Jerzy Dzięciołowski: Co mnie cieszy3 min czytania

28.10.2022

Sąsiadka z szóstego piętra poinformowała mnie, że zrywa z komunikatorami, bo nie tylko straszą. Wiktor Osiatyński, znawca konstytucji, który w chwilach wolnych od tłumaczeń, że to jest obywatelska biblia, zajmował się jeżdżeniem z nami na nartach, był zdania, że bez straszenia media by padały jedne po drugich.

Sąsiadkę jednak rozumiem. I w mnożeniu wieści, że trzecia wojna światowa jest za rogiem, przydałoby się trochę umiaru. Mam własny system wracania do balansu. Nie tak dawno odcięło mi zasilanie (zanim jeszcze nastąpią przerwy w dostawach prądu), znaczy się tlen nie dopłynął do mózgu. Do stanu powrotu do rzeczywistości przywrócił mnie chłodny powiew powietrza, który niżej jest większy. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem jak po piątej rundzie bokserskich wysiłków, z profesjonalnie rozciętym łukiem brwiowym. Pięć milimetrów niżej i z okiem byłoby nie tak. Ucieszyłem się.

Napłynęły wspomnienia. Wracałem z Londynu do Ojczyzny po solidnym (ponad dwa miesiące) okresie wzruszeń na zlewozmywakach. Postanowiłem zaoszczędzić jeszcze dwa funty i w powrotną drogę udałem się na czczo. To był czas w życiorysie, kiedy kwalifikowałem się do „nieśmiertelnych”. Anglicy, którzy snuli się po korytarzu przekraczali ostrożnie moje członki i szli dalej. Ktoś przytomnie zostawił uchylone drzwi wejściowe i ogarnął mnie ozdrowieńczy chłodek. Józef Czapski, autor kultowej „Na nieludzkiej ziemi” pisze, że był pod urokiem brytyjskich oficerów. Jechał z nimi radzieckimi kolejami. Byli, niezależnie od okoliczności, zawsze opaleni, w odprasowanych mundurach, uprzejmi i … zawsze obojętni.. Głodny tłum fufajek i kożuchów, któremu mogli pomóc, ignorowali.

Tyle jest fajnego na naszej planecie, że nie sposób się nie cieszyć. W pewnym kraju (niech to będzie na przykład Korea Północna) zezwolono na nieskrępowane wyjazdy zagraniczne pod warunkiem, że podróżujący ma 90 lat i zgodę rodziców. Jeden facet, sławny, z Japonii, ogłosił, że my, ludzie, dobiliśmy do końca historii. A tymczasem królestwo grzybów rozpoznane jest słabiej niż Rów Mariański, który ma chyba prawie 12 tysięcy metrów głębokości. Mata (raper) może czuć się usatysfakcjonowany „»Chuj ci w dziąsło« nie jest zwrotem, który zniesławia”. Gdzie raperowi do marszałka. A tu masz babo placek. Pan marszałek był tak miły, ze nie zrozumiał swojej własnej wypowiedzi.

Dla ratowania tożsamości udałem się do Teatru Polskiego, gdzie miała miejsce premiera „Deprawatora”. W wypełnionej po brzegi sali panowie Czesław Miłosz (Wojciech Malajkat), Witold Gombrowicz (Andrzej Seweryn) oraz Zbigniew Herbert (Paweł Krucz), w wianuszku zaprzyjaźnionych pań, wyjaśniali sobie, kto z nich jest największy w polskiej literaturze. Dwie godziny intelektualnej uczty i smakowania języka polskiego w profesjonalnym wydaniu. Spór kto najlepszy nie został rozstrzygnięty.

Po katastrofie na Odrze władza ogłosiła, że wybuduje kilka rzek. Po prostu. Trzy lata temu ogłosiła, że zbuduje 20 mostów. Nie ma mostów, walniemy sobie kilka rzek. Albośmy to jacy tacy…

Dobra wiadomość jest taka, że mamy kryzys finansów państwa (m.in. nie ma chętnych do kupowania obligacji skarbu państwa, czyli pożyczania nam pieniędzy, mimo najwyższej w UE rentowności wynoszącej 9%). Premier Mateusz Morawiecki, po raz pierwszy w karierze szefa rządu powiedział publicznie prawdę. Drobiazg, a cieszy.

Jerzy Dzięciołowski

 

źródła obrazu

  • dzieciol: BM