Andrzej Lubowski: Węgla naszego powszedniego4 min czytania

kopalnia2015-01-13.  

JarosławPolskęZbaw ogłosił właśnie gotowość zbawienia górnictwa. Pani premier, podobnie jak jej poprzednicy, szamocze się z górnikami nierentownych kopalni. Pani Prezydentowa przyjmuje ich żony. A strategii polskiej energetyki na próżno szukać. 

Nasze górnictwo węglowe ma długą tradycję, liczną i wykwalifikowaną kadrę, silne zaplecze akademickie, ale węgiel leży głęboko, ryzyko obecności metanu jest wysokie, a pokłady są często cienkie.  Za PRL byliśmy czwartym w świecie producentem i drugim co do wielkości eksporterem węgla. Konia z rzędem temu, kto wie, ile z tego wydobycia było opłacalne, a ile nie. Od tego czasu dorobiliśmy się prawdziwego pieniądza, więc wreszcie wiadomo co się opłaca. Wiemy zatem, że kopalnie, które strajkują, nie są opłacalne. Nie wiemy natomiast czy mogą takimi być, gdyby je sprywatyzować, i gdyby ich koszty nie windowały w górę wynagrodzenia monstrualnej administracji i związkowych bonzów. Zarządców górnicy chętnie by się pozbyli. Związkowych bonzów potrzebują tak długo, jak długo ich egzystencja zależy bardziej od presji na rząd, niż od rachunku ekonomicznego.  Ze świeżego raportu firmy konsultingowej McKinsey wynika, że nasi górnicy pracują krócej niż górnicy w USA, Kanadzie czy Czechach, a jedna trzecia zatrudnionych to ludzie na górze – czyli administracja i personel pomocniczy, podczas gdy na świecie co najmniej 80% zatrudnionych w kopalniach rzeczywiście kopie węgiel. Bez radykalnych zmian w zarządzaniu słabe kopalnie nigdy na siebie nie zarobią, a politycznie motywowane przylepianie plastrów będzie jedynie odraczaniem ostatecznego upadku na rachunek podatnika. 

Ze spalania węgla pochodzi dziś ponad 80 procent naszej produkcji prądu. Odpowiedź na pytanie, czy prądu będziemy mieli w nachodzących latach pod dostatkiem, czy też go zabraknie, i ile będzie kosztować, zależy od tego, kogo pytamy. Optymiści twierdzą, że będzie go aż nadto. Pesymiści, że go zabraknie, i że nasze nowe pociągi nie pojadą tak szybko, jak hiszpańskie, francuskie, niemieckie czy szwajcarskie nie dlatego, że mamy kiepskie tory – to się da poprawić – ale dlatego, że zabraknie prądu. 

Kolejne rządy przepychają się z górnikami, a długofalowego planu dla polskiej energetyki wciąż nie ma. A tam gdzie wreszcie powstał – czyli w energetyce jądrowej – wygląda na mrzonkę, która zbiera kurz. Nasz program energetyki jądrowej przewiduje zainstalowanie do 2030 roku „co najmniej 4,500 MW mocy w elektrowniach jądrowych”. Polska Grupa Energetyczna, inwestująca w naszym imieniu, zakłada budowę w pierwszym etapie dwóch elektrowni jądrowych, każda po 3000 MW, zaś przyjęty przez rząd na początku 2014 roku program mówi o oddaniu do eksploatacji pierwszego bloku energetycznego w 2025 roku. Do niedawna wyglądało to na arcy-ambitny cel. Dziś ze sfery ambicji cel awansował do sfery pobożnych życzeń, a raczej iluzji, skoro nie ma wciąż decyzji, jaki reaktor to będzie, i gdzie elektrownia powstanie. Podpisaliśmy wprawdzie z brytyjską firmą AMEC Nuclear UK Ltd. kontrakt na nadzór nad wyborem i budową, ale dziwnie cicho w tej sprawie.

Najnowsze elektrownie atomowe mają mniej wspólnego z Czernobylem, niż najnowszy model Mercedesa z „Syrenką” z okresu wczesnego Gomułki. Istnieją dziś technologie pozwalające na wykorzystanie dotychczasowych radioaktywnych odpadów – potężnego i uzasadnionego źródła niepokojów zarówno ekologów jak i szerszej opinii społecznej. Czyli odpady z elektrowni jądrowych zostaną wykorzystane do wytwarzania energii elektrycznej. Uchwalona przez nasz Sejm 4 kwietna 2014 ustawa o zmianie w Prawie Atomowym nakłada na rząd obowiązek opracowania i okresowej aktualizacji krajowego planu postępowania z odpadami promieniotwórczymi. Na szczęście dla rządu nie ma czego aktualizować.

Zważywszy znaczną rolę jaką w naszej gospodarce odgrywa węgiel, trzeba szukać czystszych technologii jego obróbki, które pozwoliłyby na jego użytkowanie zgodnie z celami pakietu klimatycznego. A sektor sprywatyzować, bo inaczej podatnik nie przestanie dopłacać do węglowego interesu, a kolejni premierzy będą się uginać pod górniczą presją.

Utyskujemy słusznie na brak poszanowania prawa. Szacunku tego nie mają najwyraźniej nasze kolejne władze – zarówno Sejm jak i rządy – które przyjmują plany – a potem je ignorują. 

Andrzej Lubowski

 

27 komentarzy

  1. kubs 13.01.2015
  2. Hazelhard 13.01.2015
    • andrzej Pokonos 14.01.2015
  3. W.Bujak 13.01.2015
    • Lubowski 13.01.2015
      • W.Bujak 14.01.2015
        • Marek M. 15.01.2015
        • W.Bujak 15.01.2015
        • borowicz bogumiła 18.01.2015
    • Marek M. 15.01.2015
      • andrzej Pokonos 15.01.2015
        • W.Bujak 15.01.2015
        • borowicz bogumiła 18.01.2015
        • andrzej Pokonos 20.01.2015
      • borowicz bogumiła 18.01.2015
  4. W.Bujak 13.01.2015
  5. MaSZ 14.01.2015
    • borowicz bogumiła 18.01.2015
  6. narciarz2 14.01.2015
    • Hazelhard 14.01.2015
      • andrzej Pokonos 15.01.2015
  7. W.Bujak 14.01.2015
    • Marian. 14.01.2015
      • W.Bujak 15.01.2015
  8. Hazelhard 15.01.2015
  9. narciarz 15.01.2015
  10. Kazimierz Kurz 16.01.2015