26.06.2020
Dwa wydarzenia wstrząsnęły Polską w tym samym czasie: prezydenckie wybory i sytuacja w polskim kościele. Nie mają one tego samego ciężaru gatunkowego, lecz każdy wstrząs zostawia ślad i ma przez to swoją wagę.
Wybory — niezależnie kto wygra — pokażą oczywistą oczywistość; to mianowicie, że kraj nasz jest podzielony jak nigdy dotąd. Kilkuletnie rządy PiS wzmocniły swój elektorat, cechuje je hasło „bij-zabij”. Natomiast wiara mas w potęgę wodza jest drogą donikąd.
Jeszcze jeden, dwa kroki i znajdziemy się w studni bez dna i powietrza.
Opozycja demokratyczna stara się jak może, choć niewiele potrafi. Głosowanie na nią jest jednak jedynym warunkiem, aby kraj nie popadł w totalny chaos. Tylko ona może uratować Polskę przed cofnięciem się w niewiadomym kierunku.
Zachód jest wobec nas cierpliwy. Ale cierpliwość ma swoje granice. Grozi nam wykluczenie albo co najmniej ograniczenie pozycji, jaka wypracowaliśmy w minionych latach. Dziś Zachód traktuje nas jako krnąbrnego członka Unii.
Jeszcze trochę bezsensownej polityki i staniemy się uciążliwym członkiem rodziny europejskiej i zapadnie decyzja: fora ze dwora.
Trzeba być ślepym, aby uznać, że ratunkiem dla Polski będzie wujek z Ameryki. Wizyta prezydenta Polski u prezydenta USA — przypominała łapanie much przez dwóch chłopców, którzy nie wiedzieli o czym mają rozmawiać. Ot! takie ble, ble, baba w piekle.
Słowem: bryndza, Panie Kochanku! A Ruskie trzymają się dobrze.
Jerzy Klechta
Dziennikarz
Ur. 14 sierpnia 1939 w Łodzi.
Czytaj więcej w Wikipedii