Krzysztof Bielejewski: Państwo na głowie – sutener w pałacu, detektyw w piwnicy3 min czytania


12.11.2025

Środa. Miała być spokojna. Miała być dniem oddechu po wczorajszym upiornym spektaklu kibolsko-faszystowskiego sabatu. Po przemowie w stylu łobuza z młodzieżówki ONR-u, jaką zaserwował Naródowi Karol Nawrocki – pierwszy prezydent Rzeczypospolitej Kibolskiej. Myślałem naiwnie, że może po tym wszystkim przyjdzie chwila ciszy. Ale nie. Nawrocki nie schodzi z ringowego narożnika. Tym razem rzucił się na sądy. Oznajmił z godnością godną selekcjonera lokalnej drużyny bokserskiej, że nie podpisze nominacji 46 sędziów. Bo ci, jak śmią, „nie uznają jego państwa”. Państwa Nawrockiego. Republiki Kaczyńskiej.

Ten człowiek nie wie, co to Konstytucja. On zna jedynie tryb rozkazujący. Odmawia podpisywania ustaw, które zostały przyjęte legalnie, po czym bełkocze o jakimś „porządku konstytucyjno-prawnym”. W jego ustach brzmi to jak szyderstwo. Prezydent, który demoluje system prawny, który ustawia się w roli blokady, nie strażnika, tylko bramkarza klubu nocnego, który decyduje: „ty wejdziesz, a ty nie”.

Jego lista 46 to nic innego jak czarna księga nienawiści. „Nie awansuję tych, którzy słuchają podszeptów Żurka” – oznajmia z kamienną twarzą, jakby chodziło o diabła z bajki. Karol Nawrocki myli prerogatywy z prywatną vendettą. Zawłaszcza państwo. Zachowuje się jak sutener wymiaru sprawiedliwości: tych wciągnę, tych wyrzucę, tym dam, tym nie dam. Bo jego państwo to państwo kibolskie. Prawo silniejszego, bat na sędziów, kołek na niezależność, pała na obywatela.

Ten człowiek nigdy nie miał żadnych kompetencji, by objąć urząd. Zasłynął jako apologeta przemocy, głosił kult „twardej ręki”, lubował się w rekonstrukcjach narodowo-radykalnych. Był przyklejony do historii jak naklejka z IPN-u na stacji benzynowej. Ani wizji, ani klasy, ani godności. A teraz demoluje instytucje państwowe z energią niedoszłego stadionowego chuligana.

Nie sposób nie wspomnieć, że jego marsz przez państwo wspiera drugi z namaszczonych przez Jarosława Kaczyńskiego – Daniel Obajtek. Ten od fuzji, ten od miliardów, ten od tajnych umów i ochrony przez detektywa z Trójmiasta, który zajmował się – jak wynika z ustaleń prokuratury – nie ochroną koncernu, lecz szpiegowaniem polityków opozycji i śledzeniem ich rodzin.

Obajtek – dziś już z zarzutami – wyszedł z prokuratury jak mesjasz ludu PiS-u. W otoczeniu Bąkiewicza, wśród okrzyków „Murem za Obajtkiem!”, rozpływał się w samozachwycie. Kłamstwa? Rozbieżności czasowe? Dokumenty przeczące jego narracji? To wszystko nieważne. Obajtek nie czuje się winny. On się czuje prześladowany. Jak każdy złapany za rękę przez prokuratora człowiek PiS-u, który natychmiast zamienia się w męczennika za sprawę Narodu.

Jak wynika z materiałów śledczych, umowy na kwotę niemal 400 tysięcy złotych miały służyć jego prywatnym celom – zbieraniu informacji o majątku, życiu prywatnym i powiązaniach polityków Koalicji Obywatelskiej. Inwigilacja za publiczne pieniądze. Pegazus po godzinach. Orlen jako narzędzie do brudnej gry politycznej.

Obajtek nie rozumie, czym jest interes publiczny. Nawrocki nie rozumie, czym jest państwo. A Kaczyński – ojciec chrzestny tego duetu – rozumie aż za dobrze, jak wykorzystywać idiotów z misją.

To nie są zwykłe nadużycia. To nie są błędy. To systemowe przejęcie państwa przez watahę pseudopolitycznych rzezimieszków, dla których urząd jest tylko tarczą, a władza pałką. Obajtek miał pieniądze i dostęp do danych. Nawrocki ma pieczątkę i dostęp do mikrofonu. Razem stanowią największe zagrożenie dla demokracji od czasu, gdy Antoni Macierewicz zaczął „wyjaśniać” katastrofy lotnicze.

Dzisiaj wiadomo jedno: to nie są incydenty. To jest metoda. Odmowa nominacji sędziów to nie kaprys. To ostrzeżenie. Zarzut dla Obajtka to nie przypadek. To początek końca. Jeśli się nie obudzimy – Nawrocki i Obajtek napiszą nam konstytucję na kartonie po racach i podpiszą ją pałką teleskopową. W imię Narodu, oczywiście.

Krzysztof Bielejewski

 

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo