Andrzej Lewandowski: Teatr4 min czytania

08.10.2022

ECHA WYDARZEŃ: Wiem, o radościach łatwiej mówić niż o smuteczkach, ale żeby właściwie opisać „tę radość” – słów jakoś brakuje. Same szablony zachwytu się pchają, a przecież obraz miał więcej barw. Nasze siatkarki pokonały w mistrzostwach świata Kanadyjki – 3:2…

Czy dzięki temu – wciąż są „na drodze”, czy u jej kresu – w tych mistrzostwach oceny nie zmieni. JEST NOWA JAKOŚĆ.

Dziewoje – jak się patrzy; świetne w graniu; przepełnione pasją; umiejące się cieszyć – nawet „tańcem indiańskim” – gdy akcja udana; martwiące się solidarnie, jeśli coś nie wyszło, ale zazwyczaj z szybko dokumentowanej woli, że… co gorsze – minęło.

Polki i Kanadyjki odegrały spektakl niebywały. Scenariusz taki, że nawet pewnie mistrzowie Wajda z Antczakiem by się dali zaskoczyć. I ta sceniczna „strzelba”, która wisiała, wisiała, aż wreszcie wystrzeliła w dodatkowym secie – tym do 15 pkt…

Najpierw – NASZE, potem – ONE. Akcja za akcją, ataki, fenomenalne – jakże uparte obrony… I owa chwila zwątpienia, gdy przewaga atletyczna Kanadyjek, jakby zaczęła brać górę. ONE – z wiatrem w plecy, NASZE – starające się dotrzymać kroku, ale siły wydawały się w odwrocie. I wreszcie – głowy nadal bardzo chciały, a do tego nogom i rękom jakby pasja energię przywróciła… Uśmiech pełnymi buziami, zespołowy taniec szczęścia.

Co sobie zaśpiewały – nie wiem, z tego, co wcześniej czytałem – wnoszę, że mamy odmienne gusta muzyczne, ja Pana Zenka „nie cytuję”, mam inne wzorce śpiewania. Ale – de gustibus… itd. Co pod siatką i przy niej zgodnie nas urzekło… Grają – lepiej niż z nut… I zdania nie myślę zmieniać po meczu z Niemkami. Świetny teatr ze zgrabnymi i walecznymi paniami na scenie…

Czytam różne wieści o organizacyjnym stanie sportu oraz o tym, jak się ma dzisiejsze dziennikarstwo sportowe.

Drugie – chyba dużo gorzej niż za dawnych czasów. Technicznie – luksus. Farbą drukarską się nie upaskudzisz, tlenków ołowiu nie nawdychasz. Nie wiesz, co to zmora telefonu, który nie chce zadzwonić, a tu impreza w toku, gazetowy deadline tuż, tuż. Komórka, lapek, sieć – na zawołanie.

Materialnie też nie musi być kiepsko, jeśli mistrzostwa, igrzyska, mecze i meczyki taką miewają obsadę… Kiedyś było wyskrobywanie dewiz. Zazwyczaj ponoć za eksport węgla… Czasem spanie w nogach u kolegi…

Życie ramy pozłociło, ale – wedle mnie – siły dziennikarsko-sportowe naruszyło. Nauczyła się profesja prymitywnych, żargonowych „pasków” portalowo-telewizynych, na poziomie często grubo przedmaturalnym. Dała sobie – jakby bez oporu (żeby było jasne – reguła ogólna, nie tylko sportowa) – przyswoić kontakt via konferencje prasowe. Stół prezydialny, pytania reglamentowane, czasem same zaproszenia – z łaski. Rzecznicy, jako sitka… Do tego jeszcze powszechniejąca tendencja: kto – za ile; kto z kim – tak, a kto teraz – już nie, itp. Jeszcze nadużywanie słów – legenda i legendarny – jeśli się bierze coś z sieci…

Dał się zawód wyeliminować jako siła zgrana a twórcza. Inny świat – po „TAMTYM” – z międzwojniem włącznie. Byli prezesi, wice, działacze związków sportowych; medialne tytuły dawały ojcostwo firmowym imprezom sportowym. W takim PKOl dziennikarze mieli miejsca w zarządach, prezydium, dziś nawet prezes Klubu Dziennikarzy Sportowych, żeby „BYĆ”, musi raz udawać w kampanii łucznika, raz zapaśnika… A naturalne by było miejsce dla KDS…

A taka komisja medialna – dziś z nominacji, nie z wyboru – to wprawdzie z reguły nazwiska prawdziwie legendarne, lecz już teraz raczej poza gronem wpływającym na aktualia. Tu i teraz…

Refleksja jest szersza niż sprawa usytuowania zawodu. Mam legitymację Klubu Olimpijczyka. W imieniu PKOl zapraszał i otwierał Jan Parandowski – medal za „Dysk Olimpijski”… Dziś nawet nie stawałby pewnie do wyborów, bo niby „z jakiej paki”?

Wyznam, że niektóre obrazy po dziś przypominam sobie z rozrzewnieniem. Co środa, o 17 –posiedzenie prezydium związku bokserskiego. Prezes – Roman Lisowski, wice – Hieronim Mrozowski, generalny – Stanisłąw Czuperski. dr Jurek Moskwa, Stamm, jeśli nie był w Cetniewie. I koledzy po zawodzie…

Komisja sportowa PKOl – ta „pod Tadeuszem Ulatowskim” – otwarta i nawiedzana…

Ba, pamięć podrzuca jeszcze takie dowody siły – wpływów i przekonywania – środowiska;

  • Za dziennikarską współsprawą Feliks Stamm zdecydował się wysłać na bokserskie mistrzostwa Europy Kazimierza Paździora. Wrócił z pasem…
  • Wojciech Fortuna został olimpijczykiem za sprawą dziennikarskiej presji. Złoto!

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii