Twierdzę, że skromnych, uczciwych, odważnych w konsekwentnym zmierzaniu do celu, znalazłoby się trochę. Dlaczego więc rządzi nami prywata, zawiść, egoizm, a naszym postępowaniem dyryguje czubek własnego nosa?
Odczuwam brak poważnych dyskusji o tym, co należałoby poprawić. Celowo mówię „poprawić” a nie – zburzyć, zniszczyć, rozpocząć jeszcze raz, czyli zmienić coś w coś przypominającego kształtem ponowne odkrycie Ameryki lub skonstruowanie jeszcze bardziej okrągłego koła.
Mam dosyć mętnych obietnic bez potwierdzenia w konkretnej realizacji. Dożywotnich karierowiczów i futurologów z przeceny. Politycznych zawirowań i nieracjonalnych postanowień pisanych palcem na wodzie. Tradycyjnych karuzeli stanowisk i prawa znaczącego bezprawie.
Chcę, by żyło się mądrzej, a każdy z nas by mógł wreszcie powiedzieć, że jesteśmy bezpieczni. Nie tylko w domu, ale na ulicach. Że prowadzimy skuteczną walkę z chamstwem, nie martwimy się o pracę, mamy chęć na likwidację głupoty, a sądy wydają bezpartyjne wyroki.
Niestety, nadal mamy alergiczną skłonność do wiecznego udoskonalania tego, co już jest i przynosi wymierne efekty.
Specjalizujemy się w cyklicznych woltyżerkach koncepcji, szumnych zapowiedziach i marnych rezultatach, czyli w otwieraniu dawno otwartych drzwi i mnożeniu planów urywanych razem z końcem sprawowania władzy.
*
Przeważnie odrzucamy wszystko, co było stare i rozpoczynamy od nowa. Słowem, brakuje nam ducha kontynuacji, a cierpimy na nadmiar domorosłych uzdrowicieli.
Ciągle popełniamy ten sam błąd: od zawsze zapominamy, że niektóre poprzednie i już wypróbowane rozwiązania należałoby zachować. Lecz nie możemy przyznać, że są lepsze od proponowanych przez nas. A nie możemy, bo naszym odgórnym założeniem jest, że tylko my wiemy, co dobre, gdyż zaprzeczenie temu przeświadczeniu wiązałoby się z utratą partyjniackiego honoru.
Poniosły mnie marzenia i znów miałem atak infantylizmu; jak zwykle wywinąłem orła na skrzeczącej rzeczywistości. Jeżeli te moje przywary dowodzą nienormalności, to proszę o skierowanie do czubków. Chociaż nie sądzę, bym dożył takiego zaszczytu, bo dobry rząd zadbał, bym prędzej trafił na cmentarz, niźli do lekarza.
*
Za trzydzieści lat stuknie mi setka. Patrzę coraz tęskniej do tyłu, niż w przód, w to, co widzę, co jest zamazane, grząskie i wygracowane ze złudzeń. Pracuję, nie odkładam i stale oszczędzam. Przez ten czas dorobiłem się plam wątrobowych, wklęsłych bicepsów i bujnej łysiny. Mimo to wkrótce przejdę na zasiłek dla sprzedawczyków, bom ośmielił się mieć nieuzgodnione zdanie.
Mam niepokojące wrażenie, iż uczciwość jest dla dzisiejszych polityków czymś w rodzaju krępującego towaru zbytecznej potrzeby, a mówienie prawdy zbieżnej z faktami zostanie wkrótce uzależnione od tego, kto więcej za nią zapłaci. Widać to choćby po niektórych partyjnych ogierach co rusz zmieniających liberię.
A gdy to sobie uświadomię, trafia mnie szlag: pomstuję wówczas na wszystko, co się rusza. Na dobre, złe lub takie sobie. Przyznaję, że w momentach, gdy puszczają mi nerwy, jest mi nieskończenie obojętne, czy wyrażam się w kulturalny, stonowany sposób koncyliacyjnego jelenia. Nie zastanawiam się nad mitygowaniem wypowiadanych słów, tylko żywię przemożną ochotę na odwzajemnienie bicia mnie po zdradzieckiej mordzie i ze wszystkich sił pragnę rzucać mięsem na odlew.
Pragnę, bo zaczyna do mnie docierać, że jakkolwiek nie wyróżniam się z wystraszonego chóru protestujących, choć postępuję zgodnie z rozporządzeniami władzy, a więc po raz kolejny daję się nabierać na głoszone przez nią idiotyzmy, to coraz trudniej przychodzi mi zaciskanie pasa i czekanie na cud.
I twierdzę, że w tym oczekiwaniu na cud nie jestem osamotniony, bo zauważam, że jako naród tak nawykliśmy do swojej biedy umysłowej, że nawet jej nie zauważamy. Nie protestujemy przeciwko, lecz optujemy za nią, bo poruszamy się wśród ludzi obrosłych w sybaryctwo. Pośród ludzi zgadzających się na nią DLA ŚWIĘTEGO SPOKOJU. Wśród reagujących na nią – wygodnictwem i przyzwoleniem na powstające z kolan zło.
[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Czytaj na głos”]Marek Jastrząb
źródła obrazu
- jastrzab: BM
Piekny tekst…jak zwykle ironiczny a jednak slysze w nim krzyk rozpaczy. I na Boga ostatni werset wstrzasnal mna.
Obudzmy sie…..bo za chwile zaczniemy piac z zachwytu, ze hrabia pochwalil sie ustawa, iz do 2025 r. 6% z PKB na sluzbe zdrowia przeznaczy, bo to takie wielkie, takie przelomowe….a nie wszyscy zauwazyli.
“Dobro Ojczyzny” wyglada dla mnie jednak inaczej. Bo wedlug Hrabiego od sluzby Zdrowia, “na obiecankach cacankach Jego” winni natychmiast Rezydenci z powrotem wyrazic zgode na dluzsze pracowanie, a my powinnismy z usmiechem na “zdradzieckich mordach” oddac sie w ich rece po 36 godzinach dyzurowania.
Drogi Panie Marku, z Pana wrażliwością i doświadczeniem, pora na refleksję nad dwudziestoleciem – jedno było międzywojenne, obecne między “zamordystyczne”… Nie czas na treny, pora na myślenie!
Nie liczyłbym na elity, bo jakie by one nie były, w Polskiej tradycji, one zawsze zajmowały się sobą i wyłącznie własną korzyścią… niezależnie czy rządziły same czy z współokupantem, tak było przez ponad 400 lat i nie zmieni się to w ciągu jednego pokolenia, dlatego tacy jak Pan powinni mówić co było dobre, i którędy lepiej do przodu!
Serdeczne pozdrowienia i Do Siego Roku!