Andrzej Lewandowski: Obiecanki – niecacanki5 min czytania

06.12.2022

ECHA WYDARZEŃ:

Z trudem, ale w poczuciu właściwej hierarchii wydarzeń – najpierw o boisku. O milionach – potem.

W Katarze grają. Uważnie obejrzałem mecz Brazylijczyków z Koreańczykami. Tymi z południa. 4:1. Refleksji nawet więcej niż goli. Spektakl, nie tylko mecz o awans.

Brazylijczycy. Bajeczna technika, szybkość, plecaki z akcjami pełne pomysłów na akcje. Ochota do gry – nie w myśl teorii, że gramy tak jak przeciwnik pozwala, lecz starając się by on grał, jak my mu pozwolimy… Wyobraźnia, improwizacja… W ataku i w obronie… I ta widoczna radość z grania… Owe tańce zbiorowe, gdy kolega strzelił gola… Jakbym widział nasze młodziutkie siatkarki po udanej akcji. Już wiem, pewnie z brazylijskich futbolistów wzięły wzór i przełożyły na nasze…

Koreańczycy. Czterema stratami szybko zapłacili za naiwność, ale co potem? Nie rączki do góry w geście rezygnacji – bo awans został przegrany w pierwszym kwadransie. Twarda, ambitna gra do końca, widoczne w zachowaniu marzenie, by przegrywając jednak zostawić dobre wrażenie… Oni jak Japończycy, Amerykanie… przegrani w tym turnieju, a jednak na swój sposób wygrani. No i trochę pozmieniali barwy na futbolowym obrazie…

Pro domo sua – powyższe wrażenia wydają się oczywistymi wskazaniami na adres rodzimej piłki. A gdy czasem teraz czytam, że gdyby zamiast podporządkowania się defensywie w fazie grupowej i zagrać tak otwarcie jak np. Koreańczycy, to byśmy byli na czwartym miejscu, a przecież jest awans…

W ramach dyskusji jednak akademickiej prezentuję inny pogląd. Że może w grze „koreańskiej” byśmy wykopali Meksyk – zamiast remisu – i awansowali jako lider…?

Mnie wciąż siedzi w głowie inne granie, mecz z Francją. Jakże inny w nastroju… Jasne, wciąż odległy od szablonu dzisiejszych elit, z piłkarzami gorzej wyszkolonymi niż rywale, wolniejszymi, mało zgranymi, a jednak… Gdy duch inny, to i granie też.

Pan Włodek Lubański patrząc z pozycji swojej wiedzy i doświadczeń orzekł – czytałem – że grali poprawnie… To jeszcze nie komplement, ale … Jest o czym myśleć. Pomyślą?

Smak i … niesmak. Smak, bo awans zawsze smakuje. Niesmak, bo jednak punkty to jednak nie pępek świata, a poziom aktorstwa nie dał oczekiwanych wrażeń. Nie wystarczy nauczyć się słów roli na pamięć, by teatr miał poziom równy aspiracjom widowni… Zbliżony, to jeszcze nie TO…

Tu przechodzę od smaku do niesmaku. Ten szpan z pieniędzmi obiecywanymi zgoła na dawnej carskiej zasadzie, że w dowód uznania za coś władca albo władczyni dawali wieś. Z mieszkańcami, których oczywiście nikt o zgodę nie pytał…

Przypomniała mi się bardzo dawna scenka z wagonu restauracyjnego. Bardzo zamożny na owe czasy działacz zachęcał asów sportu: „Jedzcie i pijcie. W domu wam się nie przelewa. Rachunek ja zapłacę…” Obraz grubą kreską narysowany, ale uczciwie. Zachęcał i płacił. Ze swojego portfela…

Katar przyniósł inny obraz. Też związany z kasą, ale publiczną, zaś w dyspozycji „niepublicznej”. Jest burza. Premier obiecał piłkarzom niemałą, bo wielomilionową sumę – do podziału, jeśli wywalczą awans. Poza wielkimi nagrodami urzędowo z PZPN na podstawie wpływów z FIFA. Co z góry opisane – ile, za co, komu…

Szef rządu lubi takie zachowanie – kibic, dobre panisko… Kiedyś – pamiętam – zadeklarował dodatkowe premie dla siatkarzy. Były jakieś rafy biurokratyczne, ale chyba dało się je pokonać…

Prezes PZPN pytany o obiecane miliony, mówi, że nie wie, tylko coś słyszał, ale to chyba było w rozmowie z piłkarzami, nie via związek. Zapis elektroniczny w sieci (nie podsłuchane rozmowy komórkowe) w związkowym „Łączy nas piłka” ową rozmowę uwiecznił. Jako deklarację „godziwych nagród”…

Gdy się zrobił szum, rzecznik rządu coś tam gaworzył, że chodziło nie o piłkarzy, lecz w ogóle o wsparcie piłki, lecz wypadło to blado. Za to media doniosły, że w Katarze był spór „szatni” z selekcjonerem o podział obiecanej premii nadzwyczajnej, i zaiskrzyło…

Jest ciąg dalszy. Krytyki obietnic, wieści, że premii jednak nie będzie… Godziny mogą przynieść kolejne wypowiedzi i niedyskrecje. Nie bawię się w detale, niesmaku nie zlikwidują… Podobnie jak ów szpan z rządowym samolotem, eskortą honorową, różnym a podobnym formom podczepiania się polityków „pod sport”. Już loże VIP i szaliki nie wystarczają?

Mam nadzieję, że opisywane wydarzenia różnic zdań między „szatnią” a władzą ekipy nie przełożyły się w żadnym stopniu na nastroje meczowe. Choć czytam, ze koledzy zanotowali wypowiedzi niedwuznacznie podważające „myśl strategiczną”… Prawa do refleksji i ocen własnych nie śmiałbym podważać.

Dyscyplina i hierarchia samodzielności i samorządności nie likwidują… Ale jakieś pęknięcie chyba jest i ma tendencję do pogłębiania. Widzę to choćby w wydarzeniu z pozoru marginesowym.

Powrót – znów rządową maszyną – ale drużyna zdekompletowana wobec lecącej „w tamtą stronę”… Filary zespołu poleciały z Kataru na wypoczynek, zapewne za biletami „za swoje” (FIFA jest zamożna i dzieli się kasą), w czym nie upatruję cienia zdrożności, ale… Gdzieś mi się gubi muszkietersko-dumasowska zasada „jeden za wszystkich – wszyscy za jednego”, także jako jeden z filarów sportów zespołowych. Jeśli awans to rzeczywisty sukces, a sukces w sporcie to powitanie z orkiestrą i tłumem kibiców, to ten obraz jakby coś jednak niepokojącego podpowiadał.

Dmucham na zimne? Nie wydaje mi się…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii