16.02.2019
Tematem niniejszego wołania na puszczy będzie gadułka o ludzkich postawach względem posługiwania się barbaryzmami. Okazuje się bowiem, że zapewnienie o własnej honorności oraz o czystych intencjach swojego postępowania, w żadnym stopniu nie przeszkadza w byciu fałszywą mendą.
Po tak hucpiarskim zagajeniu przejdę do meritum. A mianowicie do kwestii wyniosłego gwizdania na obecność innych zdań. Zahaczę też o dożywotni problem skutków zrodzonych przez kroki czynione w dobrej wierze. Kroki niegroźnie, bo zawężone tylko do słownych agresji. Dające się wytłumaczyć patriotycznymi porywami serca. Zrozumiałe, bo podyktowane szlachetnymi intencjami. Ograniczone do zaledwie kilku nieznacznych ran.
*
Złagodniały nam sposoby wyrażania myśli, a nasze oceny wydarzeń uległy stonowaniom. Za to wyostrzyła się nam subtelność i nagle pojęliśmy, co ukrywa się za taktownym, a w istocie — podłym zachowaniem. Nagle dotarło do nas, na czym polega spokojna wymiana poglądów. Olśniło, że możemy obyć się bez histerycznych wrzasków, teatralnych gestów i dialogowej licytacji na siłę płuc, a ni stąd, ni z owąd chamstwo straciło cnotę: przestało być modne. A sprawiły to okoliczności oraz brak nazwania tego, co jest, a co nie jest karygodne.
*
Eufemistyczne poruszanie jakiejkolwiek spornej sprawy wiąże się teraz z natychmiastowym oskarżeniem o stosowanie jadowitego języka i w konsekwencji uczestniczymy w spektaklu wypełnionym przez faryzeuszowskie oburzenia złodzieja, który skarży się, że go okradziono.
Zarzut przerzucania się tymi pomówieniami dotyczy każdej wojującej strony, bo wszystkie, dzielnie i spolegliwie, jak jeden mąż, uwzięły się myśleć o słuszności własnej interpretacji zdarzenia.
Pojawiają się więc szepty i pomruki nad upadkiem niegdyś obowiązujących wartości, ale pojawiają się tak jakoś po cichu, wstydliwe, bąkająco i ukradkiem. Już nie są wyrażane śmiało i otwarcie, ale na stronie i pod stołem: raczej w piwnicy, niż na dachu. Reasumując: jesteśmy odważni po mysiemu. A generalizując: mamy kręgosłup bimbający się na sprężynce.
*
Czy mowę o malwersacjach, wycinkach i polowaniach na żubry lub dziki nazwiemy szerzeniem nienawiści? Szkalowaniem niewiniątek? Czy pisząc o niegospodarności w upadającej stadninie w Janowie, naruszamy granicę dobrego smaku i nawołujemy do wieszania operetkowych ekonomistów, a pisząc o przekrętach dokonywanych pod sztandarem PiS-u, popełniamy wykroczenia?
*
Popadamy ze skrajności w skrajność. O ile przed śmiercią Prezydenta Gdańska nienawistna mowa rozpowszechniona była zarówno przez władzę, jak i opozycję, to teraz tępiona jest przez wszystkich.
Ośmielam się sądzić, iż jest to chwilowa odwilż: mam zastrzeżenia do cyklicznej spontaniczności. Żywię obawy, czy wytrwamy w swoim postanowieniu przez dłuższy czas. Tym bardziej że mamy skłonności do ulegania słomianym zapałom. Reakcjom sprowokowanym przez chwilowy nastrój.
No i pamiętać trzeba, że podjęcie decyzji o nieproliferacji jest wszechstronnie ryzykownym przedsięwzięciem.
Marek Jastrząb
źródła obrazu
- jastrzab: BM