Zbigniew Szczypiński: Albo, albo…5 min czytania

05.09.2022

Zbliża się czas wyborów, czas podejmowania decyzji na kogo oddać głos. Wybory to podobno święto demokracji — a demokracja to podobno rządy ludu. Każde ze słów, jakie padły w poprzednim zdaniu, znaczy zupełnie coś innego niż wtedy, gdy rodził się termin demokracja, a było to bardzo dawno temu w zupełnie innym świecie, w starożytnej Grecji, w miastach-państwach, w których garstka wolnych obywateli obsługiwana była przez rzesze niewolników. Demokracja ateńska to piękna idea ale mająca wartość tylko historyczną.

Jesteśmy tu i teraz, w Polsce, w której od siedmiu lat władzę sprawuje jeden człowiek, który ma tyle wspólnego z demokracją, co ja z muzyką Zenka Martyniuka — czy jak tamten idol Jacka Kurskiego się nazywa. Wybory parlamentarne są za rok — a to, że ich termin zbiegł się z wyborami samorządowymi, jest rezultatem decyzji prezesa, przedłużającej kadencję samorządowców. Teraz, wiedząc, że w wyborach samorządowych „Zjednoczona” Prawica zdecydowanie przegra (a to jeszcze bardziej zmniejszy jej szanse na wygranie wyborów parlamentarnych), prezes postanowił przesunąć termin wyborów samorządowych.

To, plus prawdopodobna zmiana ordynacji wyborczej, pokazuje jasno – Jarosław Kaczyński zrobi wszystko, a nawet więcej, aby wygrać.

Jeśli nie wystarczą manipulacje prawem wyborczym, to na szeroką skalę zastosuje się oszustwa przy urnie – tak, jak to miało miejsce wyborach prezydenckich, gdzie w DPS ach i innych tego rodzaju placówkach wszyscy pensjonariusze „głosowali” na Andrzeja Dudę.

Teraz będzie jeszcze gorzej.

Na jednym z ostatnich spotkań ze swoimi zwolennikami (bo nie z obywatelami przecież) prezes zapowiedział powołanie armii, składającej się ze zwolenników PiS; armii, która będzie nadzorowała przebieg wyborów w każdym miejscu, w każdym punkcie wyborczym. Zapowiadając powołanie takiej armii wolontariuszy – komisarzy społecznych, powiedział też, że taka jest potrzeba, bo Tusk zapowiada sfałszowanie wyniku wyborów do Sejmu i Senatu. Fałszować będzie Tusk i cała opozycja, a nie PiS, który opanował wszystkie instytucje, od których działalności zależy przebieg wyborów i ogłoszenie ostatecznych wyników.

Wszystkie te instytucje, od Państwowej Komisji Wyborczej po Sąd Najwyższy, który ogłasza wyniki, są opanowane przez PiS. PiS ma telewizję, kiedyś publiczną a obecnie partyjną, ma cały aparat państwa z jego premierem, ministrami i państwowymi pieniędzmi, za które będzie prowadził kampanię wyborczą. Trudna — a nawet dramatyczna — sytuacja wielu ludzi, wywołana wysoką inflacją i kryzysem energetycznym wykorzystywana jest do rozdawnictwa pieniędzy, 13, 14, a nawet 15 emerytury jako „prezenty od Jarka” — jak wołała na wyborczym wiecu niezapomniana Beata Szydło, wówczas premier polskiego rządu.

Te wszystkie przykłady, a jest ich znacznie więcej, pokazują poziom determinacji rządzących, aby władzy raz zdobytej nie oddać nigdy. Jak trzeba — to zmieni się ordynację, jak trzeba — to zmieni się termin, skróci lub wydłuży kadencję, jak będzie trzeba — to przełoży się termin ogłaszając stan wojenny, jak trzeba — to wyprowadzi się wojska obrony terytorialnej na ulice, jak trzeba — to będzie się strzelać do tych, którzy nie są za PiS-em; bo to nie są przecież Polacy. Tak wprost powiedział to Jarosław Kaczyński na jednym ze spotkań w Stalowej Woli czy innym mieście.

Znając skalę korupcji politycznej i liczbę ludzi, których pozycja i pieniądze zależą od tego, czy rządzi PiS, wiem jedno – to są ludzie bardzo zmotywowani, aby wybory wygrać. Przegrana oznacza katastrofę, nie polityczną, a życiową.

A co mamy po drugiej stronie?

Pracowitego Donalda Tuska, dobrze wypadającego na spotkaniach z młodzieżą Rafała Trzaskowskiego, chaotycznego Szymona Hołownię i nieobecnego Czarzastego. Nie widać wielkiej motywacji i ożywienia mas członkowskich. Impreza Campus Polska była świetna, ale teraz potrzebne są różne formy w we wszystkich miastach i miasteczkach. Pokazały polskie kobiety, jak można stworzyć sieć liderek w całym kraju, jak na wezwanie kierownictwa ogólnopolskiego strajku kobiet w ciągu godzin, a nie dni czy tygodni, działy się fajne rzeczy w całej Polsce.

Jarosław Kaczyński zmienia kierownictwa w rejonach, motywuje i kontroluje ich liderów, sypie pieniędzmi dla swojego ludu. Wynik jest, jaki jest – wszystkie sondaże wskazuję na to, że PiS nie będzie miał wystarczająco wielu posłów, by utworzyć rząd. Wybory są jednak za kilkanaście miesięcy. Można jeszcze wiele zrobić, gdy ma się możliwości, pieniądze i motywację. PiS ma te wszystkie atuty, a co ma opozycja?

Nie wystarczy mieć rację i wszystkie dowody na to, że PiS łamie Konstytucję, niszczy trójpodział władz, będący fundamentem państwa prawa, że chce wyprowadzić Polskę z Unii i wpaść w czarną dziurę na arenie międzynarodowej. Wybory to takie wydarzenie, w którym każdy ma jedną (teoretycznie) kartkę wyborczą — i to, co na niej zakreśli przesądza o wyniku. Nie trzeba subtelnych analiz, by wiedzieć, że to jest fikcja, bo tak naprawdę liczy się siła propagandy; a ta zależy od dysponowanych pieniędzy. Ten, kto już rządzi — ma zdecydowaną przewagę nad tym, co chce rządzić.

Aby była zatem szansa na wygraną nie wystarczy mieć rację – trzeba naprawdę chcieć i robić znacznie więcej niż to, co dziś widać.

Jeżeli Jarosław Kaczyński dostanie trzecią kadencję (czyli coś, co dotychczas nie udało się żadnej ekipie), to koniec Polski — takiej, jaką znamy, takiej, jaką chcielibyśmy mieć — jest pewny. Nawet nasza niedoskonała demokracja jest ogromną wartością wobec satrapii tego starego człowieka, który powiedział już kiedyś, że chce zostać emerytowanym zbawcą Polski. Takiej Polski, jaką on chce mieć.

Niedoczekanie!

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.