2018-03-24.
mój jedenastoletni naonczas syn paweł nie znał chyba terminu “folksdojcz”, ale bezbłędnie wyczuwał sytuację.
– pani renia (nasza sąsiadka) będzie musiała oddać psa.
– dlaczego tak myślisz?
– bo pies musi mieć panią. a jak ona wstąpiła do partii, to jest teraz towarzyszką.
***
jechałem taksówką, żeby wesprzeć koleżankę z pracy. jej syn był jednym z animatorów studenckich strajków. chłopiec dostał wyrok, jego mama jechała na pierwsze widzenie
– na rakowiecką proszę…
– to już wiem gdzie mam stanąć. trzeba się było tak wychylać ?
– studenci mają rację. oni walczą też o pana sprawy powiedziałem, robiąc mu mały wykład na temat bieżących wydarzeń.
– ty chyba zwariowałeś, powiedziała, gdy wysiedliśmy z wozu. po co wdajesz się w takie rozmowy? przecież duża część taksówkarzy, to konfidenci. on mógłby ci zdrowo zaszkodzić.
– taksówkarze nie są od wyłapywania. ci spośród nich, którzy współpracują z SB, to tylko ankieterzy, więc niech adresaci informacji dowiedzą się, co się myśli o nich i ich pracodawcach.
***
któregoś dnia nadziałem się w mieście na zosię, naszą cenzorkę z budynku na malczewskiego.
– natanie, powiedz, czy ty wierzysz w spisek syjonistyczny?
– zosiu śliczna, obowiązuje nas tak ścisła konspiracja, że znam tylko jednego spiskowca. oglądam go codziennie w lustrze, kiedy się golę (wtedy jeszcze nie miałem brody)
– z tobą to nawet nie da się poważnie porozmawiać…
z trudem powstrzymałem się od uwagi, że odpowiedź winna być równie mądra jak pytanie.
***
– natanie, pozwól się zaprosić na drinka, w jakimś miejscu na zewnątrz od naszego gmachu, odezwał się do mnie staszek – kolega z redakcji dziennika radiowego. mam ci coś ważnego do powiedzenia.
kiedy usiedliśmy przy stoliku w pobliskiej kawiarni, staszek zaczął swą spowiedź dziecięcia wieku:
– nie mówiłem ci tego nigdy, żeby nie sprawić ci przykrości, ale zawsze uważałem się za antysemitę. a teraz mam ogromną potrzebę solidaryzowania się z tobą, bo nie będę antysemitą na rozkaz komunistów. oni wszystko potrafią spartolić, nawet antysemityzm, który, oczyszczony z nawarstwień i prymitywnej nienawiści jest głosem intelektualnej debaty nad kształtem państwa. ja jestem państwowcem, a twoi pobratymcy zawsze siali destrukcję. dziś nie zaznałbym jednak spokoju, gdybym ci nie powiedział, że to, co się dzieje, napełnia mnie wstrętem…
na kilka dni przed tą rozmową sekretarka w mojej redakcji powiedziała mi, że pali się ze wstydu.
– wiesz, czuję się tak, jakbym osobiście wyganiała cię z polski, choć wiem, że nigdy byś tak o mnie nie pomyślał.
***
na spędzie u przyjaciół opowieść o skruszonym antysemicie wzbudziła sensację.
– gdzie się taki uchował?
– jak to gdzie, przecież każdy jako tako rozgarnięty człowiek wie, dlaczego żadna autorytarna władza nie lubi żydów.
– bo są mądrzejsi od niej?
– to przecież żaden wysiłek być mądrzejszym od takiego czegoś. władza nie lubi ich, bo domaga się ślepego posłuszeństwa, a żydzi wychowywani są na obywateli, nie na poddanych. wystarczy pójść do synagogi, żeby to zauważyć. każdy może powiedzieć rabinowi, że nie zgadza się z jego poglądem na jakąś sprawę. rabin nie dyscyplinuje członka kongregacji. cierpliwie go wysłuchuje i stara się przekonać.
– jak więc despotyczna władza może lubić coś takiego?
na szczęście dla niej są jeszcze całe zastępy ludzi z ogromną, niezaspokojoną potrzebą nienawiści. te emocje działają jak narkotyk…
***
chodziłem po mieście, bo miałem dużo czasu. spotykałem ludzi, których znałem od lat. któregoś dnia nalazłem na zygmunta kałużynskiego.
– no i co wyjeżdżasz, jak słyszałem?
– dobrze słyszałeś
– powiedz mi, co najbardziej wpłynęło na twoją decyzję, bo przecież takie postanowienie jest wynikiem rozmyślań. więc co?
– moje nazwisko.
– ? – ludzie różnie się nazywają…
– właśnie. ja nigdy nie nazywałem się różnie. moje nazwisko jest takie samo od stuleci i na tym polega problem. jak już wszyscy wyjadą i jakiś polityk z zachodu oświadczy, że wypędziliście wszystkich żydów, więc dokończyliście to, co zapoczątkował hitler, wówczas będziecie mogli triumfalnie zapytać : jak to, a gurfinkiel?
⊕
bałem się, że ze z rozpędu ustanowią tytuł żydowniczego polski ludowej i wpadną na pomysł, żebym to ja nim został.
pomyślałem więc sobie – póki jeszcze wypuszczają, trzeba chwytać okazję…
carpe diem, czyli w wolnym przekładzie – karp po żydowsku.
natan gurfinkiel
Gdzieś, kiedyś, ktoś stwierdził, że carpe diem oznacza gdy jem karpia. Mam teraz dylemat: która z wersji jest lepsza?
Zależy oczywiście od tego, która wersja karpia bardziej ci smakuje…