Kościół pozostał dwieście lat z tyłu
25.12.2019
Nie wiem, czy któryś z autorów SO poza mną czyta teksty Franciszka. W każdym razie mało z tych lektur przenika na nasz portal, więc pozwalam sobie już tradycyjnie przywołać co też głowa Kościoła katolickiego ma do powiedzenia swoim najbliższym współpracownikom, czyli Kurii Rzymskiej. Przy okazji chciałbym nie bez satysfakcji poinformować naszych Czytelników, że nasz portal znalazł się na oficjalnej stronie Watykanu. Stało się to wprawdzie dzięki przypisowi do polskiej wersji przemówienia papieża, no ale zawsze coś na początek.
Chodzi o polskie tłumaczenie rozmowy z kardynałem Carlo Maria Martinim jaka przeprowadził z nim na miesiąc przed jego śmiercią austriacki jezuita i jego współpracowniczka, a która później została opublikowana przez włoski dziennik Corriere della Sera. Może nie ma w tym nic osobliwego, w końcu żyjemy w epoce, gdy przeróżne blogi, a nawet prywatne wpisy w mediach społecznościowych bywają komentowane i przywoływane, no więc dlaczego nie Studio Opinii? Istotne jest jednak to, co Franciszek z rzeczonej rozmowy przywołał.
Oto fragment przemówienia opatrzony przypisem:
Kardynał Martini w ostatnim wywiadzie, na kilka dni przed swą śmiercią, wypowiedział słowa, które powinny nas skłonić do postawienia sobie pytania: „Kościół pozostał dwieście lat z tyłu. Dlaczego się nie otrząśnie? Boimy się? Strach, zamiast odwagi? W każdym razie fundamentem Kościoła jest wiara. Wiara, zaufanie, odwaga. […] Tylko miłość zwycięża zmęczeniem.
Chętnym polecam oczywiście lekturę całości:
Alla Curia Romana, in occasione della presentazione degli auguri natalizi (21 dicembre 2019) | Francis
Sala ClementinaSabato, 21 dicembre 2019 „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14). Drodzy bracia i siostry, Serdecznie witam was wszystkich. Dziękuję kardynałowi Angelo Sodano za skierowane do mnie słowa, a przede wszystkim pragnę wyrazić mu swoją wdzięczność, również w imieniu członków Kolegium Kardynalskiego, za cenną i systematyczną posługę, jaką pełnił od wielu lat jako dziekan, z dyspozycyjnością, poświęceniem, skutecznością oraz doskonałymi umiejętnościami organizacyjnymi i koordynacyjnymi.
Wszak święta to czas tradycyjnie „nic nierobienia” więc można poczytać by odpocząć od naszych krajowych „nigdy niekończących się waśni”.
A skoro już o lekturach to muszę przyznać, że wyjątkowo przypadły mi do gusty trzeźwe życzenia naszego redaktora Bogdana Misia, w które wczytywałem się po dniu wędrówek po miejscach świętych trzech religii monoteistycznych w Jerozolimie. Choć dwie z tych religii zdominowały połacie naszego kraju to jednak tam na miejscu widać przede wszystkim, z jakiej religii wyrosły.
Wielu znawców tematu prorokuje, że to, co nas czeka nie jest w żaden sposób porównywalne z tym, co było, to przyglądając się rozmaitym murom i ruinom Jerozolimy myślę, że aż tak wiele się chyba nie zmieni. No może, jeśli z zapałem wartym lepszej sprawy, wyznawcy tych trzech religii, no i paru jeszcze innych, będą bronić swoich racji to może tych ruin pozostanie po naszej epoce więcej.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że Martini miał rację, katolicyzm nie nadąża i dobrze, że widzi to jego obecny szef papież Franciszek.
Koścół w Polsce jest po prostu szkodliwy co dobitniej pokazały wypowiedzi biskupów jak zwykle przy okazji świąt. Na szczęście reakcje, zwłaszcza na “mądrości” Jędraszewskiego są jednoznaczne, więc jest nadzieja, że duch w narodzie nie gaśnie.
Nie tyle nie nadąża, co świadomie hamuje. A nawet więcej, świadomie ciągnie do tyłu tak bardzo, jak tylko może. No może nie cały Kościół, a tylko jego najważniejsza część stacjonująca w Polsce. (Polska jest najważniejsza.) Ta część chciałaby przekształcenia Polski z jakiegoś unijnego potwora w starą, dobrą, swojską Polskę przedrozbiorową. A może nawet porozbiorową. Co za różnica. Trzeba bardzo mocno ciągnąć do tylu, żeby to się udało. Co tez polski Kościół robi tak mocno, jak to jest tylko możliwe.
https://uploads.disquscdn.com/images/e8faeca85c3d82569c37db9f4c6957eb81d9aa691712f92055f041ad5861a41b.jpg
A to potrzeba jakiejś wybitnej przenikliwości, którą zostałby obdarzony papież Franciszek, żeby zorientować się, iż KK mocno odstaje od współczesnego świata? Jestem przekonany, że i B16 i purpuraci zdają sobie z tego świetnie sprawę. Różnice są nie w diagnozie, ale w recepcie. Konserwatyści nie chcą Kościoła, który dopasowuje się do świata, ale świata, który dopasowuje się do Kościoła (co w czasach, gdy Kościół utracił polityczną siłę i nie dysponuje już przysłowiową “pałką” jest prawie niemożliwe). Kosztem zachowania ortodoksji pozostaje przyjąć pozycję wyczekująco-przetrwalnikową, dobrze się zakonserwować kadzidłem i wyczekiwać paruzji albo chociaż jakiegoś globalnego kryzysu, na którego falach wypłynie się znowu na wierzch. Z pewnością jest to koncepcja nieżyczliwa “Światu”, który staje się nazwą własną i terminem wobec którego _należy_ się odcinać, umrzeć dla “tego świata”, zaprzeć się go, wyrzec, a swoje “ja” powiązane z TymŚwiatem ukrzyżować. (Co nie wyklucza wyciągania łapy do TenŚwiata gdy rozdaje konfitury, wszak pieniądze są potrzebne dla dobra instytucji). Franciszkowa koncepcja szeroko otwartych drzwi jest inna, otwierając się na świat, nie otwieramy się (tylko i wyłącznie) na zło tego świata, ale też na rozrzucone w nim okruchy prawdy, świat jest pewnym punktem odniesienia, inspiracją i partnerem do dialogu. To tak oficjalnie, analizując oficjalne wypowiedzi, zadeklarowane stanowiska. Obawiam się jednak czy Franciszek nie jest tylko dobrym aktorem, pozorantem, nie bez przyczyny wysuniętym na czoło KK, mającym podtrzymywać nadzieję na nadejście reform, mający sprawiać wrażenie, że dużo chce, ale mniej może.