Agnieszka Wróblewska: Dzielenie i mnożenie6 min czytania

05.09.2018

Nie można się czepiać, że przemówienie szefa Kaczyńskiego na kongresie jego partii nie było szczere. Nie znam człowieka osobiście, ale wierzę, że mówił jak myśli:

Zmieniamy Polskę, będzie jaka od tysiąclecia nie była. (Nie mylić z tysiącletnią Rzeszą – uwaga moja)

Już jesteśmy państwem zamożnym i dobrze zorganizowanym, jak inne kraje w Europie, chociaż weszliśmy na tę drogę o dwadzieścia parę lat za późno. (Znaczy nie chodzi o zapóźnienia PRL–u, tylko o nietrafioną władzę po 90 roku).

Polacy chcą być w Europie, bo chcą mieć taki komfort życia, jak kraje zachodnie. Ale to nie znaczy, że mamy się zarażać tymi chorobami społecznymi, które tam panują.

– Kampania przeciw dobrej zmianie trwa, bo nie rozumieją nas i nie liczą się z faktami. A także chcą wyhamować rozwój Polski, żebyśmy nie byli dla nich konkurencją. No ale nie powstrzymają nas – zawsze jest trudno, kiedy chce się działać dla narodu. Dotrzymujemy słowa – realizujemy to, co jest istotą demokracji, więc nie powinniśmy się przejmować.

Jeśli chodzi o najbliższą z czterech czekających nas kampanii wyborczych, czyli o wybory do samorządów, prezes powiedział, że jest dobrze, kiedy samorządy współpracują z rządem a nie na niego warczą, bo wtedy można więcej zrobić dla Polski i Polaków. Jeżeli wybierze się marszałków bliskich rządowi, to przecież jasne, że tam będzie łatwiej od tego rządu dostać pieniądze np. na inwestycje ważne dla ludzi.

Przewaga armii prezesa nad rozproszoną opozycją polega i na tym, że prezes dokładnie zna i rozumie elektorat. Nie tylko swój. Mam wrażenie, że w partii PiS więcej wiedzą o polskich wyborcach niż opozycja razem wzięta. Suweren nasz pan – to może brzmieć jak komplement, ale też jak wiedza użytkowa, którą trzeba tak manipulować, żeby wygrywać demokratyczne wybory. Trzeba, bo to się opłaca, obiecywać ludziom, że dostaną to, czego najbardziej pragną. Żeby trafnie obiecywać – trzeba wiedzieć czym się kupi możliwie dużo wyborców. Żeby to wiedzieć, trzeba uważnie studiować informacje o swoim społeczeństwie. Z badań, prowadzonych przecież w Polsce profesjonalnie i na bieżąco, da się ulepić wizerunek Polaka i Polki, oraz ich oczekiwania. Przypuszczam, że prezes partii, obecnie nam rządzącej, poważnie potraktował tę powinność przywódcy. I z wiedzy o tożsamości suwerena potrafi robić użytek.

Szczerze i zrozumiale. Sala klaskała niemal po każdym zdaniu, zgodnie, jak jeden mąż. I myślę, że wierny elektorat także nie był zawiedziony. Usłyszał, że jeśli na drodze prowadzącej do szczęśliwego i sprawiedliwego państwa piętrzą się trudności to dlatego, że przeciwnicy rzucają im kłody pod nogi.

Na świeżo zakończonym kongresie PiS-u wyraźnie zabrzmiało, że lepiej mieć w samorządach zwolenników władzy państwowej, aniżeli jej przeciwników. W swoim przemówieniu prezes napomknął przecież, że lepiej żyć z władzą w zgodzie, niż się z nią spierać. Będzie posłuszeństwo, będą pieniądze. Na ulice i na kamienice. Każdy głupi to zrozumie. Nadzieja w tym, że większość Polaków nie okaże się taka jak ją prezes ocenia. I druga nadzieja – że znajdzie się dostatecznie dużo wyborców, którzy rozumieją czym się kończy pełne zwycięstwo silnego politycznie zawodnika.

Rzecz jasna – prezes może się przeliczyć w rachubach opartych na swojej wiedzy. Bo jak powiedział jakiś komunistyczny działacz – masy nie są takie mądre jak mówimy, ale też nie takie głupie jak myślimy.

Nie trzeba studiować socjologii albo zjadać wszystkich rozumów, żeby wiedzieć, że wybory prędzej wygra jeden silny zawodnik niż gromada słabych. Że rozproszone głosy wyborców nie sumują się na wygraną jak, nie przymierzając, punkty zebrane przez drużynę w wyścigu kolarskim.

Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Co nam zbudują, to strach pomyśleć, ale zgodę w swoich szeregach mają i elektorat polski rozumieją. A po drugiej stronie sceny opozycja dzieli się na naszych oczach, im bliżej wyborów tym bardziej gorliwie.

Rozpaczliwie to z naszej, widzów, strony wygląda – brak jednego silnego przywódcy dla zwolenników opozycji, czyli dla mniejszości (licząc wg. procentów wynikających z sondaży) za to nadmiar ochotników na to, żeby tę mniejszość jeszcze bardziej dzielić. Kiedy najbardziej potrzebne jest porozumienie całej opozycji i jeden wspólny przywódca, to właśnie rodzą się, jak grzyby po deszczu ochotnicy do przewodzenia.

Prywatnie Polacy jeszcze pamiętają czym pachnie władza skupiona w komitecie centralnym z pierwszym sekretarzem na czele. Prywatnie myślący obywatel wie, że im więcej będzie kandydatów do władzy w opozycji tym mniej szans, że zawrócimy z drogi z jednym prezesem u steru. Drogi, której (rzekomo) tak nam Europa zazdrości.

Prywatnie każdy wie, że w „jedności siła”, że „zgoda buduje” itp. mądrości, ale kiedy ci powiedzą, że jesteś „wspaniałym kandydatem”, że „masz duże szanse” i przede wszystkim – że Polska czeka na zbawcę i ty możesz ją uratować, to rozum zasypia a budzą się upiory. Teoretycznie niemal każdy wie i rozumie, że kiedy u przeciwnika panuje jedna partia, jeden prezes i żelazna dyscyplina, to rozgardiasz po drugiej stronie i gromada chętnych do przewodzenia są gwarantowaną receptą na porażkę.

Prawda, że przywódcy nie rodzą się na kamieniu, a kiedy brak tego jednego oczywistego, uznanego, mnożą się ci, co wierzą w swoją wygraną i kupują los na loterię. Trudno się powstrzymać, zwłaszcza kiedy ci mówią, że masz szansę ratować ojczyznę.

I właśnie jesteśmy na takim etapie – z braku jednego prawdziwego autorytetu po stronie opozycji, kiełkują chętni zagrać rolę ulubionego przywódcy. Ale tutaj akurat ilość nie przechodzi w jakość, wprost przeciwnie – im więcej amatorów pączkuje, tym bardziej słabną szanse na pokonanie przeciwnika.

Pisał o tym parokrotnie nasz kolega Ernest Skalski. Ale pisanie naprzeciw mirażom władzy tyle znaczy, co brzęczenie muchy przy grzmotach pioruna.

I właśnie objawił się kolejny kandydat na przywódcę kraju, Robert Biedroń, popularny i sympatyczny prezydent Słupska, bohater wielu wywiadów i sondaży uznał, że czas już wystartować w maratonie i pokusić się o przywództwo w kraju, a nie tylko mieście średniej wielkości.

Nie wątpię, że to dopiero początek – po stronie opozycji stanie do wyścigu znacznie więcej zawodników. A im więcej ich obrodzi, tym mniejsze szanse, żeby któryś z nich dobiegł do mety.

Za to po stronie rządzącej panuje dyscyplina partyjna, ład i porządek.

Realizujemy to, co jest istotą demokracji – mówił na kongresie partyjny prezes – i nie musimy się przejmować tym co o nas mówią przeciwnicy.

Agnieszka Wróblewska

Print Friendly, PDF & Email
 

5 komentarzy

  1. Obirek 05.09.2018
    • jacekm 06.09.2018
  2. wejszyc 07.09.2018
    • jacekm 10.09.2018