26.03.2020

Niech arcybiskup Gądecki, zamiast zawierzać Polskę Bogu i Maryi, zaapeluje do Jarosława Kaczyńskiego o zdrowy rozsądek.
Nie tak dawno minęło sto lat odkąd śmiercionośna grypa, tak zwana „hiszpanka” zdziesiątkował ludzkość. Według różnych szacunków zachorowało na nią pięćset milionów ludzi — jedna trzecia światowej populacji w 1918 roku — liczba ofiar śmiertelnych miała sięgać między pięćdziesiąt a sto milionów ludzi. Kolejne pandemie: grypa azjatycka z 1957 roku oraz z Hongkongu przyniosły po milionie ofiar śmiertelnych. Tak naprawdę, naukowcy z wielu krajów od lat już wieszczyli, że prędzej czy później zaraza wróci.
Pandemia z 1918 roku miała pewien wpływ na życie wszystkich żyjących dzisiaj. Według Lury Spinney, która analizowała jej konsekwencje, zdecydowała o przebiegu pierwszej wojny światowej i wpłynęła na wybuch kolejnej. Dzięki niej Indie miały wybić się na niepodległość, ale w RPA, za jej sprawą rozpanoszył apartheid. Niewątpliwie największą jej zdobyczą było zapoczątkowanie powszechnej opieki zdrowotnej oraz popularyzacja zabiegów higienicznych.
Dziś już wiemy, że będzie wiele ofiar śmiertelnych, mówi się też, że konsekwencje koronawirusa mogę przemeblować rozkład sił i imperiów gospodarczych. Miliony zwykłych ludzi pewnie stracą szanse na zarobkowanie w dotychczasowy sposób. Upada mit, że coś jest dane nam na zawsze. Wielkie korporacje zapewne będą musiały zbankrutować.
W mediach na całym świecie właśnie w tych dniach mogliśmy przeczytać wiele analiz o wkładzie zorganizowanych grup religijnych w walkę z pandemią. Howard Phillips z Uniwersytetu w Kapsztadzie zauważa: w czasach pandemii 1918 roku Kościołowi zabrakło zdrowego rozsądku, choć instytucjonalne religie mógłby odegrać ważną rolę w edukacji rzesz na temat tego, jak należy zachować się w czasie pandemii.
Elaine Howard Ecklund, przewodnicząca Herbert S. Autrey w dziedzinie nauk społecznych na Uniwersytecie Rice, dyrektor Programu Religia i Życie Publiczne jest przekonana, że nawet przy zamkniętych drzwiach organizacje religijne mogą nadal być istotnymi partnerami w przekazywaniu dokładnych informacji naukowych na temat koronawirusa . Chodzi przecież o nasze zdrowie i życie.
Niestety, jak już dziś wiemy, obecnie religia odegrała jednak pewną rolę w rozprzestrzenianie się wirusa. W Korei Południowej zaraza rozwinęła się w świątyniach w trakcie spotkań religijnych, świat obiegły filmy z Iranu, na których widać jak wyznawcy islamu liżą świątynię Fatima Masumeh w mieście Kom.
Wydarzenia te przywołują na myśl dramat, który rozegrał się z górą sto lat temu w hiszpańskim mieście Zamora. W 1918 r. Hiszpańscy duchowni w Zamorze obwieścili, że grypa jest karą Bożą za rozwiązłość. Żeby odkupić grzechy, wierni mieli ucałować relikwie Rocco, patrona zarazy. Kiedy wierni stawali w kolejkach, by pocałować doczesne szczątki świętego, epidemia dosłownie eksplodowała. W konsekwencji głupoty miejscowego biskupa Zamora miała najwyższy wskaźnik zgonów związanych z grypą w Hiszpanii i jeden z najwyższych w Europie.
Nie tak dawno o przyczynach pandemii koronawirusa w Polsce na antenie jednej z prawicowej telewizji internetowych mówił emerytowany arcybiskup Jan Paweł Lenga. Duchowny stwierdził, że pandemia jest „karą bożą” dla Polaków za odejście od Boga.
– Pan Bóg będzie karał, tych więcej wierzących może nawet więcej karać za te odstępstwa: apostazje, herezje i schizmy, które robi nawet każdy z nas, kiedy odchodzi od prawdziwej wiary.
– Sodoma i Gomora, Poznań, Kraków czy Warszawa, ile tych grzechów nieczystych mamy w tym kraju? – pytał Lenga. – Ile widzimy tego wszystkiego zepsucia. Szaleje LGBT, różne homoseksualne związki. Lewactwo próbuje na wszelkie sposoby zaprowadzić Polaków do chlewu jak bydło, żeby służyć chuciom swoim, a nie Bogu.
Księża ruszyli z monstrancjami w miasto. Widzieliśmy to w Legnicy w Kartuzach i Szczecinku. Proboszcz parafii św. Józefa w podwrocławskiej Żórawinie w sobotnie popołudnie latał nad Wrocławiem samolotem z monstrancją. Inni księża jeździli po miastach luksusowymi samochodami, wystawiając monstrancję przez szyberdachy.
Arcybiskup Gądecki, który jeszcze nie tak dawno twierdził, że niewyobrażalne jest, żebyśmy się nie modlili w kościołach, właśnie zapowiedział, że zawierzy Polskę Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi. Przydałby się inny głos, głos rozsądku. Kościół naprawdę ma szansę, by wrócić do gry w ważnej debacie, która dotyczy naszego zdrowia. Chodzi oczywiście o wybory prezydenckie.
Słowa Jarosława Kaczyńskiego, że wybory prezydenckie 10 maja się odbędą, wywołały już lawinę komentarzy. Przypomnijmy je jednak: „Potrzebujemy dzisiaj politycznej stabilizacji, to też przyczyna, aby wybory odbyły się 10 maja”.
Trudno o mniej odpowiedzialne stwierdzanie w ustach polityka, który uchodzi za głównego stratega obecnej sytuacji politycznych w Polsce.
Stało się to możliwe, powtórzmy, bo nie wszyscy o tym chcą pamiętać, dzięki decydującemu poparciu polskiego kleru. Właśnie dlatego na Kościele katolickim, a zwłaszcza na jego przedstawicielach spoczywa dzisiaj odpowiedzialność, by powstrzymać możliwą tragedię narodową. To właśnie polski katolicyzm w wielu przełomowych chwilach historii naszego kraju zdobywał się na słowa przywracające stabilizację i wiarę w pokojowe rozwiązanie możliwych konfliktów. Czerpiąc z tego skarbca, abp Gądecki mógłby wpłynąć zarówno na Jarosława Kaczyńskiego, jak i na Andrzeja Dudę, by wycofali się z majowych wyborów. Trzeba to zrobić teraz, żeby nie zwiększać i tak już dużych zagrożeń.
W chwili próby, jaką dla całego kraju jest pandemia, potrzeba nam odpowiedzialnych przywódców religijnych. Ich milczenie jest niezrozumiałe. Tu nie chodzi o wybory polityczne, ale o nasze zdrowie i życie. Znamienne są słowa Franciszka, która usłyszał od niego dziennikarz La Stampa 20 marca 2020 roku:
Nie chcę rozróżniać wierzących od niewierzących. Wszyscy jesteśmy ludźmi i jako ludzie wszyscy jesteśmy w tej samej łodzi. I żadna ludzka rzecz nie może być obca chrześcijaninowi. Tutaj płaczemy, ponieważ cierpimy. Wszyscy z nas. Pomaga nam synergia, wzajemna współpraca, poczucie odpowiedzialności i duch poświęcenia generowany w wielu miejscach. Nie musimy rozróżniać wierzących od niewierzących, przejdźmy do korzenia: ludzkości. Przed Bogiem wszyscy jesteśmy dziećmi.
Parafrazując papieża, trzeba sobie powiedzieć jasno. Pandemia dotyczy nas wszystkich i od polityków i liderów religijnych oczekujemy, by tego zagrożenia nie zwiększali. Ich milczenie w sprawie wyborów prezydenckich ma swoją wymowę.
Stanisław Obirek, Artur Nowak

„Ich milczenie jest niezrozumiałe.”
Ich milczenie jest całkowicie zrozumiałe. Jest to to samo milczenie, które towarzyszy księżom gwałcącym ministrantów. Jest to to sama podłość i łajdactwo, które są kierowane do ofiar kościelnej pedofilii.
„Tu nie chodzi o wybory polityczne, ale o nasze zdrowie i życie”. Ależ skąd! Właśnie o wybory polityczne chodzi. Gądecki, Nycz, Rydzyk et consortes to szubrawcy i niegodziwcy wprawdzie, ale nie idioci. Tak blisko związani są z władzą, czerpią tak rozliczne korzyści, że nieopłacalny jest sprzeciw. A trupy? Przecież to dodatkowa kasa, uroczyste nabożeństwa, możliwość przebieranki w różne szaty liturgiczne. Może któryś z tych drag queen ma nowy model, którym olśni kumpli z łóżka.
Apelować trzeba… choć obawiam sie, że tenże hierarcha (podobnie jak większość innych) zachowa sie zgodnie ze starym, polskim powiedzeniem: „ty se mów, a ja zdrów”. Katabasy mają swoje widoki na władzę, kasę i dominację nad baranami, zwanymi dla niepoznaki „owieczkami” i nie zmienią tego żadne apele. Tajemnica wiary… została ujawniona w filmie Kler.
Obejrzałam całe wystąpienie abpa Lengi. Kuriozalne, ale zrobił na mnie wrażenie szczerego do bólu (mojego). Obawiam się, że równie szczerze mogą w to wierzyć bardzo liczni katolicy, z abpem Gądeckim włącznie. Toteż „zawierzanie Polski Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi” specjalnie mnie nie dziwi.
Znacznie bardziej niepokojąca wydaje mi się akcja z biciem dzwonów w środowe samo południe. Bo – jak napisalam już na własnym blogu – dla bardzo wielu zdezorientowanych i spanikowanych kwarantariuszy i kwarantariuszek to może być mocno stresujący “złowrogi omen”. Obawiam się, że jeśli kościoły rozdzwonią się na dłużej, liczba zachorowań psychicznych (nie mόwiąc już o psychosomatycznych) może się okazać wyższa od liczby zakażeń samym koronawirusem. Ze społecznymi i jednostkowymi skutkami dużo bardziej długofalowymi.
Warto się odwołać do opinii konstytucjonalisty prof. Ryszard Piotrowski, którą za Interia.pl powtórzyły inne media. Więc i ja sobie pozwalam to zrobić bo porządkuje pewne sprawy, również na styku Kościół państwo. Tak więc według Piotrowskiego Są przynajmniej cztery powody nakładające na Radę Ministrów obowiązek wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Jeśli Rada Ministrów tego nie zrobi, to Prezes Rady Ministrów może być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu i do odpowiedzialności karnej za niedopełnienie obowiązków. Stan klęski żywiołowej wprowadza się wtedy, gdy jest to konieczne w celu zapobieżenia skutkom jakiejś sytuacji, w tym przypadku epidemii. Mamy zapobiec skutkom i usunąć je, tzn. sprawić, żeby ludzie przestali chorować i umierać na koronawirusa. Po drugie, musimy przesunąć wybory, bo ich przeprowadzenie zagraża bezpieczeństwu. Konstytucja mówi, że państwo chroni bezpieczeństwo obywateli. Nie ma innego sposobu na przesunięcie wyborów, jak tylko wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Wobec tego musimy go wprowadzić. Faktyczne realizowanie ograniczeń właściwych stanowi nadzwyczajnemu bez jego wprowadzenia, w istocie narusza konstytucję. Po trzecie, władze publiczne mają konstytucyjny obowiązek zwalczania chorób epidemicznych. Żeby zwalczyć tę epidemię, nie można w trakcie jej trwania przeprowadzać wyborów prezydenckich. Musimy więc wprowadzić możliwość przesunięcia wyborów. Po czwarte, wybory prezydenckie przeprowadzone w terminie przewidzianym przez kalendarz wyborczy, byłyby wyborami niezgodnymi z konstytucją, bo konstytucja mówi o tym, że wybory mają być równe. To znaczy, że cały proces wyborczy ma odpowiadać zasadzie równości, w szczególności możliwość zbierania podpisów, ale też odnosi się to do prowadzenia kampanii – nie można jej prowadzić, gdy zakazane są zgromadzenia powyżej dwóch osób.
Jak powiada przysłowie, mądrej głowie dość dwie słowie, tu tych słów jest znacznie więcej.
Argumentacja prof. Piotrowskiego oczywiście przemawia do mnie. Podobnie jak argumentacją dziesiątek opinii prawnych i setek analiz politycznych, historycznych i socjologicznych oraz wielu apeli i uroczystych oświadczeń, jakie przeczytałem od początków rządów PiS, które jednoznacznie wykazują niemoralność, bezprawność i niekonstytucyjność działań władzy Kaczyńskiego. Nie mają one jednak żadnego praktycznego znaczenia, nie mają najmniejszego wpływu na realną politykę. W czasach PRL uchwała warszawskiego oddziału Związku Literatów Polskich powodowała małe trzęsienie ziemi w Biurze Politycznym, dzisiaj orzeczenie TSUE budzi u rządzących wzruszenie ramion. W czasach rewolucji, a mamy rewolucję,, prawo nie działa. Wystarczy jedno zdanie Kaczyńskiego, że właśnie przeprowadzanie wyborów w warunkach epidemii będzie zgodne z konstytucją, by przekonał miliony Polaków. I jednocześnie ciż sami Polacy uznają, że Kaczyński jest politykiem prawym i postępuje zgodnie z Konstytucją, gdyby te wybory w przeddzień odwołał. Nie rozumiem tego. Wiem, że najbardziej uzasadnione, logiczne, wywiedzione z teorii i praktyki prawa argumenty nie są słuchane, nie przemawiają, nie skłaniają do zmiany poglądów. Znikąd na razie ratunku.
Niestety potwierdza to tezę , że Polacy w większości to tępy ciemny naród o mentalności chłopa pańszczyznianego…. ( już genetycznej… ?) , może się obudzi jak w Biedronce zabraknie kiełbasy i piwa…?
No i co, czy wypowiedział sie na temat wyborów oraz na temat bezczelnych przygotowań PiSu do ich sfałszowania? Czy przegapiłem którąś z wypowiedzi Episkopatu albo pana Gądeckiego?
Polecam :https://azja-zachodnia.blogspot.com/2017/06/55-rzeczpospolita-pogowkow.html?fbclid=IwAR0Zf2XMGc2-QFQ56eY8fkvN8NsOIGHZ3cUc_KZfgo_t9jUfhR2jqf03MoY
Kolejny dzień bez wypowiedzi pana Gądeckiego. Może ma chrypkę.
Wypowiedział się ksiądz Prusak. Tak widziałem w mediach. Pan Gądecki nadal chory, biedaczek.
Kolejny dzień bez pana Gądeckiego. Pan Profesor ma jeszcze jakieś złudzenia? Apele? Deklaracje dobrej woli? Wyciąganie ręki w rękawiczce jednorazowej, żeby się nie zarazić łajdactwem i cynizmem od takowego pana?
Epidiaskop dalej nie ma nic do powiedzenia. Kiedy epidemia już się skończy, to oni powiedzą, ze to ich zasługa, modlitwy, panienka na niebie czy gdzie indziej, oraz inne sraty-taty. Po czym wyciągną ręce po nagrody. A pan profesor Obirek nadal będzie się doszukiwał drugiego dna w polskim Kościele.