22.04.2021
Ostatnie 30 lat było istnym rajem dla rzeźbiarzy. Wpierw przez 10 lat stworzono setki pomników papieża Jana Pawła II, spośród których większość jest poniżej wszelkiej krytyki. Potem od czasu katastrofy smoleńskiej powstało mnóstwo rzeźb przedstawiających b. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Ale od kilku lat na tym rynku panuje posucha. Po pierwsze nie ma kogo przedstawiać, po drugie z powodu pandemii nie ma kto, po trzecie JK na razie na własny pomnik się nie zgadza. Sytuację postanowiła podobno ratować komisja kulturalna pod wodzą wicepremiera Glińskiego. Dyskutowano w najwyższych gremiach ideę i tematykę pomnika. Po długich dyskusjach ustalono temat główny: powinno być nim wyobrażenie męczeństwa za życia. Czyli wybrano słusznie czynnik zasadniczy spajający elektorat tego ugrupowania.
Zdecydowano, że konkurs powinien być międzynarodowy. Sponsorami zgodnie zostały wszystkie spółki Skarbu Państwa. Rzeźba ma być wykonana w rozmiarze ponadnaturalnym, z materiałów trwałych jak granit i marmur – oraz w wersji miniaturowej z metali szlachetnych do postawienia w biurze każdego posła PiS. Środowisko rzeźbiarskie wpadło w zachwyt, gdyż nagroda główna pozwoli autorowi projektu i wykonawcom na swobodne życie przez kilka dziesięcioleci. Ponadto w warunkach konkursu poda się informację mówiącą, że osobne wersje pomnika staną przed wszystkimi Urzędami Wojewódzkimi oraz ratuszami w miejscowościach gdzie PiS ma większość w sejmiku.
Pomnik przedstawiający męczeństwo z życia ma ujawnić światu i Polsce osobę, która w swoim życiorysie prezentuje całość tego zjawiska. Po długim zastanowieniu na Nowogrodzkiej w Warszawie grono prominentów wybrało ostatecznie właściwą osobę. Głównym kandydatem był początkowo Waszczykowski, ale przedstawiono dowody, że umęczył się samoczynnie znajomością geografii fizycznej i w efekcie przepadł. Innym pretendentem, o którym dyskutowano był poseł Suski, który od urodzenia głęboko dręczy się myśleniem na dowolny temat, czego co chwilę daje dowód. W tej sytuacji gremium decyzyjne uznało, że obaj wymienieni nie są męczennikami instytucjonalnymi, gdyż cierpią tylko z własnych powodów. Na placu boju pozostała jedna osoba.
Została nią pani Beata Szydło.
Jej postać niebawem będzie prężyła się na cokołach z broszką made in China w klapie, gdyż jej obecność pozwala na odróżnienie od marszałka Kuchcińskiego. Kandydaturę zaakceptował Kongres PiS-u i osobiście sam JK.
Droga do męczeństwa w przypadku Beaty Szydło jest po prostu nieprawdopodobna. Zwykła nauczycielka szkolna z głębokiego zapyziałego powiatu zostaje premierem dużego państwa w Europie. Historia nie zna podobnego wypadku. Trudno sobie wyobrazić całokształt cierpień, jakie miała przy wewnętrznym ustalaniu stopnia własnych kompetencji na to stanowisko. Ale je pokonała, dając temu przekonywający dowód na pamiętnym zebraniu, znanym pod kryptonimem 27:1, gdzie będąc na progu zawału oczekiwała wyniku głosowania. Dobrze poinformowanym, na przykład posłowi Czarneckiemu, było wiadomo, że oddała głos na większość, zaś słynną jedynkę dał Orban. Co świadczyć miało o jej bezkompromisowej uczciwości.
Po powrocie samolotu rządowego do stolicy prezes PiS–u dał polecenie wykoszenia dwu szklarni pod Warszawą, skąd róże dla niej na lotnisko dowieziono przyczepami.
W dalszych latach tocząc wbrew sobie głęboką walkę wewnętrzną uczestniczyła w dwu wyborach PAD. Zdążyła poznać jego intelekt i pracowitość. Zapłaciła za to wielką osobistą cenę zdrowia z koniecznością brania leków przeciwdepresyjnych. Z różnych względów dręczyła ją także tężyczka i bóle brzucha, które dopadały Beatę Szydło na posiedzeniach sejmowych. Została uratowana na zapleczu kroplówką, wkrótce po tym, jak krzyczała do posłów „te pieniądze im się należą”. Wiedziała komu z ministrów jej rządu je przyzna i ile.
Później jakby o niej zapomniano. A więc cierpiała w milczeniu, nieustannie przez 24 godziny na dobę. W dodatku jako europosłanka otrzymywała comiesięczne niskie wynagrodzenie i marną emeryturę zagraniczną liczone w Euro.
Tymczasem inni funkcjonujący prominenci w kraju… szkoda mówić. W związku z tym, że nikt wówczas w PiS nie lubił osób samobiczujących się, jakby o niej zapomniano.
Jej męczeństwo nieoczekiwanie odżyło w kwietniu 2021. Jego sprawcą jest wicepremier Gliński. Wykonał na Beacie Szydło pocałunek śmierci, o czym się dowiedziała, gdy włączył ją w skład Rady Muzeum Auschwitz-Birkenau. W tym momencie już poczuła, że nieodwołalnie krwawi, ale godnie odpowiedziała mediom, że z energi..om i ochot..om osobist..om będzie pełniła tam wielce zaszczytn…om funkcję.
Jej przyjście spowodowało przewietrzenie Rady Muzeum. Odeszło stamtąd kilka osób, aby poczuła luz i nie była skonfundowana kwalifikacjami. Zasadniczym wykładnikiem tego mianowania był fakt, że mieszka blisko Oświęcimia. Przecież na muzealnictwie i martyrologii zna się podobnie dojrzale jak ten pisowski dyrektor pewnego szpitala, który pytany o kwalifikacje na pełnione stanowisko odpowiedział, że dawno temu leżał tam jako pacjent.
W obu przypadkach jest to zjawisko cudownego nawiedzenia. Coś na ten temat powinien powiedzieć Episkopat.
Nie jest to ostatni etap męczeństwa Beaty Szydło oraz jej udręczenia. Patrząc w nieuchronną przyszłość, wie doskonale, że w pozostaje jej odgrywanie równie odpowiedzialnej roli już tylko w Radzie Cmentarza Powązkowskiego i osobiste pilnowanie grobu Jadwigi Kaczyńskiej.
Laureatka konkursu zasługuje nie tylko na pomniki, ale moim zdaniem nawet na cały Panteon.
Jan Niżnikiewicz

Czyli jest kasa do wzięcia.. już piszę, otóż ja mam pomysł zwycięski, zwycięski pomnik bowiem: powinien być uniwersalny i niezniszczalny, w postaci zaś statuetki siła wyrazu polegać w takim przypadku będzie jedynie na przesunięciu jej w stosowne naroże biurka. Państwo się domyślacie, ależ oczywiście, pomnikiem powinien być palec. Dla osób praktycznych do wykorzystania także jako podstawka na pierścień.
Nagrodę proszę po prostu wpłacić, kwiatów, czekoladek i balonów można nie przesyłać.
PS. Ja myślałem tu o palcu wskazującym.