Waldemar Piasecki: Białoruś woła o pomoc11 min czytania

12.06.2021

Dymitr Protasewicz. Fot. Youtube

[Z DYMITREM PROTASEWICZEM, ojcem więzionego białoruskiego opozycjonisty rozmawia Waldemar Piasecki]

– Panie Dymitrze, nim porozmawiamy o synu Romanie, najpierw o Panu. Do niedawna był Pan wysokim oficerem armii białoruskiej i wykładowcą Białoruskiej Akademii Wojskowej w Mińsku. Otwierała się przed Panem kariera. Jak się stało, że jest Pan teraz w Polsce? Od kiedy?

Mając czterdzieści sześć lat zrezygnowałem w stopniu podpułkownika Sił Zbrojnych Republiki Białoruskiej w październiku 2019 roku ze służby. Znalazłem pracę w banku. W sierpniu 2020 roku w obawie przed prześladowaniami ze strony władz z powodu działań Romana, wraz z żoną Natalią, opuściliśmy kraj.

Foto: Youtube

Gdzie pracowała? Kim jest z zawodu?

Natalia ukończyła radiofizykę na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym, wykładała wyższą matematykę w Akademii Wojskowej, a następnie pracowała jako bibliotekarka w tajnej bibliotece.

– Można wiedzieć, jak udało wam się wyjechać?

– Wyjeżdżając na Ukrainę. 13 września 2020 r. w Kijowie otrzymaliśmy wizę humanitarną i przyjechaliśmy do Polski. Jesteśmy tu do dziś.

Czy wyjazd Pana i żony Natalii uratował Was przed represjami? Jakie mogły one być?

To oczywiste, że nas to uratowało. Dziś nie rozmawialibyśmy, tak jak rozmawiamy, gdybyśmy pozostali na Białorusi. Przyjazd do Polski uchronił nas przed represjami reżimu Łukaszenki. Mogli wziąć nas jako zakładników i wykorzystać przeciwko naszemu synowi w celu powstrzymania jego działalności czy wręcz ściągnięcia go na Białoruś.

Jaki związek miała decyzja o wyjeździe z zaangażowaniem syna w działalność opozycyjną? Podobno początkowo nie akceptował Pan tego, co Roman robi. Dlaczego? Co okazało się punktem zwrotnym?

Wspieraliśmy naszego syna w jego działaniach, choć nie zawsze je aprobowaliśmy. Ale to jest nasz syn i szanowaliśmy to, co robi. Szanowaliśmy jego wybory. On był pochłonięty tym, co robił. Żył swoją pracą. Przyznaję, że dopiero w sierpniu 2020 roku mogliśmy w pełni zrozumieć, co robi nasz syn. Nasz syn okazał się bardziej wymagający od nas. Dzieci powinny być zawsze lepsze od nas.

Uważa Pan dziś, że Roman miał rację?

Tak, Roman miał rację, czego dowodzą działania władz białoruskich, na które świat patrzy z osłupieniem.

Powróćmy do kwestii osobistych. Co może Pan powiedzieć o Waszej rodzinie? Z jakich okolic Białorusi pochodzicie? Ile macie dzieci?

Urodziłem się w zachodniej części Białorusi, Mój pradziadek Adam, dziadek Franciszek i ojciec Iwan (Jan) to etniczni Polacy. Dziadek przez kilka lat służył w Wojsku Polskim w latach trzydziestych. Żona Natalia pochodzi z Mohylewa. Po ślubie w 1994 roku zamieszkaliśmy w Mińsku. Tam rok później urodził się Roman. Mamy też pięć lat od niego młodszą córkę Tatianę. Kończy niebawem studia chemiczne w specjalizacji polimerów. Jest mężatką, mieszka w Mińsku i to budzi nasz niepokój, bo nie jest tam bezpieczna.

Jak wychowywany był Roman? Gdzie się uczył? Kim chciał zostać?

Od dzieciństwa wykazywał zdolności do przyswajania wiedzy. w wieku pięciu lat czytał już na poziomie trzeciej klasy. Interesował się wieloma rzeczami, przede wszystkim komputerami. Czytał wiele książek, uczył się języków. Szybko bardzo dobrze opanował polski i dobrze angielski. Po ukończeniu szkoły średniej wstąpił na Białoruski Państwowy Uniwersytet Informatyki i Radioelektroniki. Jednak po sześciu miesiącach studiów zdecydował się zostać dziennikarzem i przeniósł na Wydział Dziennikarstwa Białoruskiego Uniwersytet Państwowego.

Czy miał jakichś bohaterów swojej młodości? Wzory osobowe?

Teraz trudno to sobie przypomnieć, ale zawsze chciał być w centrum wszystkiego. Przyciągali jego uwagę znani i doświadczeni dziennikarze. Dużo czytał i pracował.

Podobno był bardzo utalentowny od dziecka. Wygrywał różne konkursy i olimpiady wiedzy…

Tak, Roman wielokrotnie brał udział w olimpiadach z fizyki, matematyki, języków obcych. Roman to inteligentny utalentowany młody człowiek. Jest laureatem wielu olimpiad, w tym międzynarodowych, uczestnikiem konferencji naukowych. Na przykład w 2011 roku kosmonauta Georgij M. Greczko osobiście wręczał Romanowi dyplom laureata na Międzynarodowym Konkursie Kosmonautyki w Petersburgu. W 2017 roku wygrał konkurs dla młodych dziennikarzy z Białorusi i odbył staż w ramach programu Vaclav Havel Journalism Fellowships w Pradze. Miał stypendia także w USA. 30 maja Roman, przebywając już w lochach KGB, został laureatem prestiżowej międzynarodowej Ion Ratiu Democracy Award.

Już w liceum Roman wyaźnienie zwrócił się w kierunku ruchów demokratycznych. W 2011 roku, jako 16–latek został po raz pierwszy zatrzymany za udziała w tzw. „milczących protestach” przeciwko sfałszowaniu białoruskich prezydenckich wyobrów. Był to akt wielkiej odwagi, bo rezim wtedy trzymał się jeszcze mocno. Nie baliście się z zoną wtedy o Romana? Jakie było Wasze podejście do jego zaangażowania? Przestrzegaliscie czy raczej dawali wolną rękę?

Bardzo martwiliśmy się o naszego syna, Natalia często płakała, czasami próbowała go przekonać, żeby uważał, żeby nie wpadł w gąszcz rzeczy, bo to bardzo niebezpieczne. Ale można nas zrozumieć, jesteśmy rodzicami, mieliśmy nadzieję, jak ogromna liczba Białorusinów, że wszystko w naszym kraju zmieni się na lepsze, trzeba tylko poczekać. Ale czas pokazał inną sytuację…

Na studiach dziennikarskich Roman aktywnie zaangażował się w media społecznościowe i publikował w komunikatorze Vkontaktie, pokazując prawdziwe oblicze reżimu Łukaszenki. Zakończyło się to wyrzuceniem syna z Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego. To ostatecznie przesądziło o jego dalszej drodze opozycyjnej, jako niezależnego dziennikarza. Wspieraliście go jako rodzice na tej drodze?

Rozmawiając od serca w rodzinnym gronie, wielokrotnie dyskutowaliśmy, że mało co jest w naszym kraju tak dobre, jak to pokazują w kanałach telewizyjnych. Że rzeczywistość oficjalna narzucana przez reżim, a ta prawdziwa, codzienna, doświadczana przez ludzi to są różne światy. Pod wieloma względami zgadzaliśmy się z Romanem, ale jako rodzice rozumieliśmy, że ta droga jest pełna niebezpieczeństw z powodu reakcji władz białoruskich na takie działania.

W 2017 roku Roman po raz pierwszy stanął przed sądem za udział w zgromadzeniu przeciwko planom zbezczeszczenia masowych grobów ofiar NKWD na terenie lasu w Kuropatach poprzez wybudowanie tam kompleksu biurowego. Jak to przezywaliście?

Wiedzieliśmy, że nasz syn nie jest winny. Sam byłem wtedy na sali sądowej. Zarzuty były nieprawdziwe, wręcz absurdalne.

Kolejnym zaangażowaniem Romana było stworzenie w komunikatorze TELEGRAM kanału Nexta, który odegrał wielką rolę w wyborach prezydenckich, wygranych przez Swietłanę Cichanouską a sfałszowanych przez reżim Łukaszenki. Potem Nexta mobilizowała do protestów przeciwko dławieniu demokracji i praw człowieka. Syn musiał z Białorusi uchodzić. Jak przyjęliście tę decyzję?

Chciałbym wyjaśnić, że syn wyjechał do Polski, zanim wziął udział w projekcie Nexta. Jego wyjazd z Białorusi przyjęliśmy z Natalią bardzo boleśnie, bardzo się o niego martwiliśmy.

Ostatecznie Romanowi nie udało się osiąść w Polsce. Staramy się uwierzyć, że była to tylko wina biurokracji urzędu do spraw cudzoziemców. Kiedy jednak w listopadzie 2020 roku został zaocznie oskarżony na Białorusi o organizację masowych protestów (art. 293 białoruskiego kodeksu karnego), działania naruszające porządek publiczny (art. 342) oraz podżeganie do wrogości społecznej (art. 130), a Mińsk wystąpił do Warszawy o wydanie syna, ten znalazł swoje bezpieczne schronienie na Litwie. Nie na długo. Po białoruskiej akcji terrorystycznej, samolot, którym leciał do Wilna został zmuszony do lądowania w Mińsku. Roman ze swoją dziewczyna Sofią został porwany przez służby Łukaszenki. Co się działo, kiedy ta wiadomość do Was dotarła?

To był dla nas szok, nie mogliśmy uwierzyć, że coś takiego jest możliwe w centrum Europy w XXI wieku.

Czy wiecie co się teraz dzieje z Romanem?

Niestety nie wiemy, co się stało z Romanem. Adwokatowi 31 maja, 1 i 2 czerwca nie pozwolono zobaczyć się z Romanem. Ale w tym czasie, pod presją, został zmuszony do wystąpienia w nagraniu propagandowym na jednym z państwowych kanałów. Kiedy wreszcie po tygodniu, prawnicza (Inessa Oleńska – przyp. redakcji) zdołała spotkać się z Romanem musiała podpisać zobowiązanie do zachowania tajemnicy na każdy temat. Nawet, z jakich artykułów jest oskarżany. Lekarz nie może się z nim zobaczyć, mamy poważne obawy o jego stan zdrowia.

Jaki będzie ciąg dalszy?

W państwie białoruskim nikt nie może odpowiedzieć na to pytanie. Tym bardziej w którymkolwiek z państw demokratycznych.

Co powinna robić w tej chwili światowa opinia publiczna i przywódcy światowi, aby syna i jego dziewczynę Sofię Sapiegę uwolnić?

Roman i Sofia. Foto; Twitter

Zwiększyć presję gospodarczą i polityczną na reżim Łukaszenki, uniemożliwiając jego dalsze istnienie. „Przekonać” Łukaszenkę do uwolnienia Romana i jego dziewczyny, a także wszystkich więźniów politycznych w kraju. Zresztą tu nie tylko o nich chodzi. W ogóle świat powinien się obudzić na to, co dzieje się na Białorusi. Wołamy o to donośnym głosem.

Czy prezydent Biden powinien temat poruszyć podczas spotkania z Putinem w Genewie? Nikt nie ma przecież wątpliwości, że Łukaszenka jest jego kukłą.

Zdecydowanie tak. Wierzymy, że tak się stanie i bardzo o to prezydenta Bidena prosimy. Wierzymy, że to pomoże wyciągnąć z więzienia setki młodych ludzi, których jedyną „winą” był brak zgody na życie w takim państwie.

Mieszka Pan z żoną w Polsce. Jaki jest Wasz status pobytowy? Czym się zajmujecie? Czy czujecie tu bezpiecznie?

Jesteśmy w Polsce na wizie humanitarnej. Pracujemy w jednej z firm ekologicznych we Wrocławiu. Czujemy się całkiem bezpiecznie, bo Polska jest krajem UE.

Czy nie myślicie by wystąpić o obywatelstwo Polski w związku z Pańskim polskim pochodzeniem?

Jeszcze nie zastanawialiśmy się nad tym. Być może trzeba będzie to rozważyć.

Nie obawia się Pan, że Łukaszenko może kazać Pana, oficera białoruskiego, po prostu zastrzelić jako zdrajcę?

Nie, nie boję się. Życie i bezpieczeństwo naszych dzieci jest dla nas ważniejsze.

Reżimowa telewizja białoruska pokazała „wywiad” z Romanem. „Wszystko, co powie Protasewicz, zostało powiedziane pod przymusem – przynajmniej pod przymusem psychologicznym. To, co teraz mówi, jest czystą propagandą, pod którą nie ma podstaw do prawdy” – powiedział lider Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna” Aleś Bialacki jeszcze przed emisją wywiadu. Jaki jest Pana komentarz do tego „wywiadu” syna?

Dla każdego normalnego człowieka jest jasne, że syn został do tego zmuszony. Do czego są zdolne służby wyrosłe z sowieckiego NKWD czy KGB – dobrze wiadomo. Tak to komentują media światowe i postacie życia publicznego. W to też jako rodzice Romana wierzymy. O tym, co przechodził na pewno opowie, kiedy powróci na wolność.

Kadr z „wywiadu” dla telewizji OTN, na który dowieziono Romana. Na rękach rany po kajdankach. Foto: Twitter

Dziękuję za rozmowę.

Roman Protasewicz, więziony w Mińsku opozycjonista, dziennikarz i współredaktor portalu Nexta, ofiara terrorystycznego porwania samolotu Ryan Air na polecanie Łukaszenki , został uhonorowany Medalem 75-lecia Misji Jana Karskiego.

Rodzice Romana Protasewicza akceptując w imieniu syna  wyróżnienie medalowe oraz  wyrażając wdzięczność i podziw  wszystkim, którzy  potrafią zrozumieć sytuację ich syna podziękowali za zrozumienie. Wręczenie Medalu odbędzie się  w najbliższym czasie.

Rozmawiał

Waldemar Piasecki