Co łączy Warszawę, Biesłan i Bodrum? Trzy fotografie, na których widać mężczyzn z dziećmi na rękach.
Pierwsze zdjęcie zostało zrobione w czasie powstanie warszawskiego. Powstaniec wynosi z pożogi martwego chłopca.
Druga fotografia, z Biesłanu, pokazuje mężczyznę, który biegnie z dzieckiem na rękach. Ciało jest nagie, bezwładne i zakrwawione. Nie widać buzi, tylko delikatne włosy i zraniony brzuszek.
Tadeusz Sławek napisał, że są to „obrazy, które wypalają oczy”. Wszystkie pokazują ten sam bezwład ciała i dramatyczne cierpienie. Przywodzą na myśl pietę Michała Anioła.
Na trzecim zdjęciu widać pracownika służb granicznych. Ma gumowe rękawiczki, niesie ciało chłopca wyrzucone na brzeg Morza Egejskiego w tureckim Bodrum. O tym dziecku wiemy więcej: to trzyletni Aylan Kurdi. Zginął wraz ze starszym bratem i matką podczas próby przedostawania się do Europy. Kolejna fotografia, który wypala oczy. Obiegła światowe media, żeby stać się symbolem klęski humanitarnej.
Od obrazów z wojennej Warszawy i sterroryzowanego Biesłanu byliśmy realnie oddaleni. Dzieliły nas przestrzeń i czas. Nic nie da się zrobić dla wojennej Warszawy i szkoły Osetii. Z trzecim zdjęciem jest inaczej. Nie pozostawia nas niewinnych. Aylan nie jest pierwszym i nie ostatnim dzieckiem, które wypadło z łódki do morza. Od ponad dekady słyszymy o boat people, o utonięciach ludzi, którzy próbują się dostać do miejsc, gdzie nie ma wojny ani 90 procentowego bezrobocia, jak choćby nigeryjskim mieście Benin.
Zmieniają się tylko plaże, na które morze wyrzuca ofiary. Na początku XXI wieku, gdy uchodźcy forsowali przede wszystkim Cieśninę Gibraltarską (14 kilometrów wody do przepłynięcia) na plażach hiszpańskich co roku znajdowano kilkaset szczątków ludzkich. W interesie kurortów nie było nagłaśnianie takich sytuacji. Ofiary trudno było policzyć, bo małe łódki, tratwy i pontony, na których próbowano „nielegalnie” pokonać cieśninę często przepadały bez śladu. Zajmujący się uchodźcami Klaus Brinkbäumer, dziennikarz Der Spigel, podawał szacunki: ginęło dwa tysiące ludzi rocznie (Afrykańska Odyseja, 2006).
W Polsce nikogo to wówczas nie interesowało, jesteśmy ciągle zajęci podwórkową wojną domową, dopłatami dla naszych rolników, zdobywaniem unijnych dotacji. Zdjęcie Aylana uświadamia, że nie da się dłużej udawać, że nie mamy z tym nic wspólnego.
Gdybyśmy na ogrodowym przyjęciu zauważyli, że trzylatek wpadł do basenu i tonie, czy rzucilibyśmy się na pomoc, czy raczej zwracalibyśmy uwagę na naszą ledwo ułożoną fryzurę i nowe buty? Mówienie, że uchodźców nie da się przyjąć i nie da się im pomóc jest tym samym, co wstrzymanie się przed wyciągnięciem dziecka z wody, bo żal nam drogich butów.
Europo: nie żałuj swoich nowych butów. Masz ich wystarczająco dużo w szafie!
Urszula Glensk
quote;
Komentarz Pracowni: Polska dzielnie i aktywnie pomagała Stanom Zjednoczonym zaprowadzić „pokój i demokrację” w Syrii do 2009 roku. W Iraku – do końca 2011 r., w Afganistanie, w Mali i na Bałkanach (m.in. w Kosowie) wciąż są polscy żołnierze. Rok temu Komorowski i Tusk udzielili poparcia interwencji zbrojnej USA w Syrii, a od wysłania swoich oddziałów Polska wymawiała się „słabym wyposażeniem”. Nie dalej jak przedwczoraj Jarosław Gowin wyraził opinię, że Polska owszem, może przyjąć parę tysięcy imigrantów, byle nie muzułmanów (sic!), a w ogóle to najlepiej by było wysłać do Syrii wojska NATO, żeby tam wreszcie i raz na zawsze zaprowadziły porządek.
Polscy rządzący próbują się stawiać KE, upierając się, że nikt im nie będzie dyktował wysokości europejskiego „przydziału” imigrantów (och, jacy jesteśmy ważni!), zupełnie ignorując fakt, że ochoczo i aktywnie przyczynili się – i wciąż przyczyniają – do stworzenia obecnej sytuacji.
Pomocy potrzebują nie tylko imigranci – potrzebują jej również kraje na południu Europy, bo bez pomocy nie uporają się same z potężną falą uchodźców. Przymykamy na to oko. Ciekawe, jak by reagowały nasze władze, gdyby to Polska znalazła się w pierwszej linii napływu uchodźców. Strzelalibyśmy do nich?
A gdyby tak była to fala uchodźców izraelskich / żydowskich? Amerykańskich? Czy nasi rządzący tak samo stawaliby okoniem?
Na razie zachowujemy się jak Izrael, który już dwa lata temu wypowiedział wojnę imigrantom, ostatnio „z przytupem” podtrzymując swoją wcześniejszą decyzję. Urocze stanowisko państwa założonego na cudzej ziemi i mającego (podobnie zresztą jak Polska) swoich ludzi rozproszonych po całym świecie.
……………………….
https://pracownia4.wordpress.com/2015/09/09/martwi-migranci-i-psychopaci-u-wladzy/#more-9157
…………………………..
I co tu dodać?
Równie dobrze można umieścić obok siebie zdjęcie Niemca w mundurze gestapo mordującego cywila oraz czarnoskórego muzułmanina, który parę lat temu odciął głowę żołnierza w Londynie. Przekaz propagandowy przeciwny do zdjeć przywołanych przez Autorkę. Tyle, że to niczego nie wnosi do istoty sprawy, jedno i drugie to jedynie propagandowe uderzenie mające przekonać albo do: współczucia albo odrzucenia imigrantów. Nie mówi jednak niczego o konsekwencjach ew. decyzji.
Odpowiadając na komentarz Magoga: nie mam nic przeciwko przyjęciu do Polski tysięcy Żydów, Ukrainców, Hiszpanów, Brazylijczyków. Przy odrobinie ostrożności, generalnie także przeciwko migracji do Polski tysięcy (ale nie milionów) Chińczyków, Hindusów i Wietnamczyków.
Miliony muzułmanów z Afryki i Azji to zupełnie inny problem. Muzułmańska biedota z tamtych stron to często ludzie sfanatyzowani, ksenofobi, rasiści oraz chętni do narzucania swoich zwyczajów innym. Jeśli ktoś uważa, że uda się tych ludzi przekonać do innego sposobu życia i myślenia, polecam próbę odpowiedzi na pytania dlaczego mimo wielu lat prób nie udało się to w: Niemczech, Francji, Hiszpanii, Holandii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, a my mielibyśmy założyć jako pewnik, że w Polsce uda się?
@ MaSZ
Jest taki wskaźnik dotyczący mniejszości narodowych czy wyznaniowych .
Jeśli jakaś grupa „obcych” przekracza 8% miejscowej populacji to zaczynają się kłopoty. Mniejszość zwyczajnie chce być u siebie, chce narzucać swoją kulturę poprzez nachalną obecność wszędzie, wyłącznie dlatego że jest już u siebie. Wyjątkiem są USA składające się z mieszanki kultur. A i tak zaczynają mieć kłopoty, hiszpański staje się drugim językiem po amerykańskim.
Amerykanie wytłukli Indian, udają że nic się nie stało. Podobnie uczynili Australijczycy z Aborygenami.
Małe populacje sa skazane na wyginięcie i bronią się. Postawa Węgrów mnie nie dziwi. A kraje nadbałtyckie? Nie kochają Rosji ale Polska jest chyba większym wrogiem dla Litwinów, te zaszłości… Polacy nie są mile widziani w Brytanii, jest ich sporo i są biali, konkurencja dla miejscowych duża.
Obecnie staliśmy się rozproszoną nacją, jak Żydzi. To daje szansę na przetrwanie i odrodzenie się w razie zawieruchy wojennej.
Polska może przyjąć ilość imigrantów do wysokości 5% własnej populacji.
A co dalej? Nikt nie ma pojęcia.
Wikt i opierunek na koszt społeczeństwa?