Andrzej Lewandowski: Brzęczy i warczy3 min czytania

25.04.2023

ECHA WYDARZEŃ:

Gdyby tak sumować głosy w sieci – o sporcie, na czele byłby Pan Robert.

Bo był sam na sam z bramkarzem, mógł jeszcze podać koledze, a on – NIE strzelił, sknocił i Barca została bez gola… Trwa dyskurs o kryzysie i zmartwienie, że reprezentacja też źle rokuje… Daję spokój, może przyjdzie jednak czas dobrej zmiany…

Brzęczy i warczy. Brzęczą pieniążki, których w sporcie jest jednak zatrzęsienie. Czasem da się nieźle zarobić nawet na przegranej. Oto Lech na którymś tam planie (nie opowiadajmy bajek, że na bardzo ważnym) europejskiego grania klubowego, w bilansie dwóch spotkań przegrał z Fiorentiną, a … Tak jest w komunikacie:

Lech Poznań, przegrywając w dwumeczu ćwierćfinałowym Ligi Konferencji Europy z Fiorentiną, zakończył swoją długą przygodę w europejskich pucharach. Mistrzowie Polski dotarli do najlepszej ósemki, a co za tym idzie, zarobili ogromne pieniądze. Za sezon w Europie otrzymał od UEFA ponad 8 mln euro (około 36,88 mln zł).

Ładnie. I forsa, i komplementy. Drugie podkreślam. W pierwszym meczu Lech starał się wojować, głaskał ambitną grą serca swej widowni, a rywale… po prostu byli „z innej półki”. I co? Duch sportowej złości przydał sił i we Florencji przegrywający zrobili wspaniałe wrażenie. Mimo, że wciąż są bez swego asa – pauza za sprawą zarzutu użycia dopingu. Nawiasem – kiedy wiadomości przestaną się sprzeczać? Raz czytam, że analiza próbki „B” zarzut potwierdziła, więc… nie ma o czym gadać; to znów, że pojemnik wciąż zamknięty… Bądź tu mądry i pisz wiersze…

Zabrzęczało też na korcie. Panna Iga wygrała turniej w Niemczech. Koncertowo pokonała Białorusinkę – była skuteczna, do tego wciąż urzekająco dziewczęca. Przyznaję bez bicia- lubię obrazy sportowego, damsko-zgrabnego wdzięku przez NIĄ malowane…

Zwyciężczyni turnieju mogła liczyć na nagrodę w wysokości 120,1 tys. dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje kwotę około 504 tys. złotych.

Plus to, co „zawarczało’- najnowszy porszak, wart podobno 800 tysięcy… „Chyba tata będzie nim jeździł…” Taka córka to skarb…

Stało się, jak wróżyłem – Radosław Piesiewicz prezesem PKOL. Duża przewaga w głosowaniu. Zlot wyborczy staranie przegotowany, dziennikarze wyproszeni – jakby była różnica poglądów – po co media? Chyba było spokojnie. Jest nowy prezes, jest nowy zarząd. Jest prezydium z „nadprodukcją” wiceprezesów (premie za głosy – teraz bez znaczenia), odkurzacz kadrowy dał o sobie znać, a pewnie będzie to widać przy składach komisji, które teoretycznie – powinny być solą i pieprzem.

Jest zmiana w myśleniu. Nowy prezes to pokolenie biegłości w biznesie; obraca się dzielnie w dzisiejszym świecie. Zdecydowany w lansowaniu zmian (piszą, że nawet w tym agresywny, ale tego nie kupuję na kredyt). Ale przedsiębiorczość już na miarę zwyczajów- widać po CV…

Siatkówka, koszykówka – w niej już parę „rzutów za trzy punkty”. I zapowiedzi, że od teraz to już nic nie będzie tak jak było… No, Francja – elegancja – jak to mawiają pod trzepakiem… Ale jeśli będzie lepiej, to… ci, którzy ustąpili jakoś przeżyją…

Zauważę tylko – nieśmiało – że medale znów zabrzęczały, jak być powinno; w sferze sterującej znów nie znajduję PRAWDZIWEJ reprezentacji dziennikarstwa sportowego. A bez niego – ruch olimpijski zawsze protezą… Propaganda przez akredytacje to kłódka bez klucza…

Z fusów nie wróżę, kontestować nie myślę. Oczywiście mam trochę niesmaku. Gdy z „Polityki” dowiaduję się, że w ustawianiu wyborów, kadr i priorytetów – jak się modnie mówi i „zniechęcaniu przez próby gratyfikowania za wycofanie ponoć brał udział Duży Pałac na czele z gospodarzem. „Polityka” – nie pomponik, nie bulwarówka, a zaprzeczenia nie znalazłem, więc… Nie ma TAM ważniejszych spraw niż układanie listy wyborczej PKOl? Skłanianie do walkowera, jakieś gratyfikację? JUŻ mi apetyt zepsuli. Z normalności robiąc anormalność. Nie rozwijam, po co? Teraz sam obraz wydarzeń powie – SPRAWDZAM.