14.06.2025
Lewy sierpowy

Jak działać w sytuacji politycznej ukształtowanej przez wynik wyborów prezydenckich, gdy przyspieszenie i pogłębienie reform przywracających porządek demokratyczny i realizujących program wyborczy Koalicji 15 października trzeba będzie odłożyć na dalszą przyszłość, być może nawet na kolejnych 5 lat.
Co obóz demokratyczny może zrobić, aby odzyskać zaufanie społeczne i przyciągnąć do siebie taką część z wyborców, którzy zadecydowali o zwycięstwie K. Nawrockiego, by w przyszłym parlamencie uzyskać większość pozwalającą na odrzucanie prezydenckich wet.
Ostatnio moimi przemyśleniami dzieliłem się tu bardzo dawno, bo jeszcze u progu prezydenckiej kampanii wyborczej. Sformułowałem wtedy pożądane i realnie oczekiwane obietnice i obiecanki ówczesnych kandydatów. Potem przez pół roku obserwowałem, jak w trakcie kampanii kandydaci się tymi obiecankami licytowali i jak starali się obrzydzić wyborcom swoich przeciwników, wyciągając im mniej lub bardziej prawdziwe powiązania towarzyskie, biznesowe i polityczne lub nawet naganne moralnie postępki i działania. Do tej kampanijnej wrzawy nie miałem jednak ochoty ani się włączać, ani nawet jej komentować, bo tak naprawdę niewiele z niej wynikało dla wyborcy zainteresowanego raczej przyszłością Polski, niż przepychankami między politykami.
Dziś jednak opada kurz i wrzawa kampanii wyborczej i my wszyscy a przede wszystkim główne siły polityczne, stają przed pytaniem: jak działać w sytuacji politycznej ukształtowanej przez wynik wyborów prezydenckich?
Nie wchodząc w rozbudowaną analizę przyczyn zwycięstwa w tych wyborach Karola Nawrockiego, co do kilku kwestii już dziś istnieje prawie powszechna zgoda. Zatem na ogół zarówno analitycy jak politycy koalicji demokratycznej zgadzają się, że po pierwsze rządowi Donalda Tuska zabrakło skuteczności i konsekwencji w realizacji programu i zapowiedzi wyborczych. Jako źródła tej słabości wskazuje się z jednej strony na realną i przewidywaną blokadę inicjatyw rządowych przez dotychczasowego prezydenta, jednak z drugiej strony także na wewnętrzne sprzeczności między koalicjantami, powodujące opóźnienia w formułowaniu i realizacji poszczególnych projektów.
Już mniej powszechnie, jako drugą z przyczyn przegranej koalicji demokratycznej, wskazuje się zbyt pasywny i zachowawczy program jej głównego kandydata oraz brak mogącej porwać wyborców wizji przebudowy i rozwoju Polski. O ile bowiem zapowiedź uporządkowania funkcjonowania państwa i przywrócenia w nim praworządności mogła stanowić dobry argument dla twardego elektoratu KO, to nie była ona w stanie przyciągnąć, ani szukających dla siebie nowych perspektyw młodych wyborców, ani zawiedzionych dotychczasowym rozwojem środowisk prowincjonalnych i małomiasteczkowych. W rezultacie młodzi zagłosowali najpierw na Mentzena a potem przenieśli swe głosy na K. Nawrockiego, zaś Polska prowincjonalna nie znalazła dobrych powodów by, w nadziei na lepsze życie, przenieść swoje sympatie z PiS na obóz demokratyczny.
Co zatem obóz partii demokratycznych może zrobić, by przez najbliższe dwa i pół roku, jakie pozostają do kolejnych wyborów parlamentarnych, odzyskać zaufanie społeczne i przyciągnąć do siebie przynajmniej część z wyborców, którzy zadecydowali o zwycięstwie K. Nawrockiego w wyborach prezydenckich. Na pewno nie można już liczyć, że z nowym prezydentem da się przyspieszyć reformy służące przywracaniu praworządności i/lub zmianę archaicznych obostrzeń obyczajowych i światopoglądowych. W tym zakresie można będzie jedynie przygotować dobre propozycje ustawowe, przedstawić je nowemu prezydentowi i udowodnić w ten sposób, że to on jest głównym hamulcowym demokratycznych przemian. Może to mieć istotne znaczenie propagandowe, jednak jedynie w odniesieniu do tej części społeczeństwa, która już teraz jest przekonana o konieczności takich reform i będzie to służyło głównie utrzymaniu poparcia dotychczasowych zwolenników obozu demokratycznego. Nie daje to jednak nadziei na pozyskanie nowych zwolenników i istotną zmianę układu politycznego, jaki wyłonił się z wyborów prezydenckich To zaś oznacza poważne ryzyko, że po kolejnych wyborach parlamentarnych do władzy wróci PiS, wspomagany przez Konfederację i prawicowych ekstremistów w rodzaju G. Brauna.
Natomiast swoją sprawczość rządy obozu demokratycznego, być może, będą mogły wykazać w obszarach mniej naznaczonych różnicami ideologicznymi, a bardziej ukierunkowanych na rozwiązywanie realnych problemów społecznych i służących zapewnieniu „lepszego życia” tym, którzy nie znajdują swojego miejsca w dotychczasowym systemie społeczno-gospodarczym. Już dotychczasowe doświadczenia z PAD wykazały, że bardzo trudno jest prezydentowi zablokować takie prospołeczne inicjatywy jak „babciowe”, renta wdowia czy asystencja osób niepełnosprawnych. Żaden prezydent, także w przyszłości K. Nawrocki, nie może bowiem pozwolić sobie na uzyskanie opinii „wroga ludu” i blokującego zmiany poprawiające byt uboższej części społeczeństwa, budującej dotąd przewagę PiS w prowincjonalnych środowiskach małomiasteczkowych i wiejskich. Oczywiście także w tych sferach prezydent może wkładać rządowi kij w szprychy negując rozwiązania szczegółowe lub fałszywie stając na straży równowagi finansowej państwa. Jednak przy dobrym przygotowaniu takich prospołecznych reform, ryzyko ich zablokowania przez nowego prezydenta zostanie znacznie ograniczone.
Niestety w expose D. Tuska, przedstawionym przed głosowaniem votum zaufania dla rządu Koalicji 15 października, wśród 11 zapowiedzi na drugą część kadencji, jedynie cztery można uznać za służące realizacji trudnej do zawetowania polityki prospołecznej. Są to:
– Deregulacja polskiej gospodarki. Choć jest to propozycja skierowana głównie do przedsiębiorców, może ona mieć także pewne znaczenie dla dotąd ukierunkowanych na PiS i Konfederację środowisk prowincjonalnych i małomiasteczkowych.
– Projekty dotyczące mieszkalnictwa
– Wliczanie umów zleceń i okresu prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej do stażu pracy
– Koniec z bezpłatnymi stażami
W sumie te cztery propozycje ani nie tworzą całościowego programu polityki prospołecznej, ani nie są ukierunkowane na szersze grupy społeczne zawiedzione dotychczasowym rozwojem i w związku z tym nie będą mogły przynieść przełomu w postrzeganiu polityki społecznej obecnego rządu.
Wydaje się, że prospołeczny program rządu wymagałby zamiast punktowego rozwiązywania dość przypadkowo wybranych problemów, wyraźnego wskazania na kluczowe obszary polityki społecznej wymagające uporządkowania i zreformowania. Zaliczyłbym do nich :
– Forsowaną przede wszystkim przez lewicę i na szczęście już uwzględnioną przez D. Tuska politykę mieszkaniową
– Konieczność zreformowania i zwiększenia efektywności oraz powszechnej dostępności opieki zdrowotnej
– Uruchomienie programu likwidacji wykluczenia komunikacyjnego, w szczególności małych i średnich ośrodków i miejscowości.
– Przyjęcia i realizacji kompleksowego programu porządkowania stosunków pracy, obejmującego przywrócenie znaczenia ponadzakładowym układom pracy, walkę ze śmieciowymi formami zatrudnienia, wzmocnienie PIP oraz ochrony związkowej, w szczególności wobec dominacji rozproszonych i często niekodeksowych form zatrudnienia.
Jak się wydaje, obok polityki społecznej drugim kierunkiem działania, który trudno będzie blokować nowemu prezydentowi będzie podjęcie realizacji dużych programów modernizacyjnych i inwestycyjnych pozwalających uwierzyć, że także koalicja demokratyczna potrafi dokończyć, a nawet skutecznie rozwinąć PiSowska ideę „wstawania z kolan” i rozwoju nowoczesnej gospodarki. W tym zakresie jednym z pierwszych kroków jest już utrzymanie koncepcji CPK. Trzeba jednak umieć wykazać, że obecny rząd zrealizuje ją lepiej i efektywniej niż poprzednicy i że program ten będzie służył także ograniczaniu wykluczenia komunikacyjnego i gospodarczej aktywizacji obszarów pozametropolitarnych.
Drugim, już przyjętym, kierunkiem działania w sferze rozwojowej jest niewątpliwie postawienie na rozwój energetyki jądrowej. Wymaga to jednak nie tylko decyzji o budowie pierwszej elektrowni atomowej, lecz także opracowania i przyjęcia szerszego programu rozbudowy tej energetyki, obejmującego obok budowy kolejnych dużych elektrowni, także wizję wykorzystania technologii małych reaktorów modułowych.
W opozycji do forsowanych przez tradycyjną prawicę pomysłów podtrzymywania sektora węglowego, rząd obecnej większości demokratycznej powinien przedstawić społeczeństwu program zielonej transformacji, nie tyle jako narzędzie realizacji celów polityki klimatycznej, wyznaczanych przez „obcą nam” administrację unijną, lecz jako sposób na utrzymanie i przyspieszenie naszego wewnętrznego rozwoju gospodarczego oraz miejsce zatrudnienia i źródło dochodów społeczeństwa. Wprawdzie lansowana przez M. Morawieckiego koncepcja polskiego samochodu elektrycznego okazała się nierealna, jednak Polska potrzebuje pomysłu na korzystne dla gospodarki włączenie się w zieloną transformację. Nie może to być tylko rozwój energetyki wiatrowej czy fotowoltaiki, lecz musi to wiązać się także z rozwojem produkcji dóbr inwestycyjnych i zaopatrzenia dla zielonych sektorów i stworzenia w ten sposób perspektywicznego mechanizmu napędzającego polską gospodarkę.
Udział Sławosza Uznańskiego w misji kosmicznej rodzi także pytanie, czy Polska nie mogłaby rozwinąć własnego sektora kosmicznego i potraktować go jako jednego z filarów rozwoju gospodarczego.
Pomijam tu znaczenie, jakie dla rozwoju gospodarczego Polski może mieć, wymuszana przez obecną sytuację międzynarodową, konieczność inwestowania w sektor obronny. O ile bowiem na krótką metę militaryzacja gospodarki także może być narzędziem pobudzania koniunktury, o tyle w dłuższym okresie stanowi ona jednak obciążenie ograniczające realizację innych celów społecznych. Dlatego, jak pisał G . Kołodko (Przegląd nr 26/2024) w długim okresie „Tylko pokój nas uratuje”.
Takich pomysłów może być jeszcze wiele i nie czuję się kompetentny, by je tu wymieniać, a tym bardziej oceniać. Natomiast nie mam wątpliwości, że ich sensowne przygotowanie i zaproponowanie wizji ich realizacji przez rządy koalicji demokratycznej może stanowić istotny czynnik zwiększający także jej polityczną atrakcyjność.
***
Niestety, wydaje się, że rząd D. Tuska, który świeżo uzyskał od sejmu wotum zaufania nie jest w stanie przedstawić społeczeństwu ani spójnej i kompleksowej polityki społecznej, ani porywającej wizji rozwoju gospodarczo-społecznego. W to miejsce będziemy więc mieli zestaw wycinkowych projektów rozwiązujących co najwyżej najbardziej palące problemy cząstkowe oraz polityczne siłowanie się z nowym prezydentem o ich wprowadzenie. Co najwyżej, obóz demokratyczny będzie mógł jak dotąd wskazywać, że to „zły” prezydent uniemożliwił mu przeprowadzenie reform. Z politycznego punktu widzenia nie doprowadzi to jednak do zmiany dotychczasowego układu sił i spowoduje, że wynik przyszłych wyborów parlamentarnych znowu będzie „na żyletki”, ze wskazaniem na obóz narodowo-konserwatywny.
Janusz J. Tomidajewicz