Andrzej Lewandowski: Granie w dziada?4 min czytania

12.06.2022

ECHA WYDARZEŃ: Żonglerka opiniami… jak żonglerka piłką. Która – jak mawiał Pan Kazio – jest okrąglutka.

W Lidze Narodów UEFA w meczu wyjazdowym remis. 2:2, a spodziewaliśmy się manta. Bo przecież niedawno Holendrzy nalali Belgów, Belgowie zaś udzielili lekcji futbolu naszym tuzom, stającym w komplecie asów… A tu jeszcze – trener zdecydował jeszcze, że gramy bez Pana Roberta (siły na lepsze czasy), a granie filara obrony wyznaczył na końcowe minuty…

Przyjaciel – kibic pesymista popisał mi się telefonicznym żartem: „Mógł jeszcze zrezygnować z bramkarza… Chociaż – nie, Holendrzy mogli to zrobić, bramkarz nie będzie im potrzebny…”

I co – Stefanku? Nieobliczalny jest sport, a futbol na liście niepoczytalnych bryluje… Mieli z naszymi „grać w dziada” (popularny środek treningowy), a… 2:2 i z polskiej strony styl przyzwoity. I sił wystarczyło, a nie tak dawno styl był głęboko prowincjonalny, zaś para z graczy uszła po pierwszej połowie…

Czyli – „COŚ” jest chyba w głowach, nie tylko w nogach.

Może wściekłość na siebie wreszcie przepędziła nastroje samouwielbienia, a przez to sportowa złość wzięła górę nad „jakoś to, i tak będzie… Może zmiana kadrowa okazała się wyjęciem korka z butelki szablonu? Że, jeśli nie ma X, to można grać „na siebie”? Jak w kolarstwie, gdy się przestaje być „woziwodą”, a samemu rusza po koszulkę…

Może bardzo dobry wynik wziął się też, po części z tego, że faworytom wystarczyło pasji na kwadrans. Gdy przegrywali – sensacyjnie – 0:2… Ale, to ich ból, nie nasz. Jak ich stratą jest, że przegrali ostatnią szansę – „z wapna” tuż przed gwizdkiem…

My się kontentujmy tym, co wykonali nasi… I uczmy się tym meczem tak, jak się odbyła część „dokształtu” po belgijskiej lekcji… Wynik – doceniać, prawdy nie zaklaskać… W końcu – wypuścić mecz, w którym ma się 2:0, to… nie jest wyzywanie burzy braw… Gramy dalej, a – jak przypominał przywołany w pierwszym zdaniu Świętej Pamięci Pan Kazimierz – bramki są wciąż dwie…

Warszawa miała i ma podobno mieć prawdziwy stadion lekkoatletyczny. Gdzie miała i gdzie popełniła jeden z grzechów głównych – „Skra”. Geograficznie odległe Suwałki mają taki stadion, że odbyły się tam – udane – mistrzostwa Polski. Na dawnej „Skrze” Maniek Woronin przebiegł 100 metrów w 10 sekund; po dziesięcioleciach wciąż jest rekordzistą, a sobą przyozdobił suwalską trybunę. Dojrzałem w TV, zadzwoniłem, żeby mi pomachał… Jako staremu kumplowi; przecież krótko razem społecznie doradzaliśmy ministrowi sportu… Temu – z najlepszych…

Chyba fajne to były mistrzostwa, choć w odbiorze trudno im konkurować z tym, o czym w pierwszej części. Wyniki satysfakcjonujące i obiecujące. Ja się dziś nie fascynuję świeżymi światowymi rankingami, bo po prawdzie pojawią się dopiero, gdy na tym samym starcie stanie komplet asów.

Ale ciekawie – było, a obiecująco – jest. Jeśli przecież młot lata ponad 80 metrów, jeśli grupa pań pod wodzą trenera Matusińskiego tak biega na 400 metrów, że wprawdzie rekord Ireny Szewińskiej (49,28 – jeśli ktoś zapomniał; rok 1976) jest snem złotym, to w bieganiu sztafetowym chyba nikt nie ma takiej stawki… Panna Swoboda dała radę z barierą 11 sekund; jedna setna lepiej. Nie dla tabel, bo wiatr był za duży, ale w głowie pewnie nowe postanowienie… Ciekawi sprinterzy – sztafeta połamie rekord… Płotki – też, i tak dalej. Wygląda TO dobrze, mimo strat kadrowych wywołanych decyzjami mistrzów średniego dystansu – Krzszczota i Lewandowskiego o metach karier… Jest ruch w interesie…

Kończę „ marginesem”. Na nim – młot.

a) Pilnie obserwuję jak się rozwija rywalizacja Nowicki – Fajdek. Długo ton nadawał mistrz świata, teraz dyryguje mistrz olimpijski. I w tle rywalizacja trenerów. Przy Nowickim – pani Asia Fiodorow – w ostatnich igrzyskach jeszcze olimpijka. Ładny, damski debiut, w konkurencji – wydawałoby się dla panów wymyślonej.

Przy panu Fajdku – pan Szymon Ziółkowski, drzewiej złoty młot olimpijski, chyba matematyk z wykształcenia, a późno – trener – z wyboru; działacz i kiedyś poseł…

No, i pani Anita Włodarczyk – prymatu nie broniła, bo… jakiś mięsień trzeba najpierw „zacerować”. Ruszyła w pościg za amatorem jej auta. Jasne, że go dopadła, ale… Nie wiedział z kim zaczyna…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii