21.04.2023
Nie tylko z powodu niepoprawności wszelakiej mniejsze zło niezmiennie mnie irytuje, podobnie jak „większa połowa”. Nawet wtedy, gdy to pierwsze miałoby oznaczać rozpirzoną na cztery wiatry, a więc niezdolną do wystąpienia pod wspólnym sztandarem, w konsekwencji nieistniejącą antypisowską koalicję, a to drugie ulepioną przekupstwami i zgniłymi kalkulacjami przedwyborczymi, populistyczno-ksenofobiczno-nacjonalistyczną, o wschodnim miejscami wyziewie, dyszącą pragnieniem utrzymania autorytarnego/dyktatorskiego status quo, prawicę.
To pierwsze, czyli zbiorowisko plemion prowadzonych wolą partyjnych kacyków każde w swoją stronę, może nie okazać się takim wielkim dobrem po osiągnięciu jakimś cudem wyborczego sukcesu. Zbyt mało tam pokory i szerokokątnego widzenia, zbyt wiele ambicjonalnych ciągot i jazdy na odcinaniu kuponów. Za dużo czarowania. Liczenia na cud. Nie znajdziesz figur zdolnych do partyjnego zamachu stanu, do przejęcia steru pewniejszą ręką i świeższym umysłem. Za to pląsających tancerzy nadmiar. A gremia plemienne w swej masie jak stada: z bekiem, rżeniem, kwikiem za przewodnikiem. Nie poradzą sobie w stajni Augiasza, nie nakreślą jasnych perspektyw i nie ruszą z kopyta z realizacją, nie dotlenią sarmackich czubów, to i jako zło mogą być postrzegani w konfrontacji ze złem dopiero co pokonanym.
A to drugie, ta „większa połowa”, jest całkiem realne. Oczywiście wyłącznie w znaczeniu większości parlamentarnej, a nie liczby popierających obywateli. Ale wiemy, że to w zupełności wystarczy, by nie tylko ponownie zapadł średniowieczny nad krajem mrok. By szeroko rozlał się jawny już terror a krew braterska polała. Całkiem możliwy sojusz bezprawia i niesprawiedliwości, i tak już będącego patologicznym zlepkiem towarzystwa spod ciemnej gwiazdy, z jakimikolwiek odcieniami brunatnego nic dobrego nie wróży. Podobnie stające się faktem skonfliktowanie z sąsiednimi krajami z powodu całkowitej indolencji w połączeniu z elementami pazernej, złej, nieludzkiej woli, aktualnych rozgrywających.
Ale prawym skrzydłem nie będę się zajmował, żeby nie dostać torsji. Oni wszyscy z kręgu tego starego Pataszona to swoiście pojmowanej intelektualnej urody ozdoby jak nie z metra cięte, to nad podziw wybujałe, zarostem lub na każdy temat słowotokiem zamaskowane i ograniczone… Wstecznictwem już dawno przez cywilizowany świat odrzuconym.
No więc ja tam walę w Tuska bez pardonu. Dla jednych w przeszłości narozrabiał i na przetrzymanie (przewietrzenie) smrodu przyczaił się na papuśnej unioeuropejskiej posadce, dla innych zaniechał stanowczości w kilku poważnych sytuacjach dla doraźnych koniunkturalnych korzyści. Można to nazwać cynizmem, można tchórzostwem, można małostkowością – niepotrzebne skreślić. Tusk nie jest moim półbogiem wiele mogącym. Nie ma czarodziejskiej różdżki, nie posiada kamienia filozoficznego, nie jest Jezusem-cudotwórcą. Z próżnego nie naleje, a Polaków nie sklei w znaczący monolit. Wykładanie światopoglądu własnym przeważnie wyznawcom nawet nie jest zabawne w obecnej sytuacji. A pozagraniczne koneksje mogą nie wystarczyć do wyprowadzenia kraju na prostą.
Proszę mi zatem wyjaśnić, bom niewystarczająco stary i niedouczony, jakie poparcie społeczne mieli – nie będąc dyktatorami – Churchill czy Roosevelt (Zełenskiego ogarniam, bo aktualny), że postępując tak, jak przedstawia to historia, zasłużyli na miano Wielkich Polityków. „Filozofia myślenia” to jedno, a zgodne z nią ruchy na szachownicy, za czym rząd/ parlament/ społeczeństwo/ naród murem, to drugie. W jak solidnym murze ma oparcie Tusk? Myślę, że przekonamy się o tym 4 czerwca, jeśli organizowanie marszu protestu będzie przebiegało w obecnym stylu, kończąc się medialną klapą.
Zwyciężymy?
I’m sorry, Panie Walterze, jestem advocatus diaboli.
WaszeR coraz mniej londyński
Nie podejmuję się polemizować, bo mój światoogląd (celowo tak napisałem) jest anarchistyczno-idealistyczno-naiwny. Troszkę też lubię pozytywną propagandę. Pozostaję z ogromnym szacunkiem i sympatią. P.S a starszy to chyba ja jestem 🙂
Starość fizyczna nie jest tożsama ze starością psychiczną, na szczęście.
Ja, im bardziej nastroszony jestem pesymistycznie, tym łapczywiej chłonę optymistyczności. Ale, żeby w ekstazie lewitacji nie uszkodzić sufitu, tudzież swojego fizis, odpalam czasami ironiczno-szyderczą rakietę umożliwiającą mi powrót na twardy ziemski grunt.
Pozdrawiam z niemniejszą sympatią.