajdziemy go z pewnością gdzieś w pobliżu Macierewicza.
Ciekawe, czy wspomniany redaktor Ziemkiewicz zrezygnuje ze składek w KRUSie i zasili teraz ZUS, czy nadal będzie robił na ugorze?
„A kiedy już tak prognozujemy, to podejrzewam, że jest to nadzieja płonna – nie będą w głównym nurcie”.
No bo akurat Ziemkiewicza na to stać by nie być w głównym nurcie – was niestety na to nie stać. Ja również znam ludzi, którzy po stracie stanowisk państwowych po prostu zagubiliby się dokładnie tak samo jak dawniej ludzie zależni od PGRów. Pamiętam taki obrazek, gdy jeszcze pracowałem w szkole – widziałem jak dyrektor siedząc na przerwie w pokoju nauczycielskim wpatrywał się przez półtora godziny w plan lekcji analizując jego zawartość. Nigdy nie zapomnę tego obrazu ponad 60cio letniego człowieka z tym pogniecionym planem lekcji własnoręcznie przez niego napisanym. Zasadniczo był na emeryturze, ale ze względu na „doświadczenie” ktoś go wziął na słupa w jednej ze znanych policealnych szkół prywatnych (kiedyś znany aktor te szkoły reklamował w telewizji). Wymowny przykład człowieka, który obronił się przed transformacją ustrojową. Sądzę, że wśród was jest więcej tego typu przypadków, którym udało się kiedyś przed tą transformacją uchronić w bezpiecznych miejscach.
Czy mogę przypomnieć urywek książki Karola Modzelewskiego „Zajeździmy kobyłę historii”? Wydana w roku 2013, nagroda Nike w 2014, ale politycy chyba nie zadali sobie trudu czytania jej, nie mówiąc już o przemyśleniu i wyciąganiu wniosków.
„Ogniwem trwale łączącym poszkodowany lud z Prawem i Sprawiedliwością są nie tyle nadzieje na pozytywną odmianę
losu, ile wspólnota emocji negatywnych. Ludzie pokrzywdzeni przez Wielką Zmianę nie za bardzo liczą na to, że PiS po powrocie do władzy poprawi warunki ich życia codziennego; raczej liczą na to, że kolejny rząd Kaczyńskiego wymierzy sprawiedliwość tym sukinsynom, którym się w transformacji powiodło. Doświadczenie lat 2005-2007 daje tym ludowym nadziejom solidną podstawę.
Rzeczywiście Prawo i Sprawiedliwość charakteryzuje się spójnością populistycznej retoryki, politycznej wyobraźni oraz poczucia misji. O populistycznej retoryce była już mowa. Polityczna wyobraźnia liderów PiS opiera się na przekonaniu o wszechobecnym przestępczym, mafijno-korupcyjnym, a w każdym razie głęboko niemoralnym układzie, który oplata nasze życie jak złowroga pajęczyna. Wreszcie misja, którą wypełnić ma PiS po dojściu do władzy, polegać ma na oczyszczeniu życia publicznego od nieprawości przez bardzo śmiałe stosowanie narzędzi policyjno-prokuratorskich.”
Nie wiem dlaczego Autorka napisała: „Jestem dość osamotniona w tej nadziei,….”. Ludzie światli, otwarci, tolerancyjni, którzy przy wszystkich zastrzeżeniach dorobek naszej niepodległości po 1989 r. uważają za powód do dumy nie powinni tracić nadziei. Wielu moich znajomych odczuwa z powodu tej „dobrej zmiany” wstyd, oburzenie, gniew i determinację aby to zmienić. Stąd popularność KODu oraz wielu innych inicjatyw demokratycznych, które nie są może tak widoczne ale nie mniej istotne. PiS zachowuje się jak najeźdźcy w podbitym kraju i właśnie to jest zasadnicza słabość. Jeżeli nadal będzie tak postępował jak dotychczas, to wspólnym wysiłkiem po raz kolejny wywalczymy niepodległość tym razem od opresji wewnętrznej. Demokracja zostanie obroniona bo jest silniejsza od frustracji, nieudacznictwa, kłamstwa i populizmu.
Jeżeli zaś chodzi o pana Ziemkiewicza, to skala jego bezinteresownej nienawiści do Adama Michnika i Okrągłego Stołu zaprzecza wspominanym walorom intelektualnym. Nie tylko tego pana zresztą.
Polska ma do czynienia z rządzącymi frustratami. To bardzo niebezpieczne. Ale także nie do utrzymania na dłuższą metę. Mam nadzieję, że nikt nie będzie czekał do wyborów aby tych nieudaczników odsunąć od władzy. Albo usunie się ich od razu, albo będą drugie węgry z NRD razem wzięte do kwadratu.