10.03.2021

Nazbierało mi się. To już ponad rok jak żyjemy w czasach pandemii. Ponad rok temu odnotowany został pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem w Polsce.
To wydawało się zwyczajne, tak jak fala grypy, następująca w jesiennych miesiącach każdego roku – grypy, która w przypadku powikłań przynosiła liczne zgony a mimo to tylko nieco ponad 4% ludzi – kobiet i mężczyzn szczepiło się w Polsce przeciw niej. Tylko 4%, mimo że nie było większego problemu z dostępem do szczepionek. To właśnie ten fakt leżał, jak sądzę, u podstaw początkowej niechęci do szczepienia się na koronawirusa. Pamiętamy – więcej ludzi mówiło, że się nie będzie szczepić skoro szczepienie nie jest przymusowe niż tych, którzy wyrażali taką chęć. Mimo że epidemia w Polsce była już widoczna i podawane były raporty dotyczące liczb zachorowań i zgonów.
Nie miało to większego wpływu na postawy Polaków i decyzje rządzących.
Rząd nie zrobił wtedy niczego, by wzmocnić służby sanepidu, nie dodano pieniędzy ani etatów, nie zmieniły tego dramatyczne obrazki z różnych placówek tej służby z różnych miejsc w kraju. Więcej – zapamiętaliśmy kuriozalne zdanie byłego już szefa tej służby wypowiedziane w publicznej dyskusji do tych, którzy bili na alarm – to o lodzie, który „panikarze” mają sobie włożyć w majtki, aby przestać straszyć.
Pamiętamy ministra zdrowia – tego, który jeszcze wzbudzał zaufanie zmęczoną twarzą z zaczerwionymi oczami, tego sprzed aferalnego zakupu respiratorów od znanego handlarza bronią, który w telewizji mówił i jako minister zdrowia i jako lekarz… że noszenie maseczek jest bez sensu, że to przed niczym nie chroni.
Tego nie da się cofnąć.
Minister zrezygnował, pieniędzy ani respiratorów nadal nie ma, a co więcej – prezes wszystkich prezesów z pozycji wicepremiera rządu autorytatywnie oświadczył, że żadnej afery nie było i nie ma.
Roma locuta, causa finita.
Teraz, po roku od wybuchu epidemii, sytuacja jest inna. Proste pytanie – jest lepiej czy gorzej? Mamy nowego ministra zdrowia, mamy specjalnego ministra od walki z wirusem, nowego szefa służb sanitarno-epidemiologicznych.
Mamy też trzecią falę epidemii a najgorsze jeszcze przed nami.
Przyjmujemy chorych z sąsiednich krajów, ze Słowacji i Czech; z kraju, w którym służba zdrowia miała ugruntowaną opinię jednej z najlepszych w całej Europie – tak trzeba, gdy skończyły im się możliwości przyjmowania chorych w przepełnionych szpitalach. Ciekaw jestem jednak, czy nasz prezydent raz jeszcze wyśle Niemców na przysłowiowe drzewo, gdyby oni, niezrażeni jego znaną reakcją zaproponowali po raz kolejny pomoc Polsce w sytuacjach krańcowych. Czy niechęć do Niemców będzie większa niż do Rosjan (to oni mogą zaoferować szczepionkę Sputnik V, którą szczepi już swoich obywateli guru naszego prezesa – Wiktor Orban)? Zobaczymy.
Jak na razie bliżej nam do Chin, mimo że ich szczepionka nie jest w żadnym stopniu zweryfikowana przez unijne a tym bardziej polskie służby.
Jesteśmy w środku epidemii.
Mamy kolejne rekordowo wysokie liczby nowych przypadków, mamy nadal wysoką liczbę zgonów. Czy jednak są to twarde dane? Czy są zgodne ze stanem faktycznym?
Tego nie wiemy, nie wiedzą tego też służby ochrony zdrowia. Odnoszę wrażenie, że epidemia jest dla rządzących mniej ważna niż wizerunek rządu, premiera, ministrów i całego obozu rządowego.
Tak, to prawda, epidemia, jej skala i długotrwałość – mogła zaskoczyć każdego. Ale minął już rok. To wystarczająco długo, by się pozbierać, czegoś nauczyć, przestać być tylko reaktywnym a zacząć wyprzedzać wirusa w jego kolejnych wariantach. Ustawić prawdziwe priorytety. Przeznaczyć na to większe pieniądze, a nie zapowiadać kolejne transze w ramach systemu korupcji politycznej, mającej przynieść zwycięstwo wyborcze, a więc dalsze trwanie przy władzy tych wszystkich ludzi, którzy poza rządem byliby nikim, zgodnie zresztą ze swoimi cechami i kwalifikacjami. Czas epidemii to czas szczególny, zagrożenia utraty zdrowia, a nawet życia obywateli. To najwyższe wyzwanie dla rządzących.
Pytanie tylko, czy dla naszych rządzących też?
Po wielu miesiącach rząd zdecydował się na powołanie zespołu doradczego składającego się z fachowców, profesorów, lekarzy, matematyków — po to, by mieć oparcie dla swoich decyzji. To słuszne, to elementarny poziom poprawności. Tylko dlaczego tak późno?
Czy to znaczy, że bardzo długi czas narastającego zagrożenia zdani byliśmy na kompetencje ignorantów i wiedzy i kwalifikacji wicepremiera Sasina i ministra Suskiego ? Jeżeli tak, to i tak nam się udało, albo wirus nie był wtedy taki zjadliwy, albo wolał sąsiednie kraje takie jak Włochy.
O tym, jaka była skala niekompetencji naszych służb – świadczy najlepiej sprawa tego młodego człowieka, gimnazjalisty, który mając do dyspozycji tylko komputer wykazał jak myliły się w analizowaniu przebiegu choroby służby naszego państwa, mające i sprzęt i kadry. Jeżeli było tak, a było, że hobbysta – młody człowiek, wykazał się większymi kwalifikacjami niż służby państwowe, to może warto postawić pytanie – czy gdyby wtedy zastąpić cały rząd zespołem amatorów i pasjonatów nie byłoby dla nas wszystkich lepiej?
To tylko takie złośliwe pytanie, przecież w systemach władzy opartej o mandat wyborczy to całkowicie niemożliwe.
Jesteśmy na progu trzeciej fali – pytanie, czy to ostatnia, czy nie będzie jeszcze czwartej, piątej, n-tej. Za chwilę, być może — oby nie — polskie szpitale skończą swoje możliwości i nie będą mogły przyjmować nowych pacjentów. Miejsc może nie starczyć, nawet gdy ruszą szpitale dodatkowe na czele z narodowym. Co będzie się działo, gdy powtórzy się scenariusz z włoskiej Lombardii, gdy trzeba będzie podejmować dramatyczne decyzje: kogo podłączyć do respiratora a kogo nie, skazując go na straszną śmierć przez uduszenie? Jak wtedy będzie wyglądała dystrybucja szczepionek dających szanse na przeżycie ? Czy nie powtórzy się sytuacja z początku akcji szczepień, gdy mieliśmy do czynienia z obejściem ustalonych procedur i szczepieniem tych, którzy mogli jeszcze trochę poczekać? Czy wtedy nie zacznie się wojna: kto i kiedy ? Czy zachowany zostanie racjonalny porządek w dostępie do szczepień, porządek oparty o racjonalne przesłanki, a nie siłę politycznych wpływów – patrz prokuratorzy przed seniorami i pracownikami ochrony zdrowia?
To będzie czas próby. Poparcie dla władzy, zawsze wysokie w czasach zagrożenia może runąć jak domek z kart. Wystarczy tylko upowszechnienie się poczucia zagrożenia swojego lub najbliższych. Wtedy to, co dawało władzy bonus wynikający ze sprawczości, wynikający z tego, że władza coś może robić naprawdę, a nie tylko mówić, że zrobi, zacznie działać na jej niekorzyść.
Mieli władzę, mogli coś zrobić i co?
To będzie czas weryfikacji prezydenta, premiera, całego rządu z prezesem wszystkich prezesów zasiadającym w rządzie jako jego wicepremier od spraw bezpieczeństwa (a tak, przy okazji, słyszał ktoś cokolwiek na temat tego, czym się ten wicepremier zajmuje, co robi? Tak codziennie, jak każdy urzędnik państwowy).
To będzie czas próby, próby dla nas wszystkich!
Czas zarazy można postrzegać przez prymat państwa, społeczeństwa, wielkich zbiorowości. Można też o tym mówić z perspektywy jednostki; tego, jak każdy indywidualnie żyje w czasie zarazy.
Padło słowo przeżywa. Od niego trzeba zacząć. Czas zarazy – to czas śmierci. Spotykamy się z nią pośrednio widząc dane o liczbie zgonów każdego dnia’ Zdarza się, że odchodzi ktoś znajomy, bliski. Śmierć jest bliżej.
Najgorzej mają ci, którzy z racji zawodu lub wykształcenia patrzą szerzej, widzą więcej. Zaraza to czas, w którym najgorzej mają wrażliwcy z wyobraźnią. Zaraza to czas, w którym zdecydowanie lepiej być „prostym człowiekiem”. Takim, co sprowadza życie do prostych rzeczy. Wrażliwcy mają znacznie gorzej.
Zaraza to czas, w którym zmienia się perspektywa przyszłości, naturalne zagęszczenie czasu związane z liczbą przeżytych lat – im większa, tym krótsze okresy planowania tego, co zrobię. Czas zarazy to stały stan napięcia, czasem strachu. Zawsze dyskomfortu psychicznego.
To niedobry czas.
Śmierć pojmuję jako przejście z nicości w nicość. Urodziłem się bez mojej świadomości i woli, przed urodzeniem mnie nie było – to stan pierwszej nicości. Śmierć to powrót do nicości, chyba że ktoś przyjął jakąś wiarę w życie pozagrobowe, w jakieś raje – a to pełne pięknych i zawsze chętnych dziewic, a to chórów śpiewających na chwałę jakiegoś boga.
Rozumiem to, ale nie podzielam.
Czas zarazy budzi mój protest, bo zmienił porządek rzeczy, bo nie ma spotkań i zebrań innych niż w wersji online – a to zupełnie nie to samo.
Do wielu zagrożeń, o jakich wiem, związanych z działalnością powodowaną najczęściej rządzą zysku i chciwością a płynących z tego, że producenta zastąpił konsument, wszystko zaś stało się płynne i niestałe, — doszło do tego wszystkiego zwykłe zagrożenia banalnym z pozoru złapaniem wirusa, co w przypadku hodowania w sobie niektórych chorób oznacza niemal automatycznie przejście w nicość.
Nie mam strachu, kto się urodził ten umrze. Szkoda tylko, że w czasach, gdy to tak powszednieje.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Niestety, zbyt wiele faktów świadczy o tym, że jesteśmy w rękach ludzi nie tylko skrajnie niekompetentnych ale także przekonanych o swojej racji. To najgorsze połączenie. Dzieje się to w czasie, w którym jak nigdy potrzebujemy łączenia a nie dzielenia (np. pseudowyrokiem pseudotrybunału), jak nigdy potrzebujemy wiedzy naukowej i opartego na niej działania, a nie „Jezu Ty się tym zajmij” oraz inwestowania w TVP i wizerunek premiera i rządu. To zaprzeczenie świata, którego dzisiaj, podczas protestów, domagają się młodzi i kobiety. Mam nadzieję, że dadzą temu wyraz w kolejnych wyborach. I że nie będzie ich już organizował minister Sasin z Pocztą Polską… To niezwykle smutny czas ale wierzę, że ktoś kto przeżył i wojnę, i trudne czasy powojenne, stalinizm, walkę Solidarności będąc w samym centrum wydarzeń – Stoczni Gdańskiej im. Lenina i wszystko co potem, ma też lepsze zasoby do radzenia sobie z hucpami politycznymi Sasina, Czarnka, Prezesa nas wszystkich i wszystkich świętych. I że uratuje nas dystans i świadomość, że to wszystko trudne co przeżyłeś miało swój kres. Niech to się stanie jak najszybciej.
Wszystko się kiedyś kończy, to banalna prawda ale prawda. To co piszę piszę z perspektywy człowieka który ma już znacznie bliżej niż dalej i dlatego być może ta nuta goryczy.
Ale dziękuje za przypomnienie, że trzeba być silnym, coś na ten temat wiem…
Nie chciałam powiedzieć banalnego „musisz być silny”. Uważam, że takie gadanie nie jest ani pomocne ani prawdziwe. Nie trzeba być silnym. To normalne, że w różnych okresach życia możemy doświadczać słabości, korzystać ze wsparcia innych, być mniej produktywnym, zaradnym i twardym. Dajemy sobie wytchnienie. Mówiłam raczej o tym, że po przeżyciu tylu burz (szczególnie tzw. gównoburz), masz może większy dystans i nadzieję, że po każdej burzy wychodzi słońce. Ale rozumiem też tę nutę goryczy. Nie tak powinno być.