Zbigniew Szczypiński: Po kolejnym sejmowym przedstawieniu5 min czytania

23.02.2019

Kilka dni temu, późnym wieczorem, odbyła się w polskim sejmie debata nad wnioskiem opozycji o odwołanie ze stanowiska Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, pana Zbigniewa Ziobro. Od godziny 21 do 22.40 każdy, kto chciał, mógł uczestniczyć w transmisji „na żywo” w tym wydarzeniu.

Ja chciałem i obejrzałem ten spektakl od początku do końca.

Pierwsza refleksja dotyczy tego, ilu jeszcze ludzi w Polsce zdecydowało się na obejrzenie tej transmisji na kanale TVN 24. Nie znam żadnych pomiarów widowni (pewnie są takie), ale stawiam dolary przeciw orzechom, że to nie były wielkie tłumy. Wniosek opozycji o odwołanie Zbigniewa Ziobry był pustym gestem, skazanym z góry na niepowodzenie. Szansa na to, że minister zostanie odwołany w głosowaniu w Sejmie, w którym Zjednoczona Prawica ma większość, była żadna. Skutecznym byłby wniosek opozycji stawiany wtedy, gdyby w obozie rządzącym widoczne były jakieś swary, kłótnie i walka o utrzymanie stanu posiadania. Jak dotąd nie ma takich symptomów. Liczne animozje i konflikty w obozie władzy toczą się „pod dywanem”, na zewnątrz Zjednoczona Prawica prezentuje zwarte szyki w obronie swojego prezesa wszystkich prezesów – Jarosława Kaczyńskiego i właśnie przedstawiła „silną drużynę” na wybory do europarlamentu.

Skoro nie było szansy na odwołanie ministra – to czy warto stawiać takie wnioski? Według mnie – warto, a nawet trzeba. Jest to bowiem jedyna okazja, aby w Sejmie, sprowadzonym przez PiS do roli maszynki do głosowania, odbyła się debata, w której wszystkie kluby i koła poselskie, a nawet posłowie niezrzeszeni mogli powiedzieć wszystko, co im w duszy gra na tak ważne tematy, jak działalność prokuratury czy sytuacja w sądownictwie po trzech latach reform.

To, że warto i trzeba stawiać takie wnioski – jest poza dyskusją. W tym Sejmie nie byłaby bowiem możliwa taka sytuacja, jaką obserwowaliśmy, gdy marszałek Tyszka z Kukiz 15, traktuje równo występujących z trybuny posłów Patryka Jakiego i Borysa Budkę, gdy posłanka Lubnauer zwracając się wprost do Zbigniewa Ziobry, mówi mu, że stanie przed Trybunałem Stanu, że drugi raz mu się nie uda uciec spod karzącej ręki sprawiedliwości.

To był teatr, ale Sejm to też teatr. Liczy się jakość przedstawień i klasa występujących aktorów.

No przejdźmy do oceny występujących aktorów.

Pierwszym negatywnym zaskoczeniem było wystąpienie posłanki Gasiuk-Pichowicz, która jako poseł wnioskodawca przedstawiła uzasadnienie wniosku o odwołanie ministra Ziobry. Zapamiętałem posłankę z czasów przed jej przejścia z Nowoczesnej do Platformy Obywatelskiej jako ciętą polemistkę, używającą wyrazistego języka i posługującą się precyzyjną argumentacją w dowodzeniu swojej racji. Tego wczoraj zabrakło w wystąpieniu posłanki-wnioskodawczyni — może jeszcze nie do końca wrosła w nową rolę w nowym klubie. Szkoda!

Słabość wniosku o odwołanie zrekompensowało dobre, merytoryczne wystąpienie posła Borysa Budki. Poseł Budka występował bezpośrednio po pośle Patryku Jakim – i to było to.

Każdy, nawet całkowicie bezstronny obserwator polskiej sceny politycznej, nawet przybysz z Marsa, po obejrzeniu i wysłuchaniu posła Jakiego, zastępcy ministra Zbigniewa Ziobry, o którego toczył się ten bój w Sejmie, wiedziałby jedno – sytuacja w polski wymiarze sprawiedliwości musi być fatalna, muszą się tam dziać rzeczy straszne, skoro człowiek takiego kalibru, takiej intelektualnej głębi, jaką prezentuję minister Jaki, jest urzędującym ministrem.

Gdzieś jest granica obciachu, gdzieś jest granica politycznego szaleństwa prezesa wszystkich prezesów, aby dotarła do wszystkich ta prosta prawda – nie może być dobrych skutków reformowania bardzo złożonego systemu, jakim jest system wymiaru sprawiedliwości, gdy magister politologii Patryk Jaki z magistrem prawa Zbigniewem Ziobrą mają pieczątki dające im prawo do awansowania, degradacji, nominowania prokuratorów i sędziów, członków krajowych izb i komisji sądowniczych. To się tak nie da. Każdy człowiek może popełniać i popełnia błędy. Ich liczba, ich głębia jest jednak skorelowana z jakością i intelektualnym potencjałem sprawującego władcze funkcje, zajmującego decyzyjne stanowiska.

Patryk Jaki, młody człowiek o mentalności kibica klubu piłkarskiego, bez elementarnej wiedzy prawniczej, ale za to z żarliwością hunwejbina, nie może dobrze zarządzać służbą penitencjarną – bardzo trudną i zaniedbaną częścią wymiaru sprawiedliwości. Ktoś z występujących w trakcie debaty trafnie zauważył, że minister Jaki w ostatnich miesiącach „robił” głównie kampanię wyborczą, startując w przegranych (na szczęście dla nas) wyborach na prezydenta Warszawy. Nie zrezygnował z pełnienia urzędu wiceministra sprawiedliwości, nie miał żadnej refleksji nad niezręcznością sytuacji, w jakiej – pełniąc urząd – walczył w wyborach samorządowych.

To, co przedstawił Patryk Jaki w obronie swojego szefa, ten ciąg wskaźników i wielkości procentowych – czegoś tam do czegoś – było na takim poziomie, że już za samo to należałoby odwołać Ziobrę jako tego, który – świadomie przecież – wysłał do boju na sejmową mównicę swojego zastępcę.

Wiele widziałem debat sejmowych, o tej samej temperaturze, na podobne tematy, ale nie pamiętam, aby obrady z dawnych lat kiedykolwiek były na tak żenującym poziomie, jak to przedstawienie. Zwłaszcza gdy chodzi o klasę występujących aktorów.

Przedstawienie zakończyło się tak, jak zakończyć się musiało – Sejm w glosowaniu odrzucił wniosek opozycji. Zbigniew Ziobro, pan Zbyszek, jak mówił o nim prezes Trybunału Konstytucyjnego, pozostaje na stanowisku. Spektakl nadal trwa.

Czy i kiedy widownia wyrazi swoje głębokie niezadowolenie i zmieni i repertuar i skład aktorskiego zespołu? Kiedy to się stanie?

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.