01.11.2019
W Warszawie odsłonięto uroczyście pomnik Wojciecha Korfantego. Stanął blisko pomnika Dmowskiego, a niedaleko Dmowskiego stoi od niedawna pomnik Daszyńskiego. O każdym mógłbym powiedzieć najwyżej jedną-dwie linijki tekstu; za moich czasów szkolnych nie byli popularni, a potem nie interesowałem się zbytnio historią przedwojenną. Nie wiem, czy wiele osób w Warszawie jakoś sobie kojarzy Korfantego i czy zacznie się teraz interesować tą postacią. Z tablicy dowiadujemy się, że to był polityk i chrześcijański demokrata. Tak z ręką na sercu – komu z Państwa brakowało tych pomników w Warszawie?
Zapewne niedługo stanie się z tym pomnikiem to, co z pomnikiem Dmowskiego, który wcisnął nam Roman Giertych, kiedy był wicepremierem. Przez pierwsze parę lat zbierała się tu w określonym dniu grupka osób, poza tym czasem pojawiały się pod pomnikiem kwiaty i znicze. Od paru lat zupełnie nic się nie dzieje. Może PSL, które ostatnio deklaruje, że są chrześcijańskimi demokratami, będzie przez jakiś czas w święto kłaść kwiaty przed pomnikiem Korfantego.
Mamy pomnik Lecha Kaczyńskiego na Placu Piłsudskiego w Warszawie i dziesiątki takich pomników w innych miastach. Teraz w Kielcach Jarosław Kaczyński odsłonił pomnik Przemysława Gosiewskiego i zapowiedział, że kolejny stanie w Warszawie. To nie koniec zalewu pomników. Prawica kocha pomniki.
Co pewien czas ktoś chce odnieść się do historii Polski i funduje nam nowy pomnik. Do mnie to nie przemawia. Zebrałbym wszystkie takie pomniki w jednym parku i tam można by prowadzić czasem młodzież szkolną, żeby zobaczyła, jak utrwalano kiedyś historię Polski.
Powstało ich w różnych okresach mnóstwo, a jak tylko następowały polityczne zmiany, pomniki usuwano, mimo że to przecież nasza historia. Rozumiem, że ktoś nie chce widzieć jakiegoś pomnika na swojej ulicy, ale można by go przenieść do takiego parku.
Dawni bohaterowie, jacy by oni byli w swoich czasach, są już nie do ruszenia i mogą sobie stać na piedestałach. Podobnie Jezus i święci. Ale inni ciągle są surowo oceniani.
Nie wszystkie pomniki pamiętam, ale na pewno był jakiś pomnik Józefa Stalina. Był też pomnik Feliksa Dzierżyńskiego na Placu Bankowym w Warszawie, ale go po prostu rozwalono; a szkoda, bo Dzierżyński był chyba najbardziej znanym Polakiem na świecie. Zastąpił go pomnik Słowackiego, też w płaszczu, z daleka podobny do poprzednika.
Usunięto pomnik „czterech śpiących”, czyli braterstwa broni żołnierzy polskich i radzieckich. To się nie podoba oszołomom, ale oni razem walczyli, ginęli i wyzwalali od faszyzmu Polskę i inne kraje. Podobno jest gdzieś w magazynach – ja bym go zabrał do Parku Pomników.
Był pomnik, zapewne nie jeden, gen. Świerczewskiego.
Ileż to powstało pomników bohaterów pracy socjalistycznej. Może jeszcze są w magazynach? Niektóre wykonane przez znakomitych rzeźbiarzy.
Kościół też się dorobił pomników – Prymas Tysiąclecia, papież Jan Paweł II, księża pedofile: Jankowski – kapelan Solidarności, Machulski – budowniczy sanktuarium w Licheniu.
Na pewno na kolejnych etapach nowe władze będą się chciały pozbyć jakichś pomników – dajcie je do Parku.
* * *
Moją ulubioną książką od dzieciństwa była „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. Kończyłem ją czytać i zaczynałem czytać od początku.
Jarosław Haszek był niezwykle barwną postacią. Jednym z epizodów jego cygańskiego życia w Pradze było powołanie w 1911 r. wraz z kolegami artystami Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa. To fascynująca nazwa. Teraz kiedy patrzymy na rewolucyjne rozpasanie i często karykaturalną działalność partii politycznych, chciałoby się, żeby pojawiła się taka partia, która postawiłaby sobie za cel umiarkowany postęp w granicach prawa.
* * *
Paweł Kukiz:
PiS powinien złożyć wnioski o ponowne przeliczenie głosów w wyborach do senatu, z takim samym uzasadnieniem: bo liczyliśmy na więcej.
* * *
Zapowiada się starcie PiS z Kościołem.
Europosłowie PiS odmówili poparcia rezolucji PE wzywającej do opamiętania się władze Ugandy, które zapowiedziały przywrócenie kary śmierci za „kwalifikowany homoseksualizm”.
Trudno będzie PiS-owi uzasadnić, dlaczego potępia homoseksualizm w Ugandzie i nie sprzeciwia się surowym karom dla homoseksualistów, a toleruje takie bezeceństwa w Polsce. Książka „Sodoma” Frédérica Martela szczegółowo opisuje, jak homoseksualiści rządzą w Kościele, szczególnie w Watykanie.
Może jednak zwycięży pragmatyzm. Już brakuje lekarzy i pielęgniarek, zamyka się więc oddziały szpitalne. Jeżeli księża homoseksualiści odejdą, opustoszeją też kościoły.
* * *
Komentarze polityczne przekonują mnie, że jest marnie. I nie będzie lepiej ani w PiS, ani w opozycji, ani w narodzie.
Cudu! Cudu! Jak jarmużu bedłki tak cudu pragnie lud – to oczywiście Gałczyński i „Teatrzyk Zielona Gęś”. Ach, skąd wziąć odpowiedniego przywódcę, który porwie masy i poprowadzi do zwycięstwa. Takiego przywódcy szukają w Platformie, żeby zastąpił Schetynę, takiego przywódcy potrzeba, żeby zwyciężył w wyborach prezydenckich, pokonując Dudę. Ale kiedy patrzy się na wymienianych kandydatów na przywódców, to trzeba by wykrzesać w sobie dużo dobrej woli, żeby ich poprzeć. Na pewno znowu będą nas zachęcać, żeby zacisnąć zęby i oddać głos na mianowanego przez partię kandydata.
Kto może być dobrym kandydatem na prezydenta? Typuje się ludzi, którzy się wykazali czymś zwracającym uwagę opinii publicznej. Kosiniak-Kamysz powiedział coś w tonie ugodowym – już komentatorzy widzą go na stanowisku premiera albo prezydenta. Arłukowicz wykazał się energią, spotykając się z wyborcami w czasie kampanii do parlamentu europejskiego – no to może on? Może ktoś z prezydentów miast, oni zdobyli zaufanie swoich wyborców?
Zwraca się tu jednak uwagę na rzeczy nieistotne, a przecież wygrane w wyborach w USA i Wielkiej Brytanii wskazują na pewne ważne cechy, jakie sprzyjają wyborowi przywódcy. Musi być to blondyn (może być farbowany), populista i cyniczny kłamca o nieuporządkowanym życiu uczuciowym. To zawęża nam liczbę kandydatów.
Duda jeszcze może ufarbować włosy, a kłamie prawie tak dobrze, jak Trump czy Johnson. Ma też na koncie wymianę maili z nastolatkami takimi jak Ruchadło Leśne, Seba Sra Do Chleba czy Jebnij Się Daniel. Gdyby jeszcze jakiś głośny romans na boku… Wyborcy konserwatywni zapewne nie dowiedzieliby się o tym, wystarczą im gorliwe ostentacyjne modły Dudy i wsparcie Kościoła.
Morawiecki też może się ufarbować i ma podobne zalety jak Duda, a w przeciwieństwie do niego nie pokrzykuje, kiedy przemawia. Numer z kupnem ziemi i późniejszymi ruchami w tej sprawie, podział majątku z żoną, to wszystko były dobre numery, ale nic nie wiadomo o jakichś jego skokach w bok czy molestowaniu pań.
Marne mamy kadry, zarówno w PiS, jak i w opozycji.
Do wyborów jeszcze sporo czasu i kandydaci mogą uzupełnić swoje biografie o coś ekscytującego.
* * *
Gazeta Wyborcza podaje, że we Wrocławiu na wizytę u endokrynologa zapisują na termin za 5-10 lat. Ale pacjenci, którzy obawiają się, że nie dożyją do tego terminu albo już nie będzie potrzeby się wtedy badać, mogą pojechać do innych miast na Dolnym Śląsku, np. do Świdnicy czy Kłodzka (to tylko dwie godziny jazdy z Wrocławia) i tam dostaną się do lekarza już za kilka miesięcy.
* * *
Przyjaciółka, która czasem czytuje moje teksty, stwierdziła, że piszę dobrze, ale o katolikach czasem niedelikatnie, niesprawiedliwie, „nie wszyscy są tacy”, wręcz krytykuję mniejszość, która jakoś się zaplątała do szacownego grona polskich katolików. Zdziwiłem się.
Piszę o faktach i sprzecznościach między tym co konkretni ludzie wyznają, a co w praktyce robią. Katolicy, zarówno hierarchowie, księża, jak i wierni, często postępują w ten sposób. Zapewne podobnie jest w krajach, gdzie panują inne religie, ale tu mamy do czynienia powszechnie z polską wersją katolicyzmu.
Kiedyś religie przełamywały bariery między ludźmi, współwyznawca był bratem bez względu na swoją pozycję społeczną czy narodowość. To między innymi przyczyniło się do wielkiej popularności chrześcijaństwa i islamu. Ale natura ludzka nie znosi takiej idylli, wyznawcy jednej religii, ale różnych jej odłamów zwalczają się i mordują wzajemnie, pełni nienawiści.
Różnice między poglądami a działaniem nie są tylko domeną wyznawców religii. Ludzie, kiedy przyjmą coś za pewnik, to rzadko zastanawiają się nad sprzecznościami, jakie powstają, gdy ten pewnik przyjmuje się za nienaruszalną prawdę. Kiedy bolszewicy głosili, że ich celem jest przyszłe szczęście ludzkości i dla tego szczęścia mordowali ludzi im współczesnych, bo przeszkadzali im to szczęście zbudować, to często nie widzieli w tym sprzeczności, no bo idea szlachetna i chęci dobre. Podobnie, kiedy Kościół mordował i torturował ludzi, to jakoś wierni nie widzieli sprzeczności tych działań z nauką Jezusa o miłości, wybaczaniu itd.
Mam dużo szczęścia, że nie uległem żadnej takiej idei, bo szlachetne idee są bardzo kuszące.
To jest jakieś zaćmienie u wiernych, że te same sprawy inaczej oceniają u księży a inaczej u „cywilów”. Jeśli należałbym do partii i jakiś członek władz wypowiedziałby się na przykład o pedofilii wśród członków partii podobnie jak to zrobił abp Michalik, to oczekiwałbym, że władze partii i zwykli członkowie zareagują na to z oburzeniem i potępią go, a może i usuną z władz. Tymczasem w Kościele nikt nie zareagował, zbagatelizowano sprawę. Tak jak zbagatelizowano sprawy innych księży pedofilów, a nawet niektórzy wierni bronili ich. I gdybym dowiedział się, że w partii obowiązuje instrukcja, żeby takich przypadków nie zgłaszać na policję, to bym zdecydowanie zareagował na to. Myślę, że wystąpiłbym z takiej partii, gdyby nie udało się tego zmienić.
Podobny dylemat miałem w czasach pierwszej Solidarności, kiedy słyszałem jak pan Jurczyk wzywał do wieszania komunistów, a koledzy bronili jego „wyskoku” tłumacząc, że to „zwykły robociarz”, jakby to cokolwiek wyjaśniało. Mógł sobie gadać we własnym imieniu, ale nie jako członek władz Solidarności.
Słyszę argument, że nie wszyscy wierni są tacy, że wielu potępia niegodziwości w Kościele itd. Ale czy powszechnie zareagowali na problem pedofilii księży, na krętackie tłumaczenia hierarchów, na ukrywanie przestępców i potępianie ofiar?
O tym piszę, o hipokryzji i ciemnocie takich wiernych, którzy zabiliby każdego, kto się źle wypowiada o ich „partii”, ale to, co się w tej „partii” dzieje już im nie przeszkadza na tyle, żeby energicznie zareagować.
A pedofilia jest tylko jednym z przykładów zakłamania, podwójnej miary, obojętności na drugiego człowieka itd.
Podobnie jest w polityce, gdzie wyborcy podchodzą często do polityków jak do gwiazd sportu, którym fani wybaczają machlojki i na boisku i w życiu. Przywykliśmy do kłamstw polityków i ich akolitów i wiele osób akceptuje taką praktykę rozbieżności między tym co się głosi i tym, co się robi. Wyborcom wydaje się to nie przeszkadzać, czego dobitnym przykładem są wyborcy Trumpa, świadomi jego krętactw i mimo to głosujący na niego. Nie akceptuję takiej podwójnej oceny, jaką dopuszcza polityka, że „jeśli Kali zabrać komuś krowę to jest to dobry uczynek”, czyli jeśli polityk jest przestępcą, ale coś nam załatwia, choćby kosztem innych ludzi, to jest w porządku.
* * *
Rozkręca się sprawa metropolity gdańskiego abp. Głódzia, oskarżonego przez współpracowników o mobbing, chamskie zachowanie, pijaństwo, chciwość, ukrywanie księży pedofilów i inne grzechy. Publicysta katolicki Terlikowski jest oburzony i żąda usunięcia arcybiskupa ze stanowiska. Media mają temat, zastanawiają się, czy papież zwolni Głódzia, czy też Watykan poczeka do jego nieodległej emerytury. A na pewno nie poda powodów odejścia – arcybiskup odszedłby „na własną prośbę”. Przypominają się słowa Jezusa: — Niech słowo twoje będzie tak-tak, nie-nie. Co nadto jest, od złego jest.
Ta sprawa jaskrawo pokazuje stan Kościoła i wiernych. Pamiętam, jak kiedyś polskie władze kościelne zabroniły ks. Bonieckiemu publicznego wypowiadania się, a wtedy Krystyna Janda ogłosiła, że to powoduje, że zastanawia się nad wystąpieniem z Kościoła. Widocznie przedtem w Kościele nie działo się nic takiego, co by ją oburzyło do takiego stopnia.
Sprawa złego traktowania podwładnych przez arcybiskupa, jego pijaństwa itd. była znana władzom kościelnym (a o pijaństwie nie raz pisały media przez lata, miał przydomek „flaszka Głódź”). Podwładni Głódzia dwukrotnie pisali do nuncjuszów papieskich w Polsce, z prośbą o interwencję – nawet im nie odpisano. Grzechy arcybiskupa były znane Watykanowi, ale papież nic nie uczynił, a nawet mianował go metropolitą gdańskim. Podobnie mianowano metropolitą krakowskim abp. Jędraszewskiego, a przecież jego poglądy nie były tajemnicą, ale rekomendował go jego kolega, kardynał Krajewski, współpracownik papieża. A wierni? Gdzieś przeczytałem, że gdyby abp Jędrzejewski kandydował do sejmu, to osiągnąłby spektakularny wynik.
Są duchowni, którzy bronią Głódzia. Kilkudziesięciu duchownych przesłało list do Polskiej Agencji Prasowej. Bronią go biskupi pomocniczy, kolegium konsultorów, dziekani wszystkich dekanatów Archidiecezji Gdańskiej, prepozyci kapituł, moderatorzy Gdańskiego Seminarium Duchownego. W obronie arcybiskupa wystąpił też ks. Lemański, który kiedyś go krytykował. Teraz powiedział:
Złego słowa o abp. Sławoju Leszku nie powiem. Wiele lat byłem przy arcybiskupie w diecezji warszawsko-praskiej i nigdy się z takimi zachowaniami nie spotkałem.
Przypomina się anegdota o obrońcy pewnego oskarżonego, który powiedział: – Wysoki sądzie. Oskarżenie przytoczyło zeznania dwóch świadków, którzy widzieli jak mój klient popełniał to przestępstwo. Jestem gotów przedstawić trzech świadków, którzy tego nie widzieli.
PIRS