a) Wróciłem do stolicy oraz do Studia. b) W Zbicznie jest ślicznie. Ściślej- nad jeziorem Zbiczno. W Rytych Błotach. Wspaniała Matka-Natura każdy fałd wygładzi… Nawet karmią i jest telewizor… Weseliska jak się patrzy – chyba po setce gości w wypucowanych autach; orkiestra, poprawiny – widać jest wiele grubszych portfeli…. c) Grzyby reprezentowane tylko przez kurki; inne dopiero mają wyrosnąć… d) Wybory – niestety- ludzi mało obchodzą. Bardziej to, co może być po wyborach. Przykre, ale prawdziwe – w rozmowach słyszę, że i tak będą u władzy „ ci z Warszawy”- niezależnie od miejsca urodzenia, zamieszkania i elekcji. Że wciąż niby masz wybierać „tu”, ale jeśli będzie tyle głosów, ile trzeba – wybrany szybko przeniesie się „TAM”, do stołecznych salonów władzy. Samorząd już się jakby przybliżył, ale tzw. władza centralna wciąż piekielnie daleko… Ani dotknąć, ani ocenić, a żeby pogadać, w oczęta patrząc?! Wystarczy, że do nas mówią – via ekran. Taki czas, taka moda. Nie jakieś tam wiece, spotkania na malowanej trawie…
Kandydaci się do wyborców jakoś nie pchają. Wolą wprost na listy i do parlamentu…. Do TV – owszem, bliżej i łatwiej dojechać. I pytają taktownie…
Na rynku przepięknej Brodnicy tylko raz spotkałem parę agitatorów. W żółtych koszulkach. Mieli za kimś tam agitować, ale też robili wrażenie zajętych rozmową wyłącznie z sobą… Taką to mamy debatę obłudnie nazywaną publiczną…
Sport. Teraz ekran niesie, co lubię. Lekką atletykę na poziomie mistrzostw świata. O tym jednak dopiero w kolejnym wpisie, tu kilka zdań zaległych uwag. Piłka i zmagania klubowe na szczeblu europejskim. Tylko Legia– awansując, zdała nam egzamin, jak należy. A nawet – lepiej niż się można było spodziewać. Puchar Polski w dobrych rękach oraz sprawnych nogach. Pokonać w Moskwie Spartaka – to sztuka. Wygrać, przegrywając 0: 2 to wyczyn na miarę grania Barcelony. Jeśli jeszcze dodać, że gole zdobyli rodacy, a nie siły z importu – to już pełnia zadowolenia. I aż boję się postawić pytanie – będzie taka w zespole norma, czy po prostu „tak wyszło…?”
Na ziemię pokrytą murawą marnej jakości sprowadziła „za to” Wisła. Była radość, że rywal na drodze do awansu jest z Cypru, była… niewiedza o życiu oraz o współczesnym futbolu. Gdy otworzyły się granice oraz kasy – coraz mniej jest chętnych do grania ról „ambitnych amatorów”. „Dyletantów”, jak to mówią Włosi. Każdy, kto staje do rywalizacji, a ma odpowiednie pieniądze – prezentuje aspiracje większe niż chęć przetrwania z honorem. Pogubili się dawni outsiderzy, i warto to dobrze zapamiętać.
Drużyna z Cypru – w części z importu – zaskakująco łatwo eliminuje Wisłę. Także w wielkiej części złożonej z piłkarstwa zaciężnego. Ale – gorszej jakości.
Bądźmy skromni i obiektywni w ocenach. Nie – że gdyby mecz mógł się skończyć kilka minut wcześnie, to Wisła by miała radość z awansu… Pamiętajmy obraz – drużyny lepiej zmotywowanej, lepiej wyszkolonej. Po prostu- lepszej. W tych może tylko dniach, ale lepszej… Mimo, że kibice ją dopingiem nieśli (a Wisły- w Krakowie, to nie nieśli?), że upał gości zniewolił i tak dalej. Dajmy spokój dyrdymaleniu w piłkarskich dysputach, zajmijmy się realiami. Jak to zrobili m. in. na Cyprze… Przestańmy przesadnie podniecać się, że eksportujemy tylu bramkarzy, jeśli… w rodzimej lidze bramek bronią goście. Nawiasem, żal mi pana Szczęsnego, który ze dwa razy reprezentację wybronił, a ostatnio na Wyspie strzelili mu aż 8 goli…
Jeśli już jestem przy temacie „ eksport-import”, to ośmielam się powiedzieć, że zależność szansy dobrego grania reprezentacji od poziomu klubowej piłki zamiast rosnąć – maleje. Co przyszłości dobrze nie wróży. A gdybym rządził PZPN-em i miał taką jak on kasę, to przynajmniej dwa razy w sezonie urządzałbym mecz ligowców z importu z reprezentacją Polski w najlepszym składzie. Z porządnymi premiami za zwycięstwo, żeby grali najlepiej jak potrafią…
I my, zza linii autu lepiej może b byśmy zobaczyli rzeczywistą fotografię. Bez doraźnej pomocy rywali z Cypru…
Andrzej Lewandowski