27.02.2023
Adwokat przekonuje sąd, że jego klient nie popełnił przestępstwa. Potem dodaje, że gdyby jednak sąd miał uznać, że je popełnił, to z tej ostrożności, wnosi o uwzględnienie dodatkowych okoliczności. W polityce, a zwłaszcza w wojnie, trzeba mieć taki plan B w tyle głowy, jeśli się go nie nagłaśnia.
Waszyngton stoi na słusznym stanowisku, że Krym jest częścią Ukrainy. I kropka. Tak jest faktycznie, a Stany Zjednoczone były jednym z mocarstw, które gwarantowały nienaruszalność granic Ukrainy.

O Krymie lepiej by było jeszcze pomilczeć, ale Timothy Garden Ash już o tym pisał. Myślę więc, że w naszym małym gronie dyskutantów Studia Opinii możemy zwrócić uwagę na ten problem.
Krym nie był ukraiński. W warunkach ZSRR, w roku 1954, przekazanie go przez republikę rosyjską ukraińskiej było zabiegiem administracyjnym. Ówczesna Ukraina oddała wówczas ówczesnej Rosji znacznie większe od Krymu tereny na wschodzie. Półwysep, a prawie wyspa, był zależny od kontynentu, z którego nawet wodę trzeba mu było dostarczać.
Tak się akurat złożyło, że trzysta lat wcześniej miała miejsce kozacka Rada Perejasławska, którą Chruszczow ogłosił jako akt powtórnego zjednoczenia Rosji z Ukrainą i przekazał Krym jako dar, urządzając przy tym jubel na cztery fajerki.
Byłem wówczas studentem wydziału historii Moskiewskiego Uniwersytetu i jak wszyscy historycy wiedziałem, że ta Rada była tylko jedną i to nieudaną, próbą wchłonięcia Ukrainy przez Rosję. Ten proces zakończyła dopiero Katarzyna II.
Trudno całkowicie negować opinie, że Ukrainie może się nie opłacać krwawe zdobywanie Krymu i może się nie udać jego odwojowanie. Może wówczas trzeba by było zastosować aktualną formułę Kissingera. Teraz uważa on, że w Donbasie można przeprowadzić referendum w sprawie jego przynależności. Na to Ukraińcy nie mogą się zgodzić choćby ze strachu przed okrucieństwem Rosjan. Ale o Krymie można by zacząć rozmawiać.

Ernest Kajetan Skalski
Ur. 18 stycznia 1935 w Warszawie) – dziennikarz i publicysta,
z wykształcenia historyk.
W chwili rozpadu ZSRR Krym był częścią oddzielającej się Republiki Ukrainy i taki kształt jej terytorium zagwarantowały ówczesne traktaty międzynarodowe, gwarantowane wszak także przez Federację Rosyjską. Można dyskutować o właściwości takich ustaleń, ale najpierw trzeba przywrócić porządek prawny — w przeciwnym przypadku jakiekolwiek nowe ustalenia tracą sens…
Pan Redaktor Skalski słusznie zwraca uwagę, że tzw. „dobrodziejstwo” Chruszczowa polegało na tym, że Ukraińska Republika Sowiecka oddała Rosyjskiej Republice Sowieckiej tereny znacznie większe na wschodzie Ukrainy niż otrzymała w postaci półwyspu Krymskiego. Jeżeli więc ruscy chcieliby zachować „legalnie” Krym winni oddać te ziemie, które w zamian otrzymali. Wówczas można byłoby zacząć o Krymie rozmawiać. Tymczasem Federacja Rosyjska Krym „odzyskała” w 2014 roku włączając go w swoje terytorium, w sposób kompletnie sprzeczny z prawem międzynarodowym. Rosjanie o Krymie nie będą chcieli rozmawiać, chyba że Ukraina im go zabierze w wyniku działań wojennych.
*
Podzielam obawy, że ewentualne referendum w Donbasie na rzecz przyłączenia go do Federacji Rosysjkiej byłoby dla Ukraińców nie do zaakceptowania. Dzisiaj Rosjanie kontrolują ok, 20% terytorium Ukrainy sprzed 24 lutego 2022 r. To tereny, o które Ukraina stoczy z Rosją krwawą wojnę w celu ich odzyskania.
*
Problem z Rosją polega na tym, że cokolwiek uzyska ona w wyniku tej okrutnej wojny, to będzie to usnakcjonowanie jawnego bezprawia w drodze agresji militarnej. Zaakceptowanie tego faktu oznaczałoby, że Rosja stoi ponad prawem międzynarodowym i ponad porządkiem światowym. To bardzo niebezpieczny precedens w świecie współczesnym. Oznaczałby nasze przyzwolenie na fakt, że Rosja pozostaje barbarzyńskim i niecywilizowanym agresorem kolonialnym, nie liczącym się z żadnymi współczesnymi regulacjami. Precedens taki byłby niebezpieczny i dla Rosji i dla nas – całej Europy Wschodniej jako bezpiśredniego otoczenia Rosji.
*
Ostatnia choć nie najmniej ważna sprawa to stabilność Ukrainy po wojnie. Każde ustępstwo na rzecz Rosji oznaczać będzie ryzyko kolejnej napaści Rosji na Ukrainę, jak tylko Rosja odbuduje nieco nadwątlony ostatnio potencjał militarny. Moim zdaniem tylko całkowite wyparcie Rosji poza granice Ukrainy sprzed 2014 roku oraz system sojuszy militarnych Ukrainy zapewni trwały i nienaruszalny pokój w tym regionie. Inaczej wysiłek wojskowy w skali międzynarodowej na rzecz Ukrainy pójdzie na marne, a świat będzie się zmagał z niestabilnością polityczną i militarną całego regionu.
*
Realiści polityczni w postaci wybitnych skądinąd ludzi jak Henry KIssinger czy John J. Mearsheimer (w Polsce ich poglądy podziela m.in Grzegorz Kołodko) rozumują w kategoriach bardzo idealistycznych, traktując Rosję jak partnera dotrzymującego zobowiązań. Historia Rosji po 1991 r. pokazuje, że takie założenie jest kompletnie niezgodne z rzeczywistością. Rosja rozumie tylko jedną zasadę – dominacji brutalnej, nagiej siły, przede wszystkim militarnej. Tylko taka siła zmusi Rosję do respektowania porządku miedzynarodowego. Przynajmniej tak długo jak sama Rosja nie zechce się zmienić.
Pełna zgoda ale to i tak nie rozwiąże problemów z Rosją. Nie dadzą rady w Ukrainie to odbiją sobie np. w Mołdawii. Prawdziwe problemy z Rosja zaczną się wtedy kiedy skończy się czerpanie zysków z ropy i gazu a to za jakieś kilkanaście, może kilkadziesiąt lat. Albo będzie nowa rewolucja albo nowa wojna światowa. Tam są potrzebne reformy gospodarcze na miarę tych wprowadzonych przez Piotra I i zmiana mentalności społeczeństwa.
Reformy Piotra I zmodernizowały Rosję, ale w niczym nie zmieniły jej barbarzyńskiego, kolonialnego charakteru. Przeciwnie Piotr I okrutnik i ciemiężyciel utrwalił tylko agresywną naturę pasożytniczego imperium wielkoruskiego. Dzisiejszej Rosji potrzebne są reformy prodemokratyczne, podobne jak Amerykanie narzucili NIemcom po II wojnie światowej. Inaczej Rosja sama dla siebie i dla wielu sąsiadów będzie najpoważniejszym zagrożeniem. Ze względu na potencjał nuklearny nie można Rosji podbic tak jak Rzeszy NIemieckiej w 1945 roku. Wszystko co mogą zrobić NATO i jego sojusznicy, to Rosję izolować. Przynajmniej na kilkanaście lat. Po tym okresie Rosja nie będzie groźna, ponieważ to technologie automatyczne oraz AI będą sterowały militariami i Rosja w ogóle będzie bez szans wygrywania jakiejkolwiek wojny. Reform nie można Rosji narzucic, a jej główny sojusznik Chiny same są przeciwne jakimkolwiek prodemokratycznym reformom. W Rosji same elity i większośc społeczeństwa cierpi na „wyuczoną nieudolność” i syndrom imperializmu wielkoruskiego, co w praktyce oznacza działanie na szkodę interesów społecznych w imię mocarstwowej iluzji. Rosja musi się sama zreformować bądź rozpaść – moim zdaniem nie ma innnych, lepszych scenariuszy. Zmiana metalności społeczeństwa trzymanego ponad 600 lat w ucisku i fizjologicznym strachu to proces długi i bardzo trudny. W Rosji nie ma szeropko rozumianych zasobów (społecznych, prawnych, także materialnych), które by taki proces uczyniły możliwym.
To niezupełnie tak, Panie Redaktorze. Poniższy tekst zamieszczałem już w kilku miejscach w przeszłości.
Już w czasach antycznych na Krymie istniały miasta greckie, potem stały się bizantyjskimi, stepy na północ od Krymu i po części sam Krym zostały zasiedlone przez Kumanów, Połowców, Pieczyngów itd., wreszcie w XV w. przez Tatarów z wyodrębnionego ze Złotej Ordy Chanatu Krymskiego. W XVIII w. Chanat został podbity przez Rosję, w efekcie czego znaczna część ludności opuściła półwysep udając się do innych krajów, przede wszystkim do Turcji. Ich miejsce zaczęła zajmować stopniowo ludność z Imperium Rosyjskiego. I tak to trwało do puczu bolszewickiego.
Początkowo Krym został przypisany do Federacji Rosyjskiej, co wielkiego znaczenia nie miało. Cyrk zaczął się w latach 30-ych, gdy z inicjatywy Żydów amerykańskich zostało zawarte porozumienie formalnie z rządem Federacji Rosyjskiej (nie ZSRR!), na mocy którego na Krymie miała powstać żydowska republika autonomiczna czy też okręg autonomiczny na wzór tego, który w 1934 powstał w Birobidżanie (istnieje do dzisiaj). Żydzi zainwestowali nawet spore środki, czyli jak gdyby kupili Krym. Ale wybuchła wojna, a potem Stalin zmienił kurs. Wreszcie Chruszczow, aby uniknąć awantur w skali międzynarodowej [dla przypomnienia: Ukraińska SRR i Białoruska SRR były jakby odrębnymi państwami z własną reprezentacją w ONZ], zdecydował się dokonać cesji Krymu Ukrainie. W ten sposób pozbył się kłopotu. Ale była jeszcze druga przyczyna cesji. Chruszczow, jakkolwiek zbrodniarz, miał jeszcze resztki zmysłu gospodarza. Zorientował się, że zbieranina łajz z całego Sojuza, która zastąpiła zaraz po wojnie wysiedlonych Tatarów, tylko rujnuje Krym, na którym TRZEBA UMIEĆ GOSPODARZYĆ. Tatarzy umieli! Dlatego kazał osiedlić tam ludność z zachodnich rejonów Ukrainy i Białorusi, a więc z dawnych polskich kresów, bo ci jeszcze nie byli zdemoralizowani 30 latami władzy sowieckiej. Tu przypomnę, że w ZSRR istniały ostre partykularyzmy między republikami, choćby na tle zaopatrzeniowym. A Krym trzeba było, tak wtedy, jak i teraz, zaopatrywać z zewnątrz, przede wszystkim w wodę i energię elektryczną. Tak więc przyłączenie do Ukrainy miało sens zarówno ludnościowy, jak i gospodarczy. Nic się pod tym względem nie zmieniło do dzisiaj. (Krym za czasów turecko-tatarskich był kwitnącym ogrodem, jednym wielkim sadem, warzywnikiem itd. To wszystko szlag trafił przez rabunkową gospodarkę nowych osadników, gdy zabrakło Tatarów).
Bardzo niebezpieczna propozycją, jako że Krym ma znaczenie strategiczne i jest dobrym miejscem zarówno do blokowania morskich aspiracji i interesów Ukrainy, jak i dokonania kolejnego najazdu na ten kraj. A wiara, że Rosja zaspokoi Krymem swoje jednoznacznie wrogie wobec Ukrainy zamiary jest co najmniej naiwna. Tego rodzaju poropozycje przypominają mi cyniczne rozważania Zachodu, czy Hitlerowi wystarczy do uspokojenia się zajecie „Kraju sudeckiego” i Gdańska, czy może jeszcze coś mu odpalić, oczywiście nie naszym kosztem, bo to przecież nie wchodzi w rachubę, ale co tam jakaś Czechosłowacja czy inny sztuczny twór na wschodzie.