2017-12-10.
Jako minister – Mateusz Morawiecki nie ujawniał się ze swoim marzeniem rechrystianizacji Europy. Ale z pewnością już je w sobie nosił. Teraz jednak – będąc świeżo desygnowanym premierem – nabrał odwagi.
Zaraz po uroczystości państwowej, kiedy został wyniesiony na premiera, przyszedł czas na celebrę udzielenia mu świętego sakramentu. Odbyło się to podczas wywiadu w katolickiej Telewizji Trwam. Rozmówcą Morawieckiego był dziennikarz i ksiądz w jednej osobie (agencja Bloomberg podała tę informację jako ciekawostkę).
Ale to Polska. OK? W Polsce księdzu można zawierzyć swoje marzenia. Zwłaszcza takie piękne.
Premier głośno rozmarzył się o kolejnym kroku w rozbieraniu Polski z wolności i zdobyczy liberalnej demokracji. W imię Boga, ma się rozumieć. Oraz dla rzekomego dobra społeczeństwa polskiego i Europy. Nie zaśpiewano wspólnie żadnej kolędy. Może następnym razem?
„Marzyciel” Morawiecki już kiedyś podzielił się ze światem inną interesującą refleksją.
W rozmowie z dziennikarzem Deutsche Welle przeprowadzonej w lutym tego roku, przekonywał, że prawo, nawet w kraju demokratycznym, nie jest najważniejsze. Są sytuacje, kiedy ktoś prawu nie podlega. Kto? Jakie to sytuacje? Będą o tym decydować ci, którzy stanowią prawo.
W świetle tej myśli marzenie Morawieckiego aby rechrystianizować Polskę i Europę, jest bardziej zrozumiałe. I łączy się gładko z wcześniejszym poglądem na prawo.
Gdy premier ważnego kraju europejskiego marzy publicznie, że chce więcej Boga w Polsce i w Europie, to wysyła przyzwalający sygnał społeczeństwu. Suweren wtedy pragnie urzeczywistnić jego słowa. Oczywiście, pod warunkiem, że marzy również o tym samym. A marzy. Kościół również. Część Polaków jednak nie doświadcza tego marzenia.
I wszystko się zgadza. Właśnie oni będą przedmiotem rechrystianizacji.
Co przyniesie próba realizacji tego marzenia? Powiedzmy krótko, gdyż nie ma tu wiele niuansów: dalszą klerykalizację Państwa i życia publicznego.
Która już przecież dzieje się na wielu płaszczyznach – w szkolnictwie, kulturze, ochronie zdrowia, czy na rynku pracy. Katolicyzm, jako główna doktryna chrześcijańska, jest oficjalnie promowany przez polskie państwo i finansowany z pieniędzy podatnika. Bez listków figowych i woali. Co będzie oznaczała realizacja marzenia Morawieckiego dla środowisk LGBT? Z pewnością nic dobrego.
Po całkowitym zakazie handlu w niedziele przyjdzie racjonowanie alkoholu, o czym się już głośno mówi; potem, być może, przymus rodzenia martwych dzieci – to też już jest bliskie, oraz obligatoryjna nauka religii w szkołach.
Jeżeli kultura ma służyć Bogu i narodowi, to również obyczaje. Pojawi się może chrześcijańska moda, „godna” polskiego katolika, a uprawianie seksu zostanie uregulowane państwowo-kościelną instrukcją? Rechrystianizacja nie może mieć żadnych ograniczeń. Rzecz jasna, jeżeli nadal pozostajemy w sferze marzeń premiera.
Trend więc już istnieje. Morawiecki go tylko wzmocnił. W ten sposób, przynajmniej na odcinku polskim, jego marzenie ma szansę spełnienia się (nieco gorzej może pójść z Europą).
Idea rechrystianizacji nie jest nowa. Anders Breivik, zanim zamordował 77 osób, napisał w swoim manifeście, że Europa potrzebuje silnego związku wierzących i niewierzących, aby odbudować tożsamość chrześcijańskiej Europy. I tylko wtedy możemy obronić się przed „inwazją” islamu. Przyszły sojusz musi odrzucić tradycję rozdziału Państwa i Kościoła, antyklerykalizm Rewolucji Francuskiej i idee Oświecenia.
Wiara jest najważniejsza, nawet wtedy, kiedy nie wierzymy. Blaise Pascal twierdził, że ludzie niewierzący powinni się zachowywać tak, jakby wierzyli, gdyż nie mają nic do stracenia. Niewierzący więc – przedmiot rechrystianizacji w marzeniu Morawieckiego – mają się włączyć do dzieła odnowy Europy na bazie chrześcijańskiej nauki. Lepiej dobrowolnie. Rechrystianizacja zatem oznacza represje. I w marzeniach i w rzeczywistości.
Rozmowa w Telewizji Trwam początkowo dotyczyła gospodarki i rozwoju Polski.
W kwestiach gospodarczych marzenie polskiego Kościoła jest identyczne do snu Morawieckiego. Według wielu hierarchów zmiana klimatu to hucpa liberałów i globalistów, i że wszelkie dostępne dobra, w tym węgiel i puszczańskie drzewa, są nam dane od Boga po to, aby je używać. Bóg z pewnością wziął pod uwagę zanieczyszczenie powietrza i coś z tym zrobi. My nie musimy się tym przejmować.
Wiara jest najważniejsza. Reszta sama się jakoś ułoży.
Nie myślcie o jutrze.
„Popatrzcie na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi” (Mt 6, 24-34, ewangelia według św. Mateusza).
Dariusz Wiśniewski
Słuchałem dzisiaj w TokFM mojego “ulubionego” polityka Marka Jurka z moim “ulubionym” dziennikarzem Janem Wróblem. MJ mówi, że możemy Europie wiele zaoferować. Wrzasnąłem “Ale co konkretnie?”, ale niestety, obaj Panowie udali, że nie słyszą.
Ktoś kiedyś w SO polecił książkę Jana Meslier “Testament”. Nie pamiętam kto, ale b. mu dziękuję. Książkę nabyłem, czytam, świetna. Meslier już 300 lat temu napisał o premierze Morawieckim: “Do najbardziej zgubnych darów, jakie religia ofiarowała światu, trzeba przede wszystkim zaliczyć monarchów pobożnych i gorliwych. W przekonaniu, że pracują nad zbawieniem swoich poddanych, za święty swój obowiązek uważają, aby tych, którym sumienie kazało myśleć inaczej niż oni, męczyć, prześladować i tępić. Jedną z największych plag, jakie niebo w swym gniewie może zesłać na ziemię, jest świętoszek na czele państwa. Wystarczy jeden ksiądz fanatyk lub łajdak mający posłuch u potężnego lub łatwowiernego władcy, by zaprowadzić w państwie nieład a w świecie wrzenie”.
“Wiara jest najważniejsza, nawet wtedy, kiedy nie wierzymy. Blaise Pascal twierdził, że ludzie niewierzący powinni się zachowywać tak, jakby wierzyli, gdyż nie mają nic do stracenia. ”
.
Zakład Pascala jest bardzo ciekawy. “Zachowuj się tak, jak gdyby Bóg istniał, bo i tak nic nie tracisz.” Myślę, że te słowa skierowane sa nie tylko do ateistów, ale przede wszystkim do tzw. wierzących, ze szczególnym naciskiem na kler 🙂
“Zachowuj się, jak gdyby Bóg istniał”, a nie “zachowuj się, jak każe ksiądz”.
A konkretnie, o którego boga chodzi? Jeśli o Wenus/Afrodytę, to jestem za. Jeśli o Marsa/Aresa , to nie.