25.10.2025

Dziś Platforma Obywatelska przechodzi z trybu „żonglowanie sojusznikami” w tryb „poskładaliśmy to do kupy”. Z Nowoczesnej została już tylko faktura z 2015 roku i garść liberalnych wspomnień, Inicjatywa Polska przeszła z etapu „obecność warunkowa” do „władze centralne nowej partii”, a Zieloni – cóż, Zieloni się ekologicznie wyłączyli.
O godzinie 12:00 Donald Tusk, jak dobry dyrygent z ADHD i cierpliwością jogina, poprowadzi konwencję zjednoczeniową, która – o ironio – naprawdę coś jednoczy. Po drugiej stronie Kaczyński znowu głosi apokalipsę europejską, jakby po cichu marzył, że Merkel wróci, żeby znów mieć kogo obwiniać.

PiS urządza swoją konwencję jakby wciąż miał 45%, a Konfederacja wciąż udaje, że nie wie, kto to Braun. Mentzen tymczasem obraża Kaczyńskiego, ale tylko trochę, bo kto wie – może za parę miesięcy będą musieli wspólnie udawać, że się lubią.
A Donald Tusk? Donald Tusk spokojnie wbija klin między rozpad a integrację. I robi to z taką swobodą, jakby właśnie wrócił z porannego joggingu przez Nowogrodzką. Nowa nazwa? Pewnie Koalicja Obywatelska – po co kombinować, skoro ta już działa? Nowe logo? Serce. Bo wreszcie ktoś w polityce zrozumiał, że bez serca nawet najlepsze PR-owe turbo nie zadziała.
Tymczasem Karol Nawrocki, prezydent z ambicjami i meblami z IKEA, opuszcza Belweder jakby chciał powiedzieć: „teraz to ja jestem historią”. Niestety, jego „historia” to raczej notatki z lekcji wychowania patriotycznego. Facet, który chce zmieniać konstytucję, a sam nie potrafi zmienić mimiki. Minimalizm w Pałacu Prezydenckim to może i fajny trend na Instagramie, ale w polityce minimalizm Nawrockiego grozi maksymalnym bałaganem.
Sikorski nie pozostaje dłużny – „brednie” Kaczyńskiego komentuje z gracją zawodowego szermierza. Gdy prezes snuje wizje francusko-niemieckiego imperium zła, Sikorski przypomina, że to nie Paryż ani Berlin nas zagrażają, tylko imperialna fantazja Putina, z którym PiS flirtował do ostatniego rubla.
A więc sobota: Tusk łączy, PiS bredzi, Konfederacja się szarpie, a prezydent się pakuje. Dzień jak każdy inny, tylko bardziej symboliczny.
I niech nikt nie mówi, że polityka jest nudna. Nudne to są meble Nawrockiego.
Krzysztof Bielejewski

Felieton to ironiczny, ale zaskakująco ciepły portret politycznej soboty – dzień, w którym Tusk składa puzzle liberalnego centrum, a reszta sceny z poetycką konsekwencją rozkłada się sama. Autor z wdziękiem miesza złośliwość z sympatią: punktuje absurdy, ale robi to jak dawny redaktor „Polityki” po trzeciej kawie – z uśmiechem, nie z pianą.
Tusk jawi się tu jak bohater politycznego zen – jednocześnie dyrygent, biegacz i terapeuta narodowych nerwic. PiS wygląda jak zespół coverowy, który wciąż gra stare hity, choć publiczność już dawno zmieniła stację. A Nawrocki? Minimalizm w służbie maksymalnego nieporozumienia – celna metafora prezydentury, którą trudno rozpoznać nawet po śladach IKEA.
W skrócie: – mieszanka ironii, empatii i trafnego komentarza. Trochę szpila, trochę pochwała – czyli dokładnie tak, jak polityczne poczucie humoru powinno wyglądać.