06.10.2022
Czy i jak lewica może pomóc w pokonaniu PiS?
Już od jakiegoś czasu uważam, że to właśnie lewica powinna spróbować dotrzeć do tych wyborców PiS, dla których problem praworządności, wolnych mediów, nepotyzmu, a nawet bogacenia się kolesiów nie jest najważniejszy, tak długo, jak długo pod rządami PiS „da się żyć”.
Z piosenki Kayah
Racja brachu
wypijmy za to
Kto z nami nie wypije
Tego we dwa kije
Prawy do lewego
Wypij kolego
Przecież wiemy nigdy nie ma tego złego
Dzisiejsza sytuacja wywołana konsekwencjami pandemii i wojny o Ukrainę oraz pisowską nieudolnością radzenia sobie z tymi problemami prowadzi do tego, iż powoli coraz większa część naszego społeczeństwa zauważa, że pod rządami PiS już nie da się żyć.
To otwiera realną szansę na to, by w przyszłorocznych wyborach odsunąć PiS od władzy.
Sondażowe trendy poparcia dla partii politycznych już od pewnego czasu zdają się wskazywać na powolny, lecz systematyczne zmniejszanie się elektoratu PiS. Jednak mimo to PiS ciągle jest największą partią na polskiej scenie politycznej i ciągle może liczyć na głosy około 1/3 wyborców. W jakiejś części są to wyborcy, którzy w imię opacznie rozumianego patriotyzmu gotowi są jak Jarosław Kaczyński zgodzić się na wolniejszy wzrost gospodarczy, jednak w znacznej części są to ci wyborcy, którzy doceniając socjalne gesty PiS dziś boją się, że liberalna opozycja im te socjalne korzyści zredukuje lub odbierze.
Przy tym kryzys, w jaki wchodzimy, wcale nie działa na korzyść liberałów z opozycji. Przecież liberalni i związani z opozycją ekonomiści podkreślają, że aby walczyć z inflacją, nie wystarczy podnoszenie stóp procentowych, lecz konieczne jest także prowadzenie racjonalnej (czytaj restrykcyjnej) polityki budżetowej. To zaś oznacza cięcia wydatków socjalnych. Liberalna opozycja, w szczególności w wydaniu PO unika więc udzielenia odpowiedzi na pytanie, jak zamierza walczyć z inflacją (drożyzną). Odpowiedź ta może się bowiem jej — a przede wszystkim socjalnym wyborcom wiernym PiS — zdecydowanie nie spodobać. Mimo tych uników, a nawet zgłaszanych przez D. Tuska obietnic socjalnych, PO wcale nie zyskuje na wiarygodności w elektoracie socjalnym.
I tu otwiera się szansa dla szeroko rozumianej lewicy.
Zgłaszane przez nią postulaty socjalne mogą być potraktowane jako znacznie bardziej wiarygodne niż uniki i puste obietnice ekonomicznych liberałów z PO. Z tego punktu widzenia — na ostatniej konwencji (posiedzeniu Rad Krajowych) lewicy — bardzo zachęcająco zabrzmiały słowa A. Zandberga:
Mieszkanie, praca, bezpieczeństwo socjalne — jesteśmy gwarantem racjonalnej i prospołecznej polityki i my tych spraw nie odpuścimy. Lewica była i jest głosem ludzi, którzy utrzymują się z pracy. […] wielu z Państwa zastanawiając się na kogo zagłosować w kolejnych wyborach, obawia się, jaka będzie ta przyszłość po PiS-ie. […] Lewica jest gwarancją tego, że nie będzie powrotu do płacenia ludziom 4 zł za godzinę. Lewica to jest gwarancja tego, że nie będzie kasowania połączeń autobusowych i kolejowych. Lewica to jest gwarancja tego, że stołówki szkolne będziemy budować, a nie zamykać.
Taki przekaz ma szanse trafić nie tylko do młodych ludzi z wielkich miast, którzy jak dotąd stanowią główny elektorat lewicy, ale także do wyborców z małych miast i wsi, którzy dzięki 500+ poczuli się docenieni przez PiS, a dziś czują się coraz bardziej przez ten PiS zdradzeni.
Głównym problemem lewicy — a i całej opozycji demokratycznej — pozostaje w tej sytuacji jak z tym przekazem dotrzeć do potencjalnych adresatów, tj. do tej części wyborców, którzy jak dotąd funkcjonują w zamkniętej bańce informacyjnej rządowych mediów.
To, że o programowych propozycjach lewicy TVP jedynie zdawkowo informuje — zupełnie nie dziwi. Jednak to, że temat ten prawie nie istnieje w takich mediach opozycyjnych jak TVN, Newsweek czy Polityka, pokazuje, że dla liberałów lewicowe postulaty socjalne są nie do przyjęcia, a osłabianie lewicy jest ważniejsze od przeciągnięcia na stronę opozycji socjalnych wyborców PiS.
W tej sytuacji warto sobie uświadomić, że aby dotrzeć ze swoim przekazem do wyborców lewica musi w dużym stopniu polegać na sobie. To zaś oznacza jeszcze większe znaczenie bezpośrednich kontaktów z wyborcami oraz intensywne wykorzystanie Internetu i mediów społecznościowych.
Pewno przydałaby się także większa obecność i lepsza promocja w prasie, ale tu barierą będą zapewne środki finansowe…
Janusz J. Tomidajewicz
Em. profesor ekonomii na UEP i w Uniwersytecie Zielonogórskim.
Założyciel Unii Pracy i wieloletni członek jej władz krajowych i regionalnych.
Jak ma dotrzeć, kiedy tak się strasznie podoba suwerenowi który krzyczy “jeszcze jeszcze” gdy przez rządzących traktowany jest jak żebrak, któremu łaska pańska, co raz podrzuci ną rękę, marny grosz.
A on jak żebrak powiada “będę się modlił za pana” dalej tą rękę wyciąga “.Dajom to biere ! ”
Nie widząc ze go upodlono i zrobiono z niego żebraka