Kościół Katolicki w Polsce ma szczególną pozycję. Zawsze obecny w czasach PRL-u, w czasach powstawania opozycji demokratycznej i potem, w stanie wojennym, był ważnym uczestnikiem wydarzeń, a chwilami głównym graczem.
W okres demokracji weszliśmy z Kościołem mającym silny mandat zaufania, silną pozycję na rynku politycznym i niezaprzeczalne zasługi w wypracowaniu zgody narodowej.
Żadna demokratyczna władza nie chciała i nie próbowała realizować w praktyce rozdziału kościoła od Państwa. Dotyczyło to zarówno jawnie prokatolickiej opcji postsolidarnościowej jak i partii lewicowych. Obecność hierarchów kościelnych na wszelkich uroczystościach stała się oczywistością i stałym elementem krajobrazu, od wielkich fet państwowych na święceniu parkingów z kostki, w zabitych dechami dziurach kończąc.
Kościół regularnie i z premedytacją łamał zasady rozdziału wtrącając się mniej lub bardziej jawnie we wszelkie sprawy, w których uznał, że chce się wypowiedzieć.
Wbrew pozorom to wtrącanie nie dotyczyło tylko spraw obyczajowych. Powszechnie wiadomo, że nasze wejście do Unii zostało poparte przez Episkopat po twardych negocjacjach biznesowych.
Tak samo korzystając ze swoich ambon kościół wymuszał środki finansowe, dostęp do multipleksów, czy dotacje na odwierty dla biznesmenów przebranych w sutanny.
Nie przestawał również być wielkim Moralizatorem, mimo że kolejne trupy z szafy powinny zmusić go do refleksji. Ale ani złodziejska afera z Funduszem Majątkowym, ani liczne afery pedofilskie, ani siostra Bernadetta nie przyhamowały przekonania kościoła, że ma moralne prawo do pouczania wszystkich obywateli, niezależnie od wyznania.
Miał też Kościół swoje autorskie pomysły na ewangelizację. Autorskie, ale zapożyczone z prawa szariatu. Tam, gdzie wierni zaczynali się rozłazić, omamieni liberalnymi swobodami europejskimi, tam gdzie nawoływanie z ambony nie wystarczało, tam Kościół bez wahania sięgał po naciski polityczne na świeckie Państwo, by ustawowo pilnowało praw boskich.
Przyzwyczailiśmy się do tzw. kompromisu aborcyjnego, zaakceptowaliśmy Konkordat, pogodziliśmy z religią w szkołach, daliśmy się łupić reprezentującym Kościół gangsterom w Funduszu Kościelnym. Zgodziliśmy się na dopłacanie do księżych emerytur, płaciliśmy z naszych podatków pensje katechetom i kapelanom, machaliśmy ręką na często wątpliwe rozliczenia Caritasu. Jakoś żyliśmy, maszerowaliśmy żwawo wraz z Europą, czasem ulegając ograniczeniom, które Kościół usiłował nam nałożyć, a czasem machając lekceważąco na nie ręką.
W kraju, w którym podobno 90 procent to katolicy, liczba chodzących do kościoła spadała z roku na rok, antykoncepcja była używana powszechnie, kolejne próby zatrzymania liberalnych swobód napływających ze zgniłego moralnie zachodu, spotykały się z coraz słabszym odzewem wiernych.
Musiało to budzić troskę i frustrację hierarchii kościelnej od stuleci przyzwyczajonej do posłuchu, pańszczyzny, dziesięciny, całowania w rękę i życia w luksusie i bezkarności na koszt wiernej i pokornej szarej masy.
Aż nadszedł czas rewanżu. Pojawiła się szansa na wzięcie władzy przez partię, która co prawda krzyż i wiarę używa, jako maczugi do walenia w łeb przeciwników politycznych, ale bardzo potrzebowała Kościoła do zrobienia dealu politycznego.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że do takiego dealu doszło. W zamian za poparcie z ambon Kościół wytargował obietnice wsparcia i dofinansowania. Wytargował działania, ustawy i wzięcie wiernych i niewiernych pod jeden wspólny katolicki but.
Wybory się skończyły. Wygrali ludzie o mentalności bolszewików, jeśli chodzi o szacunek dla przeciwników politycznych. Narodowi katolicy, jeśli chodzi o rozdział kościoła od państwa i narodowi socjaliści, jeśli chodzi o szacunek dla swobód obywatelskich, prawa i własności prywatnej. My po chwilowym szoku założyliśmy KOD i zaczęliśmy masowe protesty w obronie instytucji Państwa prawa, a Kościół zawsze mający tyle do powiedzenia, zniknął z przestrzeni publicznej. Wyjątkiem był tylko toruński biznesmen, który jak rumuńska żebraczka zaciął się na powtarzaniu daj, daj, daj. I dostawał swoją zapłatę.
Kościół milczał podczas haniebnego ataku na Trybunał Konstytucyjny. Milczał, gdy Prezydent, Premier i większość parlamentarna deptali zasady, prawo i Konstytucję. Milczał, gdy ludzie wychodzili na ulicę.
A potem się odezwał. Ustami wysokich hierarchów wezwał naród do zamknięcia się i słuchania władzy, wyzwał tą część narodu, której nie podoba się władza od targowiczan, zapominając kto nam poprzednia targowicę zorganizował.
Mark Twain jest podobno autorem powiedzenia, że „lepiej wyglądać na idiotę nie odzywając się, niż się odezwać i rozwiać wątpliwości”.
Nie takie wątpliwości Kościół rozwiał, niemniej stracił szanse na milczenie. Bezpowrotnie.
Wiem, że nie jest dobrze cytować samego siebie, ale co ja poradzę, że 3 lata temu napisałem dla Studia Opinii tekst (Prywatne: Jacek Parol: Zapateryzm Zapatero), który jest dziś jeszcze bardziej aktualny niż wtedy. Przywołałem w nim bardzo pokrótce drogę, jaką przebył kościół hiszpański od „najwierniejszej córy Kościoła” do zlaicyzowanego społeczeństwa.
Zacytuje tylko fragment, odsyłając do całego teksu
W 1939 roku, gdy władzę w kraju przejął generał Franco, Kościół katolicki skorzystał z okazji i stał się podporą i legitymacją dla faszystowskiego reżimu. Przez kolejne 20 lat umacniał swoją pozycję, zdobywał przywileje i majątek wspierając i uświęcając działania Franco. Gdy pod koniec lat 50. reżim zaczął chylić się ku upadkowi, Kościół zaczął się coraz energiczniej od niego dystansować.
Brzmi znajomo?
Brzmi, bo Kościół nie wyciąga wniosków ze swoich błędów, tkwiąc w przekonaniu, że Kościół był, jest i będzie. Pewnie że będzie. Będzie uszczęśliwiał ludy Afryki, uznanej kilka lat temu za dobry i pożądany kierunek ekspansji. Będzie ewangelizował na Dominikanie i w Rwandzie, będzie miał swoich Wesołowskich i Gili w Polsce. Ale za dzisiejszy triumfalizm, na pogardę dla ludzi, za zachłanność i pazerność zacznie płacić już od dziś.
Poczucie siły i chęć bycia podporą i legitymacją dla dzisiejszej władzy kroczą przed upadkiem. Poczucie władzy i chęć zorganizowania życia katolikom, i niewierzącym według dziesięciu przykazań, zastąpienie ewangelizacji wprowadzeniem ustawowych zakazów i nakazów to przyznanie się do klęski i bezradności wobec liberalnej demokracji. Wypowiedzenie kruchych kompromisów aborcyjnych, które stają się pierwszą, ale na pewno nie ostatnią ofiarą ewangelizacyjnej drogi na skróty to etyczne i moralne harakiri.
Ta władza przeminie jak każda władza. Przeminie szybko jak każda władza mająca w pogardzie społeczeństwo, jak każda władza składająca się z nieudaczników, frustratów, karierowiczów i niezdiagnozowanych psychopatów. Kościół w pewnym momencie ustawi żagle pod nowy wiatr i zacznie układać się z potencjalnymi zwycięzcami.
Nie negocjuje się z terrorystami. Tym razem pójdźmy drogą hiszpańską. Dajmy Michalikowi, Dziwiszowi i Gądeckiemu przeminąć razem z Kaczyńskim, Ziobrą i Macierewiczem.
Jacek Parol
Piszesz, Jacku: Dajmy Michalikowi, Dziwiszowi i Gądeckiemu przeminąć razem z Kaczyńskim, Ziobrą i Macierewiczem.
Ja jestem za tym, by im w tym dopomóc.
Pełna zgoda, Panie Jacku Szanowny. Z jednym zastrzeżeniem i pytaniem zarazem: czy widzi Pan aktualnie choć jednego polityka (o partii nie wspominając), który zaryzykuje konfrontację, który wprowadzi system edukacyjny (bo od niego należy zacząć) uczący mieszkańców Polski być obywatelami, a nie wierną trzódką? Ja takich nie widzę. A każda próba walki z KK (bo to musi być walka) skończy się Wandeą. Inna sprawa, że to od Wandei zaczął się proces sekularyzacji Francji.
***Arcybiskup Depo przekonywał w homilii, że Kościół jako wspólnota ludzi ustanowiona przez Boga „ma obowiązek, a zatem i prawo kierowania ludzi, ich sumieniami w obliczu Boga, by to życie uczynić szansą na zbawienie, a nie wieczne odrzucenie i utratę szczęścia na wieki”.***
Ja wiem, że Depo jest idiotą, co nie zmienia faktu, że jest biskupem. On i ta reszta purpuratów naprawdę przypisują sobie prawo narzucania innym swojej woli. Gdyby mówił o katolikach, to proszę bardzo. Jeśli katolik uznaje w aroganckim debilu swego przewodnika duchowego to jego sprawa. Ja słowa Depo odczytuję jednoznacznie: jest to rozpoczęcie wojny zmierzającej do objęcia kolejnych obszarów życia kuratelą katolicką, bo przecież nie chrześcijańską. Będziemy sobie skakać do oczu i coraz bardziej nienawidzić. Kościół w Polsce świadomie niszczy resztki wspólnoty i przeczy wartościom kultury zachodniej. Czarna otchłań się przed nami otwiera, bo na aborcji się nie skończy. Ostateczny koniec to nie będzie jednak Królestwo Boże na ziemi, a polski Zapatero. A inaczej być nie może, gdy na czele instytucji stoją zdemoralizowani debile.
W uzupelnieniu do tekstu J.Parola goraco polecam dyskusje prowadzona przez K.Lewicka :Relacje między państwem a Kościołem analizują dr Jacek Kucharczyk i dr Jarosław Makowski…. Do odsluchania tutaj : http://audycje.tokfm.pl/audycja/Wieczor-Karolina-Lewicka/101
Problem z polskimi dużymi partiami politycznymi i KK jest taki, że dostają kasę z budżetu. Jak dostają, to mają mozliwości kupowania sobie popularności.
Finansowanie KK nie jest niczym złym.Większość polskich podatników deklaruje się jako katolicy a więc mają powody oczekiwać by ich pieniądze płacone fiskusowi szły w części na ich potrzeby duchowe.
Inna sprawa to wydatkowanie tych pieniędzy…
To powinno otrzymać jakieś sensowne ramy.
Państwo płacąc KK powinno zastrzec,że pieniądze winny być wykorzystane tylko i wyłącznie do celów ściśle religijnych, ściśle związanych ze sprawowanym kultem.
A jeśli jakiś dobrodziej czy naddobrodziej za pieniądze podatników prowadzi politykę to subwencję zwyczajnie i w majestacie prawa należy takiemu duchownemu zabrać.
Finansowanie KK powinno być obowiązkiem wyłącznie wiernych, to jest dla mnie oczywiste.
KK, inaczej Klub starych Kawalerów miał się dobrze, ma się dobrze i będzie mieć się dobrze. Nie mówmy więc o umieraniu KK
Ludzie potrzebują wsparcia psychicznego, obietnica nagrody po śmierci jest najsprytniejszym zabiegiem psychologicznym jaki stosują wszelkie religie od zarania ludzkości.
Nic się nie zmieni bo kozetka u psychologa kosztuje, a w religiach ma się terapię za darmo, no nie do końca za darmo ale..
zrobiono potezny blad, bo idac na w ramie w ramie z KK trzeba bylo zainwestowac w edukacje spolecaestwa, zrobil to Kosciol a nie panstwo. A wiec mamy jescze sporo lat przed nami aby wyjsc z tego zaulka, a Swiat idzie do przodu…