18.11.2018
Propozycja programowa dla polskiej demokracji: Izby Obywatelskie

Leszek Czarnecki: To jest sprzeczne z prawem.
Marek Chrzanowski: Jest sprzeczne z prawem, ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji, tak?
(Z nagrania w KNF)
Partia i Lewiatan
Żyjemy w państwie oligarchii partyjnej, które wykazuje już cechy faszystowskie. A może tylko mafijne? Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Wydawało się, że zniszczenie demokracji weimarskiej przez partię NSDAP przy wykorzystaniu demokratycznych instytucji tego państwa, było tak znamienne w historii XX wieku i wdrukowało się tak głęboko w DNA kultury politycznej Europy, że podobny manewr nie uda się po raz drugi. Ale ktoś usiłuje to powtórzyć w Polsce, na naszych oczach. Kolejne odsłony kurtyny – od Raportu Gęgaczy – patrz niżej –
zaczynając – pokazują, że prawdopodobnie mamy do czynienia z prawdziwą strukturą mafijno-gospodarczą, która wykorzystując status partii politycznej, opanowała Sejm, Senat i Radę Ministrów. W ruskim stylu.
To, co kryje się pod marką „PiS” jest dziwnym tworem: partia, ale jednocześnie kombinat towarzysko-biznesowy – nieruchomości, spółki, kluby, fundacje, media, posłowie, odgałęzienia w parafiach. Ten konglomerat daje pracę tysiącom osób, a w sektorze publicznym operuje dziesiątkami tysięcy sowicie wynagradzanych stanowisk. Do tego syndykatu dokłada się patchwork ideologiczny: nacjonalizm, trochę PRL-u, trochę faszyzmu i katolicyzm zdegradowany do roli egoistycznej ideologii plemiennej. Organizacja ta nie mieści się w definicji partii politycznej. I teraz po opanowaniu władzy państwowej przepoczwarza siebie i państwo polskie w hobbesowskiego Lewiatana, który przeważnie w dojrzałej fazie rozwoju zaczyna „pożerać” ludzi.
Smycz i kaganiec
Materiałów dowodowych jest wiele. Ale kto ma postawić przed sądem rządzących podejrzanych o popełnienie co najmniej kilku przestępstw? Na przykład za zmianę porządku konstytucyjnego przemocą – art. 127 kodeksu karnego. Grozi za to minimum 10 lat więzienia. Kto przeprowadzi rzetelne śledztwo w aferze KNF? Kto przeprowadzi śledztwo w sprawie zniszczenia Trybunału Konstytucyjnego? Kto zbada i wyjaśni zniszczenie stadnin koni? Kto wyjaśni podsłuchy „U Sowy” i związane z tym szantaże? Przejęcie i zmiana statusu mediów z publicznych na partyjne przez obecną władzę należy traktować jako element zamach stanu. Kto ma przeprowadzić w tej sprawie śledztwo i ewentualnie postawić odpowiedzialnych przed sądem? Prokurator Generalny, który jest jednocześnie Ministrem Sprawiedliwości? Policja oligarchów partyjnych Brudzińskiego i Zielińskiego? Żaden organ państwa powołany do ochrony porządku konstytucyjnego nie podejmuje żadnych realnych kroków. Ani prokuratura, ani policja, ani wojsko. Media publiczne wręcz wspierają te nielegalne działania.
Aby złożyć w sądzie akt oskarżenia potrzebne są zeznania i inne dowody, a więc śledztwo. Ale jeżeli prokuratura i policja znajdują się w rękach członków partii, która dokonuje zamachu na porządek konstytucyjny, to politycy-zamachowcy mogą spać spokojnie. Sami siebie nie będą ścigać, aresztować i stawiać przed sądem. Wygląda na to, że na razie demokracja polska jest bezbronna.
Obrona demokracji metodami demokratycznymi jest trudnym zadaniem. Problem ten dyskutowany był intensywnie już w latach 40. ubiegłego wieku. Głównym ustrojowym zabezpieczeniem przed despotyczną władzą był, i nadal powinien być, zaproponowany przez Monteskiusza i wdrożony w krajach Zachodu trójpodział władzy, czyli smycz, na której obywatel trzyma żądną krwi i pieniędzy bestię, jaką jest władza państwowa. Trójpodział miał spętać i ucywilizować despotyczną władzę tak, aby nie mogła stosować niekontrolowalnej przemocy wobec jednostki. Jak wiemy, w przeszłości ten instrument zawiódł: zarówno faszyści jak i komuniści bez większego trudu likwidowali trójpodział, przejmując pełnię władzy, tworząc dyktatury partyjne, które rabowały i mordowały miliony własnych i obcych obywateli.
Po wojnie wprowadzono więc dodatkowe zabezpieczenie ludzi przed Lewiatanem: prawa człowieka i obywatela wraz z godnością jako filarem państwa i naczelną normą prawa. Miał to być kaganiec nakładany politykom. A jednocześnie sakralno-prawna otoczka człowieka, gwarantująca mu nietykalność cielesną i duchową. Ale jak widzimy, zarówno smycz jak i kaganiec, także w Polsce, nadal nie spełniają swej funkcji wystarczająco skutecznie.
Proponuję więc utworzenie nowej, demokratycznej instytucji, która uniezależni prokuraturę, policję i media publiczne od partii politycznych, a więc umożliwi skuteczne ściganie polityków i obronę rządów prawa.
Izby Obywatelskie
Pytanie brzmi: jak zagwarantować praworządność i zagonić partyjną bestię z powrotem do klatki bez zmian Konstytucji? Proponuję stworzenie zupełnie nowej instytucji ustrojowej, którą nazwałem Izbą Obywatelską. Jest to dosyć śmiała i daleko idąca reforma, nawiązująca do koncepcji Roberta Dahla, którą opisał w krótkiej, nieśmiałej formie (może dlatego nie została dotąd wykorzystana?), w dziele „Demokracja i jej krytycy”.
Dahl, zmarły w 2014 roku profesor Yale University, jeden z największych badaczy systemów demokratycznych, wychodzi z założenia, że do podejmowania demokratycznych, większościowych, ale i kompetentnych decyzji potrzebna jest duża, reprezentatywna, ale także dobrze poinformowana grupa wyborców. Zaangażowanie merytoryczne w podejmowanie demokratycznych decyzji wszystkich obywateli jest bowiem utopią, co pokazał dobitnie Brexit. Nie można przecież wymagać, aby wszyscy wyborcy cały swój czas poświęcali na przygotowanie się merytoryczne do rozstrzygnięcia. Ważniejsze jest, aby była to grupa reprezentatywna, która zaangażuje się jednocześnie w intelektualne – w miarę możliwości – zgłębienie problemu. Dahl nazwał tę grupę „uważną publicznością” i „mini-populusem”. Racjonalne rozstrzygnięcie wymaga przecież poświęcenia czasu na zgłębienie argumentów za i przeciw. Skąd wziąć taką grupę?
Robert Dahl proponuje coś takiego:
„Załóżmy, że w rozwiniętym kraju demokratycznym stworzono mini-populus składający się, powiedzmy z tysiąca obywateli dobranych losowo z całego demos. Jego zadaniem byłoby rozważenie w ciągu roku jakiejś kwestii i ogłoszenie stanowiska w tej sprawie. Jego członkowie mogliby się spotykać za pomocą technik telekomunikacyjnych. Takie ciała można by powoływać w każdej sprawie znajdującej się na wokandzie. (…) Doradzać by im mogły – znów za pośrednictwem telekomunikacji – komisje uczonych i specjalistów oraz aparat administracyjny. Prowadzić by mogły przesłuchania, podejmować badania i inicjować dyskusje. W poliarchii III nie zastępowałyby one ciał ustawodawczych, lecz je uzupełniały. (…) Otóż reprezentowałyby opinię demos. (…) W ten sposób, a obywatele rozwiniętego społeczeństwa demokratycznego znajdą wiele innych, postępowanie demokratyczne raz jeszcze mogłoby zostać dostosowane do świata tak mało przypominającego ten, w którym koncepcje i praktyki demokracji narodziły się”
(„Demokracja i jej krytycy”, 1989 r).
Tworzenie takich „uważnych grup” do generowania i werbalizacji woli narodu, opartej na wiedzy, racjonalnej i przemyślanej, w sprawach trudnych i skomplikowanych, zapewne wspomagałoby i odciążało parlament, a jednocześnie wzmocniłoby partycypację obywateli w demokracji, ograniczając wirusa populizmu i pasożytniczą oligarchię. Grupa tysiąca osób o wiele łatwiej i taniej zapozna się z wiedzą ekspertów na dany temat, przeprowadzi dyskusję przez Internet, a następnie zagłosuje.
Sądzę, że grupy takie w warunkach polskich sprawdziłyby się przede wszystkim jako ciała elektorskie. Izba Obywatelska mogłaby więc dokonywać wyboru i obsadzać te stanowiska w państwie, które powinny być niezależne od partii i rządu. W pierwszej kolejności niezależne od partii politycznych powinny być media publiczne oraz prokuratura i policja (zakładam, że niezależność władzy sądowniczej jest oczywistością). Partie powinny skupić się na swoich właściwych zadaniach: procesach ustawodawczych i sprawnym rządzeniu.
Nie są nam potrzebne partie polityczne, działające jako agencje zatrudnienia członków i rodzin.
Problemem są oczywiście stanowiska, których obsadzanie uregulowane jest w Konstytucji. Przekazanie tego zadania Izbom Obywatelskim wymagałoby jej zmiany. Ale istnieje wiele miejsc w systemie, które z jednej strony są kluczowe dla funkcjonowania praworządnego państwa i demokracji, ale z drugiej strony ich obsadzanie nie wymaga zmian Ustawy zasadniczej (wystarczy zmiana zwykłych ustaw). Realnie, trud obsadzania następujących stanowisk możemy przejąć od oligarchii partyjnej: Prokurator Generalny, Komendant Główny Policji, Prezes Telewizji Polskiej, Redaktor Naczelny programów informacyjnych TVP, Prezes Polskiego Radia, Redaktor Naczelny programów informacyjnych PR, Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, Rzecznik Praw Dziecka, Zatwierdzanie Członków Zarządów Agencji i Spółek Skarbu Państwa.
Łatwo sobie wyobrazić, że Prokurator Generalny i Komendant Główny Policji powołani przez Izbę Obywatelską będą mieli komfort podlegania tylko prawu, nie będą mieli obaw przed ściganiem przestępstw popełnianych przez polityków czy duchownych. Niezależna prokuratura i policja, podlegająca suwerenowi, a nie jego przedstawicielom, pozwoli na wnikliwe i sprawiedliwe osądzenie działań obecnego reżimu. Być może uniemożliwi to także zawarcie przez partie zgniłego kompromisu w tej sprawie poza systemem prawa w rodzaju grubej kreski. I przede wszystkim, te niewielkie zmiany ustrojowe zapobiegną powstawaniu tego typu syndykatów partyjnych w przyszłości. Również media publiczne mogłyby wreszcie uzyskać realną niezależność.
Izby Obywatelskie mogłyby też decydować o kilku innych sprawach. Wymieniłem tytułem przykładu te, które uważam za istotne dla demokracji.
Obywatele uczestniczyliby w tych ciałach elektorskich odpłatnie, na podobnej zasadzie jak członkowie ław przysięgłych w sądach. Izby powoływane byłyby tylko do dokonania konkretnego wyboru, po czym ulegałyby rozwiązaniu. Koszty nie byłyby więc wysokie. Właściwie członkowie Izby nie musieliby się spotykać w realu. Do dokonania kolejnych wyborów byliby powoływani losowo nowi członkowie, z grup reprezentatywnych dla całej wspólnoty obywatelskiej.
Wyboru na wymienione stanowiska w państwie dokonywano by spośród kandydatów spełniających kryteria formalne, podobnie jak w konkursach. Ustawa powinna określić wymogi stawiane kandydatom na dane stanowisko oraz instytucje, które mogą takich kandydatów proponować. Na przykład dla kandydatów na Prokuratora Generalnego i Komendanta Głównego Policji byłyby to Rady Wydziałów Prawa Uniwersytetów i Sejm; kandydatów na Prezesa i redaktorów naczelnych telewizji i radia – Rady Wydziałów Dziennikarstwa i także Sejm.
Owszem, Izby mogłyby też podejmować inne merytoryczne decyzje, nie tylko personalne, na przykład na wniosek Sejmu lub 100 tysięcy obywateli. W systemie demokratycznego podejmowania decyzji w państwie, Izby Obywatelskie usytuowane byłyby wiec pomiędzy parlamentem a referendum. Można je rozumieć także jako duży parlament lub małe referendum (nieporównanie tańsze od ogólnokrajowego). Opracowaniem szczegółów i przełożeniem projektu na ustawy powinni zająć się politycy partii opozycyjnych i eksperci.
Czwarta władza
Oprócz wymuszenia praworządności wśród polityków przez niezależny aparat ścigania, Izby Obywatelskie byłyby także narzędziem, które umożliwi odebranie mediów publicznych partiom i przekazanie ich wspólnocie obywatelskiej (czyli państwu).
Media informacyjne należą do dziedziny sprawowania władzy. Niemiecko-szwajcarski politolog Otfried Höffe w ostatniej książce „Kritik der Freiheit” tak to widzi: „uczestnicząc w sprawowaniu władzy publicznej, media stały się oczywiście jedną z władz, przynajmniej quasi-władzą, której potęga wzrosła nawet tak dalece, że gdy wcześniej towarzyszyły tylko i kontrolowały władzę, urosły do roli uczestnika władzy publicznej”. Dlatego media publiczne powinny podlegać regułom podziału władzy, i nie mogą być w żadnym wypadku podporządkowane trzem pozostałym władzom. A zgodnie z wykładnią celowościową polskiej Konstytucji, instytucje mediów publicznych powinny być niezależne od trzech pozostałych władz – tak interpretowali to eksperci w zapisach Komisji konstytucyjnej. Niestety sposób powoływania członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i prezesów TVP i PR oraz sytuacja prawna dziennikarzy mediów publicznych, uniemożliwiają pełną realizację tej normy konstytucyjnej. Teraz widać to w sposób jasny: obecne media stały się instytucją czysto partyjną.
(Dla zainteresowanych: złożyłem w tej sprawie pozew przeciwko TVP. Odbyła się pierwsza rozprawa, kolejna wyznaczona jest na 18.01.2019 r w Sądzie Okręgowym w Warszawie.)
Tymczasem niezależne przedstawianie faktów i wyjaśnianie biegu spraw, to konieczność ustrojowa i racja stanu wobec narastającego populizmu oraz fali kłamstw i manipulacji w mediach społecznościowych. Dzieje się to przy rosnącej niemal wykładniczo komplikacji świata.
Najwyższy czas, aby konstytucjonalizm uznał ostatecznie rolę mediów i włączył je do teorii podziału władzy, traktując je właśnie jako czwartą władzę: władzę informacyjną. Uniezależniając jej struktury od trzech pozostałych władz – gwarantując suwerenność informacyjną wspólnoty obywatelskiej (czyli państwa, a nie tylko organów państwa).
Instytucja ta dysponowałaby władzą informowania, interpretacji i przedstawiania sensu zdarzeń, opartych na najlepszej dostępnej wiedzy.
Media publiczne jako istotny element władzy informacyjnej powinny posiadać legitymację wypływającą bezpośrednio z woli narodu, a nie z nadania władzy ustawodawczej czy wykonawczej (a więc w rzeczywistości: z nadania partii, a obecnie prezesa partii). Media te powinny mieć status ustrojowy podobny do sądów, a dziennikarze mediów publicznych status zbliżony do sędziów. Politycy w żadnym wypadku nie powinni mieć możliwości wpływania na zarządzanie, obsadzanie stanowisk, zwalnianie, nie mówiąc już o kształtowaniu przekazu informacyjnego. Pierwszym istotnym krokiem w tym kierunku byłoby przekazanie kompetencji powoływania na stanowiska prezesów i redaktorów naczelnych w mediach Izbom Obywatelskim. Politycy partyjni mogliby się tam pojawiać tylko jako goście (a nie jak znany Bałwan u Lewickiej). Niezależność mediów można więc zrealizować – do przyzwoitego poziomu – bez zmiany Konstytucji.
Helwetyzacja ustroju
Wprowadzenie Izb Obywatelskich oparte jest na realizacji art. 4 Konstytucji RP. „1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. 2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”. Norma, zawarta w tym artykule, uprawnia obywateli i zobowiązuje do wprowadzania w życie nowych form sprawowania władzy – urealniających „władzę zwierzchnią” i formy „bezpośrednie”.
Norma ta w części dotyczącej „bezpośredniego sprawowania władzy” – jak dotąd – jest pustym postulatem. Jej przekaz nie znalazł odbicia w życiu – brakuje instytucji demokracji zbliżonych do bezpośredniej (przepisy Konstytucji o referendum – art. 125 lub o inicjatywie ustawodawczej – art. 118.2, są obarczone wadami i nie są wykorzystywane ze względów praktycznych).
Nakładając na Art. 4 sieć aksjologiczną ideałów społeczeństwa obywatelskiego, norma ta umożliwia budowę w Polsce demokracji pół-bezpośredniej: tak określany jest ustrój Szwajcarii. Tymczasem działalność Zjednoczonej Prawicy, to ordynarna rusyfikacja ustroju Polski. Oligarchia partyjna przejmuje rolę suwerena poprzez nieformalną, a więc nielegalną zmianę „porządku konstytucyjnego”. Aby przeciwstawić „dobrym zmianom” czerpiącym wartości z cywilizacji wschodniej, opozycja powinna zaproponować wyborcom powołanie Izb Obywatelskich, czyli helwetyzację ustroju. Jest to realistyczny projekt, podtrzymujący naszą obecność w cywilizacji Zachodu. Umożliwi to także zrównoważenie wpływów uprzywilejowanych „podmiotów pośredniczących”: partii, kościoła, związków zawodowych i koncernów.
Rzeczywistość społeczna jako „płynna nowoczesność” jest już zbyt skomplikowana, zmienia się zbyt szybko, aby stare formy ustrojowe mogły spełnić jednocześnie wymagania idei sprawiedliwości i merytokracji oraz obronić człowieka przed wszechmocą Lewiatana (w dodatku szybko nadchodzą czasy sztucznej inteligencji, co jest naszym największym wyzwaniem, ale pisowska oligarchia interesuje się głównie przeszłością i kontami bankowymi).
Waldemar Sadowski

Mam jedno pytanie.
Czy zasiadanie w tej Izbie będzie etatowe i wynagradzane, czy społeczne, za darmo?
Ależ odpowiedź jest w tekście.
>Obywatele uczestniczyliby w tych ciałach elektorskich odpłatnie, na podobnej zasadzie jak członkowie ław przysięgłych w sądach<
Fakt, przeoczyłem..
Na szczęście z racji wieku nie mam powodu do lęków.
Może być i tak.. ale nic to nie zmieni, ot kolejna fikcja polityczna.
Gadać o tym jak powinno się grać na instrumencie można, robią to krytycy muzyczni, którzy instrument w łapkach kiedyś mieli ale im nie wyszło granie, więc zostali recenzentami.
Żadnych etatów. Sądzę, że silną strona tej instytucji jest brak powiązań. Losowo wybrani obywatele do rozstrzygnięcia jednego zadania będą wolni w tym sensie, że nie będą poddani instrukcjom partyjnym (prezesa), ale najważniejsze jest to, że niezależna będzie wybrana przez nich osoba. Sądzę, że „elektorzy” powinni otrzymać od państwa (wspólnoty obywatelskiej) wynagrodzenie. Jednorazowo. Wyobrażam sobie, że praca elektorów przy wyborze np prokuratora generalnego polegałaby na przeczytaniu materiału informacyjnego: (1) rola prokuratury, (2) kompetencje prokuratora generalnego, (3) cechy idealnego kandydata, (4) cv 5 do 10 kandydatów. Razem to ok 50 – 100 stron. Zakładając, że zapoznanie się z tym materiałem to 10 godzin, 50 zł za godzinę = 500zł. Jednorazowo. Żadnych etatów. Pod nadzorem PKW – tam są etaty. Kolejne wybory, za kilka lat, wylosowani zostaną inni obywatele.
I zakaz prowadzenia kampanii wyborczej!
Bardzo interesująca propozycja. Mam również nadzieję, że będzie analizowana i komentowana.
Myślałem sporo o ew. federalizacji RP.
Trafna analiza. A te Izby to sztuczna konstrukcja, jedna z tych, które można wymyślać i jakoś uzasadniać i których nikt nigdy, nigdzie nie zrealizuje. Nikt tez nie będzie tracić czasu na analizy.
Ale wymyślanie czegoś takiego, ze szczegółami, to przyjemne ćwiczenie umysłowe.
Owszem, trzeba się zaangażować intelektualnie w takie „ćwiczenie”, trzeba się pochylić nad problemem i uwzględnić sporą liczbę czynników, aby taki projekt był sensowny prawnie i politycznie. Jakoś nie widzę nigdzzie rozsądnych propozycji, w jaki sposób uniezależnić media publiczne i prokuraturę od partii politycznych. Bez zmiany konstytucji. A jest to główny problem w systemach dwójpodziału władzy, które powodują, że szef partii skupia w swym ręku władzę ustawodawczą i wykonawczą. Likwidacja demokracji i władza oligarchii partyjnych w kolejnych krajach będzie dziecinnie dziecinnie łatwym zadaniem. Panie Erneście, to nie jest przyjemne „ćwiczenie” intelektualne, tylko śmiertelnie poważny problem dla demokracji europejskich. Czy suweren coś z tym problemem zrobi, to już mnie mniej interesuje.
Słabości logicznej takich rozważań upatrywałbym w konieczności metody – „powinny mieć”, „nadać status” odnoszą się do organizacji – przez kogo ? inicjatywa powinna pozostać w rękach instytucji demokratycznych. Można także pytać o możliwe czynniki wpływu na taki mini populus, w trakcie organizacji i działania, a informacja pozostaje funkcją możliwości jej otrzymywania.
Podobno analizy układów społecznych metodami ewolucyjnych teorii gier wskazują na dominującą rolę transparentności, w konsekwencji reputacji ( wywiad z Karlem Sigmundem )
Ukryte tam założenie to być może stan początkowy. Przypadek niewystarczającej dywersyfikacji podmiotów zredukuje liczbę „efektywnych” graczy lecz wnioski powinny pozostawać te same. Ciekawe, czy analiza dynamiki układu społecznego, zakładając różne warunki początkowe w postaci efektywnych korelacji definiujących grupy, przy zachowaniu reguł, prowadziłaby, i dla jakich warunków jeżeli nie zawsze, do odbudowy dywersyfikacji podmiotu. Pewnie takie symulacje także już robiono.
” Pokazał, że oglądając dylematy społeczne w kontekście populacji, w której ludzie uczą się od siebie nawzajem, gdzie społeczne uczenie się imituje, niezależnie od tego, jaki rodzaj zachowania jest obecnie najlepszy, można umieścić go w kontekście, w którym strategie współpracy, na podstawie wzajemności może ewoluować.” Wyrwałem z kontekstu, ale brzmi nieźle.
ewolucja strategii współpracy na podstawie wzajemności, rzeczywiście nieźle choć pewnie pozostanie kwestia oczekiwań; a reputacja w przestrzeni społecznej to … jakby stany własne z wersora reputacji w przestrzeni oczekiwań, i tu i tu pewnie skwantowane, ale to nie prosty rzut, jakoś się to skaluje.
Pozostaje kwestia finansowania instytucji, których szefowie byliby wybrani przez Izbę. Nic nie pomoże najlepszy szef jeżeli większość sejmowa obetnie środki finansowe na działalność.
Nie wyobrażam sobie, aby w ustawie budżetowej zabrakło środków na działalność prokuratury czy policji. Przekroczymy linię państwa upadłego. Ale obserwując zachowanie obecnej panującej „elity” widać, że każdy scenariusz jest możliwy.
Największe zmiany społeczne dokonywały się, najczęściej, z powodu nieświadomości. Ich „postulatorzy” nieświadomi byli,że tego się nie da zrobić. Może i my , światli europejscy racjonaliści, powinniśmy zapomnieć, choć na krótko, o „to się nie da”?