Janusz J. Tomidajewicz: Nie wolno bać się migracji11 min czytania


01.07.2025

Lewy sierpowy

httpsx.comkrzysztofbosakstatus z19370838IH,Aleksandra-Szwed

Brak konsekwencji w prowadzeniu otwartej polityki migracyjnej, jest spowodowany niską popularnością takiej polityki w społeczeństwie i zagrożeniem, jakie może ona stanowić dla politycznej pozycji opowiadających się za nią partii.

W bieżącej publicystyce chwilowo największe emocje budzą dyskusje na temat błędów w podliczeniu głosów w drugiej turze. Myślę, że znacznie ważniejsze jest jednak to, że po przegranych wyborach prezydenckich koalicja demokratyczna ma przed sobą tylko ok. 2,5 roku do kolejnego sprawdzianu wyborczego. W tym czasie powinna ona przekonać społeczeństwo (także tych, którzy głosowali na K. Nawrockiego), że potrafi znaleźć odpowiedź na trudne wyzwania przed jakimi staje Polska.

Jednym z tych wyzwań jest określenie naszego stosunku do imigracji i opracowanie podstaw długookresowej polityki migracyjnej. Warto przy tym pamiętać o co najmniej kilku obiektywnych (nie dających się powstrzymać i sterować) procesach, jakie współcześnie następują w tej dziedzinie.

  1. W skali globalnej następuje nieuchronne nasilenie oddolnej presji migracyjnej. Z jednej strony wywołana jest ona rosnącym zróżnicowaniem zamożności i poziomów życia i naturalnym w tych warunkach poszukiwaniem lepszego życia w dostatnich krajach o wysokim poziomie rozwoju. Z drugiej strony nakładają się na to rosnące różnice w skali i tempie rozwoju demograficznego między krajami bogatej północy a aspirującymi do dobrobytu krajami południa. W sumie mamy więc do czynienia z nasilającym się napływem migrantów z globalnego południa na globalną północ. W efekcie, niezależnie od zmieniających się rozwiązań politycznych i organizacyjnych, już od wielu lat, zarówno prze granicę USA z Meksykiem, jak i przez Morze Śródziemne, szlak bałkański a ostatnio także przez granicę polsko-białoruską następuje ciągły napływ migrantów do krajów bogatej północy. Wszystko wskazuje, że dopóki nie zostaną zmniejszone te różnice w poziomie rozwoju i zamożności, procesu globalnych migracji nie da się powstrzymać. Wysiłki podejmowane przez pojedyncze kraje mogą mieć co najwyżej krótkookresowy i lokalny efekt. Także Polska, która dzięki wejściu do UE zalicza się już do bogatej północy, jest i będzie w przyszłości poddana tej presji. Nie ma się więc co łudzić, że uda się nam być wyizolowaną od świata wyspą i wyjątkiem zdolnym do powstrzymania na swoich granicach globalnego parcia migracyjnego.
  2. Obecna sytuacja i prognozy demograficzne dla Polski wyraźnie wskazują, że będzie postępował spadek naszego potencjału ludnościowego. Wraz z postępującym starzeniem się społeczeństwa, stanie się to wkrótce hamulcem dalszego rozwoju gospodarczego i źródłem poważnych problemów społecznych, związanych z wydolnością systemu emerytalnego oraz zapewnieniem opieki społecznej i medycznej osobom starszym. Przy tym wszystko wskazuje, że żadna polityka prodemograficzna i prorodzinna nie jest w stanie tych tendencji zatrzymać czy odwrócić a co najwyżej może je spowolnić. Oznacza to, że już obecnie a wkrótce z rosnącym nasileniem, Polska stanie przed wyborem czy próbować zamknąć się w ramach odizolowanego od świata, jednolitego etnicznie i kulturowo, państwa narodowego, skazanego jednak na problemy społeczne i stagnację gospodarczą, czy otwierając się na świat i napływ migrantów stworzyć sobie możliwości rozwoju demograficznego, gospodarczego i społecznego, mierząc się jednak z problemami społecznymi wynikającymi z konieczności pogodzenia się z wielokulturowością i wypracowania nowych form i instytucji „pokojowego współistnienia” w ramach społeczeństwa zróżnicowanego etnicznie, kulturowo i religijnie.

Wobec wystąpienia obu tych obiektywnych zjawisk z całą jaskrawością przed polskimi elitami politycznym staje konieczność wypracowania i wdrożenia spójnej i długookresowej polityki migracyjnej, która stawi czoło wynikającym z nich wyzwaniom. Jak już sygnalizowałem podstawowy dylemat kierunku tej polityki sprowadza się do wyboru między polityką zamknięcia Polski na imigrację i próbą utrzymania (obrony) jednolitego charakteru , pod względem narodowym, kulturowym i religijnym, a polityką większego lub mniejszego otwarcia na napływ imigrantów, połączoną ze świadomym sterowaniem tym procesem, i z tworzeniem mechanizmów adaptacji i integracji migrantów w Polsce, prowadzących do powstania wieloetnicznego i wielokulturowego społeczeństwa, przy całej swej złożoności identyfikującego się jednak z Polską, jako swoim państwem.

Na polskiej scenie politycznej za pierwszym sposobem odniesienia się do procesów migracji wyraźnie opowiadają się ruchy i partie prawicowo-nacjonalistyczne (takie jak PiS, Konfederacja i partia G. Brauna). Natomiast po drugiej stronie sceny politycznej, partie i ruchy liberalne, demokratyczne i lewicowe na razie nie potrafią jasno sformułować i opowiedzieć się za wyborem drugiej ze wskazanych tu alternatyw. Dobrą okazją do tego było przyjęcie przez rząd, już w październiku 2024 r. „Strategii Migracyjnej Polski”. Wobec kontrowersji, jakie problematyka budzi także wśród partii koalicji demokratycznej, dokument ten jest jednak w wielu punktach niejednoznaczny i niewystarczający jako podstawa konkretnych działań wdrożeniowych. Istnieje wprawdzie wiele sygnałów wskazujących, że partiom Koalicji 15 października bliżej jest do otwarcia się na migracje niż do zamykania się w ramach państwa narodowego, jednak równocześnie politycy obozu demokratycznego, z D. Tuskiem na czele, wysyłają do społeczeństwa sygnały, że nie dopuszczą do „niekontrolowanego” dopływu migrantów i że będą nas chronić przed wielokulturowością. Drastyczne przykłady takich sygnałów na poziomie rządowym to utrzymanie ograniczenia prawa do azylu i odmowa stosowania się Polski do paktu migracyjnego, czy zablokowanie programu „Szkoła dla wszystkich”, zakładającego kompleksowe wsparcie edukacyjne dzieci z Ukrainy oraz innych grup cudzoziemskich (które ostatnio stało się powodem złożenia przez J. Muchę rezygnacji z funkcji ministerialnej). Na poziomie politycznym takimi sygnałami było zapowiedziane przez R. Trzaskowskiego ograniczenie pomocy w ramach 800+ dla dzieci uchodźców ukraińskich, lub zgłoszona przez W. Kosiniaka-Kamysza propozycja likwidacji Centrów Integracji Cudzoziemców. W rezultacie, mimo deklaratywnego opowiedzenia się obecnej koalicji rządzącej za otwartą polityką migracyjną, w praktyce mamy do czynienia z brakiem konsekwencji i spójności w jej prowadzeniu.

Oczywiście nie wolno nam pominąć, że ten brak konsekwencji w prowadzeniu otwartej polityki migracyjnej, jest spowodowany nie tyle złą wolą co raczej niską popularnością takiej polityki w społeczeństwie i zagrożeniem, jakie może ona stanowić dla politycznej pozycji opowiadających się za nią partii. Nie przypadkiem szukając poparcia społecznego w kampanii wyborczej R. Trzaskowski zapowiedział ograniczenie 800+ dla dzieci ukraińskich a nie rozbudowę Centrów Integracji Cudzoziemców. To zaś oznacza, że przejście od „zdroworozsądkowej” do racjonalnej polityki migracyjnej nie będzie politycznie możliwe bez zmiany społecznego nastawienia do migracji. Na razie w naszym społeczeństwie przeważa bowiem nieufność, obawy a nawet strach przed obcymi.

W pewnym stopniu jest konsekwencją ukształtowania Polski po II Wojnie Światowej jako, wyjątkowego w naszej historii, państwa w zasadzie jednolitego etnicznie i kulturowo. W znacznym stopniu jest to jednak wzmacniane przez dominujący przekaz informacyjny i propagandowy. Celują w nim oczywiście środowiska katolickie i prawicowe, które epatują nas obrazkami „kolorowych”, koczujących na przystanku autobusowym. Nie mniejszą siłę przekonywania mają jednak oficjalne relacje z granicy białoruskiej, pokazujące ataki migrantów na polskich pograniczników, mające świadczyć o „hybrydowym” charakterze migracji.

W rezultacie prawdopodobnie nie da się stworzyć społecznych podstaw do prowadzenia otwartej polityki migracyjnej bez podjęcia informacyjnej i propagandowej ofensywy ukazującej korzyści, jakie czerpiemy z napływu migrantów. To, że w prawicowej bańce informacyjnej migranci intencjonalnie pokazywani są jako zagrożenie, jest zrozumiałe. Natomiast trudno pogodzić się z tym, że w mediach głównego nurtu i wśród niezależnych influencerów w mediach społecznościowych tak rzadko można spotkać informacje pokazujące: że bez przybyłych do nas z Indii kierowców autobusów, sprawne działanie transportu miejskiego byłoby zagrożone, jak często w publicznej ochronie zdrowia pomagają nam nas lekarze muzułmańskiego lub hinduskiego pochodzenia (uzupełniający braki emigrujących na zachód lekarzy polskich), w ilu samorządach na rzecz rozwoju lokalnego działają radni pochodzący z Ghany czy Etiopii, że przecież także w Sejmie mieliśmy już „czarnych” posłów i to reprezentujących różne nurty polityczne.

Jakoś pomijamy w dyskusji publicznej fakt, że już dziś bez udziału migrantów i uchodźców z Ukrainy zagrożone byłoby funkcjonowanie takich sektorów jak: rolnictwo, które w skali roku zatrudnia ok. 2 mln. Ukraińców, budownictwo, usługi opiekuńcze i sprzątanie oraz jeszcze kilku innych. Chyba jedynym przejawem obecności u nas imigrantów są plotki o takich „kolorowych” celebrytach jak: Omenae Mensah, Alvin Gajadhur, Alekandra Szwed, czy Patricia Kazadi. Jednak także wobec nich brakuje mi pokazania, jak dzięki swojemu pochodzeniu przyczyniają się oni do wzbogacenia naszej tożsamości i kultury.

We współczesnych mediach goniących za sensacją i klikalnością łatwiej uzyskać sukces odwołując się do strachu i obaw, niż informując o zjawiskach pozytywnych. Jednak medialny i społeczny sukces WOŚP pokazuje, że ludzi można zjednoczyć i zmobilizować nie tylko wokół strachu i nienawiści. Trzeba tylko chcieć i umieć. Tego jednak nam brakuje.

Dlatego wstępnym warunkiem opracowania i prowadzenia racjonalnej polityki migracyjnej i uzyskania dla niej poparcia społecznego, powinno być podjęcie świadomej i wielostronnej akcji na rzecz zmiany dominującego obecnie, pełnego obaw i strachu, stosunku naszego społeczeństwa do migracji. Myślę, że potencjalnie jest to możliwe. Przecież jeszcze kilkanaście lat temu w naszym społeczeństwie dominowała otwartość na obcych a kilka lat termu okazaliśmy bezprecedensową solidarność z ukraińskimi ofiarami rosyjskiej agresji. W międzyczasie nie zdarzyło się też u nas nic takiego co mogło by obiektywnie świadczyć o rosnącym zagrożeniu z ich strony. Co więc się stało ? Obawy i strach zostały świadomie obudzone przez nacjonalistyczno-katolicką propagandę, obarczającą obcych winą za nasze rzeczywiste problemy społeczne i odwołującą się do najbardziej prymitywnych reakcji emocjonalnych. Budzi to jednak nadzieję, że to co przez jedną propagandę zostało zepsute, to przez inną może być w znacznym stopniu naprawione.

Problem tkwi jednak w tym czy są u nas środowiska i siły gotowe podjąć wysiłek na rzecz zmiany obecnego nastawienia społecznego wobec migracji. Rząd D. Tuska na razie uwierzył, że potrzebna jest mu skuteczna polityka informacyjna i propagandowa ukazująca jego sukcesy gospodarcze i społeczne i ma temu służyć powołanie rzecznika prasowego. To jednak nie zmieni stosunku naszego społeczeństwa do takich fundamentalnych kwestii, jak niezależność wymiaru sprawiedliwości, akceptacja dla praw kobiet i mniejszości czy bezpośrednio nas tu interesującej polityki migracyjnej. Do tego konieczne jest przekazywanie spójnych komunikatów przez wszystkie siły polityczne, tworzące obecna większość demokratyczną, uruchomienie zdecentralizowanych ruchów społecznych oraz podjęcie tych tematów zarówno przez tradycyjne media głównego nurtu jak i oddziaływanie poprzez media społecznościowe.

Na razie wszystkie te siły działają słabo i są rozproszone. Z sił politycznych najbardziej konsekwentnie za otwartą polityką migracyjna opowiada się jedynie Lewica. Ze względów humanitarnych słychać w tej kwestii także apele niektórych organizacji pozarządowych. O dziwo bardzo nieśmiało zabierają w tej sprawie głos organizacje przedsiębiorców, którzy ze względów ekonomicznych powinni być zainteresowani racjonalną polityką migracyjną. W rezultacie problemem racjonalnej polityki migracyjnej wszyscy przerzucają się jak gorącym kartoflem i nic nie wskazuje by jeszcze w tej kadencji sejmu został on poważnie podjęty. To zaś otwiera drogę do tego by w wyborach w 2027 roku oddać to pole prawicy mającej, wprawdzie fałszywą, ale jasną i „zgodną ze zdrowym rozsądkiem” receptę jak zadbać o naszą tożsamość i suwerenność i odciąć się od świata i Europy. Obóz demokratyczny musi w końcu zrozumieć, że z nacjonalistyczna prawicą nie wygra się robiąc na jej rzecz ustępstwa i przejmując jej dyskurs. (Po co głosować na naśladowcę, jeśli można na oryginał.) Jedyną drogą musi być znalezienie sposobów na przekonanie, wahającej się blisko jednej trzeciej, społeczeństwa do własnej, wyraźnie konkurencyjnej wobec prawicy, koncepcji rozwoju Polski

Janusz J. Tomidajewicz