Są tacy, którzy z nutką tęsknoty wspominają czasy, kiedy to w sklepie ze słodyczami nabywało się „wyrób czekoladopodobny” (za samą nazwę należał się Nobel literacki) i to czasem, by pełnia szczęścia była obecna w naszym życiu – w opakowaniu zastępczym. Ech, to były czasy…
Półki sklepowe nowej Polski wprawdzie pełne aż do przesady, też nie zachwycają choćby dlatego, że brak na nich wyrobów, które kiedyś uchodziły za szczyt luksusu, jak np. czekolada na licencji Van Houtena, co jeszcze byłoby zrozumiałe gdyby dostępny był oryginał, ale tego także nie uświadczysz.
Nawiasem mówiąc, bardzo polityczna to była czekolada, bo właśnie firma Van Houten skutecznie obroniła niepodległość wysp u zachodnich brzegów Afryki, którą europejscy kolonizatorzy usiłowali zdławić sankcjami gospodarczymi. Van Houten, który używał w swojej produkcji ziarna kakaowego wyłącznie z tamtych stron oświadczył, że sankcje ma … no właśnie tam i że nie ma zamiaru zbankrutować ze względu na czyjeś polityczne fanaberie. A ponieważ kakao z tych wysp ma smak niepowtarzalny i łatwo rozpoznawalny, inna opcja nie wchodziła w grę. Czekolada wygrała z polityką.
Czekolada – nie wyrób czekoladopodobny.
Mam jednak wrażenie, że tęsknota za nim tkwi w sercach i umysłach niektórych ludzi do tego stopnia, że usiłują oni przenieść ideę tego wynalazku na inne dziedziny życia i – trzeba to przyznać – czynią to z niejakim powodzeniem.
Tyle, że to nie nadaje się specjalnie do żartów, do których jestem za zwyczaj skłonny.
Wyrób prezydentopodobny, po którym nie spodziewałbym się niczego oryginalnego wyznał niedawno publicznie, że martwi się o córkę studiującą prawo na wydziale, który niedawno tak krytycznie odniósł się do jego poczynań w zakresie łamania Konstytucji. „Czy nikt jej nie będzie dokuczał?’ – martwił się zatroskany – „czy nie będzie ponosiła konsekwencji bycia jego córką?”
Andrzej Duda martwi się o córkę
Przypomnijmy, że Kinga Duda jest studentką właśnie tego wydziału. Dudę martwi to, czy jego latorośl jest dobrze traktowana, oraz czy nikt nie sprawia jej przykrości. Można by sadzić, że troska jest przesadzona. W końcu córka prezydenta nie odpowiada za przebieg jego kariery politycznej i przynajmniej do tej pory nie odczuła niechęci ze strony studentów czy wykładowców.
To nie jest śmieszne. Politycy miewają dzieci, czasem lepsze, czasem gorsze, na ogół jednak dobrze sobie radzące i to bez pomocy tatusiów (vide panna Tusk) w całkowicie innych branżach niż polityka i jak dotąd nikt z tego nie robił problemu, a już na pewno politycznego.
Tu dochodzi jeszcze jeden element.
Czy wyrób prezydentopodobny jest aż tak głupi, cyniczny, bezduszny, pozbawiony wyobraźni*, że nie rozumie co robi?
Normalną koleją rzeczy teraz dopiero może się zdarzyć, że koledzy i koleżanki młodej studentki zaczną rzucać pod jej adresem kąśliwe uwagi, że ten i ów wykładowca nie wytrzyma i coś palnie, czym zrobi Bogu ducha winnej dziewczynie przykrość. Tak to działa i trzeba wyjątkowej głupoty, a może i czegoś więcej, by coś takiego zrobić własnej córce.
Chętnie wierzę, że córka jest oczkiem w głowie tatusia, ale tym bardziej swoje zmartwienia powinien zachować jeśli nie dla siebie to dla bardzo wąskiego kręgu rodzinnego, a nie wywlekać je publicznie.
Chyba, że chodzi właśnie o wywołanie sprawy – zrobienie dziecku krzywdy, by potem powiedzieć „a nie mówiłem?”
Ile trzeba mieć jednak w sobie złej woli, by zrobić coś takiego własnej córce i to nawet nie dla własnych, a cudzych politycznych celów?!
Wyrób ojcopodobny – nijak inaczej tego nie określę. W opakowaniu zastępczym.
Ojciec Rydzyk w zasadzie nikogo już chyba niczym nie zaskoczy i cokolwiek by się o nim nie powiedziało może się ziścić prędzej, niż nam się wydaje. Dlatego komentowanie jego kolejnych występów tak szybko znudziło się mediom, bo te żerują na niespodziankach, a w jego przypadku o takie trudno.
Natomiast mimo wszystko są dla mnie niespodzianką reakcje hierarchii Kościoła Katolickiego na jego wybryki, a raczej ich brak tam, gdzie bezwzględnie powinny mieć one miejsce. Chodzi mi o sprawy dotyczące stricte religii i wszystkiego co się z nią wiąże.
Dopóki ojciec Rydzyk ściąga swoje haracze od ludzi zgromadzonych wokół jego „dzieł” – wszystko jest ok. On prosi o kasę, ludzie mu ją dają – czego się tu czepiać? Chcą, to dają. Dopóki nikt ich do tego nie zmusza – nie widzę powodów do robienia alarmu. Mogę sobie zżymać się, pokpiwać, dziwić – wolno mi. Ale to wszystko.
Ostatnio jednak (a zdaje się nie jest to jakiś wyjątkowy przypadek) szanowny wyrób kapłanopodobny przeszedł samego siebie i nie tylko siebie.
W trakcie jednej z audycji RM jak zwykle część czasu poświęcił wbijaniu do głów radiosłuchaczy numeru konta, na które należy przekazywać datki oraz tłumaczeniu jak przekazywać 1% podatku na wskazane przez niego cele.
Jak dotąd – ok, wolno mu.
Natomiast to co mogło zdumiewać nieprzyzwyczajonych to były „dodatki” w stylu:
„Skoro już zostaliście oświeceni przez Ducha Świętego, to wiecie co macie robić…”
A po chwili:
„…a co powiecie na Sądzie Ostatecznym jak padnie ta kwestia ?”
Nie jestem specjalnie gorliwym obrońcą spraw religijnych, choć z racji fachu rozumiem ją po swojemu i mam do niej łagodniejszy stosunek, niż wielu moich przyjaciół ateistów. Nie założę na pewno Komitetu Obrony Religii Ewidentnie Krzywdzonej z obawy o zatkanie tym korkiem połączeń myślowych.
Natomiast dziwię się hierarchom tak dzielnie stojącym na straży „wartości”, którzy nie reagują w obliczu ewidentnego bluźnierstwa (niech mnie pan prof. Obirek poprawi jeśli się mylę) jakim jest wplatanie osoby boskiej w sprawy finansowe toruńskiego biznesmena, którego wypowiedź, jak zwykle gramatycznie oryginalna, może nawet sugerować, że on sam się za Ducha Świętego uważa.
Naprawdę mówię serio, wcale mi nie do żartów, a to dlatego, że moim zdaniem przekroczona została granica, za którą może okazać się, że nie istnieje coś takiego jak Kościół Katolicki w Polsce o znanych wszystkim zasadach, przestrzegający znanej powszechnie nauki itd. A jeśli tak to z kim mamy do czynienia? Z sektą podszywającą się pod KK, z sektą, o której celach niczego nie wiemy i nie potrafimy przewidzieć jej kolejnych posunięć w dążeniu do nieznanych nam celów. A to już jest niebezpieczne dla wszystkich, powiedziałbym – mocno rydzykowne dla całego państwa.
A hierarchia przewidziana do pilnowania czystości nauki Kościoła milczy, albo pisze w tym czasie listy nieomal po niemiecku. Ergo – przyklepuje milczeniem sytuację stworzoną przez Ojca Dyrektora.
Wyrób religiopodobny. I to w opakowaniu wyjątkowo obrzydliwie zastępczym.
Zastanawiam się, czy to są jakieś przypadkowe wydarzenia, czy też trwały trend w polskim życiu publicznym. Bez większego trudu daje się wyłowić więcej takich „wyrobów” a to profesoropodobnych, a to znów dziennikarzopodobnych, o politykoppodobnych nawet nie wspominam, bo w zasadzie nie mamy wypracowanego wzorca tego wyrobu, a więc odróżnienie oryginału od podróbki może okazać się trudne.
Wredność wrodzona podpowiada, że gdzieś tam u źródeł tej sytuacji leży brak wzorców u nas samych bo to w końcu „krew z krwi naszej, kość z kości i forsa z naszych portfeli” jak mówi poeta, ale to nie załatwia problemu.
Jak znaleźć sposób, byśmy i w życiu prywatnym i w publicznym nauczyli się stawiać jednak na oryginalne wyroby?
Kiedyś u nas mawiano” „nie stać mnie na tanie buty, muszę kupić droższe”.
Jeśli ktoś wie skąd to powiedzenie, może znajdzie odpowiedź na to pytanie.
A czas by już je postawić najwyższy.
Jerzy Łukaszewski
* niepotrzebne skreślić ew. coś dodać.



04-01-2016 tuż przed godz. 02 w Radio Maryja usłyszałem:
„Mamy teraz po raz pierwszy od wojny polski rząd.”
Ciekawe, bo obelga ta obejmuje ta również dwa poprzednie rządy PiS.
Z nadzieją, że fakt ten nie jest nazbyt luźno związany z tematem
pozdrawiam Autora, Redakcję i Współczytelników.
„Chętnie wierzę, że córka jest oczkiem w głowie tatusia, ale tym bardziej swoje zmartwienia powinien zachować jeśli nie dla siebie to dla bardzo wąskiego kręgu rodzinnego, a nie wywlekać je publicznie.”
.
Wszystko prawda, ale rzuciłem okiem na zalinkowany artykuł na stronie gwiazdy.wp.pl i wnika, że źródłem rewelacji jest tajemniczy „jeden z polityków związanych z Kancelarią Prezydenta”. Nie mam pod ręką „Newsweeka” i nie jestem w stanie sprawdzić – może tam występuje pod nazwiskiem?
.
Uważałbym z określeniem „ojcopodobny”.
(Na Andrzeja Dudę nie głosowałem i nue jestem fanem PAD).
A jednak sprawdziłem w „Newsweeku”:
.
-tajemniczy, anonimowy, „zbliżony” do Kancelarii powiedział Newsweekowi, że „prezydent się..:
.
-stało się to kanwą do artykułów na fakt.pl, gwiazdy.wp.pl, pomponik.pl..(nie żartuję – pierwsze wyniki z google)
.
-PAD(owi) obrywa się od „ojcopodobnych”
.
Czyli klasyka: jedna baba drugiej babie cośtam powiedziała i tak dalej…
@dawniej_kuba to nie do końca tak. No chyba, że pan sądzi, iż polityk tak wysokiego szczebla pozwala by bez jego wiedzy i zgody współpracownicy opowiadali np. o kolorze jego majtek. Osobiście w to nie wierzę.
@j.Luk
.
Ciężko powiedzieć kim jest tajemniczy „zbliżony do Kancelarii Prezydenta” i co dokładnie powiedział „Newsweekowi”.
Nie można, oczywiście, wykluczyć sytuacji, że PAD zwierzył się jakiemuś zaufanemu, a ten wypaplał (i to by źle świadczyło o Kancelarii Prezydenta”).
.
Ale od razu ktoś tu musi być „ojcopodobny”?
Dawniej_Kuba, daj spokój, przecież prezydentopodobny wygląda mi na każde określenie z dopiskiem „-podobny”,
„demokratopodobny”, „prawdomównopodobny”, „niezłomnopodobny”, „uczciwopodobny” i co tam jeszcze w jego prezentacji przedwyborczej było. A ponieważ użył do tej prezentacji również swojej rodziny, to i to nie będzie mu oszczędzone – sam chciałeś Grzegorzu Dyndało.
@SAWA
„Wyrób prezydentopodobny, po którym nie spodziewałbym się niczego oryginalnego wyznał niedawno PUBLICZNIE, że martwi się o córkę studiującą prawo na wydziale, który niedawno tak krytycznie odniósł się do jego poczynań w zakresie łamania Konstytucji. „Czy nikt jej nie będzie dokuczał?’ – martwił się zatroskany – „czy nie będzie ponosiła konsekwencji bycia jego córką?””
.
Proszę porównać z ostatnim wydaniem Neewsweeka (3/2016, str.15). Ja sobie porównałem.
🙂 A ja Newsweeka nie czytałam i mam takie same skojarzenia, nawet zanim przeczytałam tekst pana Jerzego. No cóż klasyczna podróba, to podróba, a tu na dodatek z czasów słusznie minionych.
Piękne porównanie z wyrobami czekoladopodobnymi i w opakowaniu zastępczym!
Martwi mnie natomiast jak najbardziej oryginalny naród, szczególnie jego przeważająca część katolicka. Tak się tu przyjęło, że wiadomo iż jest Bóg, najbliżej Niego jest episkopat, potem księża. A jakoś tak się rozumie, że to kapłani trzymają klucze do nieba, więc co by tam nie robili lepiej im nie podskakiwać i wierzyć we wszystko co mówią.Zresztą i Bóg katolicki jest jakiś mściwy, jednych karze nie wiadomo za co, innych wspomaga – też często nie wiadomo za co.
Po co ludziom rozum skoro go nie używają?
Chyba masz rację, że jest to próba paskudnego wrabiania Rady Wydziału (która oceniła jego nieprofesjonalne zachowania) we wszelkie możliwe nieprzyjemne sytuacje, których przecież może łatwo uniknąć zachowując się z choć odrobiną godności na tak ważnym stanowisku. Problemem przecież nie jest co komuś w obecności dziewczyny może wyrwać się z ust, ale to, że wiele osób patrząc na nią myśli: „ach, to ta córka tego $&%*@”.
A wołanie „traktujcie ją jak zwyczajną osobę” przypomina mi pewnego premiera, gdy jego syn po pijaku spowodował wypadek, gość zatrąbił do gazet: „powinien on być traktowany jako zwykły kierowca a nie jako syn premiera!”
Wyrób kościołopodobny (episkopat) w opakowaniu zastępczym (ridzicco cicore). Wierni też z czasem stają się wyrobem wiernopodobnym w opakowaniu zastępczym (świętoje*liwi).
*
Politycy od dawna są politykopodobnymi w opakowaniu zastępczym współczesnych partii w Polsce.
JK jest wyrobem wodzopodobnym w opakowaniu zastępczym (jeden konus)!
I chwatit!
Oj, Panie Sławek.
Gdyby nie dzisiejsza data pańskiego wpisu, to już bym wiedział z czego Prezes Polski tak zniewalająco rechotał patrząc w podsunięty mu tablet.
*
I teraz już bez rechotu.
Może i konus, może i wodzopodobny, może i w opakowaniu zastępczym, ale to ON teraz trzęsie Polską (chociaż wolałby światem, ale od czegoś trzeba zacząć).
A my możemy mu co najwyżej …
@jmp eip – „ON teraz trzęsie Polską (chociaż wolałby światem, ale od czegoś trzeba zacząć).
A my możemy mu co najwyżej …”
Sztuka rządzenia nie polega na „trzęsieniu” czymkolwiek ale na racjonalnym sprawowaniu władzy. Jeżeli pasmo awantur i otwieranie coraz bardziej absurdalnych frontów jest „trzęsieniem” to zgoda. Zdaje się, że to coraz bardziej „trzęsienie portkami” niż czymkolwiek innym. Polityka jest sztuką osiągania celów a nie wywoływania awantur i jednoczenia swoich wrogów. Kiedy PiS w 2007 roku przed wyborami sdawał sprawę ze swoich rządów, ówczesny poseł i prominentny działaćz Jacek Kurski przechwalał się w sejmie, że „…przysporzyliśmy UE wiele problemów”. I tak im już zostało.
Jak mi się uda znaleźć w moim, nieposortowanym od tamtych lat śmietnikowym archiwum etykietę (zastępczą, oczywiście) od czekoladopodobnego produktu „Nowy wyrup”, to Co poślę. Słowo.