2017-12-21.
Po przeczytaniu tekstu p. Koraszewskiego („Sędziami będziem wtedy my”) czuję się w obowiązku uzupełnienia tego, co napisałem („Dlaczego opozycja nic nie może?”).
Pisząc o porywającej wizji przyszłości – nie miałem oczywiście na myśli jakiegoś krwawego odwetu na PiS. Może to kusząca wizja dla niektórych wyborców, ale nie chciałbym, żeby to był lejtmotyw wyborów.
Chodziło mi przede wszystkim o to, że w różnych wyborach przeważnie wygrywali ci, którzy patrzyli w przyszłość i stawiali cele optymistyczne, i to zarówno w Polsce (np. Kwaśniewski w czasie swojej kampanii prezydenckiej), jak i na Zachodzie (np. Obama), a nie ci co odnosili się do przeszłości.
Nasza polityka jest skierowana na sprawy przeszłe. Mnożą się fałszywe oskarżenia o jakieś dawne działania, żąda się rekompensaty za jakieś odległe grzechy (np. dezubekizacja, której poddaje się grupowo ludzi o nic nie oskarżonych poza tym, że gdzieś pracowali), pomówienia o działanie na szkodę państwa itp. Ci, co podgrzewają takie sprawy, liczą na wzbudzenie gniewu ludzi i na to, że zostaną sędziami, którzy nareszcie zaprowadzą sprawiedliwość.
Opozycja dała się w to wciągnąć i tłumaczy się, prostuje kłamstwa itd. Ale tu także PO nie ma pola manewru, bo sama rozpętała te akcje. To PO zaczęła dezubekizację, która jest gwałtem na zasadach prawa. To PO zaczęła kult żołnierzy wyklętych i ekshumacje ich szczątków nawet kosztem zniszczenia grobów ludzi, których nieświadomie pochowano nad mogiłami tych żołnierzy. To PO zaczęła sekować żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, odmawiając im przywilejów takich, jakie przysługują innym kombatantom. To PO lizała tyłek Kościołowi, nie dopuszczając do uchwalenia „ludzkich” ustaw, nawet jeśli uchwaliły je wszystkie kraje Unii i popierała większość wyborców – bo Kościół nie chciał tych ustaw. PO i PiS konkurowały o tych samych wyborców, a PO, dzięki zręcznej propagandzie PiS, straciła część swoich i nie zdobyła nowych.
Ogólnie opozycja mówi: „PiS wyczynia okropne rzeczy, a jak my dojdziemy do władzy, to wszystko naprawimy”. To za mało. Po pierwsze, to co PiS wyczynia – części ludzi się podoba. Jest też wielu takich, którzy nie widzą jakie złe skutki przyniosą te działania. A wielu widzi rządzących, którzy coś robią i opozycję, która kłóci się z rządzącymi.
Stąd potrzeba jasnej i porywającej wizji przyszłości. Pokazać, jakiej Polski chcemy i co zrobimy, żeby była taka, jak marzymy. Nie tylko ogólne hasła, ale i konkrety. Wtedy będzie wyraźnie widać – czym ta wizja różni się od tego, co robi i zamierza zrobić PiS.
To wizja przeznaczona dla wyborców światłych, którzy się w znacznej mierze zawiedli na partiach obecnej opozycji i wizja dla tych, którzy za nią pójdą, kiedy ją zobaczą, a takich jest wielu. Tymczasem opozycja często po prostu konkuruje z PiS na jego poziomie i co krok zaznacza, że jest równie konserwatywna, tylko nieco lepsza.
Pozytywna wizja Polski pokrywa się z tym, co napisała MAGDALENA, komentując tekst p. Koraszewskiego. Taką wizję próbowaliśmy nakreślić tu na forum Studia Opinii (przypomnę swój tekst „Czy jest taka partia?”), szukając partii, na którą moglibyśmy oddać głos.
Partie opozycyjne panicznie boją się poruszać tematy ideologiczne i społeczne. Obawiają się, że ciemni wyborcy, podbechtani przez Kościół, odwrócą się od nich i zagłosują za PiS. Uważają, że dla większości wyborców najważniejsza jest strona materialna i główkują – jak tu przepluć program 500+. Ale wielu ludziom zrobiło się ciasno na duszy mimo posunięć materialnych PiS. Wybory to nie jest dyskusja o szczegółach programów gospodarczych, tu będą konkurować wizje, zarówno przeszłości, jak i – szczególnie – przyszłości.
Może mam nietypowe wyobrażenie polityki, ale uważam, że powinno się tu stawiać jasne, pozytywne cele i dążyć do nich możliwie szlachetnymi środkami. I nie bać się reakcji ciemnoty, tylko starać się przekonywać ludzi do swojej wizji. Sądzę, że jest to także pragnienie wielu ludzi.
Takie działania podjął – w okresie bardzo trudnym dla Polski – premier Jan Krzysztof Bielecki. Przytoczę fragment jego wypowiedzi, z książki Teresy Torańskiej „My”, wyd. w 1994 r.
Ja bardzo często, spotykając się z ludźmi, miałem wrażenie, że rząd dla nich to jest taki klasyczny przeciwnik, ci słynni „oni”, których się nie lubi, podejrzewa o wszystko co najgorsze i chętnie wręcz nasłuchuje każdego, nie tyle dowodu, ile plotki chociaż, która potwierdzałaby ich przekonanie, że ci rządzący to są właśnie ci „oni”, działający wbrew interesowi społeczeństwa. Ale to nie jest, według mnie, myśl głęboko w ludziach zakorzeniona. Ludzie jednak chcą wierzyć że władza nie jest zła. Często po paru godzinach ostrej debaty w różnych miejscach Polski odnosiłem wrażenie, że jeżeli nawet ludzi nie przekonałem do słuszności wszystkich decyzji, to jednak odbudowałem ich zaufanie do rządu. Ludzie między sobą mówili: ten facet jednak wie, o co chodzi, i trzeba mu pozwolić to zrobić. Tak było na przykład w łódzkiej „Fonice”, gdzie ludzie strajkowali, byli nerwowo wykończeni, i skąd wcześniej wyrzucali kolejno różne znamienite postacie: wojewodów, prezydentów, Krzaklewskiego, a mnie nie tylko nie wyrzucili, ale w końcu zrobili to, o co ich prosiłem, a co było wbrew ich krótkoterminowemu interesowi. Bo widzisz, zamiast po świecie powinno się jeździć po Polsce i jak się ma trzy godziny czasu, można dużo wytłumaczyć i nawet uzyskać akceptację w trudnej sytuacji. I nie trzeba, naprawdę nie trzeba kokietować społeczeństwa i zgadzać się na wszystkie populistyczne żądania. Trzeba pokazywać, bo to – według mnie – jest celem każdego spotkania, że przeprowadzane reformy nie są proste, banalnie proste, bo ludziom często się wydaje, że mają jakiś zdroworozsądkowy pomysł i jak się go zastosuje, będzie lepiej.
Szkopuł w tym, że po stronie opozycji nie ma ludzi z taką wizją (może poza partią Razem) i chęcią przekonania do niej ludzi. Postawa polityków opozycji jest taka: patrzcie jaki ten PiS jest okropny, jak zagłosujecie na nas, to my na pewno coś poprawimy. Ale stawiam dolary przeciw orzechom, że ci politycy nawet po zdobyciu władzy nie ośmielą się wprowadzić in vitro, złagodzić przepisy aborcyjne, ograniczyć rozpanoszenie kleru itp. To przecież były Trybunał Konstytucyjny uznał np., że ocena z religii na świadectwie maturalnym nie ma wpływu na średnią ocen. Partie opozycyjne, jak sądzę, po zdobyciu władzy uznają za sukces powrót do starych praktyk.
Swego czasu głosowałem na Palikota. Nie dlatego, że uważałem go za wspaniałego polityka, ale on miał odwagę poruszyć wiele spraw tzw. drażliwych, których nie poruszali przedtem ani politycy, ani media. I co się okazało? Kiedy je poruszył, to zainteresowały się też tym media, zaczęła się dyskusja w sejmie i wiele spraw, o których przedtem bano się w ogóle mówić, załatwiono. Ludzie zobaczyli, że to nie diabeł się kryje za takimi sprawami, że można o nich mówić i rozwiązywać problemy.
MAGDALENA przytoczyła niedawno przykład Biedronia, który – wydawałoby się – nie miał szans na zostanie prezydentem Słupska. Obawiano się – tak jak teraz – że ciemny lud źle zareaguje na niego i włączy się w nagonkę. Okazało się, że źle oceniono ludzi – Biedroń wygrał, bo miał rozsądny program naprawy i wzbudzał zaufanie. Pamiętam pewną panią w Słupsku, którą zaczepił dziennikarz i zapytał, czy nie przeszkadza jej że Biedroń jest gejem. Odpowiedziała: A ja go nie wybieram do łóżka, tylko do rządzenia.
Opozycji nie stać na taką odwagę. Widząc napór Kościoła i wysokie sondaże dla PiS, nie chcą ryzykować nawet najdrobniejszego wychylenia się. Nie mają zaufania do wyborców. Wydaje im się, że ci światlejsi uwierzą w ich dobre zamiary i zrozumieją, że trzeba pozyskać tych ciemniejszych. Ale na razie to zniechęcają tylko tych światlejszych, bo ile razy można ludzi wystrychnąć na dudka?
Przyszłość rysuje się ponuro. Wyborców ciągle łudzi się nadzieją, że partie opozycyjne jakoś się zjednoczą i dzięki temu obalą PiS. Za każdym razem, gdy mowa o współpracy tych partii, słupki sondaży na pewien czas rosną.
W czasach zimnej wojny o niczym się tyle nie mówiło, co o walce o pokój. Wraże siły czyhały i tak naprawdę nie chciały pokoju, lecz szykowały się do wojny i w związku z tym postępowa ludzkość (to my – obóz socjalistyczny) musiała się też zbroić. Ale nie było tygodnia, żebyśmy nie apelowali o pokój. Ilia Erenburg, zapytany na którymś Światowym Kongresie Obrońców Pokoju czy będzie III Wojna Światowa, odpowiedział: Nie, wojny nie będzie, ale nie wiem, czy przetrwamy walkę o pokój.
Teraz mamy podobną sytuację w opozycji. O niczym się tam tyle nie mówi, co o konieczności współpracy, bo tego tak bardzo pragną Polacy, aby poprzeć opozycję i obalić PiS.
Nic jednak nie zapowiada tego, że partie opozycyjne są zdolne do współpracy. Nie muszą mieć wspólnego programu gospodarczego, ale powinny mieć wspólny program działania i nie zwalczać się.
Mówi się o tym od dawna i nic się nie dzieje. Jeśli pan Schetyna zachęca do współpracy, to nie powinien tego robić w mediach, zaskakując innych potencjalnych koalicjantów. (Może on też nie wie, że telefon już wynaleziono – albo nie mógł znaleźć numerów telefonu liderów innych partii?) Takie rzeczy należy ustalać między partiami, a dopiero o ustaleniach powiadomić w mediach. Tymczasem taka zagrywka mówi: to my jesteśmy liderami opozycji, proponujemy wam współpracę, a kto do nas nie dołączy, to sam będzie sobie winien i Polacy mu tego nie wybaczą.
Skończy się na tym, że parunastu – może parudziesięciu – działaczy z każdej partii opozycyjnej załapie się do nowego sejmu, ale opozycja będzie tam malutką mniejszością.
PIRS


Pirsie, możemy zacząć dyskusję z pytaniem kto? gdzie? kiedy? jak? dlaczego?
Polecam na początek Mariusza Agnosiewicza
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10173
świeża bułeczka…
A potem pogadajmy.
Czy hasło posła Mieszkowskiego „Czytelnictwo jest polską racją stanu” nie powinno być absolutnie nadrzędnym? https://videosejm.pl/poslowie/krzysztof-mieszkowski/post/posel-krzysztof-mieszkowski-wystapienie-z-dnia-20-kwietnia-2017-roku-1
Co głupiemu a do tego często leniwemu po książce ? Elektorat PiS jest elektoratem PIS nie dlatego, że nie miał dostępu do książek tylko dlatego, że genetycznie ma taką a nie inną strukturę umysłu. Żadne racjonalne czy naukowe fakty, tabelki i wyliczenia czy dane statystyczne nie zostaną prze nich zaakceptowane bo nie tego ów lud oczekuje.
BTW: „oświeceni” z mniej lub bardziej totalnej opozycji też mają swoje dogmaty, irracjonalne i nie podlegające dyskusji.
Prawdziwym problemem jest brak partii, która reprezentowałaby te 50%, które nie chodzi na wybory. Swego czasu taką nadzieją był Palikot ale swoim gwiazdorstwem i brakiem szacunku dla zdrowego rozsądku swoich wyborców doprowadził wszystko do absurdu.
Zastanowiła mnie winietka Redakcji „Artykuł dyskusyjny”. Ponieważ to wyróżnia (negatywnie?) go z dzisiejszej treści portalu, a nie widzę w nim niczego kontrowersyjnego (może poza nadzieją pokładaną w Razem, jako zespołu-partii skutecznej), to tym bardziej zastanawia.
Przegrywamy Koalicję Europa (telewizja-pokazala-345), ale krzyczeć o tym TRZEBA. Musimy wiedzieć, co przegrywamy, i że to dzięki poziomowi ludzi tzw. klasy politycznej. Choćby dlatego, że lepiej przyzwoicie umierać.
„Ale stawiam dolary przeciw orzechom, że ci politycy nawet po zdobyciu władzy nie ośmielą się wprowadzić in vitro, złagodzić przepisy aborcyjne, ograniczyć rozpanoszenie kleru itp.”
Dokładnie tak jest! W Polsce w zasadzie nie ma opozycji a ta część społeczeństwa, która nie chodzi na wybory po prostu nie ma na kogo głosować. PO to nie jest żadna alternatywa wobec PiS.
PIRS zapomniał dodać, że to PO przegłosowało tzw. „ustawę o bestiach” , która była pogwałceniem wszelkich kanonów prawa. Chodziło wyłącznie o przypodobanie się najbardziej prymitywnym wyborcom a w praktyce sprawa dotyczyła jednego człowieka.
Do trwałej zmiany sytuacji w Polsce jest tylko jedna droga – trwałe odsunięcie od wpływu na politykę kościoła katolickiego a to potrwa co najmniej kilka dekad. Przewodnia rola kościoła katolickiego musi być tak postrzegana w społeczeństwie jak niegdyś przewodnia rola PZPR. Dzięki PiS ten stan zostanie kiedyś osiągnięty.
PIRS> „Nic jednak nie zapowiada tego, że partie opozycyjne są zdolne do współpracy.”
Na moje oko to tylko ta jedna nie jest zdolna. Co potwierdziła utrzymując beton w zarządzie.
Teraz nie należy już wzywać do utworzenia wspólnego frontu opozycji z „opozycją”. Teraz należy wzywać do utworzenia wspólnego antykaczystowskiego frontu rzeczywistej opozycji z jawnym i głośnym wykluczeniem z niej PO.
Ci działacze PO, którzy mają czystą kartotekę powinni móc po cichu dołączyć do nowej koalicji, ale po wcześniejszym opuszczeniu złego towarzystwa.
Jeśli wierzyć sondażom, to 17% wyborców wybrałoby dziś mniejsze zło PO. Il↓ z tych 17% zostanie, gdy pojawi się alternatywa nie będąca mniejszym złem, tylko nadzieją na odnowę? Myślę że ok 2-3%. Koalicja antykaczystowska bez PO ma szansę wziąć 15 z tych 17 już na starcie.
Taka koalicja, z sensownym minimalistycznym programem (np. 1. Odsunąć PiS, 2. Przywrócić państwo prawa i rozliczyć ludzi pis z destrukcji, 3. Rozpisać nowe wybory) powinna i do niemych 50%. Będzie nadzieją.
A moją nadzieją teraz jest, że .N – w której również „doły” są myślące – będzie potrafiła taką koalicję, jako primus inter pares, zbudować.
W najgłupszych snach nie podejrzewałbym PIRSa o lansowanie wizji z wiodącym hasłem „sędziami będziem wtedy my”. Chciałem raczej pokazać, że porywające wizje w historii zazwyczaj apelowały do emocji (honoru, zemsty itp). Rzeczowe programy są z konieczności nudne i trudne, osądzenie tego, czy są warte grzechu (mojego głosu) jest pracochłonne, a to znaczy, że będzie je analizowała mniejszość. Politycy dobrze wiedzą, że liczy się hasłowość, wsparcie ambony, patriotyczne werble. Przywołany tu Biedroń jest niesłychanie interesujący, ponieważ pokazuje, że politycy mają często złe wyobrażenia o wyborcach i ich priorytetach. To samo z popularnością i upadkiem Palikota. Był moment, kiedy patrząc na reakcje na niego tu, na prowincji, miałem wrażenie, że ma szanse na prawdziwy sukces. Ludziom imponowała przede wszystkim zdecydowana postawa wobec kościelnego politykierstwa. W skrytości ducha miałem nadzieję, że wykorzysta swoje doświadczenie z sejmowej komisji likwidowania zbędnych przepisów. Nie tylko tego nie zrobił, przestał być wyraźny i wybrał najgorszą z możliwych nazwę dla swojego ruchu. Pytając o definicję „porywającej wizji” domyślałem się, że chodzi Panu nie tyle o porywającą wizję, co o rzetelną analizę stanu rzeczywistości i wizję działań naprawczych. Palikot rzeczywiście miał szansę i ją totalnie położył. Politycy od pewnej hasłowości nie uciekną. Zmusza ich do tego współczesna technika prowadzenia kampanii, dziennikarskie maniery 30 sekundowych prezentacji, walka o głosy tych, którzy deklarują brak zainteresowania polityką. Tu (mam wrażenie) przeciwieństwem porywającej wizji winny być klarowne priorytety.