2018-03-16.
[dropcap]T[/dropcap]o fakt, że spotykały nas większe nieszczęścia niż zakaz handlu w niedzielę. Nie jest to też największe zło jakie PIS wyrządził Polsce od momentu objęcia władzy.
W pierwszą niedzielę z zakazem handlu trzęsienia ziemi nie było i możliwe, że już nie będzie. W skali tygodnia z wolną niedzielą kupujących było o milion – około 13 procent – mniej w poprzednich tygodniach, ale znaczące skutki będą znane za kilka miesięcy. Skutki te mogą rozłożyć się w czasie, gospodarka jakoś to może zaabsorbować, społeczeństwo może przywyknąć. Czyli katastroficzna wizja opozycji – nie całej i nie tylko – okazałaby się przesadzona. Władza zapewne to wykorzysta przeciw opozycji, ale w wyborach parlamentarnych w roku 2019, może to już nie być problem palący, a w tegorocznych – samorządowych, będzie elementem zależnym od sytuacji lokalnej.
Tracisz jako człowiek i obywatel
Jest jednakże w tym posunięciu nowa jakość. Jako że ofensywa PIS posuwa się dwutorowo, jedno, główne jak dotąd, natarcie porusza się w obszarze kompetencji władzy publicznej. To zawłaszczanie instytucji publicznych; sądów, organów ścigania, mediów, przedsiębiorstw. Narzucanie swego ładu przestrzeni publicznej, w której ogranicza się nasze prawa obywatela. To oznacza stopniowe ograniczanie demokracji na rzecz również stopniowej budowy systemu autorytatywnego. Stopniowej, bo od reżimu Putina, Łukaszenki, Erdogana i nawet Orbana dzieli nas – jeszcze? – spory dystans.
W ślad za tym natarciem i obok niego, odbywa się bezpośrednia ingerencja w nasze zachowania, wraz z normowaniem życia prywatnego mieszkańców kraju. Większość – tylko sejmowa, bo już nie społeczeństwa – uzurpuje sobie prawo decydowania co wszyscy mają robić i czego nie robić. A wymuszanie czynności i zaniechania w życiu osobistym to już jest naruszanie praw człowieka, degradowania obywatela do statusu poddanego, czyli element systemu totalitarnego.
Napisałem „mieszkańców” bo obywatele to wolni ludzie, którzy mają prawo wyboru w granicach stanowionego przez siebie prawa. Obywatelem więc można być jedynie w warunkach demokracji. W innych systemach jest się tylko poddanym. W teorii jest to dość oczywiste, w praktyce granica między tymi stanami może być zamazana. Równolegle bowiem występują poszczególne elementy i obywatelstwa i poddaństwa.
Obszar chroniony w demokracji i warunkujący ją, to m.in. nienaruszalne prawa mniejszości, co oznacza prawo dla WSZYSTKICH obywateli i ochrona wolności – OD i DO – w życiu osobistym KAŻDEGO człowieka. Ogranicza się ją teraz w Polsce przez posunięcia rozłożone w czasie, różniące się co do charakteru i sposobu przeprowadzania, dotyczące bezpośrednio różnych ludzi i różnych ich wolności i interesów. A zakaz handlu w niedzielę jest – na razie – w miarę delikatnym, ale spektakularnym, ograniczeniem, niechby drugorzędnych interesów, ale już wielomilionowej społeczności. Przy czym możność wyboru jest odbierana całości.
W obronie handlowych niedziel nie będzie masowych demonstracji. Ale oprócz zakazu zakupów w określone dni mieści się w tej polityce nieuprawniona ingerencja w najbardziej intymne strefy; seksu i rozrodczości. Wycofanie programu in vitro, ograniczanie antykoncepcji, dalsze drastyczne ograniczenie prawa do aborcji i utrudnienie jej legalnego wykonania, zaporowa dla wielu cena pozwów rozwodowych. Zaś w sferze świadomości społecznej mamy do czynienia z narzucaniem jednolitego zestawu poglądów i postaw w kulturze i mediach, przy próbach ograniczania dostępu do informacji, przez naciski na dziennikarzy. I co najważniejsze indoktrynację w szkolnictwie powszechnym, w którym katecheci będą mogli być wychowawcami klas, a stopnie z religii liczyłyby się na maturze.
Ta mozaika, krok po kroku, zmierza – powtarzam, zmierza, bo liczę, że raczej nie dojdzie – do systemu wszechstronnego podporzadkowania ludzi władzy stricte politycznej i takiemu jej podmiotowi jakim jest Kościół instytucjonalny. Pan Bóg obdarzył człowieka wolną wolą, lecz Kościół go w tym nie naśladuje.
Powolne gotowanie żaby
Mówienie, że w Polsce narusza się prawa człowieka, może robić wrażenie zbyt wielkiego zadęcia w przyłożeniu do mało precyzyjnego zakazu handlu w niedziele. Ale w zestawie tych innych posunięć sytuacja robi się groźna, a groza, powtarzam, narasta płynnie. Tylko ustanowienie na terenie Polski ładu hitlerowskiego i sowieckiego, w roku 1939 odbywało się jawnie i gwałtownie. Ale już stanowienie systemu totalitarnego było rozłożone na lata 1944 – 1948.
Tutaj istotne zastrzeżenie, o którym zawsze trzeba pamiętać. Dwa powiedzenia; Talleyranda, że przesadzone – nieważne i Marksa, że w historii dramat powtarza się jako farsa. Jeśli więc cokolwiek z tego co dzieje się teraz w Polsce traktujemy jako równorzędne ze zdobyciem Pałacu Zimowego czy podpaleniem Reichstagu to przesadzamy i wypadamy z poważnej dyskusji. Analogie historyczne naprawdę przydatne są dlatego, że z oddalenia w czasie jesteśmy w stanie dostrzec działania pewnych uniwersalnych mechanizmów, które są trudno dostrzegalne w natłoku zjawisk, kiedy historia dopiero się dzieje.
Pamiętam z czasu stanu wojennego dyskusję z udziałem Władysława Bieńkowskiego, ongiś jednego z liderów PPR, bliskiego współpracownika Gomułki, razem z nim represjonowanego za stalinizmu, który wszelako później przejrzał na oczy i został bardzo kompetentnym krytykiem systemu, z którego się był wypisał. Otóż mówił on, że gdy kończyła się wojna i ustanawiała się nowa władza, wielu myślało, że to po prostu opcja polityczna, która się im nie podoba, a po jakimś czasie odnajdywali się w zakonie o bardzo rygorystycznej regule. Miała regulować nie tylko zachowanie człowieka, lecz kształtować też jego osobowość. Miał się poczuć się dobrze, na swoim miejscu, w ustanowionych nie przez siebie warunkach. Zgodnie ze zdaniem Engelsa, że wolność to zrozumienie konieczności, a w systemie totalitarnym władza decyduje co jest konieczne. Wielkiego Brata trzeba było nie tylko bać się i słuchać. Trzeba było go pokochać.
Nie masz zgody! „Niech to święto nie dzieli” – to tytuł artykułu w „Rzeczpospolitej” dr. hab. Sławomira Sowińskiego z Instytutu Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. „Święto” to wolna od handlu niedziela. Dla wszystkich święto?
Autor przestrzega przed konfliktem zwolenników i przeciwników. Śródtytuły: Dwa scenariusze, Wesprzeć niedzielę, Wspólny ogród. Czyli jak jest ten zakaz, jak ONI NAM zakazują to się z tym i ze sobą pogódźmy, polubmy tę sytuację. Orwell („Rok 1984”) się przypomina. Jeśli gdzieś pasuje określenie; kompromis dupy z batem to właśnie tu.
I dlatego opozycję należałoby krytykować za to, że w należytym stopniu nie dostrzegła tego, najważniejszego aspektu, poruszając inne, nie tak istotne. Lecz oczywiście ważne.
Impresje handlowe
Drobny handel rodzinny miał w te niedziele odżywać, kiedy nie funkcjonować miał handel wielkopowierzchniowy z jego kolosalnym wyborem i maksymalnie zniżonymi cenami. Akurat. Potencjalny klient osiedlowego sklepiku zrobi zakupy w sobotę, na którą sieci handlowe szykują promocje, żeby zmniejszyć straty spowodowane przez zamknięcie w niedzielę. Mają zapasy w magazynach i luz finansowy przy odroczonej płatności dostawcom. Nim gruby schudnie, chudy zdechnie. Na Węgrzech sklepiki z ograniczonym wyborem i cenami, z których nie mogą zejść, bo i tak funkcjonują na krawędzi opłacalności, padały w wyniku dobrodziejstwa, jakim miało być ograniczenie konkurencji. I przywrócono tam handlowe niedziele, ale nasi inicjatorzy nie pofatygowali się zobaczyć jak było z tym u bratanków.
Małe sklepiki i bez tego to jest ciężka harówka, marny zysk i stała niepewność. Powstawały masowo w początkach transformacji. Z czasem robi się ich coraz mniej, ale i tak jest ich jeszcze za dużo, a coraz częściej taki sklepik to Żabka, czy Express, z atrybutami sieci.
Prywatny handel nie może odtwarzać przedwojennego modelu, kiedy nawet zamożne rodziny kupowały po dziesięć deko świeżej szynki na śniadanie. Ale wtedy zamożność niekoniecznie odznaczała się posiadaniem lodówki, natomiast przy bardzo średnim poziomie była służąca. Zaraz po wojnie starano się to wszystko utrzymać – nawet pamiętam – ale wkrótce była wygrana przez władzę „bitwa o handel”, industrializacja, migracja do miast i to przeorało styl życia.
Pochwała galerii, symbiozy i zwieńczenia wielkich powierzchni i wielkich sieci. Nie ma tam, co w naszym klimacie istotne, mrozów, upałów i opadów, a nawet smogu. Można zaparkować i wywieźć duże zakupy. Są wygodne i stale czyszczone toalety i w ogóle zawsze jest czysto, co wymusza kulturalne zachowanie. Wiadomo, że są kamery i ochrona – bezpiecznie. Można się szwendać, posiedzieć, zwiedzać sklepy, porównywać towary. Wszystko za friko. Są bary, restauracje, kafejki i nie są to najdroższe miejsca w mieście. W większych galeriach jak nie Multikino to Cinema City z dużym wyborem filmów i seansów.
Jan Sowa, lewicowy socjolog i kulturoznawca nie wybrzydza – SuperExpress, 14.03.2018 – na świątynie komercji, docenia w nich jakość przestrzeni publicznej w zestawieniu z tym co na zewnątrz w miastach. Rozumie, że ludzie nie chcą być pozbawieni tej najtańszej rozrywki. Jednocześnie dostrzega brak solidarności w społeczeństwie – oczywiście przez „dziki kapitalizm” – bo w te niedziele ktoś musi na nasze zbytki pracować.
Pamiętam Jana Sowę za przypomnienie, że wspaniała historia Rzeczpospolitej oparta była na nędzy i wyzysku ogromnej większości jej mieszkańców – chłopów. Ich nieliczni już potomkowie – rolnicy pracują bez wolnych sobót, podobnie jak wielu zatrudnionych w bezpośrednim zapleczu rolnictwa. Jedni i drudzy mają samochody, lodówki i zamrażalniki, więc po zakupy do centrów handlowych jeżdżą w niedziele. Ustalił to ich personel spisując numery samochodów na parkingach. I dogódź tu wszystkim!
Nie mogło przy tej okazji zabraknąć Rafała Wosia, któremu nie podoba się przewaga konsumeryzmu nad dobrostanem pracowników. Tak jakby człowiek nie stawał się konsumentem już wkrótce po poczęciu i nie pozostawał nim jeszcze trochę czasu po zgonie. A pracuje się krócej i głównie po to by konsumować.
Ponieważ lewica nie może się odwoływać do zalecenia: „… abyś dzień święty święcił”, sprawę pracowników wybija na pierwszy plan. Przy czym interesy pracowników handlu w związku z tymi niedzielami nie są jednoznaczne i nie mogą być rozpoznane wcześniej niż za wiele miesięcy. Jednym będzie lepiej, innym niekoniecznie. Wysuwanie ich dobra jako jednoznaczny i decydujący argument trąci na milę hipokryzją. A mnie przypomina autentyczną historyjkę sprzed lat, z głębokiego peerelu.
Może nie wszyscy wiedzą, że ówczesna władza, konkurując z Kościołem, też starała się regulować życie seksualne poddanych. Bardzo długo, w hotelu nie mogła zamieszkać razem para nie będąca małżeństwem. (To, że mogą być pary homo jakoś nikomu do głowy nie przychodziło).
W tych warunkach, młody adwokat, O. spędzał wieczór z przyjezdną panią, w restauracji Grand Hotelu w Warszawie. Gdy para chciała powstałe uczucie skonsumować w jej pokoju na górze, portier nie wpuścił pana O. Ten, będąc w stanie wskazującym, zrobił głośna awanturę, groził, wymyślał. Skończyło się wezwaniem milicji i sprawą dyscyplinarną w Izbie.
Adwokat – obrońca długo perorował o kolizji martwych przepisów z naturalnymi prawami człowieka, po czym adwokat – rzecznik dyscyplinarny powiedział krótko: w takich okolicznościach mają zastosowanie dwie normy. Pierwsza zabrania osobom niezameldowanym w hotelu przebywać w jego pokojach po godzinie dwudziestej drugiej. Norma druga wymaga, by chcąc tam przebywać po tej godzinie, dać portierowi sto złotych. Mecenas O. naruszył obie i okoliczności łagodzących nie widzę.
Więc może wystarczyłoby by wprowadzenie do prawa pracy przepisu, na pewno popartego przez opozycję, mówiącego, że za wszelką pracę w dni ustawowo wolne od pracy, więc i w soboty, należy się dodatek w wysokości nie mniejszej niż dziesięć – piętnaście procent. A co ponadto to byłaby kwestia kalkulacji i pertraktacji.
Ernest Skalski
„W tych warunkach, młody adwokat, O. spędzał wieczór z przyjezdną panią, w restauracji Grand Hotelu w Warszawie.” – zazdrośnik….LOL
było wygrzebać tę stówkę……..
a nie teraz jęczeć o pozaprzeszłe wzwody…………
Cholera, żyłem lat 45 w czerwonym totalitaryzmie i uwierało mnie na tyle, że poparłem demokrację w stylu zachodnim.
Okazuje się że ta zachodnia demokracja to szwindel, bo chce też być totalitarna!
I jak tu żyć?!
Kogo mam popierać?
Napiję się…
Po pierwszej” zakazanej niedzieli” gwałtownie wzrosła ilość różnych idiotycznych publikacji w mediach które usiłowały pojąć dlaczego zafundowano prawie 40 milionom konsumentów dużego eur0pejskiego kraju cofniecie się gospodarki o 28 lat pod względem poziomu zaspokojenia ich potrzeb zaopatrzeniowych, które po wejściu do wolnorynkowej gospodarki liberalnej wzrosły o kilkadziesiąt procent pod względem ilościowym, jakościowym i systemowym. Kilka powszechnie znanych osób reprezentujących najniższy z możliwym poziomów wiedzy o funkcjonowaniu gospodarki i zarazem najwyższy poziom władzy, bez żadnych konsultacji, postanowiło cofnąć w Polsce jakość życia, w jednej z najważniejszych dziedzin ludzkiego bytu – konsumpcji =do poziomu PRL z lat 60 tych i na palcach jednej reki można znaleźć takich komentatorów, którzy nazwali rzecz po imieniu. Po prostu, posługując sią oceanem obłudy i pospolitego kłamstwa o niedzielnym wypoczynku przy pełnym poparciu „orwellowskiego” Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nigdy nie kiwnął palcem w ochronie interesów swoich podopiecznych, rozpoczęto bezpardonowa wojnę z zagranicznymi korporacjami handlowymi, aby zwalczyć galerie handlowe jako najnowocześniejszą dziedzinę strategicznego sektora zaopatrzenia obywateli w dobra konsumpcyjne.Ta akcja jest zresztą częścią większej całości, tzw wstawania z kolan, haseł o autarkii gospodarczej, mocarstwowego podporządkowania sąsiednich małych państw postkomunistycznych i wyprowadzenia kraju z demokratycznego systemu polityczno gospodarczego na rzecz totalitarnej dyktatury. Od czegoś przecież trzeba zacząć.
Racja MAGOGu, ja też odprzodkuję jakąś flaszkę…
„Nie mogło przy tej okazji zabraknąć Rafała Wosia, któremu nie podoba się przewaga konsumeryzmu nad dobrostanem pracowników. Tak jakby człowiek nie stawał się konsumentem już wkrótce po poczęciu i nie pozostawał nim jeszcze trochę czasu po zgonie. A pracuje się krócej i głównie po to by konsumować.”
Pan wybacz – jest Pan idiotą….ślepą na statystkę – Polacy to jeden z najbardziej zapracowanych nacji – ale Pan sobie popierduje w fotelik – Pan się troszkę doklei do rzeczywistości.
Jakoś mi brak szacunku za pozaprzeszłe…………….
nie wiem – co chlejecie – ale flaszka Jamesona…………….:)
Coś od południowego sąsiada, Karlovarska Becherowka….
Zacny trunek, pomaga na żołądek, lekarstwo…
Ostatnio, po lekturach i jasnowidzeniu w HD, cuś mnie mgli…
Chyba nie można mieć wątpliwości, że „zakazane niedziele” mają źródło w instytucji Kościoła. W dealu władzy o następne wybory. Elukubracje tzw. Solidarności są wystarczającym dowodem.
Może nadszedł wreszcie czas przyznać, że wybory, w szczególności ostatnie, były niedemokratyczne skoro instytucja Kościoła prowadziła kampanię wyborczą i bezkarnie agitowała w dniu głosowania? Miałaż ona takie prawo?
>>Chyba nie można mieć wątpliwości, że „zakazane niedziele” mają źródło w instytucji Kościoła.<<
Oczywiste, źródłem powstania sekty chrześcijańskiej jest judaizm.
To samo źródełko zostało podsunięte nomadom z plemion arabskich inaczej mówiąc Semitom
Islam wraz z jego Koranem jest dokładną kopią judaizmu, różnice są detaliczne.
Wszystkie trzy religie mają za obowiązek byczyć się dnia 7-go jako czynił ich Pan.
Nie wypada aby "żydzi " z odrębnych sekt – klonów mieli jeden dzień wspólny na totalne nieróbstwo !
Tradycja jest świętością!
Muzułmanie mają piątek, żydzi sobotę a chrześcijanie niedzielę.
I tak ma być aby wszyscy mogli zrobić zakupy tygodniu!
ps.
W Polsce mamy za mało żydów i muzułmanów aby handel działał normalnie.
No to do roboty, ściągać ich aby było normalnie.
A że za łby się czasem biorą… to taka religijna tradycja.
Mieniący się przedstawicielami Boga Wszechmogącego uważają, że również mogą wszystko…
Mnie osobiście jest najzupełniej obojętne, jest handel w niedzielę, czy go nie ma, ale motywacja jego likwidacji ( czas DLA BOGA I RODZINY) nieźle mnie wkurza. Moi bardzo zapracowani potomkowie dbający w każdej wolnej chwili o kondycję fizyczną ( spacery, rowery, narty, pływanie itp.) mieli niedzielę na połączenie przyjemnego z pożytecznym, a więc oprócz normalnego, pośniadaniowego spaceru ciąg dalszy, np. kino, odpoczynek od garów dla córki, spokojne zakupy na następny tydzień , czy wreszcie uzupełnienie garderoby dla wyrastających ze wszystkiego latorośli … I to wszytko w jakimś wybranym jednym miejscu. Nic w tym odkrywczego, tak robią wszyscy. No i to właśnie im zabrano.
Trudno mi zrozumieć, dlaczego nikt z publicystów lub komentatorów nie zauważa sprawy następującej. Otóż gdyby chodziło rzeczywiście o dobro pracowników, a nie o względy ideologiczne, to wystarczyło by zarządzić, aby każdy pracownik miał wolną jedną, dwie czy nawet trzy niedziele, a za prace w niedziele /poza przymusowymi dniami wolnymi/należałoby się jakiś dodatek. Wtedy same galerie czy sklepy ustalałyby, czy i w jakim terminie zamknąć, czy może ograniczyć personel. A ludzie – kupujący i oglądający, mieliby możliwość zrobienia zakupów jeśli nie w „swoim”, to w jakimś innym supermarkecie. Ale jest jak jest i teraz czekam, aż będzie zakaz prowadzenia pojazdów w niedziele /z wyjątkiem przejazdu do kościoła/. Bo przecież nawet jadąc na rodzinną wycieczkę prowadzenie auta to praca. Czasem nawet stresująca, jak obok siedzi komentująca żona…
„Nic tak znakomicie nie upraszcza życia, jak dyktatura.” W. I. Lenin
„Dyplomacja polega na głaskaniu psa tyle czasu, ile potrzeba na zrobienie kagańca”. Fletcher Knebel, taki amerykański pisarz (1911 – 1993). Wypowiedzi tego typu, tzw. „Złote myśli” opisują zawsze tylko jeden aspekt rzeczywistości. (np. znam kilkanaście innych podejść do definicji dyplomacji)
Lubię je jednak, bo wrodzone lenistwo działania i chęć przemyślenia dwa razy, zanim niczego nie powiem, skłania mnie do przypuszczenia, że jestem Taoistą.
Dzień święty święcić? Jestem za, byle konsekwentnie. Są na to ciekawe przykłady w historii.
W II w. pn.e. sekta esseńczyków (tych od rękopisów z Qumran) przestrzegała szabatu w sposób wyjątkowo konsekwentny. Zalecano, by w ten dzień powstrzymać się nie tylko od pracy ale i wszelkich czynności. Np. załatwiania potrzeb naturalnych.
Tyle jeszcze przed nami …
@J.Luk. Według niektórych źródeł, to Masadę też zdobyto dzięki temu, że żydzi w szabat nie przeszkadzali Rzymianom podwyższać tę rampę. Wg. mnie te źródła są jednak antysemickie.
Rzadko agituję za .N, ale akurat w sprawie handlu miała ta partia rozwiązanie bardzo dobre: 2 niedziele w miesiącu każdy musi mieć wolne, chyba, że nie chce. Najbardziej mnie wkurza odsunięcie od pracy studentów, którzy mogą pracować tylko w weekendy. Także na handlu przygranicznym stracimy grubą kasę.
>>2 niedziele w miesiącu każdy musi mieć wolne, chyba, że nie chce. <<
Hazelhadcie, każda firma pracująca w systemie ciągłym ma ustawione grafiki dni wolnych z których wypada się w czasie choroby. Tak zawsze było i koniec dyskusji. Nie odpowiada? zmień pracę! Nie działaj w usługach!
W święta nie chlałem, nie żarłem, jeno spoglądałem na zegarek aby złapać autobus do roboty.
A tam na sali komplet, jak w każde święto, ja zasuwałem a lud się bawił…
Pewnego dnia postanowiłem zmienić pracę na bardziej ludzką, zawodu nie zmieniłem… bo stać mnie było na dobry trunek..
I co, w nowej robocie grafiku nie było, bo wszyscy w niedzielę goniliśmy dać ludowi spragnionemu kultury wysokiej dobrą rozrywkę. A wiadomo, muzyka łagodzi obyczaje, więc miałem misję do spełnienia.
Więc dalej byłem w święta głodny i trzeźwy. .. i zazdrością patrzyłem na ludek co bawi się moim kosztem.
Pocieszeniem jest tylko że ludzie tańczą tak jak im zagramy, ale ostrożnie, jak za dużo pomałpuję mogę nie dostać zapłaty.
Pozdrawiam
Panie Redaktorze – Erneście Skalski – a Pana to ktoś widział na protestach?? Czy Pan to sobie tak pie**rdoli z kanapy??
Co za typek.
LOL
Pan choć fotkę zamieści….
…Bycie Ernestem Skalskim – to nieustające pasmo zwycięstw moralnych……….
nie pozdrawiam – bo jestem po obiedzie….Pan Redachtór wybaczy