Andrzej Lewandowski: Taniec przy siatce5 min czytania

06.10.2022

ECHA WYDARZEŃ: Nie jestem w nastroju do żartów, raczej do zadumy. Seria odejść Kolegów po zawodzie dziennikarsko – sportowym. Także Przyjaciół, z którymi dzieliłem zapach farby drukarskiej. TO raczej wywołuje wspomnienia, a towarzyszenie sportowi przecież polega m.in. na prognozowaniu przyszłości…

Ale – zawód, to zawód. Jednak druga natura, więc… A to „nowe dziennikarstwo sportowe” jawi mi się (pewnie niesłusznie) jako siermiężne, podwórkowo – żargonowo – paskowe, „pomponikowe”, mało twórcze…

  • Kocham siatkarki. Więcej – kochałem je, gdy jeszcze przegrywały z Dominikankami, Turczynkami, Serbkami… Bo traciły punkty w mistrzostwach świata, ale za każdym razem były dzielne. Bez nastroju, że jeśli nie idzie, to nie idzie; każda akcja ważna, każda piłka ważna; pasja walki do końca. Bez przekładania aspiracji „na później” – bo może w następnym meczu będzie z górki.

Nie wiem, ile jest w nastroju wpływu włoskiego trenera, a ile wewnętrznej, harmonizowanej w jedność pasji zgrabnych i urodziwych pań; wiem, że zespół jako całość jest dzielny. Ma klasę i temperament; sport pierwszej wody, wdzięk płci nadobnej przypisany…

Lubię, po prostu lubię… Przypominając sobie, jak to (było?) kapitanka tej drużyny, przy jakiejś klubowej okazji zadeklarowała striptiz, jeśli przyjdzie wygrana… I chyba słowa dotrzymała…

Panie – sobą dokumentują, co to znaczą – pasja i sportowa złość. Nalać 3:0 mistrzynie olimpijskie z USA to nie tylko przykład siły sportowej, lecz też siły woli… Taniec po meczu oceniam nie jako uświęcony obyczajem gest, lecz jako rzeczywistą eksplozję. Radości, z wykonania tego, co w prognozie i teorii było niemożliwe…

  • Nie będę uczestniczył w stawianiu znaków zapytania przy decyzji Igi Świątek, że tym razem reprezentacja nie będzie miała z niej pociechy. Raczej daję wiarę argumentom młodej mistrzyni. Że ochota – jest, ale kalendarz turniejów do luftu. Mało czasu na podróże, a przecież gwałtowna zmiana stref czasu, bez adaptacji (fachmani twierdzą – godzina różnicy, obowiązkowo dzień przystosowania się do nowych warunków), to groźba. Że organizm się zbuntuje, że naglony do dania maksymalnego wysiłku odpowie kontuzją, albo „po prostu” – nie da się zagrać tak dobrze, jak „kierownikowi zakładu” przystoi…

Ja młodej mistrzyni o tanie wygodnictwo nie posądzę; dam wiarę szczerości…

Piłka. Bez niej kibic nie żyje. Z nią… miewa wątpliwości. Czytam dyskursy o kadrze na mistrzostwach świata. Tam m.in. – że pan Milik nie sprawdza się w reprezentacji, a „dzisiejszy” pan Krychowiak to nie dawna podpora, lecz ryzyko kartek; do tego jest mało „ograny” w mocnym klubie… A dzień później medialne zachwyty. Że pan M. oczarował grą całą Italię, a pan K. strzelił dwa takie gole, że palce lizać… I już nie ma dowcipasa, jak to skazaniec w ostatnim życzeniu prosi, by doń strzelał pan M…

Czyli – jak zawsze, na huśtawce… A niby – uczenie.

  • Jak futbol, to i pieniądze. „Przegląd Sportowy” dokopał się do interesującego pokładu wiedzy o współczesnych normach piłkarskich. A chodzi o finansowe tło przejścia Roberta Lewandowskiego do Barcelony.

GRA W SUMY:

– 25 mln euro, a przy spełnieniu wszystkich pięciomilionowych bonusów, 2,5 mln.

– Tej kwoty nie otrzyma jeden klub, a zostanie podzielona między Borussię Dortmund, Lecha Poznań, Legię Warszawa, Znicza Pruszków, Deltę Warszawa i Varsovię. Każdy z nich dostanie proporcjonalnie swoją część w zależności od tego, ile czasu Lewandowski w nim spędził. Każdy sezon między 12. a 15. rokiem życia to 0,25 proc. całej kwoty transferu, zaś lata między 16. a 23. rokiem życia warte są dwa razy tyle. Dowiedzieliśmy się wcześniej, że Znicz Pruszków liczy na kwotę około 2 mln zł, a Varsovia spodziewa się 2 lub nawet 3 mln zł. Barcelona jednak zwleka z przelaniem funduszy. Może dla Borussii Dortmund niewiele to znaczy, ale już dla Varsovii to niewyobrażalne środki.

I jak sobie przypomnę, że kiedyś dzisiejszy mistrz Robert był średnio-mile widziany w rodzimych klubach, a dziś się tak rewanżuje, to…

PZPN ponoć się dopomina o tę kasę…

Na koniec – coś o PKOl. Wyczytałem, że pan Piotr Małachowski przenosi się – rodzinnie – na Dominikanę. Znaczy – zwalnia się fotel w prezydium PKOl, bo świetny eksdyskobol sprawował tę zaszczytną funkcję – blisko koła sterowego. Kto zań? Nie sugeruję, sami dają sobie radę… Ja raczej czekam na wieść, kiedy kampania wyborcza; kto kandyduje; czy są zmiany w statucie – z gwarancją elekcji, a nie akceptacji nominacji plus parę miejsc w wersji „rynkowej”… Jak się mają zamiary statutowe do faktu, że to samo środowisko – olimpijczyków ma teraz dwie organizacje – a przecież grono hermetyczne, do tego program taki sam… N 

Dochodzą głosy, iż „NOWE” trzeba jeszcze dopieścić, przygotować, a z terminami, to uchwałą kadencję się ustali… A są ważne zadania budowania – Kraków, z igrzyskami, olimpijskie apogeum w Paryżu, więc nie ma teraz po co ustalać, kto powozi… Uchwalimy – poczekamy – policzymy…

JA, nie tylko jako były mam wątpliwości… Kadencyjność i terminy to reguła, nie wygłosowanie uchwały… A PKOl to poważny organ…

Pocytuję:

– Pieniądze te miały pochodzić z „solidarity payment”, czyli mechanizmu, który ma wynagradzać kluby przyczyniające pięć procent kwoty transferu, czyli przy 45 mln euro za Lewandowskiego wyniesie ona 2,25 mln euro a przy spełnieniu wszystkich pięciomilionowych bonusów, 2,5 mln.

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii