15.04.2021

Kilka dni temu moja wieś pożegnała dwie sąsiadki, obydwie bardzo aktywne, więc i pogrzeb był huczny i z cowidem. Byłem, wszak to sąsiadka … stałem na zewnątrz.
Ta, która przechodziła covida lżej, dusiła się tydzień dłużej, ale też się udusiła. Do niewielkiego kościółka w Krzyżowej (Żywiecczyzna) napakowało się kilkaset osób, wszyscy w maseczkach. Wszyscy; no poza momentem, gdy zaintonowano pieśń, bo w maseczkach się śpiewać przecież nie da … poinformował mnie inny sąsiad (jeszcze żyje).
W mszy uczestniczyła pani wójt, urzędnicy, cała śmietanka i wszyscy w maseczkach (poza czasem śpiewania), wierni koło wiernych, bo kościół ma może 120 metrów kwadratowych a tłumu wewnątrz ponad 200 osób.
Opozycyjne prasa grzmi a biskupi odpowiadają, że wierni są pod szczególną opieką. Więc jest bezpiecznie.
W Krakowie, Warszawie i jeszcze w kilku kościołach być może tak jest. U mnie nie jest.
U mnie dwie fantastyczne wiejskie animatorki, sąsiadki, koleżanki odleciały na tamten świat z powodu zawieszenia funkcjonowania mózgu oraz towarzyszących temu przepisów przez uczestniczących w demonstracji miejscowych urzędników i durnych księży. Księży było trzech! Wiernych ponad 200!
Niektórzy zaraz umrą za wiarę i to będzie dla nich zapewne jakaś szansa.
Obydwie moje sąsiadki, szczególnie teraz w przedwiosenną pogodę uwięzione w gospodarskiej krzątaninie, czasem odwiedzały inne, a także podobnie funkcjonujących sąsiadów, Ale nie miały ani gdzie, ani jak się zarazić poza kościołem, do którego chadzały regularnie, by się tam modlić o zdrowie. Wedle wypowiedzi siostry Małgorzaty Chmielewskiej to obraz pychy kościoła.
Moja wieś to kilkadziesiąt domów w głębokiej dolinie. Wszyscy się znają, wszyscy chodzą do tego samego kościoła, nikt nie doniesie na sąsiada a tym bardziej na proboszcza, nawet jeśli to ma kosztować czyjeś życie.
Kosztowało.
To nie jest miasto, gdzie proboszcz się boi, liczy i odmierza przestrzeń między parafianami, To jest wieś, która się boi proboszcza, a proboszcz ma wszystko gdzieś i jeszcze poukładane i z władzą, i z policją.
I jeszcze wyczytałem o szczepionkowym analfabetyzmie znawców immunologii w episkopacie.
Więc mnie poniosło!
Szczęść Boże!
Piotr Topiński

nie jestem jakimś szczególnym fanem Stephena Kinga ale ciekaw byłbym filmu fabularnego na podstawie jego powieści na ten temat, akcja zaczynałaby się od opisu kolorytu społeczności a w głównej części skupiłaby się na dostojności mszy świętej i tradycji poszanowania zwłok ale wstawki animacyjne z mikro-przestrzeni cząstek powietrza i odpowiednie ich przenikanie do powłok cielesnych tworzyłyby pewnie mocną atmosferę i oczekiwany w takich filmach suspens, i tylko chyba pozostawałoby w finale oczekiwać na komendę kapelana: darz bór!
To opowieść smutna na pierwszy rzut oka. Sam mieszkam na wsi, w małej społeczności, ok. 30-to osobowej. Pobliska parafia zrzesza może wszystkiego ze 150-200 rodzin. Tutaj tak samo się dzieje i podobnie ludzie zarażają się w kościele. Różnica jest taka, że to centralna Polska i trochę mniej pewności, że w kościele jest bezpiecznie.U nas presja środowiska na udział we mszach od dawna nie jest tak silna, jak w środowiskach na podkarpaciu. Częściwo to rezultat migracji z miasta – sąsiadów indyferentnych religijnie, a częsciowo tradycji. Ani autorytet księdza nie jest tak wysoki aby ludzie chodzili ze strachu, ani władze gminy nie są tak silnie zależne od kościoła. Wszystko inne podobne, lącznie z efektami śmiertelnymi.
*
Dlaczego napisałem, że opowieść jest smutna na pierwszy rzut oka. Ci ludzie, którzy sie zakażają w kościele i (niektórzy z nich) umierają robią to na własne życzenie. „Wiedzą lepiej”, bo to przeciez suweren. Kto zabroni suwerenowi takiego postępowania? Smutne to byłoby gdyby ktoś ich zmuszał, ale skoro sami, z własnej, nieprzymuszonej woli podejmują takie decyzje, to ich prawo – są dorośli. Żałować można wyłącznie dzieci, których u nas na szczęście jeszcze nic takiego nie spotkało.
nie byłoby problemu, gdyby rzeczywiście „na własne życzenie zarażali się i umierali”. problemem jest, ze zarażają siebie, i następnie zarażają innych, takze tych którzy do kościoła nie chodzą, a którzy mogą z tego powodu umrzeć. a na to w państwie prawa nie może być zgody.
Zgoda – to zarażanie innych jest problemem. Nie powinno do tego dochodzić, lecz niestety ma miejsce. Z tym, że transmisja wirusa w społeczeństwie jest wielowątkowa, a nie wyłącznie via kościół. Poważniejszy problem, że służby sanitarne nie badają sposobów i miejsc gdzie najczęściej ludzie się zarażają. Bez tego trudniej stosować środki ostrożności.
Kościoła jako miejsca transmisji zdradliwego wirusa te służby przecież nie wskażą nawet gdyby badały. Ideologia musi być ważniejsza. To Polska, Wielka, Katolicka.
Prosty poseł nie kazał badać, a u nas jak w Peerelce : co nie nakazane, jest zabronione. Więc tylko bałamutne komunikaty i chaotyczne posunięcia. A u nasz w Niemcach oczywiście jest na zlecenie rządu parę różnych komisji, co badają właśnie różne aspekty tej „zarażalności” aby można było sensownie wydawać dyrektywy – komu i co ograniczać, żeby wskaźniki rzeczywiście zaczęły spadać. Parę dni temu urządzono żałobną uroczystość dla opłakania 80 tys. zmarłych w Niemczech ludzi. W Polsce mamy chyba do tej pory coś 56 tys. jeśli wierzyć rządzącym nami Prawym i Sprawiedliwym Szu… Na Dzikim Zachodzie przy każdym karcianym stoliku był jakiś „Uczciwy Joe”.
nie jestem jakimś szczególnym fanem Stephena Kinga ale ciekaw byłbym filmu fabularnego na podstawie jego powieści na ten temat, akcja zaczynałaby się od opisu kolorytu społeczności a w głównej części skupiłaby się na dostojności mszy świętej i tradycji poszanowania zwłok ale wstawki animacyjne z mikro-przestrzeni cząstek powietrza i odpowiednie ich przenikanie do powłok cielesnych tworzyłyby pewnie mocną atmosferę i oczekiwany w takich filmach suspens, i tylko chyba pozostawałoby w finale oczekiwać na komendę kapelana: darz bór!