Andrzej Koraszewski: Skarga ewolucyjnie poszkodowanego?16 min czytania

2016-03-16.

Mam! Przyszło dzieło czekające na Nobla. Ta książka zmienia historię. Ewolucja, Dewolucja, Nauka. Ze skrzydełka okładki patrzy na mnie uśmiechnięta twarz Macieja Giertycha – studia ukończył w Oxfordzie w 1954 roku, doktorat w Toronto w 1962, do Polski wrócił po 1968 roku, nadzwyczajnym profesorem został w 1981 w Poznaniu.

W latach 1986–1989 był członkiem Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa PRL, Wojciechu Jaruzelskim, członek Rady Prymasowskiej w końcu lat 80., popularyzator idei jednego z najbardziej antysemickich polskich historyków Feliksa Konecznego. W roku 1989 założył Stronnictwo Narodowe, Były europoseł z ramienia Ligi Polskich Rodzin, co jest o tyle istotne, że tezy tej książki były również w październiku 2006 roku prezentowane na konferencji w Parlamencie Europejskim zorganizowanej przez Macieja Giertycha i poświęconej nauczaniu teorii ewolucji w szkołach.

Pierwsze zdanie, na które pada mój wzrok wywołuje paroksyzm śmiechu:

DNA jest jak zapis programu komputerowego kopiowanego z dysku na dysk. Może się przypadkowo zepsuć, ale sam się nie polepszy.”

Za powtórzenie tego zdania w klasie uczeń ma obowiązek zarobić stopień niedostateczny. W gimnazjum (można i wcześniej) wyjaśnia się dzieciom, że przypadkowe mutacje zdarzają się ciągle, że dzielą się na szkodliwe, czasem zabijają jeszcze w życiu płodowym, czasem zmniejszają tylko szanse przeżycia i pozostawienia potomstwa, czasem powodują dziedziczne choroby genetyczne, wiele mutacji jest neutralnych, bardzo niewiele jest korzystnych. Uczeń powinien się dowiedzieć, jak działa dobór naturalny, że te korzystne mutacje odrobinę zwiększają możliwości reprodukcyjne. Można im opowiedzieć o tej ewolucji, która dokonuje się na naszych oczach. W Afryce szaleje AIDS, maleńki procent populacji to ludzie odporni na wirusa HIV, prawdopodobnie już w następnym pokoleniu ta grupa znacznie się zwiększy. Czy to znaczy, że DNA afrykańskiej populacji się udoskonalił? W pewnym sensie, ale nikt rozsądny tak tego nie przedstawia. Tak czy inaczej, już pierwsze zdanie informuje, że pan profesor nie słuchał na lekcjach, albo słuchał, ale w rozumieniu przeszkadzały mu nauki jego ojca.

Wracam wzrokiem do otwartej książki i nawet nie przewracając strony widzę:

„Warstwy oglądane w Wielkim Kanionie Kolorado mogły powstać nie przez miliony lat ale w rekordowo krótkim czasie.”

Maciej Giertych zapewne bez problemów umie określić wiek drzewa. Najprostsza metoda określenia wieku drzewa stojącego polega na zmierzeniu jego pierśnicy i odczytaniu wieku drzewa z tabeli. Zakłopotałby się nasz uczony, gdyby inny uczony z tytułem profesora powiedział mu, że takie drzewo to może wyrosnąć nawet w ciągu jednej nocy.

Odwracamy kartkę i tytuł krzyczy „Sprzeciw wobec teorii ewolucji – nobliści przeciw ewolucji”.

Chwilowo widzimy tylko zapowiedzi rozdziałów. Rozdział czwarty opowie nam o relacjach między teorią ewolucji a etyką, ale gdybyśmy czekali na niespodziankę, to dostajemy informację, że:

„Związek sposobu myślenia Hitlera i Darwina nie był przypadkowy. Łącznikiem było środowisko naukowców eugeników.”

Musiał profesor coś kiedyś słyszeć, o różnicy między teorią ewolucji w biologii i tzw. darwinizmem społecznym, ta pierwsza należy do kategorii nauka, a ta druga to klasyczny przykład pseudonauki. Pan Giertych uprawia pseudonaukę, więc na wszelki wypadek woli nie przypominać, że jest tu jakaś różnica, a polega ona na tym, że nauka opiera się na skrupulatnym i metodycznym sprawdzaniu wszystkiego, a pseudonauka na głębokiej wierze.

Ostrzę sobie zęby na rozdział szósty, z którego dowiem się o „krytykach wyznaniowych teorii ewolucji”. Oj, jeszcze ciekawszy może okazać się rozdział szósty o dewolucji. Ki diabeł na kaczych stópkach, co nasz dendrolog wymyślił?

Poloneza czas zacząć, ruszam w kierunku paszy treściwej dostarczanej przez niedouczonego profesora.

Właściwa treść zaczyna się od dumnej prezentacji paranaukowców w Parlamencie Europejskim. Zlot szamanów w tak szacownym miejscu musi być dowodem, że to bardzo poważni ludzie. Dowiadujemy się że Maciej Giertych ponoć wykładał gdzieś genetykę populacyjną. Czytam zdanie: „Argument, że tworzenie ras to przykład małego kroku w ewolucji, jest fałszywy, ponieważ powstawanie ras polega na redukcji informacji genetycznej, podczas gdy teoria ewolucji postuluje jej wzrost.”

Mógłby ktoś sądzić, że Charles Darwin napisał książkę o powstawaniu gatunków, więc te rasy przyplątały się panu Giertychowi z innej bajki (może od ojca, Jędrzeja Giertycha, który był niesłychanie rasami przejęty). Nie sposób pojąć, co uczony ma w tym miejscu na myśli pisząc o redukcji informacji genetycznej, a ponieważ nieco dalej pisze o „redukcji zasobów genowych” można z tego wnosić, że profesor Giertych w porównaniu z cebulą to kompletny degenerat i to cebula została stworzona na obraz i podobieństwo, wreszcie wiemy skąd te jej niesłychane zasoby genetyczne.

Jeszcze przy okazji osławionej konferencji w Parlamencie Europejskim (profesor nie wspomina o jej krytykach i nie cytuje wszystkich żartów) uczony pisze o „odkryciach” świadczących o równoczesnym występowaniu dinozaurów i ludzi i „o wspólnym występowaniu szczątków kopalnych organizmów rzekomo należących do różnych er geologicznych”. To fascynujące, wie, że kłamie, czy tylko ufa, że tak jest? Tak czy inaczej, już wcześniej przekonywał, że jednym z dowodów na równoczesne występowanie ludzi i dinozaurów jest legenda o smoku wawelskim.

Autorytetem Giertycha jest Hans-Joachim Zillmer, niemiecki inżynier i autor popularnych książek pseudonaukowych. Drugim autorytetem owej konferencji był hydraulik, Guy Berthault, z Paryża, który jak się dowiadujemy przedstawił wyniki swoich badań nad powstawaniem skał osadowych i którego rewelacje czynią całe datowanie stratygraficzne nieaktualnym. (Giertych nie wyjaśnia przyczyn, dla których pominięto paryskiego hydraulika przy wysuwaniu chociażby kandydatur do Nobla.)

Dzięki hydraulikowi wiemy teraz, że dla utworzenia warstw geologicznych nie trzeba było żadnych milionów lat, wystarczą minuty, godziny czy dni. Tu pojawia się gwóźdź do trumny teorii ewolucji – „Bez milionów lat nie ma ewolucji”. Można powiedzieć, święta prawda, a nawet nie święta, tylko z naukowego punktu widzenia niepodważalna, więc żeby święta prawda mogła zwyciężyć, musimy uznać przedstawione w budynku PE argumenty hydraulika. Teraz możemy powiedzieć stanowczo; „żadne nowe gatunki się nie pojawiają”. No cóż, specjacja, czyli rozdzielanie się gatunku i sytuacja, w której najpierw z krzyżówek rodzą się osobniki hybrydowe, zazwyczaj bezpłodne, a potem wszelkie krzyżowanie się zanika, to długi proces, który faktycznie nie dokonuje się na naszych oczach, chociaż jest doskonale udokumentowany.

Na stronie 16 docieramy do rozdziału o powstawaniu ras (pojęcie gatunku wyraźnie temu parauczonemu nie leży, bo gatunki to robota Pana Boga). Sztuczna selekcja miesza mu się z procesem ewolucji, rasy psów (które swobodnie mogą się krzyżować) z podgatunkami.

Profesor Giertych pisze, że nie zna pozytywnych mutacji, cofam się, bo wcześniej przywołuje dziób zięby, obserwację Darwina, służącą dziś za szkolny przykład mechanizmu ewolucji, kiedy w odmiennym środowisku w ramach tego samego gatunku jednostki lepiej przystosowane mają większe szanse przeżycia i zostawiają więcej potomstwa. To nie jest takie trudne do zrozumienia, nie użyłbym tu określenia „pozytywne mutacje”; prawdziwi biolodzy piszą, że są to mutacje w danym środowisku korzystne. Giertych nawet coś z tego rozumie i pisze o ćmach, które zmieniły ubarwienie na ciemne, kiedy przemysł emitował dużo sadzy i powróciły do jasnego koloru, kiedy środowisko zaczęło być bardziej czyste.

No proszę, woła nasz uczony, nowy gatunek nie powstał!

Wydaje się że ten profesor jest przeciwny genetycznemu modyfikowaniu organizmów, chociaż używa pojęcia mutagenezy, czyli raczej oddziaływania na organizm niż precyzyjnego manipulowania genami. Z tego punktu widzenia jego twierdzenie, że zainteresowanie mutagenezą jest malejące, może wydawać się niemal prawdziwe.

Kawałek dalej znajdujemy nową definicję ewolucji: „naturalny proces dający wzrost informacji”. Najwyraźniej uczony czegoś nie zrozumiał. Ewolucja nie jest procesem prowadzącym do doskonałości, ewolucja pozwala jednostkom lepiej wykorzystywać zasoby środowiska, lepiej unikać drapieżników, pasożytów lub zaraz i tym samym mieć więcej potomstwa, a więc pozostawiać więcej swoich genów. Ewolucja istotnie doprowadziła do ogromnej bioróżnorodności i do powstania niesłychane złożonych organizmów, ale to nie jest jej celem, ponieważ ewolucja nie ma celu.

Dalej nasz rodak przechodzi do boju z paleontologią: wszystko to lipa, znalezione skamieliny są oszustwem; ale przekonuje nas, że odcisk łapy dinozaura i ślad ludzkiej stopy znaleziono w tej samej skale osadowej. Gatunki ciągle wymierają, ale te, które pokazują paleontolodzy, nadal żyją, a jak wymarły, to i tak na pewno nie wskazują na powstawanie nowych gatunków.

Ponieważ dzieło Giertycha przeznaczone jest głównie dla szkół, uczeń może się dowiedzieć, że truskawka i skarpetka to też bezkręgowce (str. 59), to rewolucyjne odkrycie przywoływane jest na dowód, że żadne kręgowce z bezkręgowców nie mogły ewoluować, darwinowskie drzewo życia jest pomyłką, a giertychowa genetyka dostarcza dowodów, że świat żywych organizmów to nie jest wielka rodzina. (Bóg wszystko stworzył jak jest, ale jeszcze lepsze.)

Na stronie 66 napotykam na nowe dla mnie pojęcie „paleohydrauliki”.Zdumiony, że o nim dotąd nie słyszałem wbijam hasło w wyszukiwarkę i otrzymuję kilka tysięcy wskazań już to gdzie szukać pomocy hydraulika, już to o paleologii. Wracam do księgi uczonego i próbuję zrozumieć jak on do tego doszedł, że mu hydraulik pomógł wreszcie zrozumieć, iż cała geologia to oszustwo. Mamy tu piękną opowieść jak jezioro „wystrzeliło”, spadło na wysoką górę, a potem spływające wody w 36 godzin (sic!) ułożyły mylące nas warstwy geologiczne w Wielkim Kanionie. Dalej uczony rozprawia się z technikami datowania (znam to z innych rozpraw kreacjonistów i dedukuję, że zaraz pojawi się idea Wielkiego Planisty. Intuicja mnie nie myli, ale słynny zegarek znaleziony na wrzosowisku zostaje zastąpiony przez bardziej nowoczesny i jeszcze bardziej skomplikowany od mechanicznego zegarka komputer).

„Komórka biologiczna to taki mały komputer – wyjaśnia Maciej Giertych – Posiada informację zakodowana w DNA, którą przetwarza, wykorzystuje do pracy, i którą jest zdolna błyskawicznie i bezbłędnie kopiować. Prócz właściwości komputera posiada jeszcze zdolność samopowielania”

Uczony jest w podeszłym wieku i ma prawo nie pamiętać, co zaledwie kilka stron wcześniej napisał o mutacjach i błędach w kopiowaniu. Tu ważny jest „dowód” że „komórka nie mogła powstać bez wkładu INTELIGENCJI”.

Powracamy do starych argumentów o impotencji przypadku (przy pominięciu mechanizmu porządkującego, czyli doboru naturalnego), ale tym razem Szekspir zostaje zastąpiony Mickiewiczem, żeby było swojsko i narodowo i dowiadujemy się rewelacji, że małpa stukając w przypadkowe klawisze klawiatury komputera nie napisze Pana Tadeusza.

Zaczynam odczuwać potworne zmęczenie próbą uważnej lektury tej księgi natchnionej. Kartkuję. Rozdział „Nobliści przeciw ewolucji” zaczyna się na stronie 100 i kończy na stronie 111. Co prawda autor podkreśla z dumą, że są tam również ateiści (a kto powiedział, że ateista nie może być durniem?), wszelako wzrok natychmiast zaczepia się o zazwyczaj wytłuszczone dowody:

„Najzwyklejszą pychą jest wierzyć, iż jest się w stanie poprawić przyrodę, gdyż przyroda jest dziełem Boga – Alexis Corell

Laboratoryjna synteza nawet najprostszej komórki jest po prostu niemożliwa, a wyobrażenie człowieka, że może konkurować z Bogiem jest  absurdalne – Ernst Boris Chain

Im więcej wiemy o kosmosie i ewolucyjnej biologii, tym bardziej wydają się one niewytłumaczalne bez jakiegoś aspektu [inteligentnego] projektu. W moim przypadku jest to natchnieniem dla wiary. – Charles Hard Townes

Święty Koran wzywa nas do uznania prawdy, że Allah ustanowił prawa natury – Abdus Salam”

(Uczciwie mówiąc ucieszył mnie Abdus Salam, jedyny muzułmański laureat nagrody Nobla za osiągnięcia w naukach ścisłych, ojciec pakistańskiej bomby atomowej, ale skażony przynależnością do reformatorskiego ruchu ahmadiyya,więc jego grób był wielokrotnie bezczeszczony. Zapewne łatwiej wybaczono by mu ateizm niż przynależność do najbardziej pokojowej sekty islamu.)

Jak dotąd czytelnik mógł sądzić, że głęboko wierzący profesor gotów jest uwierzyć w każdą bzdurę, byle tylko zachować nieskazitelność opowiadanych w dzieciństwie bajek.

Na stronie 116 otrzymujemy informację, że jest również w pełni świadomym, wyrafinowanym kłamcą.

Rozdział pod tytułem „Etyka czy brak etyki” rozpoczyna się od wytłuszczonego akapitu:

Richard Dawkins, profesor Oksfordu, zdeklarowany ateista, obrońca teorii ewolucji, niedawno wypowiedział się jako zwolennik eugeniki.”

Giertych przywołuje opublikowany przed dziesięcioma laty artykuł w szkockiej gazecie „Sunday Herald”, pod tytułem “Eugenics May Not Be Bad”. Pisząc to musiał wiedzieć, że tytuł artykułu pochodzi od redakcji, że sam artykuł to fragment posłowia do książki Niebezpiczne idee, że mowa w nim o tym, iż stosowanie również w medycynie inżynierii genetycznej nie powinno być tematem tabu.

Zakładam, że Giertych czytał wszystkie książki Dawkinsa i zna jego poglądy, również te na temat nazizmu i eugeniki jako pseudonauki. Prawdopodobnie domyśla się, że teoria ewolucji w biologii ma tyle wspólnego z darwinizmem społecznym, co teoria kwantów z postmodernizmem. (Postmoderniści lubią udawać, że wiedzą więcej o teorii kwantów, niż ci, którzy przyznają, że nadal nie wszystko wiedzą. Specjaliści od nauk społecznych nałogowo i bezprawnie korzystają z języka nauk ścisłych przydając w ten sposób swoim teoriom niezasłużonej powagi. Z reguły są to całkowicie nieuprawnione analogie.)

Od tej grubymi nićmi szytej manipulacji Maciej Giertych przechodzi do ataku nain vitro i prezentuje swoje obrzydliwe wnioski:

„Oczywiście, istotą procederu  jest nie tyle hodowla idealnego człowieka, co zabijanie odbiegających od ideału. Embriony niespełniające stawianych im wymagań są odrzucane do zlewu lub do zamrażarki.”

Nienawidzę wyciągania rodzinnych brudów. Jednak Maciej Giertych podziela poglądy i kontynuuje dzieło swojego ojca. Trudno nie odwołać się w tym miejscu do jednej z licznych wypowiedzi jego ojca, współtwórcy ONR:

„Jesteśmy jednym z tych ruchów, które jak faszyzm we Włoszech, hitleryzm w Niemczech, obóz Salazara w Portugalii, karlizm i falanga w Hiszpanii obalają stary system masońsko – plutokratyczno – socjalistyczno – żydowski i budują porządek nowy, porządek narodowy.”
Źródło: O wyjście z kryzysu, str. 31, 1938

Syn jednego z najbardziej zagorzałych polskich faszystów wydaje się nie rozróżniać obozów zagłady od marnowania nasienia i jajeczka. Bardziej prawdopodobne, że robi to z pełną premedytacją. Ostatecznie kilka linijek dalej pisze:

„Żyjąc w środowiskach chrześcijańskich nie zawsze zdajemy sobie sprawę, do jakiego stopnia cywilizacja śmierci bazuje na eugenice”. (s. 118)

W kolejnym rozdziale znajdujemy ekumeniczny przegląd kreacjonistów wszystkich  wiar. Giertych zapewnia nas, że kreacjonizm to nie tylko „chrześcijański ciemnogród”, że przecież są tu i żydzi, i muzułmanie, i wyznawcy Kriszny.  Z dumą pisze o dziele swojego pobratymca w miłości do absurdów, tureckiego autora Adnana Oktara (który publikuje jako Harun Yahya) i jego osławionym Atlas of Creation, kompletnie zdemolowanym przez wielu biologów. Profesor Giertych odnotowuje z zachwytem, że te brednie zostały rozesłane do wielu tysięcy szkół i osób oraz przełożone na wiele języków. O jednym pan Giertych nie wspomina: o sporach wśród samych wierzących, o opiniach ludzi takich jak profesor Heller czy biskup Życiński, o tysiącach innych wierzących szukających możliwości pogodzenia dowiedzionych faktów z ich wiarą. Jest tu jednak słynna wypowiedź Jana Pawła II, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą i rzeczywiście słusznie przypomina Maciej Giertych, że Jan Paweł II kręcił w tej kwestii niesłychanie zabawne intelektualne piruety.

W kolejnym rozdziale zatytułowanym szumnie „Dewolucja” uczony dowodzi, że gatunki wymierają, a nowe nie powstają (co jest o tyle prawdziwe, że wymieranie niektórych gatunków możemy obserwować, a proces powstawania nowego gatunku to setki tysięcy, czy nawet miliony lat). Źródłem owej dewolucji są różne katastrofy naturalne, ale i szkodliwe mutacje. Tu Giertych serwuje nam kolejne świadome kłamstwo, pisząc o niebywałym wzroście chorób genetycznych. Genetyka w medycynie jest bardzo młoda, nic dziwnego, że ciągle odkrywamy genetyczny charakter różnych schorzeń. Giertych oczywiście zna dane dotyczące żywych porodów, długości życia i temu podobne, ale twierdzi, że w Stanach Zjednoczonych procent zgonów niemowląt z powodu genetycznych defektów porodowych lawinowo rośnie i dalej zapewnia nas z powagą prawdziwego kreacjonisty:

„Nigdy z tych zmian mutacyjnych i innych nie wyłania się nic pożytecznego, żadna nowa funkcja czy organ godne preferowania przez naturalną selekcją. Zmiany idą ku pogorszeniu, a nie ku polepszeniu – jest to dewolucja, a nie ewolucja.” (s.165)

Kilka kilometrów od mojego domu jest cmentarz, na którym pochowano zmarłych niespełna 200 lat temu na cholerę. Rozmawialiśmy w szkole o ewolucji, zapytałem uczniów, czy znają brzydkie powiedzenie „cholery na nich nie ma”, znali. Nie zastanawiali się nigdy skąd ono się wzięło. Podczas zarazy, często w tej samej rodzinie i w tym samym domu ktoś umierał, a kto inny żył dalej, chociaż pomagał chorym, a nawet pił wiodę z tego samego źródła. Ta odporność dotyczyła również dzieci, jedne umierały – inne przeżywały. W kolejnym, pokoleniu było dużo więcej dzieci ludzi z tym rodzajem odporności. Powinniśmy mówić „cholery na nas nie ma”. Przodkowie dzisiejszych mieszkańców Dobrzynia nie dlatego przeżyli, że goręcej się modlili.

Ewolucja dzieje się ciągle, w każdej chwili, nie widzimy jej, ale widzą ją producenci ubrań. Zapytałem, kto jest wyższy od rodziców, trzy czwarte uczniów podniosło ręce. Ze ten fenomen odpowiada głównie lepsze jedzenie, ale nie tylko, działa tu również dobór płciowy, różnice w liczbie pozostawionego potomstwa długonogich i krótkonogich są minimalne, ale ewolucja, to nie jest coś co się staje, to po prostu dzieje się przez cały czas na dziesiątkach frontów.  Żyjemy dłużej, jesteśmy znacznie zdrowsi niż nasi przodkowie. To nie jest wynik ewolucji, to efekt wzrostu bogactwa, lepszej diety, higieny, rozwoju medycyny. Nasze długie życie zawdzięczamy nauce, a nie religii.

Czy profesor Maciej Giertych jest ewolucyjnie pokrzywdzony? Czy rzeczywiście jest osobnikiem zdeewoluowanym? Nie sądzę, raczej płaci straszliwą cenę religijnej indoktrynacji. Marzy również o tym, aby inni podzielali jego intelektualne kalectwo.

Żyjemy w świecie wolności słowa. Każdy może mówić co chce. Czy musi to oznaczać, że każdy może mówić gdzie chce? Książka Giertych została wysyłana do wielu szkół. Bez wątpienia był to dar serca, ale nie dar rozumu. Opowieści o współżyciu ludzi i dinozaurów powinny jednak pozostać poza drzwiami szkół.

P.S. A teraz dla relaksu po tej porcji absurdu przeczytam sobie ze dwa rozdziały z książki Jerrego Coyne’a Ewolucja jest faktem.

Andrzej Koraszewski

Print Friendly, PDF & Email
 

6 komentarzy

  1. PIRS 16.03.2016
  2. jureg 17.03.2016
    • koraszewski 17.03.2016
  3. wejszyc 17.03.2016
  4. j.Luk 18.03.2016
  5. PIRS 18.03.2016