Tak naprawdę jest to nader przenikliwa analiza różnych aspektów ich zwyczajów, poglądów i w ogóle stylu życia. W przedmowie do pierwszego wydania z 1929 roku Malinowski pisał: „Antropologia wymaga prostego i wyczerpującego, jakkolwiek wyrażonego w języku naukowym, opisu podstawowych przejawów życia. Takie proste i jasne przedstawienie nie powinno i nie może dotknąć uczuć nawet najbardziej wrażliwego i uprzedzonego czytelnika”.
Zaś dwa lata później w Specjalnej przedmowie do trzeciego wydania” skarżył się, że większość recenzentów, aczkolwiek życzliwie przyjęła książkę, to jednak skupiła się głównie na jej warstwie anegdotycznej. Tymczasem głównym tematem studium Malinowskiego jest naturalność życia seksualnego opisywanego przez niego społeczeństwa, która naturalnie kontrastuje z purytańskim podejściem Europejczyków.
Jak wiadomo największy wkład w obciążenie sfery seksualnej wstydem i grzesznością ma chrześcijaństwo. Pisze zresztą o tym również Malinowski, gdy wskazuje na wpływ białego człowieka na degradację zachowań erotycznych Triobrandczyków.
Pomyślałem o tej klasycznej książce podczas lektury serii reportaży Marcina Wójcika Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu. Książkę otrzymałem od Wydawcy by się przygotować do debaty zatytułowanej „Czy celibat w Kościele ma przyszłość?” Oprócz autora do dyskusji zaproszono dominikanina Macieja Biskupa i Martę Abramowicz, autorkę książki „Zakonnice odchodzą po cichu”, i mnie. Rozmową kierował Adam Szostkiewicz z tygodnika „Polityka”. Podobno rozmowa dostępna on line.
Muszę przyznać, że byłem zaskoczony licznym udziałem publiczności. Jak widać, temat nośny społecznie i ważny skoro tak wielu chętnych chciało o niej posłuchać, a po spotkaniu kupić i porozmawiać z Autorem.
Odsyłając zainteresowanych do książki, chciałbym napisać słów kilka na marginesie mojej lektury i wspomnianej debaty. Przede wszystkim odradzam koncentrację na warstwie anegdotycznej, bo nie w niej rzecz. Ludzi uzależnionych od pornografii i przypadkowego seksu można znaleźć wszędzie, nie tylko wśród księży. Podobnie patologiczne sposoby przeżywania seksualności nie jest czymś zarezerwowanym tylko dla celibatariuszy. Natomiast jest faktem, że to właśnie książka mają najwięcej problemów ze spokojnym konfrontowaniem tematów związanych z seksualnością. Ta swoista nieporadność przekłada się na lękowe podejście do własnej seksualności i projektowanie tych lęków na sposób odnoszenia się do wiernych przychodzących do kościoła – czy to by uczestniczyć we Mszy, czy korzystać z różnego rodzaju usług sakramentalnych zwłaszcza spowiedzi.
Nie dziwota, że najwięcej urazów związanych z religią dotyczy właśnie seksu i bezradności większości kleru wobec faktycznych czy wydumanych grzechów nazywanych w księżowskim żargonie de sexto. Nie chcę przez to powiedzieć, że warstwa anegdotyczna zebrana przez Marcina Wójcika nie jest ważna. Wprost przeciwnie, jest niezwykle istotna jako opis zafałszowania sposobu przeżywania seksu przez księży i hipokryzji biskupów udających, że nie ma problemu.
Jest to tym bardziej odrażające, że dotyczy osób trzecich, często dzieci dotkniętych patologicznymi zachowaniami księży – lub kobiet, które wraz z dziećmi muszą udawać, że kto inny jest ojcem. Właśnie ten wymiar książki wydaje mi się szczególnie cenny i demaskatorski. By nie być gołosłownym podam trzy przykłady. Pierwszy dotyczy biskupa wrocławskiego Mariana Gołębiewskiego, który jedyne co miał do powiedzenia matce dziecka spłodzonego przez księdza Waldemara Irka, że po śmierci księdza Irka „nic dla niej nie ma” (s. 15). Tylko energiczne działania prywatnie wynajętego detektywa zmusiły kurię do zmiany zdania.
Groteskowe jest zachowanie biskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego, który po opublikowaniu badań na temat zachowań seksualnych księży i ich stosunku do celibatu, po prostu zwolnił z pracy autora tych badań, profesora Józefa Baniaka.
A dane są w istocie ciekawe: 60% księży jest lub było w związku z kobietami, 53,7% chciałoby mieć własne rodziny, 68% byłych księży odeszło z kapłaństwa z powodu celibatu, 78% z nich chciałoby być księżmi żonatymi, 77% dorosłych i 83% młodzieży jest przeciwna celibatowi. Na obiekcję Baniaka, że przecież był o tych badaniach informowany odpowiedział z rozbrajającą szczerością; „Dopóki były przeznaczone dla wąskiego, zamkniętego grona, nie sprawiały problemu”. Jest to o tyle interesujące, że w sprawie znacznie bardziej szokującej, jakim było szeroko komentowany „grzech w Kościele” czyli tzw. sprawa abpa Juliusza Paetza molestującego kleryków – abp Gądecki wykazywał znacznie więcej wyrozumiałości.
To samo można powiedzieć o innym gorliwym obrońcy moralności, dzisiejszym abp krakowskim Jędraszewskim. Był jednym z najbardziej gorliwych w wyciszaniu głośnego skandalu w diecezji poznańskiej. Dobrze poinformowani twierdzą, że z abpem Paetzem łączy go trwająca dziesiątki lat przyjaźń, więc trudno się dziwić, że broni przyjaciela.
Równie ciekawe było zachowanie głównej postaci polskiego kościoła katolickiego czyli nuncjusza Celestyno Migliore, który molestowanemu przez znanego prałata z Bielska Białej Pawłowi odpowiedział krótko, że „nie może mu pomóc”. I pomyśleć, że pisze to człowiek, który rozdaje karty kto ma zostać (lub nie zostać) biskupem w danym kraju.
Otóż moim zdaniem książka Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu przypomina studium Malinowskiego również w swoistej empatii (niekiedy wprost zadziwiającej) wobec seksualnych zachowań opisywanej grupy. I jak powiedział na koniec spotkania, bardzo by chciał by jego książka przyczyniła się do większej życzliwości wobec celibatariuszy żyjących w związkach, o których wszyscy przecież doskonale wiedzą.
Nie wydaje mi się to wezwanie słuszne. Jako czytelnik życzyłbym sobie, by wreszcie Kościół katolicki przestał ingerować w życie seksualnej innych i najpierw uporządkował własne problemy. Być może wtedy zdobędzie moralne prawo, by zabierać głos w sprawach takich, jak środki antykoncepcyjne czy aborcja, nie wspominając już o mniej czy bardziej (raczej bardziej) nachalnych próbach wpływania na prawodawstwo demokratycznego państwa.
Jak się wydaje, szczególnie ludzie Kościoła lubią majstrować w prawie regulującym nasze życie seksualnej. Po tej książce ta instytucja powinna powstrzymać własną arogancję w tej sprawie (w innych zresztą też!).
Stanisław Obirek
Przed tą książką też już dawno powinna była – i co z tego? Książka opisuje sprawy nieznane szerokiej publiczności, ale nie zarządcom tej instytucji.
“[B]ardzo by chciał, by jego książka przyczyniła się do większej życzliwości wobec celibatariuszy żyjących w związkach, o których wszyscy przecież doskonale wiedzą. Nie wydaje mi się to wezwanie słuszne”. Podzielam zdanie Pana Profesora Obirka. Już w latach 60. ubiegłego wieku słyszałem powiedzenie: “I u ksiądza nie z mosiądza”. Zawsze katolicy byli życzliwi: i dla tych z kochankami, i z dziećmi, i z ministrantami na boku, i dla speatzów od innych czynności. Sądząc po historiach opisanych w różnych reportażach z nieżyczliwością spotykają się raczej kobiety i dzieci księży, a także ich molestowane ofiary. Głosiciele tzw. Słowa Bożego mają się dobrze. I nie mam za grosz współczucia i szacunku dla nich.
Asurd w całej sprawie celibatu: Z powodu doświadczeń w czasach komuny przeważnie w latach piąśdzieciątych w Czechosłowacji istniał werdykt Watykanu – podobnie jak kiedyś w Meksyku, że żonaci mogą otrzymać święcenia kapłańskie. A moim zdaniem i Wojtyła i inni biskupi o tym wiedzieli i świąciły. A po roku 1989 naraz zapomnieli o tym. Ci kapłani w Czechosłowacji, którzy państwowo nielegalnie z dużą odwagą i z wielkim poświęceniem się angażowały w duszpasterstwie po czasu pracy fizycznej – byli z dnia na dzień zapomnieni. Ci którzy siedzieli sobie spokojnie, aby nie narazić służb państwowych, otrzymali odpowiedne stanowiska. Niektórzy poszli sobie do obrzędu ortodoksyjnego a nawet istnieje dalej tzw. ze “starych czasów” “Kościół Niewidzalny” lub podziemny.
Chyba sią boi instytucja, aby znowu, jak przed JP II, była nie tylko odnowiona dyskucja na ten temat. Zresztą kościół rzymsko-katolicki ma wiele do stracenia – pomyól sobie, gdyby nie celibat, nie mielibyśmy takie piękne bogate kościoły i inne majątki – skromie jak protestanci…
Z moich dawnych pobytów na wsiach pamiętam, że księżom wybaczano seks; chłop jest, musi sobie podupczyć. Wybaczano picie; też człowiek, a kto nie pije? Ceniono gospodarność i nie ceniono “świętych” księży w wyszarzałych sutannach i wykrzywionych butach. Ale wściekłość budzili księża, którzy bezwzględnie zdzierali forsę za posługę sakramentalną z biednych. A wśród księży – kapłan z ludu wzięty – przeważnie chłopskiego pochodzenia, takie zdzierstwo było dość częste.
Nic nie mam przeciwko celibatowi, gdy ktoś ma naturę pustelnika.
Co na ten temat można znaleźć w Biblii?
Wybrałem dwa cytaty.
“Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!”(Mt 19, 12)
„Duch powiada wyraźnie: w późniejszych wiekach odstąpią niektórzy od wiary, aby przyłączyć się do duchów zwodniczych i do nauk szatańskich. Ci zakażą wstępować w związki małżeńskie” (1 Tymoteusza 4:1, 3)
Jeden z moich znajomych napisał: “Gdy idzie o celibat – ja stoję na stanowisku, że jest to kanoniczne
przestępstwo wobec natury ludzkiej i uzurpacja woli Boga; Jezus nikomu nie
dał uprawnienia, by związywać celibat ze sacramentum ordinis. Tu tkwi klucz
do sprawy”. Myślę, że ma rację, a jeśli chodzi o cytaty z NT to warto też przywołać wskazanie św. Pawła z 1 listu do Tymoteusza rozdz. 3, 2-5: “Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nie przebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. 5 Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?”
Dla chrześcijan (w tym katolików rzymskich) to nauczanie natchnione i nieomylne, bardziej niż omylne nauczanie papieży i biskupów!
Witam,
To mój pierwszy post na tym forum, choć czytam go już od dłuższego czasu. W szczególności bardzo sobie cenię artykuły Pana prof. Obirka. Podziwiam Pana rozsądek, racjonalne myślenie i trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość Panie profesorze (rzecz rzadka u ludzi wierzących, a już praktycznie nieobserwowalna wśród tzw. głęboko wierzących). Coś się jednak ze mną dzieje gdy słyszę gdy ten czy ów, coś tam argumentując, powołuje się na swoje święte księgi – Biblię (czy Koran), nazywając je przy tym nieomylnym Słowem/Prawem Bożym i wymachując nim jak mieczem przed nosem innych (nie mam tu oczywiście na myśli tego forum).
Skończył Pan studia teologiczne, ma Pan, pewnie największe na tym forum, rozeznanie w kwestiach wiary, religii, dogmatyki, historii KK… Czy nie widzi Pan że cała Biblia jest pełna sprzeczności, niedomówień, niejasnych sformułowań i wyrażeń. Na każde praktycznie stwierdzenie zaczerpnięte z Biblii można w niej znaleźć sformułowanie sprzeczne do niego. Nie mówię że jest to złe, wręcz przeciwnie, daje doskonały oręż do walki ze wszelkiej maści fanatykami religijnymi (w tym z KK) pragnącym narzucać innym swoją wizję świata i rzeczywistości.
Biblia nie jest bowiem ani księgą historyczną, ani kodeksem karnym czy moralnym. Jeśli ktoś chce jej dosłownie czytane zasady stosować, to niech stosuje je tylko i wyłącznie do siebie. W przeciwnym wypadku będziemy później mieli takie kwiatki jak płaska Ziemia, kreacjonizm, zakaz handlu w niedzielę, obsesję “grzechów natury seksualnej”, homofobię, wypędzanie demonów itp itd.
Sam celibat ma w samej Biblii poparcie w zasadzie żadne i został wprowadzony z zupełnie innych powodów. Co do fragmentu z Mt 19:12, to jest on w BT źle przetłumaczony (nie wiem czy celowo czy przez pomyłkę czy niezrozumienie), ale powinien on brzmieć mniej więcej tak:
“Bo są OKASTROWANI, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są OKASTROWANI, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy KASTRACI, którzy dla królestwa niebieskiego sami SIĘ OKASTROWALI. Kto może pojąć, niech pojmuje!”
W oryginale mamy tam bowiem słowo “eunuchoi” a nie “agamos” jak w 1Kor 7:32 które to słowo można przetłumaczyć jako bezżenny właśnie.
Kim są ci kastraci i kto się tak kastruje dla Królestwa Bożego… pozostawiam to bez odpowiedzi, bo kto ma bowiem uszy do słuchania niechaj słucha 😉
@PIOTR_S
Kastrat czy bezżenny?
Tłumaczyć to interpretować intencje, sięgając do źrodeł.
Ważne jest znaczenie słów, ważniejszy jest jednak ich kontekst. Dodatkowo znaczenie pojęć ewaluują, ich osadzenie kontekstowe już nie.
Dobre tłumaczenie nigdy jest tłumaczeniem dosłownym.
@OBYWATEL_RP
Tłumaczyć to tłumaczyć, a interpretować to interpretować. To są dwie różne rzeczy i nie należy ich mylić. Zgadzam się że niektóre teksy ciężko jest przetłumaczyć dosłownie i wymagana jest ich modyfikacja oddająca ducha tłumaczonego tekstu.
Co do Biblii jednak, to jest ona księgą tak niejednoznaczną i zawiłą iż tłumaczeniem jej winni się zająć dobrzy tłumacze a nie interpretatorzy (zwłaszcza religijni). Zresztą, cała różnorodność religijna świata chrześcijańskiego wynika z interpretacji Biblii. Wg mnie dobre tłumaczenie Biblii to tłumaczenie jak najwierniejsze oryginałowi, acz zrozumiałe dla czytelnika do którego jest skierowane.
“kastrat” vs. “bezżenny” są to dwa różne słowa o zupełnie innym znaczeniu i w znakomitej większości znanych mi tłumaczeń są przełożone jako eunuchowie (kastraci).
Co do interpretacji to można się oczywiście spierać, ale może być np taka: skoro żaden kastrat czy ze zgniecionymi jądrami nie może wejść do świątyni Jahwe (Kpł 22:20), to można interpretować (w duchu NT), iż są ludzie którzy sami siebie pozbawiają możności wydania owocu królestwa niebieskiego, nawet starając się wejść do niego. I nie ma tu mowy o żadnym celibacie czy bezżenności.
Jak widać interpretacja może być różna, a dobry tłumacz winien przetłumaczyć wiernie. W ostateczności może przetłumaczyć tak by miało to wg niego lepszy sens opatrując ten fragment przypisem (tu trzeba oddać BT że w większości przypadków tak właśnie czyni).
Panie Profesorze, proszę napisać, czy w czasie, kiedy przygotowywał się Pan do życia zakonnego (kapłańskiego) uczono Pana lub było to przedmiotem studiów (nauki), jak radzić sobie ze swoją seksualnością i zachowaniem celibatu?
Czy dziś kandydaci do życia duchownego są w jakikolwiek sposób przygotowywani do zmierzenia się z tym aspektem naszej fizyczności?
Jak Pan ocenia poziom takich przygotowań, o ile w ogóle mają one miejsce?
Osobiście uważam, że najpoważniejszy problem wcale nie leży w celibacie lub zachowaniu czystości, które moim zdaniem, powinny być zachowywane w czasie życia zakonnego lub kapłańskiego.
Największy problem widzę w zbyt wysokiej barierze wyjścia ze stanu duchownego. Bariera ta związana jest i z formalnością, i z ogromną presją – nawet wewnętrzną – wynikającą z wmówienia sobie, że sprawiło się komukolwiek zawód swoją decyzją.
Oczywiście, nie umniejszam trudności związanych z okiełznaniem swojej fizyczności.
Może jednak mylę się i nie ma możliwości opanowania swojej cielesności w oczekiwanym stopniu, a opowieści o zachowywaniu czystości tylko miedzy bajki włożyć?
Proszę o opinie.
Odniosę się do jednego tylko, wpieniającego mnie, określenia – “zachowaniu czystości”.
Wg katolików osoba rozmnażająca się, kopulująca, zgodnie przecież z naturą, i wychowująca potomstwo jest “brudna” Kobieta, mężczyzna schodzący ze świata jest “czysty.” Panna Maria była “czysta”, “przeczysta”, a przecież ta “czystość” to zaprzeczanie naturze, to śmierć. Bezpotomność.
Oto wyraz katolickiej aberracji i fioła na punkcie seksu.
“[…] Oto wyraz katolickiej aberracji i fioła na punkcie seksu.”
.
Wprost przeciwnie, to przejaw genialnej strategii – wykreować z niczego urojony problem (np. wmówić ofiarom, że seks jest “grzechem”, jest “brudny”, “nienaturalny”), a następnie oferować “lekarstwo” na stres i cierpienie wywołane wykreowanym wcześniej problemem (modlitwy i utrzymywanie pośrednika “uleczy” urojone “winy”, rozgrzeszy z ochoty na seks). Na dokładkę, ponieważ jako żywe istoty seksu nie jesteśmy w stanie stłumić w sobie (lub wyginiemy), to “leczenie” z urojonego problemu “winy” za grzech seksu, będzie potrzebne po wsze czasy.
Ten biznes jest genialnie pomyślany, klientów nigdy nie zabraknie, a “popytu” zaspokoić się co do zasady nie da.
@PIOTR_S
Cyt.1 ” Tłumaczyć to tłumaczyć, a interpretować to interpretować. To są dwie różne rzeczy i nie należy ich mylić.” (…)”Jak widać interpretacja może być różna, a dobry tłumacz winien przetłumaczyć wiernie.”
Dla mnie to niej takie proste.
W praktyce każdy autor pozostaje w tłumaczeniu wierny przede wszystkim sobie, względnie zleceniodawcy.
Przekład (popularnie zwany tłumaczeniem) może uwzględniać w różnym stopniu kontekst kulturowy, odmienną specyfikę konstrukcji języków, sposobów ich zapisu, inne zakresy znaczeniowe umownych odpowiedników pojęć w różnych językach, jak i brak odpowiedników.
Przykładowe pytanie: jak można wiernie przetłumaczyć Stary Testament, który w oryginale nie zawiera znaków interpunkcyjnych? Samo ich wprowadzenie można już uznać za daleko posuniętą interpretację.
Duży problem występuje też z tłumaczeniem idiomów.
Każdy język ze swej natury jest metaforyczny – rozumiemy, gdy dostrzegamy analogie i kojarzymy ich znaczenia. Tłumacząc treść musimy odnieść się do współczesnych analogii , zrozumiałych dla współczesnego czytelnika.
Gdy różnice kulturowe są duże, purystyczne trzymanie się wierności tłumaczenia pojedynczych słów może prowadzić do zwykłego bełkotu.
Każdy przekład dużo mówi o autorze, jego stopniu zrozumienia oryginału, światopoglądzie, ukrytych intencjach intrpretacyjnych, złożoności myślenia.
Cyt.2 “W ostateczności może przetłumaczyć tak by miało to wg niego lepszy sens opatrując ten fragment przypisem”
Dla kogo lepszy?
Mag zadał mi pytania(“czy w czasie, kiedy przygotowywał się Pan do życia zakonnego (kapłańskiego) uczono Pana lub było to przedmiotem studiów (nauki), jak radzić sobie ze swoją seksualnością i zachowaniem celibatu? Czy dziś kandydaci do życia duchownego są w jakikolwiek sposób przygotowywani do zmierzenia się z tym aspektem naszej fizyczności?
Jak Pan ocenia poziom takich przygotowań, o ile w ogóle mają one miejsce?”) na które zresztą sam odpowiedział. Tak zgadzam się celibat wymaga po prostu ludzkiej dojrzałości i uwewnętrznienia samej decyzji (jestem księdzem nie dla rodziców czy przyjaciół, ale po prostu chcę nim być). Jednak z perspektywy czasu sądzę, że główna sprawa to jednak hipokryzja instytucji, która nie uwzględnia możliwości zmiany (często radykalnej). Tak jak rozwody są częścią życia małżeńskiego tak odejście od kapłaństwa powinno być wpisane w jego przyjęcie. Dlatego trzeba śledzić przede wszystkim badania socjologiczne na ten temat. O ile wiem prof. Józef Baniak przygotowuje solidne studium na ten temat i na pewno jego pojawienie się odnotuję na łamach SO.
@ Obirek Rozwody są wpisane w życie ludzi, ale chyba nie w doktrynie katolickiej. Katolickie urojenia to nie jest życie ludzkie, celibat to nie jest życie ludzkie, czyste sumienie (to za Szymborską) to nie jest życie ludzkie.
@Piotr_S,
“Witam,
To mój pierwszy post na tym forum”
Dziękuję za powitanie.
W zasadzie oczekiwałbym, że to redaktor naczelny SO, albo zasłużony komentator wita nowego uczestnika na forum, a nie ktoś nowy wita, że tak powiem, domowników na ich podwórku.
Co do dyskusji prowadzonej – zgadzam się z Obywatelem – każde tłumaczenie jest interpretacją, jest nowym dziełem.
W korespondencji z moim Znajomym pojawił się ciekawy temat różnic między sytuacją polska i amerykańską, ufam, że zainteresuje czytelników SO, więc za Jego zgodą przytaczam: On: temat bardzo ciekawy – chociaż,np. w USA odnosi się do innych zachowań seksualnych (celibat jest bowiem przykrywką dla homoseksualistów, których wśród amerykańskich klechów szacuje się nawet co najmniej na 60 %). Ja: nie znam polskich szacunków, ale być może porównywalne. On: Myślę, że w Polsce odsetek homoseksualny wśród klechów jest niższy gdyż dominująca grupą byli kandydaci z ubogich rodzin (szczególnie wiejskich; prawdopodobnie obecnie się to zmienia gdyż są większe możliwości studiowania dla niemal każdego), dla których była to jedyna droga do edukacji i ewentualnego wstąpienia na wyższy szczebel drabiny społecznej. Stąd też duży odsetek księży w Polsce mających dzieci czy kochanki. Na pewno odsetek homoseksualny wśród biskupów przewyższa ten “księżowski” bo na tym etapie, kandydat musi być “bezdzietny” i “bez niewieściego bagażu”. U nas natomiast, bycie klechą nie sanowi za dużego szczebla społecznego. Szczególnie zaś po tych aferach pedofilskich, to nawet ów szczebel jeszcze zmalał… Ja: myślę, że warto to “rzucić w formie komentarza w So, jeśli mi pozwolisz to to zrobię pisząc Znajomy z USA mi napisał, a ja mu odpowiedziałem… On: pozwalam…. i z serca błogoslawie 🙂
@OBYWATEL_RP
“W praktyce każdy autor pozostaje w tłumaczeniu wierny przede wszystkim sobie, względnie zleceniodawcy.”
Dokładnie tak jest gdy tłumaczenia podejmuje się taka czy inna grupa religijna – czyt. tłumaczenie katolickie, protestanckie, Świadków Jehowy…
“Przykładowe pytanie: jak można wiernie przetłumaczyć Stary Testament, który w oryginale nie zawiera znaków interpunkcyjnych? Samo ich wprowadzenie można już uznać za daleko posuniętą interpretację…”
Od tego mamy specjalistów – biblistów, lingwistów, tłumaczy biblijnego hebrajskiego, aramejskiego, greki. Można się spodziewać, że przekład będzie tym lepszy im grono tłumaczy przygotowujące go będzie lepiej przygotowane do swojego zadania. I odwrotnie, im węższa grupa specjalistów w danym kraju na którego język przekład jest przygotowywany, tym prawdopodobieństwo słabszego tłumaczenia jest większe. Tłumaczeń doskonałych nie ma.
“Dla kogo lepszy?”
Dla tłumacza. W przypadku BT – katolickiego tłumaczącego “eunuchoi” jako bezżenny.
@MR E
“Dziękuję za powitanie.
W zasadzie oczekiwałbym, że to redaktor naczelny SO, albo zasłużony komentator wita nowego uczestnika na forum, a nie ktoś nowy wita, że tak powiem, domowników na ich podwórku.”
Również dziękuję za miłe przyjęcie.
@OBIREK
Miałem okazję poznać w życiu dwóch homoseksualistów. Wyróżniali się dosyć dużą wrażliwością, błyskotliwością i kreatywnością. Nazwałbym to ciekawym rodzajem osobowości. Pewnie nigdy bym się nie domyślił ich orientacji, gdybym nie znał ich przez wiele lat. W końcu pewne fakty pokojarzyłem. Nie sądzę, by sama orientacja mogła być przeciwskazaniem do stanu duchownego.
Za to zawsze drażni mnie obnoszenie się ze swoją seksualnością, i to bez względu na orientację. Według mnie to nie jest kwestia rodzaju seksualności. Dość agresywne w swojej wymowie parady gejowskie ogrywają dość negatywną rolę w budowaniu wizerunku, utrwalając uprzedzenia.
Kolego z RP – nie ma możliwości nie obnosić się ze ….”się ze swoją seksualnością” – co komu do domu jak chałupa nie jego? Agresywność (tfu) gejowskich parad to forma obrony przed Obywatelami RP. I tym oto sposobem – wylazło szydło (nomen omen) z woreczka.
zauważ wyraźny brak pozdrowień.
@SIR JAREK
Żeby “była jasność” objaśniam, użyłem określenia “obnosić się” w znaczeniu: afiszować się, chełpić się, nadymać się, napuszać się, przechwalać się, pysznić się, triumfować, wynosić się nad kogoś, wywyższać się, zadzierać nosa, brylować, chlubić się, szczycić się, tryumfować, wystawiać na pokaz, zwracać powszechną uwagę, chełpić się czymś.
Chyba starczy tych synonimów – ja ich nie wymyśliłem.
Jeżeli to mało, to ujmę to inaczej: to kwestia tzw. dobrego smaku, ale też kwestia kultury osobistej, jak i poszanowania prawa do intymności, których jestem SIR (a może jednak: sir – proszę się zdecydować), cichym zwolennikiem.
Sorry, wet za wet. Trochę wypadłem z roli O RP, ale sir to też nie SIR.
Na marginesie: ja zaś pozdrawiam, serdeczność zachowując na bardziej adekwatne sytuacje..:-)
Ależ ja wiem w jakim znaczeniu użyłeś formy ..”obnosić się”. Określenie to ma wydźwięk jednoznacznie negatywny. Trzymanie się za rękę dwojga heteryków – jaka to piękna miłość. Ale trzymanie się za rękę dwóch “pedałów” – to obnoszenie się. I zaburzenie Twojego poczucia dobrego smaku. Obywatelu – ogarnij się. Cudze alkowy nie powinny być obiektem niczyjego zainteresowania. Ani oceniania. Bo powtórzę – co komu do domu jak chałupa nie jego?? Jenyyyyyy. Agresywny pocałunek w policzek DWÓCH kochających istot ludzkich.
https://www.youtube.com/watch?v=o7jGIoLDrZM
Pozdrawiam
….. “to kwestia tzw. dobrego smaku”……. – wiesz Obywatelu – smak to sprawa dość indywidualna – jeden lubi ogórki …a już szczególnie w kwestii preferencji seksualnych – tak już nasza konstrukcja. Człowiecza. Cezurą jest – póki drugiemu nie dzieje się źle.
Pozdrawiam
@SIR JAREK
Tym razem poważniej.
Cyt.1:”Trzymanie się za rękę dwojga heteryków – jaka to piękna miłość. Ale trzymanie się za rękę dwóch „pedałów” – to obnoszenie się. ”
Otóż nie zgadzam się z żadnym wyżej cytowanym twierdzeniem. Nie o to zupełnie chodzi. Za to w pełni zgadzam się, że “cudze alkowy nie powinny być obiektem niczyjego zainteresowania.”.
Spróbuje więc objaśnić po raz drugi wyrażoną wcześniej opinię, rezygnując całkowicie z żartobliwego tonu. Nawiązałem do określonych skrajnych zachowań o na paradach gejów, poruszając jakby przy okazji temat pewnych norm zachowawczych w PRZESTRZENI PUBLICZNEJ (nie alkowie, ani na scenie kabaretowej). Nie ma to nic wspólnego z ograniczaniem wolności wyrażania poglądów, upominania się o swoje prawa. Samą ideę marszów wolności popieram, nie zawsze jednak ich wykonanie. Mówię jedynie o przypadkach epatowania swoją seksualnością – na pokaz. Niestety obrazy z tych scen zajmują czołowe miejsca w głównych mediach, stwarzając wrażenie, jakby środowiska odmienne seksualnie ogarnięte były obsesją swojej seksualności, co przecież nie jest prawdą. Tolerowanie takich przypadków przez organizatorów tylko szkodzi samej idei, utrwalając uprzedzenia. Nie bez powodu przywołałem na wstępie przykłady moich znajomomych. Zakładałem (może całkiem błędnie), że to nie jest temat tabu.
Sądząc po Pańskiej ostrej reakcji dochodzę jednak do wniosku (może mylnie?), że debata publiczna na temat tzw. parad gejów została zdominowana przez schematyzm myślenia charakterystycznego dla okopanych na swoich pozycjach stron, gdzie wszelkie krytycznie wypowiedzi są przynajmniej mocno podejrzane.
W publikowanych na ten temat wypowiedziach medialnych często można spotkać powielany prosty podział na konserwatystów (przeciwników) i librałów (zwolenników). Jak dla mnie ten podział jest zbyt prosty, by znaleźdź pole na dialog.
Po co problem równości praw odmienności seksualnych ideologizować, dzieląc społeczeństwo na zwolenników i przeciwników? Seksualność nie jest żadną ideologią – tego się nie wybiera, i to warto społeczeństwu uświadamiać.
Obywatelu…wybacz… – Jak się można okopać na swoich pozycjach w kwestii seksualności? Przecież seksualność ….”Seksualność nie jest żadną ideologią – tego się nie wybiera, i to warto społeczeństwu uświadamiać.”
W świetle tego co piszesz to parady czarnych obywateli USA też były idiotyczne – wszak “czarni” cieszyli się pełnią praw obywatelskich. Afiszując się ze swoim kolorem skóry na paradach. Co za bydlaki. Sądzę, że nie masz pojęcia jak dalece jesteś przesiąknięty nietolerancją……..pisząc to co piszesz….Na dokładkę usiłujesz schować się za literkami, które nic kompletnie nie znaczą…….Mówię jedynie o przypadkach epatowania swoją seksualnością – na pokaz.” Kim Ty jesteś, żeby być cenzorem ludzkich epatowań?? I tych epatowań przejawem?? HĘ??
Marcin Wójcik “Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu”
Prawie wzruszyłem się, miłość do Najwyższego a obok pożądanie czyli program wszczepiony przez Niego
w każdego stwora zasiedlającego nasz malutki grajdołek zwany globem.
Program rozmnażania tak silny aby żaden gatunek nie wyginął.
Związane są z tym potężne doznania przyjemności zmuszające samca ( i samicę ) do prokreacji nawet kiedy samica go po akcie pożera. To u pająków..
KK ma problem z pedofilią, homoseksualizmem, celibatem itd. to niech z nimi walczy!
Znalazł sie KK obecnie na widelcu i to wszystko.
A co? W innych kręgach wyznaniowych i kulturowych problem seksu nie istnieje?
Religie bez przymusowego celibatu też mają za kołnierzem.. w każdym kręgu religijnym istnieją pozostałe przypadłości skrzętnie skrywane. I nie tylko środowiska w coś tam wierzące.
To skrywanie już się kończy… a problemy narastają bo wychodzą na jaw.
Inni reprezentanci Pana B. na świecie też nie maja słodko, już im do d… ludzie sie dobierają. Koniec bezkarności.
Człowiek w obliczu seksu jest niepoczytalny, każdy człowiek! I nie istnieje tu żadna norma naturalna.
To człowiek swoim otoczeniu i w swojej kulturze te normy tworzy.
Są od tych spraw seksuolodzy, był taki program w TOK FM.. był..
Zależy to od cywilizacji w której człowiek żyje i nie widzi że to co w jego otoczeniu jest tolerowane i uchodzi za normę w innym kulturowo środowisku będzie przyjmowane z dezaprobatą bądź wrogością.
KK i jego środowisko nie jest czymś wyjątkowym.
Najgorszym draństwem jest pedofilia i to należy wypalić ogniem bez względu na to jaka pozycję w społeczeństwie zajmuje potwór który wykorzystuje dzieci i mimo to uważa sie za człowieka. Zwierzęta chronią swoje potomstwo.
Pizzagate kliknijcie w guglarce a struchlejecie.
Ale to tylko teoria… spiskowa.
Fajny artykuł i dyskusja.
KK stawia sobie wyrzeczenia i wyzwania w imię urojonych przekonań. Gdyby celibat był tak istotną sprawą dla Jezusa, to przekonany jestem że poświęciłby tej sprawie choć odrobinę więcej czasu. A jednak główny przekaz Ewanglii (z grec. ‘Dobrej Nowiny’) tkwi w czymś innym.
SIR JAREK
Cyt. “Kim Ty jesteś, żeby być cenzorem ludzkich epatowań?? I tych epatowań przejawem??”
To bardzo dobre pytanie, szczerze.
Szczególnie spodobało mi się to zapętlenie w pytaniu.
Z tego też powodu,
serdecznie pozdrawiam.
PS.
W pierwszej chwili miałem ochotę zwróć Panu pańskie “wyszło szydło z woreczka” – w końcu, jak rozdęte EGO trzeba posiadać, by zadawać takie pytania??? … jednak po namyśle, doszedłem do wniosku, że to również dobre pytanie dla kogoś, kto może pełnić rolę superwizora.
Na marginesie: jak na mój gust zbyt swobodnie “operuje” Pan kontekstem cytatów – to jednak tylko taki mało istotny szczegół.
WOW…. – a Toś mnie złapał Kolego RP za jajca. Rozumiem, że moje przejęzyczenie rozdęło Twoje EGO do przynajmniej rozmiarów mojego. Tylko uważaj na szydełka… – potrafią nieźle sflaczyć powłoczkę.