Jacek Pałasiński: Drugi obieg6 min czytania

12.07.2021

Să vă binecuvânteze!

several labeled bottles on rack
Photo by Vera Cires on Unsplash

To nasz bliski sąsiad, łączą nas z nim silne więzi historyczne, a jednak nasza wiedza o tym kraju jest bardzo ograniczona albo żadna.

Mowa o Mołdawii (Mołdowie, jak wypada teraz mówić), kraju ponad dziesięciokrotnie mniejszym od Polski, ponad dziesięciokrotnie mniej ludnym, ale pięknym, ciepłym i … nieszczęśliwym. Nieszczęśliwym, bo po odzyskaniu niepodległości obsiedli go jak muchy aferzyści, mafiozi i zwyczajni złodzieje na wielką skalę, bo obszerny fragment jej terytorium, leżący po drugiej stronie Dniestru, okupuje Rosja. No i dlatego, że z tych powodów, a także z powodu braku infrastruktury, panuje tam bieda, a jedynym istotnym towarem eksportowym jest wino (Nb. niektóre są wyśmienite, pochodzą głównie ze starych, oryginalnych szczepów, nie tak, jak zachodnioeuropejskie, rosnące na korzeniu amerykańskim dla ochrony przed filokserą).

W Mołdawii odbyły się wczoraj wybory parlamentarne. Jak zwykle walczyły ze sobą dwa ugrupowania: proeuropejskie i prorosyjskie, niezwykle silne. To właśnie agenci i wielbiciele Moskwy doprowadzili Mołdawię do katastrofalnego stanu, w którym znajduje się dzisiaj. (Wszelkie podobieństwa z Polską są nieprzypadkowe!)

Jak pisze największy lokalny portal „Moldova Suverană” (jedyną gazetą drukowaną jest …„Komsomolska prawda w Moldove”!), po przeliczeniu 99,44% głosów w przyszłym parlamencie 62 posłów będzie miała proeuropejska partia prezydent republiki, pani Mai Sandu Partia Akcji i Solidarności PAS, 32 posłów – prorosyjski Blok Komunistów-Socjalistów, a 7 posłów partia antyeuropejskich, prorosyjskich nacjonalistów (?! – proszę się nie dziwić tej schizofrenii, w Polsce też rządzą prorosyjscy nacjonaliści!) z partii Șor (czyt. „Szor”) – Republikański Ruch Społeczno-Polityczny Równość.

„Zakończyła się epoka rządów złodziei” – powiedziała prezydent Maia Sandu, dziękując wyborcom.

Nie bez zazdrości, życzę Mołdawii wielu lat prosperity. I podkreślam, że to spektakularne zwycięstwo nastąpiło mimo systematycznej, brutalnej kampanii propagandowej dominujących w kraju mediów promoskiewskich (znów podobieństwo nieprzypadkowe!), bo trzeba wiedzieć, że większość mediów jest w rękach polityków i uzależnionych od Rosji businessmanów. Wystarczy powiedzieć, że najpopularniejszą siecią społecznościową w Mołdawii są rosyjskie „Odnoklassniki” (tak, tak, kopia kupionej przez Rosjan i doprowadzonej do upadku polskiej „Naszej klasy”), a dopiero na drugim miejscu jest Facebook. Największą stacją telewizyjną jest Prime, która oprócz własnych produkcji retransmituje programy rozrywkowe z rosyjskiego Pierwowo Kanała.

Teoretycznie Ustawa „antypropagandowa” z 2017 r. zakazuje retransmisji rosyjskich wiadomości i komentarzy do wydarzeń bieżących, ale w dużej mierze pozostaje ona martwą literą, a rosyjskie stacje telewizyjne nadal są dostępne i popularne.

Blokowane są tylko media publikowane w okupowanym przez Rosję Naddniestrzu.

To jest ta chwila!

Kuba się przebudziła. Po pełnych napięcia tygodniach z powodu wzrostu zachorowań na COVID-19 (wczoraj 7000 przypadków COVID i prawie 50 zgonów z powodu tej choroby), załamania służby zdrowia i kryzysu gospodarczego, Kubańczycy w całym kraju masowo wyszli wczoraj na ulice, by protestować przeciwko zbrodniczemu rządowi.

To był największy protest przeciwko reżimowi od czasu tak zwanego „maleconazo” z 1994 roku. Ale w przeciwieństwie do tamtego protestu, który wygasł w ciągu kilku godzin, niedzielny protest narastał w ciągu dnia i mimo represji ze strony reżimu rozlał się na całą wyspę.

Mimo że komunistyczne władze wyłączyły internet, portalach społecznościowych jest mnóstwo filmików, relacjonujących przebieg manifestacji i brutalne represje ze strony policji i wszechobecnych tajniaków.

Krzyczano: „Ojczyzna i życie”, „Chcemy szczepionek”, „Wolność” i „Precz z dyktaturą”, „Precz z Diaz-Canelem” („prezydentem” Kuby). W transmisjach z protestów internauci wzywali ludność do „wyjścia na ulice” i dołączenia do protestów. „Teraz albo nigdy”, Matanzas, Ciego de Avila, Santi Spiritus (miasta kubańskie) na ulicy”, „Precz z PCC (komunistyczną partią Kuby), „Naprzód, naprzód Kubańczycy”!

Epicentrum protestów znajdowało się w mieście Matanzas (90 km od Hawany), w którym wprowadzono stan wyjątkowy. Wysłano tam tysiące funkcjonariuszy, którzy bili każdego, spotkanego na ulicy. Ludzie wołali do policjantów: „Przyłączcie się do nas, użyjcie waszych pałek przeciwko opresorom”.

Protesty na wyspie wspierała kubańska diaspora, oczywiście w Miami, ale także w Madrycie i Nowym Jorku.

Na samej Kubie kilku znanych artystów publicznie wzywało do obalenia rządu

W pierwszej linii znalazł się także Ruch San Isidro, jedna z najgłośniejszych organizacji opozycyjnych na wyspie. Nim wyłączono dostęp do sieci, na Twitterze Ruch wezwał „niezależne organizacje społeczeństwa obywatelskiego do mobilizacji i wyjścia na ulice” z hashtagami „To jest nasz moment”, #NoTenemosMiedo (Nie boimy się) #PatriayVida (Ojczyzna i życie) oraz #11 lipca.

Żadne z oficjalnych mediów reżimu nie komentowało demonstracji do godziny 16, kiedy to „prezydent” Miguel Díaz-Canel przemówił w ogólnokrajowej telewizji. W krótkim wystąpieniu obwinił o zaistniałą sytuację rząd Stanów Zjednoczonych i wezwał swoich zwolenników do „wyjścia na ulice w gotowości bojowej”, by stłumić protesty. „Hasło walki jest wydane, rewolucjoniści wychodzą na ulice” – powiedział.

(Pisze dziś o tym wiele światowych mediów; jak zwykle, najlepiej poinformowany jest, „Miami Herald” i jego hiszpańskojęzyczna wersja, przeznaczona głównie dla diaspory kubańskiej „El Nuevo Herald”; z nich pochodzą dwa zamieszczone poniżej zrzuty ekranu).

Jacek Pałasiński