13.03.2023
Dowiaduję się w Dobrzyniu nad Wisłą, że kto szkaluje papieża-Polaka obraża polski naród i drażni jego korzonki nerwowe. Przez szkalowanie papieża-Polaka rozumie się ujawnianie czegokolwiek, co wiemy z pewnością lub dużym prawdopodobieństwem, o łagodnym traktowaniu podwładnych naruszających elementarne zasady moralności. Osoba prawna lub fizyczna szkalująca papieża-Polaka podlegać będzie karze raczej większej niż mniejszej.
Kardynał Wojtyła był człowiekiem o ogromnym uroku osobistym i w krakowskich czasach wydawał się należeć do najbardziej otwartego nurtu polskiego katolicyzmu, co spowodowało, że w dniu jego wyboru na papieski tron powiedziałem największe głupstwo w mojej dziennikarskiej karierze. Poproszony przez szwedzkie radio o komentarz, wygłosiłem nie tylko pean na temat człowieka, ale wyraziłem głębokie przekonanie, że będzie kontynuował reformy Kościoła katolickiego w duchu Jana XXIII. Zapomniałem, że polski kardynał został szefem korporacji, której interesy są zawsze ważniejsze od moralności i że polski kardynał był nie tylko uroczym człowiekiem, ale i niesłychanie solidnym pracownikiem, który nigdy nie zaniedbywał interesów firmy.
Zbrodnicze zachowania niektórych kapłanów wobec dzieci nie są niczym nowym, były kryte przez stulecia, ludzie tacy jak Karol Wojtyła nigdy tych czynów nie pochwalali, ale w imię dobrego imienia Kościoła firma preferowała unikanie skandali, a tym samym pobłażliwość dla zbrodni i brak litości dla ofiar.
Symptomatyczna w tym zamieszaniu była reakcja ambasadora USA, który został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie zadano mu głupkowate pytanie, czy słyszał co uczyniła papieżowi-Polakowi (należąca do prywatnego koncernu Werner Bros/Discovery) TVN. Ambasador, prawdopodobnie zakładając trudności percepcyjne, nawet nie trudził się wyjaśnieniami, jaka jest różnica między rządem USA a przedsiębiorstwem mającym swoją kwaterę główną w USA, zapytał tylko, czy są jakieś dowody na to, że przekazane przez tę stację dowody są nieprawdziwe. Ponieważ przedstawiciele polskiej dyplomacji nie mieli w tej kwestii żadnego komentarza, ambasador uznał wizytę za zakończoną.
Rząd Jego Kaczyńskiej Mości nie zamierza jednak spocząć na laurach, rozważa możliwości ukarania stacji telewizyjnej, a może nawet pozbawienia jej praw nadawania, a ponadto kieruje do wszystkich mieszkańców Rzeczpospolitej Janowopawłowskiej poważne ostrzeżenie przed jakimikolwiek próbami analizowania, co jest wiadomością prawdziwą, a co fałszywą, a tych, którzy będą próbowali to robić, czeka wojna cywilizacyjna.
Swego czasu ojciec Rydzyk bronił zboczeńców w sutannach pytając, „kto nie ma pokus”, ale to naprawdę nie był styl Jana Pawła II, jego troską była raczej spójność świętości Kościoła, którą skandale mogły naruszyć. Oczywiście zasadne są spory o ścisłość informacji pozyskanych za pośrednictwem dokumentów sporządzonych przez komunistyczny aparat ucisku i wyzysku. Wiemy jednak, że niektóre informacje z tych dokumentów są w całości lub części prawdziwe i daje się je weryfikować. (To był jeden z powodów, dla których nigdy nie kusiło mnie zaglądanie do mojej teczki w IPN, ponieważ nie chcę wiedzieć, kto z bliskich mi ludzi dał się złamać). Obawa przed prawdą jest czasem zrozumiała, czy powinna jednak prowadzić do czynów moralnie wątpliwych? Arcybiskup Jędraszewski nie ma wątpliwości, ale nie wszyscy kapłani podzielają jego wykładnię dekalogu. Archiwów udostępniać nie zamierza, próby sprawdzania są kolejnym zamachem na życie papieża-Polaka, odzierają Jana Pawła II z czci i szacunku, a jest to sprawka głosicieli ideologii gender, zwolenników aborcji i eutanazji.
Tomasz Terlikowski patrzy ze sceptycyzmem na heroiczną obroną świętości w wykonaniu krakowskiego metropolity i stwierdza, że:
Lektura „Maxima culpa” czy oglądanie kolejnego odcinka „Bielma” Marcina Gutowskiego nie jest dla kogoś, kto od lat zajmuje się tematem nadużyć seksualnych, przesadnie wstrząsającym doświadczeniem.
Pisze Terlikowski, że Jan Paweł II nie był w stanie zmierzyć się z faktem nadużyć seksualnych w Kościele. Dodajmy, że nie był jedynym kardynałem, który nie był w stanie zmierzyć się z tym problemem, a hierarchowie w Irlandii, Francji, Niemczech, Brazylii czy USA nie mieli powodu podejrzewać, że docierające do nich informacje to prowokacje polskiej bezpieki. Terlikowski nie ma wątpliwości, że Karol Wojtyła spotykał się z realnymi i bezdyskusyjnymi przypadkami wykorzystania seksualnego dzieci przez księży już w okresie krakowskim.
Magdalena Smoczyńska, córka redaktora Turowicza, pisze o swoim smutku, bo jest to kolejny demontaż złudzeń dzieciństwa i młodości, pisze, że nie tylko porzuciła Kościół, ale dotarła do ateizmu i że chociaż Wojtyła zasługuje na szacunek za różne rzeczy, jednak
w świetle świadectw i dokumentów działania tuszujące zbrodnie pedofilskie podlegających jego biskupiej władzy ksìęży, w tym przede wszystkim wysyłanie ich do małych wiejskich parafii, gdzie mogli bez najmniejszych problemów gwałcić kolejne dzieci, jest czymś, co jednoznacznie dyskwalifikuje go moralnie.
Ostatnio mam wrażenie, że wszystkie drogi prowadzą do Krakowa, gdzie tamtejsza pani kurator wzywa do umieszczenia w każdym przedszkolu, w każdej szkole i w ogóle wszędzie zdjęć Jana Pawła II, by każdego dnia pomagał nam wkraczać na dalszą drogę życia. Ten żarliwy i płynący z głębi serca apel przypomina mojej koleżance z BBC Helenie Szmuness czasy, kiedy w każdym przedszkolu i w każdej szkole wisiał na ścianie portret Józefa Stalina, pani Barbara Nowak chce dawać świadectwo swoją postawą opartą na poszanowaniu tradycji.
Muszę przyznać, że zakochałem się w określeniu księdza Jacka Prusaka, który napisał, że
…przeżywamy teraz – i w polskim społeczeństwie, i w Kościele – tzw. niejednoznaczną stratę po „naszym” papieżu i „Kościele Solidarności” i musimy w dojrzały sposób stawić czoło temu, co było, co jest i co nas czeka.
Jakby mnie nie rozbawiła ta „niejednoznaczna strata”, która z natury rzeczy prowadzi do niejednoznacznego żalu, z powodu tego, że „nasz papież” prawdopodobnie niejednoznacznie potępiał, więc teraz stoimy przed trudnym zadaniem wypracowania dwuznacznego stanowiska wobec straty.
Jeśli ktokolwiek sądzi, że tylko my znajdujemy się w semantycznym chaosie, na skraju płynnej niejednoznaczności, to chciałbym cicho zaprotestować.
Cały świat wydaje się pogrążać w semantycznym chaosie. Na początku było jedno słowo, potem liczba słów wzrosła, ale języki pomieszały się przy okazji budowy wieży Babel, a teraz desygnaty zaczęły się rozjeżdżać z symbolizującymi je dźwiękami i niejednoznaczność cierpi na elephantiasis. Co powoduje przemienne epizody depresji i agresji.
Tak czy inaczej, sugestia, że i ojczyzna i Kościół są zagrożone z powodu podstępnej próby dalszego przesunięcia dyskusji o pedofilii w Kościele, bo może to prowadzić do podważenia niekwestionowanego, a zarazem świętego autorytetu, prowadzi mnie do wniosku, że powinniśmy teraz stać murem za ministrem Czarnkiem i z całą mocą trzymać go za słowa, które nagle wydają się jednoznaczne:
„Jesteśmy przekonani, że święty Jan Paweł II nie potrzebuje obrony. Broni się sam”.
Tak trzymać, nareszcie głos rozsądku.
Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
tylko Terleckiego chyba trzeba zamienić na Terlikowskiego?
Oj, jaka głupia pomyłka, u siebie mogę poprawić sam, tu wszelako muszę się pokornie pokłonić Redaktorowi BM, bo tylko on jest władny.
OK.
A propos portretów wiszących w szkołach. Po wakacjach w roku 1963 jako jedenastolatek zacząłem chodzić do czwartej klasy szkoły podstawowej w wielkim mieście. Pierwsze trzy ukończyłem w małym miasteczku. Któregoś dnia po szkole mama zobowiązała mnie do odebrania zakupów ze sklepu mięsnego. Wszedłem do niego wraz z kilkoma kolegami wracającymi wspólnie ze szkoły i zakupy odebrałem. Moją uwagę zwróciły dwa dość pokaźnych rozmiarów portrety wiszące na głównej ścianie sklepu. Były to podobizny Władysława Gomułki i Józefa Cyrankiewicza, ówczesnych czołowych dygnitarzy PRL. U nas “na wsi” już dawno takie portrety nie wisiały w sklepach, więc zdumiony zapytałem kolegów dlaczego tutaj, w wielkim mięsice wiszą takie zdjęcia. Na to najmniejszy i nagrzecznieszy z kolegów bez wahania wypalił: “iIe ma mięsa ni wędliny, niechaj wiszą skur.ysyny!” Trzeba zatem dość ostożnie podchodzić do wieszania wszelkich podobizn w miejscach publicznych. (Nawiasem mówiąc kolega ten potem był sędzią i szefem sądu okręgowego. Niestety pare lat temu opuścił nas na zawał.)
Nigdy dość przywracania słowom ich podstawowych znaczeń. Dla mnie to doświadczenie niemal metafizyczne gdy widzę jak krytycy katolicyzmu (nieśmiało się do nich zaliczam) przywracają właściwe temu wyznaniu jego miejsce w historii. To wyznanie oparte na bezrefleksyjnej akceptacji autorytetu, który stwarza jedyne punkt odniesienia dla wierzącego. Również etyczny. Tak było również w systemach totalitarnych, którym jakoby katolicyzm się przeciwstawiał.
Znajomy katolik zapytał mnie czy książka Maxima culpa jest wiarygodna bo różnie się o niej mówi. Wysłałem mu moje omówienie z okopress. Odpisał, ze jest WSTRZĄŚNIĘTY i ze musi ja koniecznie przeczytać. Pozwalam wiec sobie dołączyć link, może wątpiących w jej wartość przekona (https://oko.press/maxima-culpa-jan-pawel-ii-wiedzial-recenzja-obirka). Jest tez pocieszające, ze w rankingu bestselerów pnie się w górę.
Cyt.:>> (…)wysyłanie ich do małych wiejskich parafii, gdzie mogli bez najmniejszych problemów gwałcić kolejne dzieci, jest czymś, co jednoznacznie dyskwalifikuje go moralnie.”
W pełni podzielam przekonanie Magdaleny Smoczyńskiej. Poza wieloma zaletami (JPII), z pojmowaniem moralności – z mojego punktu widzenia – miał duży problem.
JPII był stawiany za wzór dobrych praktyk religijnych. Np. dużo mówił o solidnym rachunku sumienia przed spowiedzią. Bodajże Profesor Obirek komentując milenijne wyznanie przez JPII win Kościoła w 2000 roku przywoływał “opinie z Zachodu”, że ten swoisty rachunek sumienia był “halfhearted”, czyli powierzchowny z wielu powodów. No i po ponad 20 latach wyszło kto miał racje…