12.09.2024
ECHA WYDARZEŃ
Wciąż w olimpijskim duchu , choć w nastroju odległym od tzw. pokoju olimpijskiego. Niestety.
Były blaski, są niesnaski. Drugie- z metą trudną do przewidzenia. Tak się światek sportowy zasupłał, a tendencje z tzw. układów przekształciły się w węzeł jakby w gordyjski. Kto ma ostrzejszy miecz, by węzeł przeciąć – tego nie wiem, ale że sport mamy chory już widać gołym okiem… Chorutki za sprawą wpływów zewnętrznych i swego rodzaju oportunizmu środowiska własnego… Bezrefleksyjnie podnosiło się łapki do góry, to… jest, co jest.
Orderowanie już się odbyło. Kto dał radość za paryską sprawą, ma coś bardzo cennego „na klapę, albo i na szyję”. Gratulacje i potwierdzenie społecznego uznania. Ale ogólne wrażenie zostaje inne- jako reprezentacja nasz sport przegrał. Wedle porównań historycznych, aspiracji, prognoz, i skromnej liczby dzwoniących medalami punktów.
Brzęk orderów analizy nie zmieni. Nawe, jeśli pamięć historyczna podpowie, że dawni mistrzowie bywali w tym względzie traktowani może nadto wstrzemięźliwie…
Zresztą wystarczy zerknąć w zapisy encyklopedyczne (także na internetowej stronie PKOl), by samemu dokonać porównań… Ale – co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr- jak głosi stare określenie… Także to, iż na fotkach z uroczystości widzę „stroje dowolne”, a nie np. galę, która podobno bez zastrzeżeń podbiła gusta grona PKOl…
Ważny margines. Czekam na podobną wieść o gali za sprawą paryskich dokonań paraolimpijczyków. Ich dokonania są imponujące. Polska reprezentacja zdobyła 23 medale: osiem złotych, sześć srebrnych i dziewięć brązowych, co dało im 16. miejsce w klasyfikacji medalowej.
Wizyta na poziomie premiera przypomniała dokonania. Nie tylko jako bilans medalowy, choć i to ma inną wymowę niż uzysk w olimpijskiej rewii ludzi w pełni zdrowia, wytrenowanych, ścigających rekordy, artystów zawodowych tworzących spektakl olimpijski. Tu gra ma stawkę podobną, ale wymowę jeszcze bogatszą. Starania nie tylko o widowisko, lecz pokaz sił, determinacji w boju o siebie. O normalność, gdy los szans poskąpił.
Sprawni inaczej- po prostu. A przez owo “inaczej”, może nawet bardziej. Wbrew wszelkim przeciwnościom, jako wzór osobistego rekordu w boju o NORMALNOŚĆ. Za sprawą sportu, jako formy terapii.
Owszem, rażą mnie trochę tendencje do czerpania wzorców z ruchu olimpijskiego – profesjonalizmu dla wybranych z wybranych. Ale jako wzór, doświadczenie, lekcja optymizmu- ruch paraolimpijski ma wciąż jeszcze wymowę agitacji dużo większej niż ta oprawiona w medale z rekordami. Czekam na zaorderowanie…
Co jeszcze o poolimpijskich blaskach i cieniach? Że w sumie drugie wzięło górę nad pierwszym. Co się dzieje w PKOl, to jeden gigantyczny grzech środowiska; także tych, którzy do namalowaniu obrazu rękę przyłożyli. Co, wedle mnie, nie usprawiedliwi oportunistów wewnątrz. Za mało w nich poczucia wiary w pasję, własne siły, za łatwa zgoda na teorię, że czasy inne, że stan kasy ważniejszy od logiki, że wszystko można kupić – byle było za co; i jeśli jeszcze można zarobić, to…
Uczestnicząc w alarmowaniu (nie od dziś, nawet od wczoraj), trudno odejść od wspomnień osobistych. Miałem udział w PKOl przez dziesięciolecia. Wspominam sobie obrazami:
Udział w komisjach sportowych. Na finiszu szefowanie komisji ATLANTA. Do Atlanty nie pojechałem- ani solo, ani w towarzystwie. Nawet o tym nie pomyślałem; a góra PKOl- też. I słusznie. Miary na garniturek wyjściowo- olimpijski też mi nikt nigdy nie zdejmował, bo i po co- jeśli nie jest słany urzędowo… Różne drobiazgi- ręcznik olimpijski, filiżanka firmowa, plakietka. Czasem kalendarz.
… Przez jedną kadencję byłem nawet członkiem prezydium PKOl. Spotykaliśmy się, „ po robocie”, jako działacze społeczni. Fakt, bywało, że panie stawiały kanapki, bo “prezydianci” bez obiadu.
Siadywałem obok Gienia P. Był już ważna osobą w MEN, ale nie pamiętam by przywoziło go służbowe auto. Dojeżdżał kanarkowym maluchem, który poza benzyną bardzo „brał olej”…
Pamiętam, raz było „wystawnie”. Prezes miał może imieniny, może urodziny, ale na zamknięcie obrad wystąpił z zaproszeniem. „ Idziemy vis a vis. Stawiam butelkę, i po śledziu. Kto zechce więcej- sam płaci…” Jakoś mi zostało w pamięci.
Właściwie- wróciło, gdym czytał, jak to w Paryżu i w salonikach bywało… Dziś pewnie paru by wytknęło, żem głupi był, bo mądry, to coś „z tego” powinien mieć. Może co miesiąc, albo przelewem…
Kończę wątek pytaniem ze współczesności. Jak z kasą w PKOl, gdy lawiną nadchodzą wiadomości o sponsorskich wątpliwościach i decyzjach, a sieć alarmuje, że podobno nie ma jak wykonać zobowiązań premii za medale? Bujają, kolportują ploty, czy – wiedzą? „Słowo się rzekło, uchwały ogłosiło, a gdzie dziś kobyłka? Czeka w stajni, czy …?
Koniec wątku. Kolejny to KOLARSTWO. Sercu i pamięci wciąż bliskie. Znów- plusy zmieszane z minusami. PLUS- to pani Kasia Niewiadoma. Wygrała Tour de France, jest świetna- na szosie i w dniu powszednim. Sponsorzy też ją wielbią. Widzę w TV jak sobą przyozdabia reklamowe filmiki. Podobno kiedyś, u zarania kariery, mawiano, że jest za ładna na „szosowe cierpienia”. A ona zadała cios prognozie. Urodziwa, skora do uśmiechu wciąż dziewczęcego, a jednak mistrzyni roweru. Z dobrą pamięcią- jednym z dowodów niedawna wizyta w rodzinnej wsi pod Limanową; tam nastrój nostalgiczny i familijny; a równocześnie wciąż zimna głowa plus kalkulacja. Od kilkunastu lat mieszka w Hiszpanii, kolarsko reprezentuje grupę niepolską. Mąż Amerykanin; też ze świata kolarskiego; razem trenują, mają wspólne pasje artystyczne. Realia sprzyjają. Opinie, że w rodzimych warunkach nigdy by do takiego pułapu nie doszła- jakoś uwierają. Zwłaszcza, że w tle są wieści, że nawet srebrna medalistka olimpijska też zmienia status, bo wprawdzie tor nowoczesny mamy, ale pieniędzy na trenowanie nie staje; w związku bałagan, więc… czas uciekać na szosę. A może – i w świat… Gdy się widzi, jak w bałaganie oraz długach tonie świetna tradycja, a mają do tego obowiązywać „lojalki” (co u nas wyłącznie związkową sprawą), to jak ma serce nie pobolewać? Zresztą sam układ na szosie już alarm niesie. Nie boli? Nie głupio?
Panowie działacze kolarscy i tzw animatorzy sportowi wszystkich opcji i szczebli- zasnęliście? Za was nikt kolarstwa nie odrodzi, długów nie zlikwiduje, komornika nie przepędzi. Nie fizycznie, ani śmieszną lojalką, lecz wzięciem byka za rogi decyzjami- oczywiście…
PIŁKA. Nie ma za co komplementować, od narzekania wszystko boli. Znów dwakroć kiepskie granie – w Lidze Narodów, wynikowo raz fart, raz zasłużony niefart. Z elegancji- tylko trener; ma dobrego krawca i lubi efektownie wyglądać. Ale to wciąż za mało, by granie było eleganckie i skuteczne. Z pomysłem. Nie powiem- jak niektórzy krytycy- że nie chcą. Ale prawda jest taka, że nie potrafią, więc nie mogą. A taki weteran boisk, prawie 40- latek Modric wciąż chce, potrafi i pokazuje co znaczy kochać tę robotę. My trwamy w sytuacji niebywałego rozmnażania się analityków przed kamerami, doradców i budowniczych nastroju zamiast poprawy uczucia… smaku nowości na boisku. Bo nowe nazwiska, to drużynowo wciąż nie nowość…
Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego “Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
Ruch na tyle okrzepł udowadniając to sukcesami, że niepotrzebne już mu dodatkowe kółko, więc “poprawność polityczna” skrzeczy, iż: paralimpiada, paralimpijczyk, paralimpijski.
Pozdrawiam.