22.11.2021

Nic o bieżących sprawach. Nic o konflikcie na granicy i o tym kto odniósł tam sukces a kto porażkę. Nic o spiżowej postaci prezesa NBP, banku banków, od polityki którego zależy kurs złotego i inflacja (w znacznym stopniu). Nic o tym, dlaczego rząd boi się lobby przeciwników szczepień, ludzi głoszących absurdalne tezy, że każde obostrzenie, każda forma przymusu szczepień lub wprowadzenia restrykcji dla niezaszczepionych narusza ich wolność.
No to o czym warto pomyśleć przez chwilę, uciekając od wszechobecnej w mediach „bieżączki”?
Czas jest trudny, a będzie jeszcze trudniejszy. Rośnie liczba zakażeń, rośnie liczba zgonów. Może to dobry czas, aby przyjrzeć się śmierci, śmierci jako ostatecznego wyzwolenia od wszystkich małych i dużych problemów.
Śmierć jest wszechobecna, dotyka wszystkiego, co żyje, od najprostszych form życia po te najbardziej złożone.
Pomińmy tu świat bakterii i wirusów, pomińmy świat roślin i zwierząt z dolnej granicy skali ewolucji. Zatrzymajmy się na szczycie ewolucyjnej drabiny, tam, gdzie żyją organizmy mające nie tylko świadomość, ale świadomość tej świadomości. To my, ludzie z ich kulturą i obyczajami obejmującym różne zdarzenia i sytuacje. Z wielkiego zbioru tych zwyczajów i wzorów społecznych mówiących jak postępować w danej sytuacji wybierzmy te, które dotyczą śmierci.
Wprawdzie pewne prymitywne zwyczaje symbolicznych zachowań możemy zaobserwować również wśród zwierząt, na przykład słoni, to jednak tylko człowiek jest tym zwierzęciem, które zbudowało ogromną ilość obrzędów i rytuałów związanych ze śmiercią.
Zostawmy starożytność, piramidy i grobowce władców, zostawmy różne, występujące współcześnie szokujące dla nas obrzędy związane z pogrzebem, z pożegnaniem zmarłego, z niewyobrażalnym dla nas obrządkiem występującym we współczesnym Tybecie, a polegającym na poćwiartowaniu zwłok i wystawieniu ich na żer dla dzikich zwierząt i drapieżnego ptactwa. (Zajmuje się tym specjalny człowiek tak jak w naszej kulturze grabarz).
Każda kultura ma swoje specyficzne obrzędy. Nawet w obrębie tej samej grupy etnicznej, tego samego narodu występowały i występują różne formy zachowań związanych z pogrzebem. Formy te zmieniają się w czasie; coś, co jeszcze pięćdziesiąt lat temu w niektórych częściach kraju było normą, zwyczajem, na przykład nocne czuwanie w domu zmarłego, jest już tylko zapisem etnograficznym.
Żyjemy w kraju, który cechuje się dużą wrażliwością wobec śmierci. Polska jest krajem, w którym nadal najbardziej powszechną formą pogrzebu jest pochówek na cmentarzu komunalnym lub parafialnym. Cmentarze są pełne marmurowych grobów, których koszty są niekiedy nieproporcjonalne do zasobów finansowych rodziny. Święto Zmarłych to dzień masowych migracji Polaków podróżujących po kraju w celu odwiedzenia grobów bliskich osób.
Śmierć jest ważna, tradycyjne pojmowanie śmierci ma się dobrze, pochówek do ziemi jest nadal najczęstszą formą – a nie kremacja. Rosnąca liczba kremacji nie prowadzi do odejścia od grzebania w ziemi – kamiennych najczęściej – urn z prochami. Nadal nie ma rozwiązań prawnych umożliwiających wysypanie prochów zmarłego w wybranym przez niego miejscu, na przykład nad morzem, nadal nie ma cmentarzy leśnych, w których prochy chowane są pod wybranym drzewem, w biodegradowalnej urnie, tak aby stały się częścią drzewa.
Jest to już możliwe u naszych zachodnich sąsiadów.
Tej tradycyjnej formie pogrzebu z zewnętrznymi wskaźnikami żalu i smutku po stracie bliskiej osoby widocznymi w okazałych grobowcach nie towarzyszy codzienna świadomość śmierci, jej normalności, zwykłości. Mamy skłonność do myślenia magicznego, polegającego na przekonaniu, że śmierci nie ma, nie ma – bo przecież ja żyję, to inni umierają, ja nie umarłem. Śmierć jest rytuałem, nie jest czymś, czym należy się przejmować i robić wszystko, aby jej uniknąć.
Teraz, póki można.
Tylko tak mogę sobie wytłumaczyć powszechną niefrasobliwość większości polskich obywateli, którzy „olewają” proste reguły noszenia maseczek, trzymania dystansu czy dezynfekcji rąk, nie mówiąc o nieszczepieniu się, gdy można, gdy to szczepionki czekają na chętnych, a nie odwrotnie, jak było to na początku pandemii.
To co musi się stać, aby Polacy zmienili swoje zachowania w czasach epidemii?
Ilu jeszcze ludzi musi umrzeć, aby przeciwnicy szczepień zmienili zdanie?
Jak wielka musi być zapaść służby zdrowia i paraliż opieki szpitalnej, krańcowego zmęczenia ludzi: ratowników, lekarzy, pielęgniarek i pielęgniarzy?
Może widok samochodów-chłodni stojących pod szpitalami dlatego, że zbrakło miejsc w szpitalnych lodówkach, może widok sznurów karetek podjeżdżających pod kolejne szpitale w nadziei, że znajdzie się miejsce dla chorego, bo może właśnie ktoś umarł i zwolnił miejsce spowoduje zmianę w podejściu do śmierci.
Do naszej śmierci!
Pamiętamy takie obrazki i z Polski, ale i innych krajów europejskich. To było zaledwie rok temu.
Odnoszę wrażenie, że tylko rządzący i zakłady pogrzebowe są zadowoleni z sytuacji, jaka narasta. To, że branża funeralna – to rozumiem, ale dlaczego rząd?
Z wielu błędów i zaniechań, jakie można zarzucić rządzącym te, które dotyczą walki z epidemią, najbardziej obciążają ekipę sprawującą obecnie władzę. Wszystkie delikty konstytucyjne, łamanie zasad praworządności, krańcowe upolitycznienie prokuratury i sądów, całkowita nieodpowiedzialność prezentowana przez prezesa NBP, sprowadzenie do karykatury posiedzeń i debaty sejmowej to „mały pikuś” przy całkowitej bierności i nieudolności władzy na froncie walki z epidemią. Tą epidemią, z którą świat zmaga się od roku.
A co będzie, gdy pojawi się nowa, jeszcze bardziej zjadliwa choroba, nowa epidemia?

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
