Krzysztof Rosner: Dysonans religijny6 min czytania

23.05.2020

Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj
William Shakespeare

Doskonały wstęp, jak również świetne podsumowanie z precyzyjną, ostrą jak brzytwa puentą. Bowiem, jak nie odnieść wrażenia o prawdziwości powyższego cytatu, w odniesieniu do ponownego pojawienia się w społecznym eterze tematu wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży, będącego następstwem pojawienia się nowego filmu o tymże dramacie?

Nie czas na komentowanie filmu. Nie czas na podnoszenie jego mocnych i słabszych stron. Rzecz jest o wiele bardziej poważna, niepokojąca, straszna i napawająca grozą.

Czas używania lekkiego pióra z symbolicznym pogrożeniem palcem minął. Były wprawdzie głosy znaczące w swej krytyce, niekiedy naszpikowane biblijnymi odniesieniami, jednak przeszły one niezauważone, z czasem popadając w zapomnienie. Trzeba stanowczo odnieść się do kościelnego systemu i machiny stworzonej przez ów system. Dalsze tolerowanie chrześcijańskiej retoryki przy jednoczesnym – już niesymbolicznym – gwałcie na miłości bliźniego, jest nie do przyjęcia. Stanowczo powinno to powodować wzburzenie, nietolerancję i obrzydzenie.

Owa miłość jest główną, najistotniejszą zasadą, tworząc fundament tego, co uznajemy za chrześcijańskie w życiu codziennym. Innego nie ma. Próba jego kolejnego kształtowania, ukierunkowania i dostosowania pod subiektywny osąd i wygodę jest do natychmiastowego odrzucenia. Lekkość lawirowania w świecie wartości okazała się zgubna i spowodowała znaczny kryzys moralności. Kryzys ten trzeba niejako wykrzyczeć, wydaje się bowiem mało prawdopodobne, aby ogólnoświatowy Kościół, a tym bardziej Kościół polski, chciał ten kryzys poddać całościowemu osądowi, wyciągnąć szerokie w perspektywie czasu i miejsca wnioski i dokonać konstruktywnych zmian na polu organizacyjnym, a przede wszystkim w stosunku do tworzenia konstruktu społecznego, opisującego rolę człowieka w akcie dążenia do zbawienia rozumianego jako pełna wolność.

Możemy przyjąć socjologiczny wymiar religii za podstawowy jako tej, która porządkuje nasze życie, będąc zbiorem wartości, norm i postaw. Określają one ściśle jak mamy zachowywać się w religijnym wymiarze interakcji społecznych, tworząc jasne granice między sferą sacrum a sferą zwykłego, codziennego ludzkiego życia, sferą profanum. Oczywiście nie popełnimy błędu na polu racjonalności i empiryzmu, jednak trzeba wyraźnie zaznaczyć, że pole to zostało zawłaszczone, poddane konserwatywnej obróbce i podane na tacy wobec jego niezmienności, niezbywalności i precyzyjnej krytyce wobec zmian.

Nadaliśmy polskiemu kościołowi wymiar niezwykły. Wymiar sprawiedliwego sędziego i dobrego pasterza, który dba o swoje owce i uczy je, jak żyć. Wymiar ten nijak ma się w kontekście kościoła globalnego, który staje się znacznie lub częściowo moralnie zagubiony, będąc podatniejszy na duchowe oziębienie. Czy jednak słusznie? Czy też wyżej wymieniony wymiar nosi może znamiennie przecenienia w kontekście historycznym i teraźniejszości, gdzie szuka się swoistej nadbudowy wobec słabej tożsamości?

Sprawę trzeba postawić jasno i precyzyjnie. Kościół katolicki jest winny. Koniec i kropka. Winny jest postępującej laicyzacji i sekularyzacji społecznej. Winny jest desakralizacji przestrzennej, prywatyzacji religii i schłodzeniu — jeśli nie wychłodzeniu — wiary. Jest winny nasilającej się ślepej ortodoksji, wszczepianiu kultury kłamstwa, obłudy, hipokryzji, finansowych malwersacji i uściślaniu podwójnych standardów. Nie można bowiem akceptować stałego milczenia wobec gwałcenia wolności i życia drugiej osoby, wobec życia w dwulicowości, przejawiającego się w krytykowaniu złego stylu życia, będąc samemu jego czynnym i aktywnym wierzycielem.

Czyniąc tak, podpisujemy się pod listą nadużyć wobec świata wartości, wartości nadrzędnych, priorytetowych, świętych, których siła i energia ma przynieść prawdziwą rolę człowieczeństwa.

Kościół jest w tej roli bezbłędny. Dokonał swoistej nadinterpretacji, przypisując wartościom wymiar i znaczenie pasujące do jego zinstytucjonalizowanego i scentralizowanego charakteru. Kościół stał się organizacją, która mówiąc o dobru, wielokrotnie kłamała. Mówiąc o miłości, tuszowała i stawała w obronie winnych. Mówiąc o nadziei, przelewała czarę goryczy, wiarę czyniła zaś złudnym instrumentem jednostkowych interesów. Dokonała zaczarowania rzeczywistości, stawiając pierwszeństwo religii wobec wiary.

Trzeba sobie jasno i świadomie zadać pytanie.

Czy aby nie jest tak, że pod religią kryje się swoista ideologia, wiara jest zaś jedynie instrumentem i narzędziem uzupełniającym, łatającym dziury w owej ideologii?

Wiara nie staje się dzisiaj miejscem skupienia wobec istoty sacrum. Staje się częścią profanum, dając upust w ślepym posłuszeństwie i racjonalnemu spętaniu. To przecież wiara powinna być centrum religii, nie zaś religia winna służyć wierze i być tylko jej uzupełnieniem.

I nie jest to bynajmniej kolejna część ataku na kościół. Zupełnie niezrozumiałe jest podnoszenie bierności działań innych sfer wobec afery pedofilskiej w kręgach kościelnych, które obiecują jedno, a robią drugie, czyli raczej nic lub prawie nic. Dlaczego podnosi się krzyk, oburzenie, wylewa się kolejne rzeki oskarżeń wobec instytucji państwowych, a wobec Kościoła pozostaje się raczej z lekka wkurzonym, idąc w stronę ślepego miłosierdzia? Czy będzie przesadą, jeśli ujmie się sprawę w kontekście przyłożenia przez Kościół znacznej cegiełki do tak często podnoszonego, wręcz w sposób krzykliwy i zjadliwy, tematu cywilizacji śmierci?

Nie chodzi tutaj już tylko o skandale pedofilskie, ale o stworzoną narrację, w której utrzymuje się łatwość oceniania czyiś sumień, zachowań, postaw, kategoryzowania ich, stawiając się ich obłudnym spowiednikiem. Co gorsza, zapomniano o jednej z biblijnych fraz, która mówi: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”.

Należy zatem wymagać, aby instytucjonalny system kościelny przestał górować w etycznej podstawie natury ludzkiej, gdyż niełatwo tutaj zauważyć banalizację zła, uciszanie zła i wykorzystywania zła, jako czynnika destruktywnego. Niezwykłe trywialne może okazać się również odwoływanie do miłosierdzia, oczyszczenia, łaski cierpienia jako szansy, jaką daje nam ten współczesny obraz kościoła, do ukierunkowywania sumień w stronę odkupienia win.

Pewne jest jedno.

Obraz ten staje się coraz czarniejszy, wizerunek coraz bardziej zgorzkniały i zdemoralizowany. Człowiek ma prawo czuć się nieswojo i obco, wobec milczenia, nieuczciwości, ukrywania prawdy.

Krzysztof Rosner

Print Friendly, PDF & Email