28.11.2022

Próba zrealizowania tego, co jest możliwe, wymaga zdobycia poparcia wyborców, co zmusza w kampaniach do dostosowania się do oczekiwań związanych nie tylko z faktycznymi oczekiwaniami różnych grup, ale również z wyobrażeniami kształtowanymi przez media publiczne i społecznościowe. W rwącym strumieniu wiadomości bzdurnych, błahych, mających poruszyć, przykuć uwagę i tych, które mogą nabrać znaczenia w czasie, przemknął mi incydent z wystąpienia Donalda Tuska. Chwilę wcześniej oglądałem zdjęcie przesłane przez ukraińską przyjaciółkę, żołnierza obsypanego śniegiem przed wejściem do ziemianki. Przyjaciółka zdjęcia nie komentuje, pisze, że jakoś sobie radzą, chociaż na ogół nie ma prądu i jest zimno.
W dzień później wróciłem do wiadomości o reakcji Tuska, bo wydała mi się ciekawa z socjologicznego punktu widzenia. Straż podczas spotkania z politykiem chciała zatrzymać kobietę z transparentem głoszącym “Gaz ziemny to broń dyktatorów”. Tusk zaprosił kobietę bliżej mikrofonu, nie wdawał się w wyjaśnianie, że sprawa jest złożona, że zasoby naturalne są bogactwem, dzięki któremu możemy żyć w luksusie i mamy czas na protesty, chociaż faktycznie, mogą być wykorzystywane jako broń. Rosjanie rozgniewani, że Ukraińcy nie powitali ich kwiatami i bronią się przeciw ich bratniej pomocy, niszczą teraz ukraińską infrastrukturę, próbując zmusić ich do poddania się zimnem i głodem. Mają również nadzieję, że zakręcając kurki z gazem zduszą europejską sympatię do Ukraińców. Trudno o wątpliwości, że demonstrująca kobieta miała na myśli właśnie barbarzyństwo Putina.
Donald Tusk uznał, że to nie czas i miejsce na wykład o trudnościach poszukiwania najlepszej strategii walki z ociepleniem. Przeciwnie. Uznał, że dramatycznie uproszczony przekaz demonstrującej kobiety jest dobrą okazją, żeby powiedzieć o potrzebie wspólnego działania dla dobra planety. Dodał, że „bezpieczna ekologicznie planeta wymaga kompetencji, energii, odwagi, wizji i sprawczości”, że jego pokolenie myliło się nie doceniając kwestii ochrony klimatu.
Ta uproszczona prezentacja wizji powróciła na zamkniętej części Rady Krajowej PO, gdzie zastanawiano się nad strategią kampanii wyborczej. Prawdopodobieństwo wspólnej listy wszystkich partii opozycyjnych maleje, ale ta możliwość jeszcze nie została przekreślona.
„Tusk mówił: »jednoczmy siły«, »musimy wygrać wielka grę«, »stawką nie jest zwycięstwo jakiejś partii politycznej«. – Ciepła Polska, zielona, bezpieczna energia, ochrona środowiska, to naprawdę jest więcej niż potrzeba, by pójść do wyborów jako zjednoczona opozycja”.
Czy jest to nazbyt skrócony przekaz dziennikarski, czy ogłaszając walkę z kryzysem klimatycznym jako priorytet na nową kadencję, w desperackiej próbie zjednoczenia opozycji, nawet w zamkniętym, gronie ignoruje się rzeczywistość?
Czy jest możliwe, że nawet ci politycy, na których liczymy najbardziej, nie zdają sobie sprawy z tego, o czym doskonale wiedzą ludzie na prowincji?
Co wiedzą? Wiedzą, że ta zima (i obawiają się, że również następna), będzie okresem kryzysu energetycznego, niedoborów węgla, być może braków gazu, obawiają się przerw w dostawach elektryczności, obawiają się dalszego wzrostu cen energii. Wiedzą również, że ta „zielona energia” dostarcza minimalnych ilości energii, a jej rozwój jest opłacany astronomicznymi subwencjami. Wiedzą, że obłąkany wzrost kosztów opału i elektryczności nie jest spowodowany wyłącznie szaleństwami Putina. Czy to znaczy, że ignorują zmiany klimatyczne? Z pewnością obecnie nie jest to temat codziennych rozmów. Na ogół nie zaprzeczają, że problem istnieje, chwilowo mówią, że będą wycinać drzewa w lesie, co może oznaczać, że ich priorytetem jest przetrwanie.
Nie wiem, czy jest jeszcze szansa na wspólną listę wszystkich partii opozycyjnych, mam jednak ponure wrażenie, że wyjście do wyborców z tym priorytetem, prezentowanym w charakterze kolorowego obrazka, bez wspomnienia o wszystkich wątpliwościach i trudnościach, dramatycznie wzmocnionych przez już toczącą się wojnę, wydaje się grą samobójczą.
Na arenie politycznej siły są dość wyrównane, o zwycięstwie bądź przegranej w dużym stopniu zadecyduje zdolność przedstawienia wyborcom politycznej wizji realizowania tego, co możliwe.
Jest mało prawdopodobne, żeby tak przedstawiony priorytet na następną kadencję pozwolił nam doczekać, że nie będzie to kolejna kadencja ogłupiałej zjednoczonej prawicy. Obym się mylił.

Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
Artykuł ukazał się w witrynie Listy z naszego sadu. Publikacja za zezwoleniem Autora.
Myślę, że jednak Tusk jeśli zmienia zdanie i mówi o tym, że się mylił i przejmuje narrację Lewicy w każdym niemal aspekcie:
od “mieszkanie prawem człowieka”, przez skrócenie czasu pracy, walkę o klimat po sprawy obyczajowe typu prawa mniejszości i prawa kobiet –
to nie dlatego, że wysłuchał słusznych uwag Zandberga (wtedy zapisałby się po prostu do partii Razem), ale dlatego, że tak podpowiadają specjaliści od sondażów.
Części elektoratu i tak nie przekona, bo to wierny lud pisowski już prędzej na diabła zagłosuje niż na Tuska, zresztą ta część elektoratu i tak z przekazów rządowych dowiaduje się, że winny wszystkiemu Putin.
Więc pozostaje przymilanie się do elektoratu “progresywnego”.
“Jest mało prawdopodobne, żeby tak przedstawiony priorytet na następną kadencję pozwolił nam doczekać, że nie będzie to kolejna kadencja ogłupiałej zjednoczonej prawicy. Obym się mylił.”
*
Każdy z nas tak właśnie chciałby sie mylić. Tymczasem od 2015 roku nie udaje się pomylić. Opozycja jest wyjątkowo bezradna, bezwolna, leniwa, gnuśna i … nie wygląda jakby była zainteresowana przejęciem władzy. PiS nie wziął się znikąd. Oprócz działaności celowej JK i jego współpracowników, opozycja a zwłaszcza PO przez ponad 14 lat dzielnie pracowali aby PiS rósł w siłę i miał się dobrze. Lwią część odpowiedzialności za to ponosi Donald Tusk. Nigdy z tej swojej fatalnej polityki podtrzymywania pisowców się nie wytłumaczył i nie skorygował swoich błędów. Teraz utyskuje, ale to trochę musztarda po obiedzie. Mleko sie wylało i Polska przez ostatnie 7 lat została instytucjonalnie, prawnie, moralnie a w końcu także gospodarczo nieźle pokiereszowana. Naprawienie tego wymaga radykalnych kroków a nie półśrodków.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że teza jakoby “o zwycięstwie bądź przegranej w dużym stopniu zadecyduje zdolność przedstawienia wyborcom politycznej wizji realizowania tego, co możliwe.” zupełnie nie znajduje uzasadnienia w realnym życiu politycznym. Każdy polityk w jakiejkolwiek kampanii wyborczej jeżeli chciałby uczciwie powiedzieć co realnie można zrealizować nie dostałby nawet 5 % głosów, natomiast polityk schlebiający oczekiwaniom, marzeniom, pragnieniom elektoratu bez wątpienia będzie wybrany z szerokim poparciem. Należy zadać sobie pytanie dlaczego tak jest. I tutaj odpowiedź wydaje się prosta i oczywista. Politycy traktują kłamstwo jako równoprawny instrument prowadzenia tzw. gry politycznej. Instrument bardzo skuteczny bo dający im z jednej strony szerokie poparcie wyborców z drugiej strony całkowicie bezpieczny bo nigdy, nikt nie rozliczy ich z tych kłamstw dlatego mogą bezkarnie nimi szastać. Obywatele pozbawieni podmiotowości w decydowaniu o czymkolwiek zostali pozbawieni a raczej nigdy nie mieli żadnych skutecznych instrumentów nacisku na polityków aby zmusić ich do działania i podejmowania decyzji na rzecz obywateli. Dlatego tez każda kasta polityczna zawłaszczała i dalej będzie zawłaszczać państwo a szczególnie jego dobra na rzecz realizowania wyłącznie swoich interesów. Robią tak bo mogą, bo nikt a najmniej my obywatele nic z tym nie możemy zrobić. Samo założenie, że jak to, przecież wystarczy wybrać tych właściwych, uczciwych, pro obywatelskich i propaństwowych polityków a na pewno będą podejmować racjonalne decyzje w imieniu i na rzecz społeczeństwa jest tak samo głupie jak i naiwne. SYSTEM WŁADZY NALEŻY ZDEFINIOWAĆ NA NOWO, TAK ABY SŁUŻYŁ OBYWATELOM A NIE POLITYKOM. I TO JEST PRAWDZIWE WYZWANIE.
Specjaliści od sondaży mogą wprowadzać w błąd, co się specjalistom często zdarza. Wyborcy, którzy już dziś wiedzą, że pójdą do urn będą głosowali na “swoje” partie niezależnie od przebiegu kampanii. Około 30-40 procent uprawnionych do głosowania jest niezdecydowanych. Większość z nich zostanie w domach. Jeśli wyniki będą wyrównane (co jest bardzo prawdopodobne), języczkiem u wagi okażą się ci, których zdoła się przekonać podczas kampanii wyborczej. Nie znam badań nad niezdecydowanymi, więc tylko socjologiczna intuicja podpowiada mi, że prawdopodobnie dominują tu osoby z niskimi dochodami, a w odniesieniu do tej grupy taki priorytet może mieć skutek odwrotny od zamierzonego. Nie oznacza to konieczności pominięcia kwestii klimatu w kampanii, ale potrzebę akcentów na priorytetowe uwzględnianie problemów obecnie najsilniej niepokojących wyborców. .
Oczywiście, że sondażowi specjaliści się mogą mylić. Ale można nadal mieć nadzieję, że lider nanwiększej partii opozycyjnej dysponuje badaniami specjalistów nieco bardziej przekrojowymi, wskazującymi jaki przekaz ma szansę zmobilizować elektorat.
Wydaje się, że część społeczeństwa, o której Pan wspomniał, owa większość (gdyby była komitetem wyborczym) nie jest “niezdecydowana” lecz niegłosująca.
I prawdopodobnie specjaliści po Pana fachu wyuczonym, po zrobieniu odpowiednich badań doszli do wniosku, że łatwiej zmobliziwać elektorat (także wcześniej w dużej mierze niegłosujący) 18-25, a nie tę część, o której Pan wspomina, a która i tak pozostanie bierna.
Zresztą wydaje się, że Czarnek, Kaczyński i Przyłębska go zmobilizowali, a DT tylko zagospodarować próbuje.
Można mieć taką nadzieję.
W przeciwnym razie wychodzi na to, że lider największej partii opozycyjnej gdzieś usłyszał czy przeczytał, że poglądy Polaków odbiły w lewo i stąd nagły zwrot i prześciganie Lewicy w czerwono-zielonym radykalizmie.
I taki scenariusz też wydaje się niestety prawdopodobny, zwłaszcza, jeśli się weźmie pod uwagę niechęć Tuska do jakiejkolwiek dyskusji programowej. Sugeruje to brak przygotowania do takiej dyskusji, znacznie łatwiejsze wszak jest posługiwanie się hasłami na wiecach, bez konieczności znalezienia odpowiedzi na pytania “kiedy” i “jakim kosztem”, które mogłyby pojawić się w poważnej debacie.
No ale jednak jest nadzieja, że to nie ot takie intuicyjne wskakiwanie na nośną falę, lecz wolta na podstawie badań przeprowadzonych przez fachowców – może i zawodnych, ale jednak specjalistów.