19.12.2022

ECHA WYDARZEŃ:
Klucz do refleksji (własnej) wywołanej przez futbolowe mistrzostwa świata zamykam pod literką „M”…
M – jak mistrzostwa. Świetny finał i bardzo dobry teatr w meczu o brąz. O drugim jakoś łatwo zapominamy, a pamiętać warto. Z uwagi na dramaturgię, poziom grania, a także z uwagi na to, że zdobyli trofeum Chorwaci, czyli Bracia – Słowianie.
Traktowaliśmy ich trochę per noga, że to wprawdzie nasza półka, ale… bez przesady. Tymczasem znów dali przykład, że jest inaczej, i od nich czas się zacząć uczyć, a nie traktować pobłażliwie…
1. Argentyna, 2. Francja, 3. Chorwacja, 4. Maroko.
EUROPA prymat oddała, choć ma dwa miejsca na podium. Teorii o zasadniczej zmianie układu nie wnoszę. Kocioł w gruncie rzeczy wciąż ten sam, zwyczaj wobec połamanych granic taki, że część sposobu grania prawie każdej reprezentacji narodowej jest zbliżona. Bo przecież w powszednim dniu ligowym wielu gra w tych samych klubach, jakże często europejskich. W reprezentacjach są „od święta”, a znają się jak przysłowiowe łyse konie…
M – jak mecz finałowy (i – znów przypominam granie o 3 miejsce też nie od macochy) – koncert światowy.
Rzeczywiście. Poziom, emocje – na boisku, trybunach i w ogóle, dramaturgia, sposób odegrania ról arcymistrzowski… Prawda. Aż dziw, że ganianie kilkudziesięciu facetów za piłką może stworzyć widowisko ekscytujące świat. Z facetem, który na trybunie tak zapamiętale wali w bęben, że na obserwację ma mało energii; przez miliony przed telewizorami, aż do szczytów wielkiej polityki.
Kilkudziesięciu na boisku, jedna piłka w grze, dwie bramki, reżyser – los, i takie echo! Nawet odbicia echami w świecie elektronicznym – wciąż dają pojęcie o rozmiarze i temperaturze odbioru.
Może dlatego tak się dzieje, że to widowisko o zasadach czytelnych, dość proste w odbiorze, a w ludziach (gdy wszyscy jesteśmy kibicami) budzi tęsknotę za czymś rzeczywiście naturalnym. Wobec skomplikowania współczesnego świata, pełnego niepokojów, wątpliwości pożenionych z uczuciem, że co jest – dzieje się poza nami, a piłka to teatr ze spektaklem na naszych oczach. Z reżyserem innym niż ten z urn wyborczych oraz nominacji…
Stop. Pewnie idę słowem na daleko, ale czy bez sensu? Że TO największy, najbardziej demokratyczny, świetnie odtruwający (mimo dziesiątków wewnętrznych wynaturzeń) teatr, jaki ludzkość sobie zafundowała? Z aktorami i bohaterami kształtowanymi na naszych oczach…
M – jak Messi. Lider drużyny zwycięskiej, więc otwierający rejestr. Nie za wielki wzrostem (170 cm jak autor tych zdań), nie atleta, z brzytwą na bakier, stale jakby coś mówiący do siebie. Na oko żadne cudo, a jak gra. Jak panuje nad piłką; nogi, głowa, strzał, podanie, kreacja obrazów nie do przewidzenia; dyrygent i egzekutor…
Numer jeden, nie tego turnieju, w ogóle futbolu naszych dni. Już zdobył wszystko, co było do zdobycia. Do oceny nie jest mi potrzebny żaden plebiscyt – wystarczają własne oczy…
M – jak Mbappé. Czołg, sprinter, człowiek o żelaznej woli. To on sprawił, że Francja po wielu minutach niemocy wróciła do wielkiej gry. Znów uwierzyła, że może obronić tytuł. Niemożliwe znów stało się realnym… Wulkan, solówka nad solówkami…
M – jak Modricz. Lider Chorwacji. Tej, którą nasi spece zazwyczaj traktują jako z tej samej półki, co nasza reprezentacji. Kolejny błąd – inna półka, na niej medal…
Dwie refleksje przy tym „M”.
Pierwsza – metryki. Messi – 35 lat, Modricz – nawet 37… Wniosek – druga i trzecia młodość sportowa mogą dać skutki lepsze niż pierwsza… I to nie tylko (choć pewnie także) kwestia doświadczenia, czy wytrenowania pod względem wytrzymałości, technik, której się nie zapomina, lecz w ogóle klasy grania.
Przeciwny biegun – Mbappé, ledwie 23 lata, a już wie o dobrej piłce wszystko… Pewnie przyniesione z futbolowego chłopięctwa…
Drugi nurt spisu asów. Gdzie my jesteśmy? Oj, bardzo daleko za wymienionymi. I właściwie jednoosobowo – za sprawą Wojciecha Szczęsnego. Bramkarza rzeczywiście w tym turnieju wspaniałego, ale… bramkarz to sól, zaś właściwa przyprawa to raczej pieprz plus zioła, bo bez goli danie nie jest takie, jakby się chciało…
M – jak miliony. Dolarów. FIFA umie mnożyć pieniądze, jest krezusem. Zarabia krocie, ale i krocie dzieli. Argentyńska federacja dostanie za mistrzostwo z górą 40 milionów dolarów!
Dalej:
440 mln dolarów zostanie podzielone na wszystkich uczestników mundialu. Każdy dostanie też 1,5 mln euro na poczet wydatków na przygotowania. Poza Argentyną nagroda dla finalisty Francji to 30 mln dolarów, dla brązowych medalistów Chorwatów 27 mln dolarów, a dla czwartego Maroka 25 mln dolarów. Dla ćwierćfinalistów jest 17 mln dolarów, a dla zespołów, które odpadły w 1/8 finału, czyli też dla reprezentacji Polski 13 mln dolarów. Dla drużyn, które udział w mistrzostwach świata zakończyły w fazie grupowej przewidziano po 9 mln dolarów.
Ładne sumy, prawda? Krzywdy nikt mieć nie będzie. U nas – też, bo przecież PZPN dawno ogłosił klucz podziału tego, co FIFA prześle. I każdy pewnie dostanie tyle, jakby nie tylko awansował z grupy, lecz jeszcze zapisał się obrazem doskonałego grania. No, a że nastrój naruszyły dodatkowo obiecane (z góry, po krytykach odwołane) pieniądze od rządu? Za to nie winię piłkarzy, lecz … Stop, wystarczy…
M – jak Marciniak. Szymon. Sędzia główny finału; szef polskiego zespołu w tym meczu. Mówi się, że dobry sędzia to ten, o którym nie trzeba mówić głośno. Myśmy byli krzykliwi już przed ogłoszeniem, że Polaków wyznaczono do tej roli. Nie dziwię się, bo dusza kibicowska skłania do podkreślania pozytywów, a jeśli nie dostarczają tego piłkarze…
Pan Marciniak jest teraz komplementowany. Sympatyczny, sylwetka sportowa… Dzielę oceny. Fachowiec, spokojny, zdecydowany, taktowny… Taki sędzia jak finał, a ten przecież nadzwyczajny. Że Francuzi oraz przesławna „L‘Equipe” dobrych ocen nie raczyły podzielić?
Cóż, każdy miewa, po pierwsze – tendencję do myślenia o własnej pupie… Więc spojrzeli przez ten pryzmat. Wedle mnie – zawiódł obiektywizm. Przywalił polemicznie w TVP sam Michał Listkiewicz, ekssędzia międzynarodowy, znów kolega po fachu, tata jednego z liniowych. Miał rację, choć puenta o żabach była jak słusznie wykpiwana teza polityka teraźniejszości, że nauczyliśmy Francuzów posługiwania się widelcem… Ale – wrócił do zawodu, to i puenty felietonów się wygładzą, spoko!
M – jak Michniewicz. Czesław. Trener na posadzie tzw. selekcjonera. Bojowy w zachowaniu, może ciut mniej w ofensywności programów boiskowych; amator sporów medialnych – ma temperament.
Umowa się kończy, kalendarz sportowy nie czeka na kadrowe decyzje PZPN; o wizji i pomyśle na przyszłość nie słychać. Są komunikaty związkowe. Ale one ani nie szkolą, ani nie trenują… A Katar przecież pokazał, że więcej jest jednak zaległości niż …
Kiedy my wreszcie zaczniemy się uczyć?

Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
