Według Biblioteki Narodowej około 40 procent Polaków czyta co najmniej jedną książkę rocznie. Jednak w rzeczywistości odsetek czytających może być mniejszy. Dokładna analiza raportu o stanie czytelnictwa ujawnia, że w ubiegłym roku tylko co czwarty Polak przeczytał na pewno jakąś książkę od początku do końca.
Biblioteka Narodowa oraz TNS Polska przeprowadzają sondaże czytelnictwa co dwa lata, począwszy od roku 1992. Najnowsze badania pochodzą z listopada 2014.
Przeczytanie co najmniej jednej książki w roku zadeklarowało 41,7% respondentów. W tej grupie wyróżnia się czytelników: sporadycznych (czytających 1–2 książki rocznie) – 16,4%, regularnych (3–6 książek) – 12,3%, intensywnych (7 lub więcej książek) – 11,3%. Suma wymienionych podgrup wynosi 40%. Brakuje więc 1,7%, aby otrzymać podany na początku odsetek czytających Polaków. Z drugiej strony do nieczytania przyznało się 58,3% respondentów. Przyjmijmy, że taka jest specyfika tych badań.
Dla dalszej analizy ważne jest 16% czytelników sporadycznych, czytających jedną lub dwie książki rocznie.
Zwróćmy uwagę na dane z tej części raportu, która odpowiada na pytanie: „Jak czytamy?”. Respondenci z grupy czytających wskazywali, że co najmniej raz czytali książkę w następujący sposób: „od deski do deski” – 84%, „wybrany fragment” – 18%, „niedokończona lektura” – 11%, „przeglądanie” – 2%. A zatem 31% badanych (18% + 11% + 2%) nie przeczytało książki do końca.
Wskaźnik czytelnictwa powinien być obliczany na podstawie liczby książek przeczytanych w całości. Tymczasem do grupy czytających wlicza się także tych ankietowanych, którzy zadeklarowali, że w ciągu roku przeczytali tylko fragment książki (nie wiadomo, ile stron liczył taki fragment – może jedną, a może dwie) albo przejrzeli książkę (niczym album ze zdjęciami). To tak, jakbyśmy obliczali współczynnik dzietności na podstawie liczby zapłodnień, zamiast rzeczywistych urodzeń…
Jak wyglądałyby wyniki przy założeniu, że człowiek czytający to taki, który w ciągu roku przeczytał przynajmniej jedną książkę do końca? Nie można tego obliczyć, ale można oszacować.
Przypomnijmy, że 16% respondentów przeczytało tylko jedną, ewentualnie dwie książki, zaś 18% czytelników przeczytało zaledwie fragment książki. W skrajnym przypadku, gdyby wśród czytających fragmenty byli głównie czytelnicy sporadyczni (1–2 książki), okazałoby się, że 16% nie przeczytało tak naprawdę żadnej książki! Grupa czytelników sporadycznych zniknęłaby więc zupełnie, a ogólna liczba czytelników w Polsce zmniejszyłaby się do ok. 25%.
Choć to czarny scenariusz, rodzaj symulacji, nie można wykluczyć, że tylko 25% Polaków przeczytało jakąś książkę w ciągu roku.
Proszę ogłosić alarm.
Marcin Fedoruk
Wykres oraz dane wykorzystane w artykule pochodzą z raportu pt. „Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 roku”, opublikowanego na stronie Biblioteki Narodowej.
Zadziwiające jest to, że ludzie nie czytają, mimo, że książki są dostępne za darmo w bibliotekach. Jesteśmy z Żoną stałymi “klientami” wspaniałej biblioteki w małej miejscowości pod Warszawą, i każda wizyta w tej placówce wyzwala u nas pytanie: “Dlaczego oprócz nas i pani Bibliotekarki nikogo tu nie ma?”.
Wskaźnika “ilość przeczytanych książek na osoborok” nie cenię zbyt wysoko. Jak można porównywać przeczytanie taniego kryminału czy romansidła z przestudiowaniem podręcznika naukowego czy choćby książki popularnonaukowej. Tu ilość jest bardzo daleka od jakości. A co z nieraz bardzo rozwijającymi artykułami? Nie zobaczymy ich w tych statystykach.
A poza tym dzisiaj mamy tyle nowych idei, pomysłów, wiadomości czy analiz, że jeżeli chcemy być w miarę na bieżąco ze wszystkim, to raczej skazani jesteśmy na streszczenia i skróty. Pogłębione tylko w coraz węższych własnych specjalnościach. Możecie mnie uznać za wtórnego analfabetę ale uważam, że po prostu nie da się przyswoić więcej niż sześciu wzbogacających rozumienie świata książek na rok. Ale jeżeli komuś chodzi o rozrywkę, to może ale NIE MUSI jej szukać w książkach.
Hm… może, ale nie musi…rozrywka. Hm…skróty, streszczenia. Jakże streszczeniem można ocenić np. “Boską Komedię” Dantego? Poezji nie da się “skrócić”, ale ma Pan słuszność. Każdemu według potrzeb.
Z szacunkiem – cheronea
Ja czytałam (i chyba coś na ten temat napisałam), że książki ani żadnego tekstu pisanego w 2014 roku nie czytało 58% dorosłych Polaków (powyżej 18 roku życia). To wynik jednej z pracowni badania opinii publicznej. To jest zatrważające! Wyrabiam “normę” czytając od 3 – 5 książek miesięcznie. Pocieszające jednak jest to, że gdy jestem w bibliotece, czasem znajduje się jednak kilka osób. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że książki są BARDZO DROGIE! Czyja to wina? Przyznam, że wydałam majątek na swój księgozbiór. Gdyby książki były w jakiś sposób dotowane to może… Trudno komuś wiążącemu z trudem koniec z końcem wydać pieniądze na książki. To prawda, są biblioteki, ale jakże chciałam mieć NA WŁASNOŚĆ niektóre pozycje.
Z szacunkiem – cheronea
Ja już przestałem biadolić.
Za mojej młodości książka była jedynym źródłem informacji i rozrywki. Radio przewodowe, telewizja w marzeniach, pierwszy !!telewizor pojawił się w domu w 1967 miał szesnaście cali, rubli toto na wybrzeżu. To co można było robić? Czytać, czytać i czytać. Książki były tanie ale niektóre tytuły nie do zdobycia, nakłady minimum 5 000 a była to kropla w morzu potrzeb czytelniczych. Stoją te pozycje do dziś na moich półkach. Książka sama w sobie miała wartość nawet bez względu na treść i poziom. Świat skoczył do przodu, powstały nowe formy wydawnicze powiązane z rozwojem techniki. Kiedyś istniał zawód zecer i linotypista, szanowane jak cholera i tak samo niezdrowe bo pracowali z ołowiem. Wiem bo kuzyn kilka lat starszy pracował na linotypie i zdrowie miał zrujnowane, od lat leży na cmentarzu. Ja jeszcze czytam ale preferuję elektroniczne książki, mogę powiększyć czcionki, mam wolne ręce tylko by napić się płynu jakiegoś tylko oczęta po godzince łzawią a kręgosłup protestuje.. oczęta łzawią od lat przy czytaniu drukowanego bo jakość tego była podła. Krawędzie literek miały “kłaczki” widoczne w dużym powiększeniu a to męczyło..
Czytam wszystko, od poradników po beletrystykę ale książki przestałem kupować, te wypełniające czas. Kupuję konkretną wiedzę bo na rozrywkę.. mam coraz mniej czasu.
Moim wychowankom zawsze wyjaśniałem że książka klasyczna ma jedną zaletę, jest pod ręką i baterie w niej się nie wyczerpują. O dziwo, zaskoczyli.. widziałem ich często z książką w ręku… Co czytali? Czy to istotne?
Czytali.. pod klasą, na korytarzu, w komunikacji itd.
Czytają w dalszym ciągu..
“Spojrzmy na Amazon, najwieksza ksiegarnie swiata. Jestesmy dla nich za glupi i za biedni, zeby otworzyli tu swoj sklep. Ale wystarczajaco tani, zeby otworzyc tu magazyn i miec tanich robotnikow do noszenia pudelek.”
To z wywiadu z pisarzem Zygmuntem Miloszewskim, w ostatniej Polityce. Warto przeczytac, polecam.
Czy takie statystyki mają znaczenie w dzisiejszych czasach??
Nie rozumiem fetyszu iloci przeczytanych książek. Właściwie o czym taki raport informuje?? Chyba tylko o tym ile osób lubi czytać książki. Wcale to nie znaczy, że osoby nieczytające książek w ogóle nie czytają.
.
Czy osoba namiętnie czytająca artykuły oraz inne treści w internecie,prasie jest gorsza od niedopieszczonej kobiety czytającej tanie romansidła?? Bardziej miarodajny byłby raport przedstawiający jakość a nie ilość
.
Nie ma co dramatyzować, nie jest tak źle.