Zbigniew Szczypiński: Refleksje po sejmowym spektaklu4 min czytania

27.05.2022

sejm
Res. Ewa Maziarska

Ziobro górą, Duda dołem, Unia na wirażu. Tak najkrócej można skwitować wczorajszy spektakl w sejmie i to, co dotarło do widza (ciekawe ilu ludzi to oglądało).

.

.

.

Może jednak nie tylko o didaskaliach sejmowych, chamstwie i głupocie polityków i nieustannej licytacji: co, kto, kiedy zrobił, gdy był u władzy.

Elementem stałym w tym spektaklu są Polacy. Społeczeństwo polskie – czy, jak kto woli, naród. Politycy się zmieniają, do władzy dochodzą różni ludzie. Poczynając od lat 90., bo wtedy uzyskaliśmy prawa wyborcze, w Polsce rządziły różne ekipy, różni ludzie. Różni a wszyscy z mandatem wyborczym.

No to jak to jest? Polscy obywatele i obywatelki przez ponad trzydzieści lat od odzyskania wolności, powierzali rządy ekipom i ludziom tak różnym, tak różnie pojmującym czym jest demokracja, społeczeństwo obywatelskie i prawa człowieka?

To może są to puste pojęcia, takie dla pięknoduchów, a nie zwykłych zjadaczy chleba?

To może trzeba wyzbyć się marzenia, że demokracja to niczym nieskrępowana wola ludu wyrażana w procesie wolnych, powszechnych, tajnych, równych i bezpośrednich wyborów, w których wolni ludzie, świadomie wybierają swoich przedstawicieli do władz, skoro tych obywateli jest tak dużo, że demokracja taka jak w starożytnych Atenach, jest już niemożliwa z technicznych przyczyn?

Słuchając wczorajszych wystąpień niektórych wybrańców narodu można było zwątpić w tę wizję demokracji do końca.

Chciałbym teraz odwołać się do takich pojęć jak te używane w wojsku, ale i w teorii organizacji i zarządzania. Mam na myśli wyraźnie różnicowane poziomy: działań operacyjnych, taktycznych i strategicznych. Czasem też przywoływany jest poziom najwyższy – poziom misji jako najbardziej ogólnego celu, dla którego realizacji podejmowane są te wszystkie działania.

Przyglądając się „wybrańcom narodu”, widzimy wyraźnie, że ogromna większość z nich to ludzie do działań operacyjnych, wykonujących polecenia jakichś wodzów, liderów czy innych przewodniczących. Karnie podnoszą rękę, naciskając wskazany przez kierownictwo przycisk na klawiaturze do głosowania. Jeżeli się czasem wyłamią, to jest to tematem medialnym i tyle. Nie wierzę, że w 460-osobowym Sejmie, składającym się z ludzi myślących samodzielnie, których możliwości intelektualne umożliwiają im rozumienie taktyki, a nawet strategii działania, byłyby możliwe takie wolty jak te, które widzimy stale. Jeżeli ktoś rzuca w przestrzeń do opinii publicznej zapewnienia, że to, co robi, to obrona polskiej suwerenności i żadna Unia nie może nam nic kazać, mówić, jak ma wyglądać polski wymiar sprawiedliwości i sądy, a potem karnie wciska guzik za przyjęciem ustawy niezgodnej z tym, co głosił jeszcze tydzień wcześniej, to nie jest to żaden poseł, żaden podmiot polityczny, to tylko prosty żołnierz do działań operacyjnych.

Taka struktura wybrańców jest, jak sądzę, odzwierciedleniem struktury wyborców.

Ogromna większość elektoratu to ludzie bardzo rzadko myślący o sprawach większych niż takie jak: gdzie wyjechać na urlop, co kupić na obiad, jak załatwić jakąś sprawę w gminie czy szkole, do której uczęszcza dziecko. Polska, praworządność, podział władz czy prawa człowieka i obywatela, to dla nich puste słowa. Pustkę tę wypełnia przekaz medialny płynący z tych mediów, których dany obywatel słucha. Głębokość podziałów pomiędzy obywatelami żyjącymi tu i teraz, w Polsce, jest wprost proporcjonalna do treści, jakie przekazują partyjne media pod światłym kierownictwem Jacka Kurskiego, tego od „ciemny lud to kupi” i stałym nadzorem naczelnika z Nowogrodzkiej, zatrudniającego całe sztaby usłużnych socjologów i politologów, wskazujących bieżące cele partyjnej propagandy. To jest duża maszyna polityczna mająca swoich profesorów, w tym wielu znacznie lepszych niż niejaki Czarnek.

Poziom taktyki ma niewielką, ale wyraźną liczbę przedstawicieli. To oni występują w mediach, przedstawiając stanowisko ugrupowania, do którego należą. Znamy ich twarze, znamy ich mocne i słabe strony jako polemistów w debacie. To są aktorzy w teatrze politycznym. Aktorzy, a nie reżyserzy. To do reżyserów należy podejmowanie decyzji strategicznych, wyznaczania kierunku, w którym ugrupowanie będzie zmierzać. Reżyserów politycznych znamy po nazwisku. Czasem następuje zmiana i pojawia się ktoś nowy, ale to raczej rzadkie przypadki.

A czy mamy ludzi od określania misji, tego najbardziej ogólnego celu, jaki stawia sobie partia polityczna czy ugrupowanie działające na politycznym rynku?

Mamy, ale tu jest wyraźny niedobór kadr i brak ruchów pozwalających mieć nadzieję na to, że taka wizja zostanie wypracowana i porwie ona ludzi by poszli na wybory i zakończyli ten żałosny spektakl grożący nam wszystkim totalną katastrofą.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.